Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 31 lipca 2018

Egypt #3 - Milligan/ Corona

Podczas gdy drugi zeszyt skupił się na życiu Vincenta w starożytnym Egipcie, trzeci składa się z kilku czasowych przeskoków, nawiedzeń, śmierci, zmartwychwstań i oczyszczającej kąpieli w rzece gówna. Milligan świetnie i zaskakująco prowadzi tę opowieść. A towarzyszy mu nowy rysownik - Roberto Corona, który zastąpił Glyna Dillona (brata zmarłego w 2016 roku Steve'a Dillona, współtwórcy Preachera).
Zdaje się, że jest to przełomowy odcinek serii. Trzeci z siedmiu (mimo okładkowego komunikatu, że z sześciu - jak widać nawet największym zdarzają się błędy!). Zostają w nim rozwiązane najważniejsze tajemnice, w które obfitowały pierwsze dwa zeszyty, zamknięte zostają pewne znaczące rozdziały oraz dokonuje się coś w rodzaju oczyszczenia głównego bohatera. Mitologia egipska wkracza do współczesności, a klimat grozy rodem ze slasherów dla nastolatków pozwala uporać się z tymi, którzy w pierwszym zeszycie wywołali cały ten egipsko-amerykański galimatias z podróżami w czasie i przestrzeni.
Corona nie jest tak dobry jak Dillon, ale warstwę graficzną stara się trzymać doświadczony inker Phil Gascoine oraz kolorystka Tatjana Wood. Wychodzi im to lepiej niż dobrze. Na kolejne zeszyty spoglądam z optymizmem.
"Egypt" #3. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Roberto Corona. Tusz: Phil Gascoine. Kolor: Tatjana Wood. Wydawca: DC Vertigo, październik 1995

poniedziałek, 30 lipca 2018

Ziniol #54 - szczegóły

Uwaga uwaga! Podajemy przewidywany skład osobowy Ziniola #54: Krzysztof Owedyk, Mateusz Skutnik, Marcin Rustecki, Wojciech Stefaniec, Sławek Lewandowski, Rafał Trejnis, Grzegorz Pawlak, Piotr Machłajewski, Otoczak, Dominik Szcześniak.
W 32-stronicowym zinie znajdą się same komiksy, bez publicystyki.
Przypominamy: Ziniol #54 ukaże się 14 września podczas MFKiG w Łodzi. Nakład będzie limitowany, więc zachęcamy do zakupu magazynu w przedsprzedaży, która trwa do 1 sierpnia (wystarczy wysłać mejla na ziniolzine@gmail.com). Wraz z Ziniolem #54 w przedsprzedaży dostępny jest także Ziniol #53 (z takimi duetami twórczymi jak Milligan/Chmielewski i Lobdell/Pałka) oraz album Dolores Marcina Rusteckiego i Dominika Szcześniaka.

Flinch #2 - Motter/ Sienkiewicz/ Azzarello/ Risso/ Figerman/ McEown

W pierwszym Flinchu bywało różnie, w drugim też. Do tego stopnia, że podczas lektury każdej z zamieszczonych tu krótkich form należy co chwila zerkać na okładkę i przypominać sobie, że jest to "the Vertigo horror anthology".
Maggie and her microscope to wciąż mało horrorowy, ale najlepszy szorciak w tym numerze. Rzecz o małej dziewczynce z autyzmem i o jej zbawiennym wpływie na wyleczenie pewnej plagi. To raptem kilka stron, ale treści w nich dużo - spore ilości dialogów Deana Mottera Bill Sienkiewicz poupychał na planszach w dość rygorystyczny sposób: dzieląc je na szesnaście kadrów. Czytelnych, ekspresyjnych i komunikatywnych. Dodatkowym plusem tej mocnej historii są kolory jednej z najlepszych kolorystek Vertigo - Sherilyn van Valkenburgh. 
Porządna historia rozpoczynająca drugi zeszyt serii zostaje zrównoważona beznadziejną, niepotrzebnie śmieszkującą i narysowaną w sposób nieprzystający do antologii komiksów grozy opowiastką Boba Fingermana i Pata McEowna. Kompletna strata czasu.
Natomiast finał to solidna robota duetu Azzarello/Risso. Food chain to takie 100 bullets w pigułce. Komiks bez rozmachu, kameralny, gliniarsko-gangstersko-podsłuchowy, ale zrealizowany z wyczuciem i trzymający w napięciu. Azzarello - fachowiec od dialogów. Risso - na swoim stałym wysokim poziomie oraz (prawdopodobnie) w swoim żywiole.
Wciąż mam mieszane uczucia co do zeszytowych antologii, które według redaktorów zdają się być przyrządzane na zasadzie przykrywania wybitnymi nazwiskami kiepskich historii i wśród rzeczywiście świetnych kawałków przemycania typowych odrzutów, na które szkoda papieru. 
"Flinch" #2. Scenariusz: Dean Motter, Bob Fingerman, Brian Azzarello. Rysunki: Bill Sienkiewicz, Pat McEown, Eduardo Risso. Wydawca: DC Vertigo, lipiec 1999

niedziela, 29 lipca 2018

DMZ #38 - Wood/Burchielli

Czy w tym odcinku dochodzi do ostatecznej przemiany Matty’ego?

Matty wraca ze Staten Island (#35 i #36), Parco Delgado występuje już w roli prowizorycznego zarządcy NYC. Matty poszukuje na jego rozkaz informacji o miejskiej legendzie: gdzieś jest dużo złota i tylko Wilson z Chinatown wie gdzie dokładnie, i ile. A od Parco Delgado i od tego złota rozpocznie się wielka zadyma, która odmieni DMZ i w sumie doprowadzi do zakończenia wojny.

W DMZ powstała nowa część starego borough Manhattan: welcome to Parco City. Jakie interesy załatwia Parco? Czy to przywódca, który poświęci się, aby odmienić losy wojny i DMZ? Póki co jego prawą ręką staje się Matty, już okrzepły w strefie. Matty oddala się od bycia dziennikarzem, bierze do rąk broń (a dalej będzie w tej kwestii jeszcze ostrzej), zaczyna załatwiać czyjeś interesy, bo czuje rytm strefy. Matty brudzi sobie ręce, zmieniają się jego horyzonty.

W tym zeszycie trafiamy też na ten sam rozstaj dróg, na który trafił w „igreku” Yorick (te same ulice układający się w „y” = niewiadomą). Dokąd to wszystko pójdzie? Od tego miejsca mamy jeszcze ponad trzydzieści zeszytów, żeby się przekonać. Wydaje mi się, że właśnie w tym zeszycie Roth ma swój rytuał przejścia: pod gradem kul, rzucany od jednego gracza do drugiego, zaczyna myśleć inaczej, jeszcze nie sam za siebie, ale to tutaj dorasta mentalnie do DMZ, wie, że może coś zmienić. Wiwisekcja brutalnego konfliktu trwa, a Wood dalej wrzuca do amerykańskiego ogródka ogromne kamory.
(Kuba Jankowski)
"DMZ" #38. Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Riccardo Burchielli. Kolor: Jeromy Cox. Wydawca: DC vertigo, marzec 2009

sobota, 28 lipca 2018

Gangland #4 - Lloyd/ Lansdale/ Klaw/ Salmons/ Bruning/ Chiarello

The Big Snooze, autorska historia Davida Lloyda otwierająca czwarty zeszyt antologii gangsterskich opowieści, to czysta znakomitość! Zaraz po niej, dla równowagi, redaktorzy zamieścili historyjkę zdecydowanie beznadzieją, a zbiorek zakończyli kawałkiem z niewykorzystanym potencjałem. Czyli jakościowa średnia vertigowskich szorciaków utrzymana.
David Lloyd w gangsterski klimat wbił się bardzo oryginalnie. Narratorem i głównym bohaterem  swojej historii uczynił kundla imieniem Dino, który niegdyś tresowany przez bandziorów trafia pod opiekę policjanta i przechodzi re-tresurę, stając się istotnym elementem w walce z przestępczością. Do czasu... 
Osiem plansz komiksu Lloyda to: znakomicie napisany główny bohater, surowe i realistyczne rysunki, tragiczna i mocna historia oraz niepisana prośba autora, by zwracać uwagę na detal. Mistrzostwo krótkiej formy.
Dalej już nie dzieje się dobrze. Inicjacja, napisana przez dwóch scenarzystów - Joe R. Lansdale'a i Ricka Klawa - a narysowana przez Tony'ego Salmonsa to miałka przypowiastka o tym, że wejściu w szeregi osiedlowego gangu może przeszkodzić dziewczyna, a Electric China Death to dobrze rokująca, ale finalnie strasznie rozczarowująca historia o dwóch gangsterach, którzy składają wizytę właścicielowi chińskiej restauracji w celach zaiste gangsterskich... 
Pies Lloyda uratował honor czwartego zeszytu. Dla tych ośmiu stron - warto! Pozostałe są kiepskim dodatkiem.
(Dominik Szcześniak)
"Gangland" #4. Scenariusz: David Lloyd, Joe E. Lansdale i Rick Klaw, Richard Bruning. Rysunki: David Lloyd, Tony Salmons, Mike Chiarello. Wydawca: DC Vertigo, wrzesień 1998

piątek, 27 lipca 2018

Problem 3 - premiera

A tymczasem Problem 3 Sławka Lewandowskiego już się drukuje. Zainteresowanych odsyłamy do autora: czarnykopaczpodziemniowy@tlen.pl

The Sandman: Overture#1 - Gaiman/Williams III/Stewart

Pamiętacie ten odcinek Friends, w którym Rachel znajduje w zamrażarce u Joeya Lśnienie (a swoją drogą zdziwiło mnie okrutnie, że tak zmarginalizowano tę książkę Kinga w podróży przez stany popświadomości w epizodzie ze Stephenem - ekipo Jakuba Ćwieka: wstyd!)? Joey czyta na okrągło tę powieść, a ponieważ bardzo się jej boi, chowa w zamrażarce.

Ja mam podobnie z tym strachem przy niektórych kontynuacjach komiksowych, a raczej z powrotami po latach do jakiejś postaci, żeby jeszcze dopisać do świetnej, zamkniętej opowieści, coś tam. Właśnie, na ogół jest to „coś tam”. Nowych Strażników nawet nie kupiłem. Kontynuacji V jak Vendetta, Mausa, Muncha, Ósmej Czary i wielu innych też bym nie kupił, gdyby powstały. Taki ze mnie ortodoks. Ale Sandmana: Uwerturę  kupiłem. I tak się bałem do niego zaglądać, że egmontowy trade w folijce leżał prawie dwa lata na regale (w zamrażarce w jednej szufladzie nie mam miejsca, bo przechowuję odcinane Metzenowi palce stóp - za karę za spóźnianie tłumaczeń superów; w drugiej mam zapas lodów śmietankowych z zamrożonym sokiem wiśniowym; w trzeciej nie wiem, boję się zajrzeć; czwarta się nie otwiera). Przełamałem się tylko z powodu cyklu Vertigo na Z. i…

…czytając pierwszy zeszyt poczułem się jak w starym dobrym Śnieniu: ten sam klimat, ten sam rozmach, to samo intrygujące zawiązanie akcji, to samo bogactwo rozwiązań kompozycyjnych. I coś nowego: chyba większa różnorodność (która nie wpływa na spójność); na pewno strony z „chapter…”, gdzie w Eisnerowskim (czytaj: wkomponowanym w rysunek graficznie słowie, słowo staje się częścią świata przedstawionego) stylu dowiadujemy się, który rozdział będziemy czytać.

Cieszmy się tym otwarciem Uwertury, które jest bardzo treściwe, bo w dalszych zeszytach w zasadzie chodzi przede wszystkim o popis rysownika i oszałamiające kompozycje plansz oraz sekwencji, a historia… Lepiej wrócić do oryginalnego runu. Jeszcze jedno Uwertura czyni bardzo dobrze: nakazuje nam zadać sobie pytanie o to, czy chcemy czytać zapowiedziane na sierpień 2018 The Sandman Universe?
(Kuba Jankowski)
"The Sandman: Overture" #1. Scenariusz: Neil Gaiman. Rysunki: J.H.Williams III. Kolor: Dave Stewart. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2013

czwartek, 26 lipca 2018

Ziniol #53 - szczegóły

Wiemy już co znajdzie się w Z#53! Poza znaną już okładką Brendana McCarthy'ego oraz wspólnym komiksem Petera Milligana i Daniela Chmielewskiego, w kolorowy świat mutantów i laserów lat 90. przeniesie Was duet Scott Lobdell & Maciej Pałka. Pamiętacie run Scotta w polskich X-Men? Specjalnie dla Ziniola amerykański scenarzysta napisał historię w tamtym stylu, co idealnie zgrało się z nostalgicznymi poszukiwaniami Macieja Pałki! 
Poza komiksami, w których polscy rysownicy tworzą do scenariuszy zagranicznych autorów, w Z#53 znajdzie się miejsce dla prac rodzimych duetów: Peter Milligan ukrywa się w mojej piwnicy (Jerzy Łanuszewski/ Dominik Szcześniak) oraz Dolores (Dominik Szcześniak/ Marcin Rustecki). Wiadomości z Polski zaprezentuje Sławek Lewandowski. Blok publicystyczny poświęcony będzie pracom Petera Milligana, Brendana McCarthy'ego oraz serii, która połączyła pisarstwo Milligana i Scotta Lobdella. 
Przypominamy: Ziniol #53 ukaże się 14 września podczas MFKiG w Łodzi. Nakład będzie limitowany, więc zachęcamy do zakupu magazynu w przedsprzedaży, która trwa do 1 sierpnia (wystarczy wysłać mejla na ziniolzine@gmail.com). Wraz z Ziniolem #53 w przedsprzedaży dostępny jest także Ziniol #54 (z pracami polskich twórców - szczegóły wkrótce) oraz album Dolores.

Punk Rock Jesus #2 - Murphy

"Wasz klon jest fejkowy! Ukrzyżować go!" O rany, Sean Murphy twierdzi, że ludzkość nigdy się nie nauczy. Też mi odkrycie Ameryki!
Jezus został sklonowany i od pół roku żyje sobie na wyspie otoczonej przez protestujących Nowych Amerykańskich Chrześcijan, którzy domagają się uwolnienia zarówno bobasa, jak i jego mamy spod kurateli realizatorów programu reality show J2, który transmituje żywot nowego Chrystusa. Zwolenników NAC co jakiś czas naparza były bojownik IRA wraz z ochroną wyspy. Widzowie przed telewizorami to lubią. Lecz w drugim odcinku serii Punk Rock Jesus to nie widzowie są najważniejsi, a ci, których możemy obserwować dzięki kamerom wielkiego brata oraz ci, którzy tymi kamerami sterują.
Plany dotyczące młodego zbawiciela sprzyjają fundamentalistom: młody ma być szkolony z matmy i historii, ale również z kreacjonizmu i uzdrawiania. A nawet jeśli nie będzie potrafił dokonywać cudów, to od czego jest telewizyjna hochsztaplerka? Niecnym praktykom medialnych potentatów Murphy poświęca sporo miejsca i jest to wątek bardzo ciekawie poprowadzony oraz będący katalizatorem wypadków.
Warte odnotowania: pierwsze punk rockowe dźwięki oraz wódka Sobieski i solidna retrospekcja z Belfastu. No i wciąż cudowne rysunki, które tak cudowne będą już do samego końca. Czytam dalej!
(Dominik Szcześniak)
"Punk Rock Jesus" #2. Autor: Sean Murphy. Wydawca: DC Vertigo, październik 2012

środa, 25 lipca 2018

Dolores - przedsprzedaż na finiszu

1 sierpnia zakończy się przedsprzedaż komiksu Dolores autorstwa Rusta i Szczezza, tymczasem Marcin Rustecki zaprezentował drugą wersję okładki. Która z nich ostatecznie znajdzie się w albumie?

The Originals - Gibbons

Wygrzebałem ten komiks z jakiegoś limbo. Na grzbiecie widzę, że Vertigo, tylko jakoś dziwnie napisane, inaczej logo wygląda, oryginalnie, ale i tak myślę sobie, że się nada do cyklu. Format też oryginalny. Wygląda elegancko, ale nie pamiętam, o czym to było, a czytałem na pewno. Kartkuję, widzę, że gdzieniegdzie oryginalny layout na stronach (rysunki w środku, tekst na czarnym tle obok) i coś tam sobie przypominam. No to siadam i czytam od początku…

…a kiedy kończę, już wiem, dlaczego kompletnie tego komiksu nie pamiętałem: bo nic w nim nie ma oryginalnego. Opowieść o dwóch gangach hoverowych (że niby o motocyklowych, tylko oryginalniej), które się nienawidzą, ale dlaczego konkretnie, to nie wiemy. Handlują narkotykami, tańczą, podrywają laski i jeżdżą na zloty, gdzie ciśnienie rośnie na tyle, że muszą sobie sprzedać parę kuksańców. Albo kosę.

Pomysł ani trochę oryginalny i jeszcze mało interesująco zrealizowany. A tym tytułem… to Gibbons chyba sobie zdawał sprawę, że się wystawia, prawda? Trudno zrozumieć, po co niektóre opowieści powstają. Może chodziło o tę nazwę jednego z gangów, Originals, zestawioną z historią złożoną z klisz? Może z takiego napięcia miało powstać znaczenie? Eee tam, nawet mi się nie chce wymyślać, co to miało znaczyć. Lepiej sięgnąć po podobnie pomyślane, ale stworzone w dużo lepszym klimacie i ciekawiej opowiedziane historie z A Clockwork Orange (po polsku książka w dwóch wersjach! A Stiller miał i plan na trzecią; film Kubricka też mega), czy po przepiękny film West Side Story. Nie czytaliście? Nie widzieliście? To na weekend kupcie prosecco i zapuśćcie na romantyczny wieczór WSS.

A komiks wraca do limbo.
(Kuba Jankowski)
"The Originals". Autor: Dave Gibbons. Wydawca: DC Vertigo, listopad 2004

wtorek, 24 lipca 2018

Doom Patrol #75 - Pollack/ McKeever

Doom Patrol według Rachel Pollack i Teda McKeevera to jazda bez trzymanki. Pełno to dziwactw synonimicznych do tego, co od początku swojego istnienia praktykowało Vertigo. No i jest Brian Bolland na okładce. Tercet marzeń idealnie wbijający się w klimaty znad krawędzi.
(uwaga! Oko McKeevera - trzecia strona, piąty kadr!)
75. zeszyt serii o ekscentrycznej grupie vertigowskich superherosów jest dwunastym pisanym przez Pollack po odejściu Granta Morrisona. Jest to zarazem pierwsza część pięcioodcinkowej sagi The Teiresias Wars, w której tytułowy zespół wplątuje się w odwieczny konflikt między Budowniczymi i Terezjanami. "Przeszłość jest martwa, a przyszłość - anulowana" - brzmi jeden z wojennych sloganów wypowiadanych przez stronę konfliktu. "Doskonały świat to ten bez konfliktów, różnorodności i zmiany" - głosi inny.
Świat bez różnorodności zdecydowanie byłby światem bez ekipy Doom Patrol, w związku z czym Budowniczy ruszają tropem niezwykłej brygady. Tymczasem Dorothy ma problemy z tańcem (co będzie rozwinięte w kolejnych zeszytach), a jej wyimaginowani przyjaciele stają się zagrożeniem - przynajmniej według gadającej głowy profesora Cauldera (ten wątek też zyska rozwinięcie w nadchodzących numerach).
Wstęp do wojny rozpisany jest całkiem interesująco, a rysunki to uczta dla koneserów grafiki niebanalnej. Solidna lektura spod znaku "prawdziwego V".
(Doominik Szcześniak)
"Doom Patrol" #75. Scenariusz: Rachel Pollack. Rysunki: Ted McKeever. Kolor: Stuart Chaifetz. Wydawca: DC Vertigo, luty 1994

poniedziałek, 23 lipca 2018

DMZ #35 - Wood/ Donaldson

Bez zbędnych wstępów, bo to kolejny zeszyt DMZ, który trafia do cyklu, więc każdy wie, o co  chodzi. W tym odcinku chodzi o coś, co nazywam „syndromem Žeželja” - od Danijela Žeželja, tego chorwackiego rysownika, który pochodzi z nacji aktualnych mistrzów świata w piłce nożnej.

Ha! Dotarło do Was już? Zaskoczyłem Was, prawda? Ale zaklinam czas jeszcze, żeby jednak wygrali, żeby się cofnął czas i wygrali, bo Hrvatska miała wygrać, chciałem. Dla mnie i tak są mistrzami za ten mundial. Ale, wracając do głównego wątku: jeśli dobrze pamiętam, to Žeželja poznałem przy okazji El Diablo*, który zrobił z Azzarello (właśnie, też by można w cyklu Vertigo skrobnąć o tej czteroczęściówce, ale to po powrocie z urlopu; nie, nie z Chorwacji:)), i bardzo mi się ta jego „gruba krecha” podobała. Z czasem jednak trafiałem na jego prace tak właśnie rysowane w ramach serii komiksowych, gdzie w środku wskakiwał za kogoś na jeden zeszyt. I to mnie wybijało z rytmu. Potem denerwowało. Za każdym razem, bo jego krecha odbiegała totalnie od tego, co tworzyły oryginalne duety rysownik/scenarzysta w swoich flagowych odcinkowcach.

No i narodził się w mojej głowie „syndrom Žeželja”, który jest moją manią i mi przeszkadza przy seriach komiksowych, w których na chwilę się zmienia rysownika na takiego, który totalnie nie pasuje i psuje ducha serii, rozbija mi śledzenie storytellingu, doprowadza do rozpaczy… Wiem, muszę się na to leczyć, pójść pogadać ze specjalizującym się w schorzeniach komiksowych psychologiem…

W #35 zeszycie DMZ nie ma Žeželja, ale jest „syndrom Žeželja”, bo na ten numer wskoczyła absolutna rysownicza pomyłka (i narysowała jeszcze drugą część The Island…): Kristian Donaldson. Roth udaje się tutaj na Staten Island w poszukiwaniu tematu, a trafia na totalnie popapraną sytuację. To ważny odcinek w serii, a dali go do rysowania komuś, kogo rysunki i sposób budowania sekwencji zabijają przyjemność z czytania. Nic już nie płynie, historia nie żre, a sposób rysowania zarostu postaciom woła o pomstę do nieba albo nakazuje zadać pytanie z rodzaju „czy ten rysownik widział kiedyś gołą babę?”. Znaczy „brodę”.  Nie „gołą”, ale „brodę w ogóle”. No wiecie, o co chodzi.

Przepraszam utalentowanego Žeželja za ten syndrom, mnie chodzi tylko o to, że w seriach, na zastępstwo, nie pasuje. I się otrząsam z Donaldsona.

Brrr.

* a może pierwsze w rękach miałem Honey Talks? Albo jakiegoś Stripburgera?

(Kuba Jankowski)
"DMZ" #35. Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Kristian Donaldson. Kolor: Jeromy Cox. Wydawca: DC vertigo, grudzień 2008

niedziela, 22 lipca 2018

Egypt #1 - Milligan/ Dillon

Do grona bogatych dzieciaków wyznających kult Ozyrysa, w dość nieodpowiednim momencie trafia beztroski damski utrzymanek. Podczas odpowiednio zaaranżowanego przez studentów rytuału, opartego na doświadczeniu śmierci, Vincent Me odrodzony w innym ciele trafia do starożytnego Egiptu. Flatliners łączą się z Faraonem na łamach siedmioodcinkowej miniserii Petera Milligana i Glyna Dillona.
Pierwszy zeszyt miniserii rozpoczyna się dość mylącym splashem - na pierwszy rzut oka mamy tu kosmos, statek kosmiczny i wypadające z niego... ubrania? W rzeczywistości jest to nietypowe ujęcie na ciuchy, wywalane przez kogoś z piętra wysokiego bloku. Nabrałem się. Pewnie tylko ja. Trwająca przez kilka plansz obyczajówka zamienia się wreszcie w lekki thriller (w momencie gdy główny bohater w towarzystwie grupki studentów na odludziu słyszy podejrzane "czy masz jakiś bliskich krewnych? kogoś, kto za tobą zatęskni?"), po czym przenosimy się do Egiptu ery faraonów i obserwujemy jak główny bohater zastanawia się skąd by tu zdobyć fajki i butelkę whisky.
Wstęp jest całkiem niezły, choć uświadomił mi, że kompletnie nie pamiętam tego komiksu, mimo że czytałem go, powiedzmy 13 lat temu. Czy zatem Egypt ma dobry początek i marną całą resztę czy po prostu to ja mam sklerozę? Odpowiedź na to pytanie postaram się  zaserwować już niebawem.
(Dominik Szcześniak)
"Egypt" #1. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Glyn Dillon. Kolor: Tatjana Wood. Wydawca: DC Vertigo, sierpień 1995 

sobota, 21 lipca 2018

Coffin Hill #1/2 - Kittredge/Miranda

W Coffin Hill mamy do czynienia z bardzo sprawnie poskładaną mieszanką horroru/thrillera o wiedźmach (wokalista Godsmacka mówił o sobie, że jest wiedźmą…), teen horroru gotyckiego i horroru o nawiedzonym miejscu. W sumie żadna z tych odmian horroru nie jest moją ulubioną, ale Kittredge i Miranda złożyły z tego naprawdę wciągającą historię.

Rodzina głównej bohaterki, Eve, to rodzina wiedźm, która przybyła do Nowej Anglii z… Salem. Coffin House to siedziba bogatego rodu, która leży w Massachusetts w towarzystwie innych bogatych domów. A kiedy dzieciakom bogatych się nudzi, budzą się demony. Eve i jej przyjaciele dawno temu coś obudzili, ale nie spodziewali się, że to coś jeszcze stanie na ich drodze.

Pierwszy zeszyt po trochu pokazuje życie Eve jako bostońskiej policjantki (a w zasadzie szybki koniec kariery), po trochu powrót do domu, po trochu przeszłość. Typuję na ten odcinek cyklu Vertigo w zasadzie nawet ani pierwszy zeszyt Coffin Hill, ani drugi, ale przejście między pierwszym a drugim odcinkiem. Na końcu pierwszego Eve otwiera bramę Coffin House i spogląda przed siebie. Kiedy otworzycie drugi zeszyt, tym właśnie posunięciem, wraz z Eve przekroczycie próg posiadłości. Tak, jak dla głównej bohaterki, tak i dla was nie będzie już odwrotu. Po prostu będziecie brnąć w historię.

Przy dłuższym czytaniu drażniący staje się tutaj uproszczony rysunek, więc trzeba się po prostu na niego uodpornić, bo nie warto odkładać z tego powodu na bok czytania. Coffin Hill ma atmosferę, ma klimat, ma potencjał. Czytam dalej.
(Kuba Jankowski)
"Coffin Hill" #1/2. Scenariusz: Caitlin Kittredge. Rysunki: Inaki Miranda. Kolor:Eva de la Cruz. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2013.

piątek, 20 lipca 2018

Punk Rock Jesus #1 - Murphy

Sarah Epstein - ale nie pisarka, lecz pani doktor - przez moment staje w rozkroku: pozostać przy arcyciekawym projekcie, którym zawiaduje, a który skupia się na sklonowaniu Jezusa Chrystusa, czy od niego odejść przez wzgląd na szefa ochrony, byłego terrorystę IRA? Szmal i perspektywa kariery robi swoje: dr Epstein zostaje, a projekt szczęśliwie dobiega końca. Nie jest to jednak ukryte przed światem klonowanie dokonane przez sektę wiernych. Nic z tych rzeczy. Jest pompa, reality show i casting na dziewicę, która na świetnie wyposażonej we wszelkie udogodnienia wyspie urodzi nowego zbawcę ludzkości. Amerykanie - naród wybrany!
Pierwszy zeszyt autorskiej serii niesamowitego Seana Murphy'ego napisany jest sprawnie, choć właściwie nie pisze się tu o niczym nowym. Brutalny dialog wyznawców prawdziwego Chrystusa z fanami sklonowanego nie jest zaskakujący i jest dialogiem opcji bluźnierczej z opcją nowoczesną; nowa dziewica jest podekscytowana swoją rolą, lecz na moment przed porodem odzyskuje świadomość i na usta ciśnie jej się "what have I done!"; bojownik IRA to "Terminator bujający się w milczeniu po jaskini nietoperza", ale jednak budzący sympatię, bo jesteśmy z nim oswojeni dzięki krótkiemu intro z przeszłości; włodarze reality show to pozbawione skrupułów dranie... i tak dalej, i tak dalej. 
Dalsze wydarzenia niby łatwo przewidzieć, ale twist kończący pierwszy zeszyt jest całkiem mocny. Oczekiwanie na tytułową "punk rockowość" również każe czytać dalej. No więc będę czytał i pod koniec lektury podzielę się wrażeniami, ale wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, która do tej serii mnie zachęciła: o rysunkach.
Sean Murphy w czerni i bieli to rzecz absolutnie zwalająca z nóg. Toppi tańczący z Trustem. Ekspresja, kadrowanie, komunikatywność, racjonalna szczegółowość. Czyste złoto, proszę państwa!
(Dominik Szcześniak)
"Punk Rock Jesus" #1. Autor: Sean Murphy. Wydawca: DC Vertigo, wrzesień 2012

czwartek, 19 lipca 2018

Jacked #1 - Kripke/Higgins

Josh Jaffe przeżywa kryzys wieku średniego. Nie ma pracy, ma beznadziejny seks z żoną, dnie spędza na oglądaniu pornosów (ulubiony, superbohaterski, nie sprawdzałem, czy faktycznie istnieje: Cockman and Titgirl) i onanizowaniu się. Boli go kolano i plecy. Ma powiększoną prostatę, hemoroidy i refluks.
Autorzy bombardują nas takimi informacjami, które przedstawia w pierwszej osobie Josh-narrator w pierwszym rozdziale komiksu duetu Kripke/Higgins. Scenarzysta, Eric Kripke, zawsze chciał napisać komiks dla Vertigo. Szczerze wyznaje we wstępie do wydania zbiorczego Jacked (sześć rozdziałów), że tak jak Josh przechodził kryzys wieku średniego. Dla niego lekarstwem było napisanie komiksu, dla Josha… tytułowy jacked, czyli coś w stylu legalnego dopalacza, po którym Joshowi przybywa x25 do wszystkich zmysłów.
Dla czytelników komiksów z kryzysem wieku średniego lekarstwem może być na przykład przeczytanie pierwszego rozdziału Jacked i decyzja, czy chcą być takim łysiejącym grubaskiem sprzed lustra, czy faszerującym się chemią bohaterem dla własnych dzieci, czy kimś jeszcze innym.
Myślę, że każdy, kto przeczyta pierwszy rozdział Jacked, będzie czytał dalej. Okładki kolejnych zeszytów są autorstwa Glenna Fabry’ego i chyba każdy wie na co stać tego rysownika. Warstwa graficzna samej historii w wykonaniu Higginsa ma w sobie dalekie echa Crumba (zwłaszcza w portrecie Josha), choć ogólnie atmosfera ujawniania słabości i mizantropia głównego bohatera przepychają myśli bardziej w stronę Pekara (z tą różnicą, że biograficzność i własne doświadczenia zostają przez Kripkego całkowicie schowane na poziomie konstruowania opowieści). To dobre wzorce, ale nie sugerujcie się nimi aż tak bardzo, bo Jacked po pierwszym zeszycie i tak zapowiada się na coś zupełnie innego. 
(Kuba Jankowski)
"Jacked" #1. Scenariusz: Eric Kripke. Rysunki: John Higgins. Wydawca: DC Vertigo, styczeń 2016

środa, 18 lipca 2018

S. - Gipi

Jak Gipi zrobi komiks, to jest to uczta. Każdorazowo. Rok temu zachwalałem postapokaliptyczną Ziemię swoich synów, a wiele lat temu muzyczną Salę prób. Najnowsza produkcja włoskiego twórcy to praca poświęcona jego tacie. To właściwie ilustrowany notatnik, rozgrywający się na kilku płaszczyznach czasowych, w kilku miejscach. 
Gipi te notatki posegregował w pozorny chaos. W jednej chwili pokazuje ludzi o nabrzmiałych i czarnych głowach, w innej - morską wycieczkę. Wraz z jego bohaterami siedzimy w klatce królików, obserwując bombardowanie domu kolejarza, a po chwili jesteśmy świadkami gry w Counter Strike’a. Gipi przedstawia wojnę oczami zwykłych ludzi oraz skutki, jakie ta wojna wywołała w rzeczywistości tych ludzi.

Przede wszystkim jednak opowiada o swoim ojcu. Pokazuje jego wizję wszystkich zdarzeń. Relacjonuje, co S. mu mówi. A jednocześnie zaznacza, że to niekoniecznie musi być prawdą. S. jest komiksem o tym, jak piszemy sobie życia z perspektywy czasu. I o tych, którzy nam te życia piszą. Ten komiks wzrusza, ale zdarza się, że później drwi z naszego wzruszenia. I jest znakomicie napisany. Gipi dba o każde słowo, umiejętnie stosuje powtórzenia. Zawiesza swoje notatki w emocjonujących momentach, po czym wraca do nich ukazując je z innej perspektywy.

Scenariuszowo jest to praca na najwyższym poziomie, graficznie - również. Akwarele Gipiego idealnie korespondują z zanotowaną przez niego wielką historią. S. jest komiksem przygotowanym z idealnie wymierzonych składników. Poziom mistrzowski.

"S.". Scenariusz: Gipi. Rysunek: Gipi. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: timof i cisi wspólnicy, 2018.

Seekers Into The Mystery #3 - DeMatteis/ Barr

Scenarzysta J.M. DeMatteis miał nadzieję, że seria Seekers Into The Mystery będzie miała długi żywot, ponieważ w jego głowie znajdowało się kilka tysięcy stron tej historii. Jednocześnie zaznaczał, że opowieść jest bezwartościowa, jeśli nie towarzyszy jej czytelnik. Seekers into the Mystery doczekało się 15 zeszytów. To niewiele. Pierwsze trzy to mistrzostwo. Co się stało później? Poziom spadł na łeb na szyję? Czytelnicy przesiedli się na coś innego?

Trójka to katharsis głównego bohatera. Przedstawiona na okładce wizja dostaje rzetelne i satysfakcjonujące rozwinięcie w treści. Demony okazują się aniołami, a umysł - zwodniczym narzędziem. Choć odcinek naładowany jest emocjami związanymi z traumami z przeszłości, zawiera w sobie dużą dawkę oczyszczającego spokoju. Na moment przed finałem historii duetu DeMatteis/Barr dostajemy szereg pytań dotyczących rzeczywistości. I tylko kilka odpowiedzi.

Szlifowana od pierwszego zeszytu forma - powtarzająca się pierwsza plansza, dawkowane z precyzją spowolnienia narracji, efektowne zawieszenia akcji - eksploduje z całą swą mocą już tutaj. Co zatem będzie w zeszycie numer cztery, kończącym występ Glenna Barra jako rysownika (w późniejszych historiach jego funkcję przejęli Michael Zulli, Jill Thompson i Jon J Muth)?

Ten znakomity odcinek, wraz z czterema innymi, znalazł się w zbiorczym wydaniu Seekers Into The Mystery przygotowanym przez Boom Studios! Natomiast w 2017 roku Dover Publication zebrało wszystkie piętnaście zeszytów w jeden potężny album. Warto zapolować na ten komiks, bo to znakomity popis J.M.DeMatteisa i towarzyszących mu rysowników.
(Dominik Szcześniak)
"Seekers Into The Mystery" #1. Scenariusz: J.M.DeMatteis. Rysunki: Glenn Barr. Kolor: Nathan Eyring. Wydawca: DC Vertigo, marzec 1996

wtorek, 17 lipca 2018

Piękna ciemność - Vehlmann/ Kerascoët

Piękna ciemność wygląda na książeczkę dla dzieci, a w rzeczywistości jest antybaśnią lub niebajką. To Władca Much przeniesiony w bajeczne realia i Aurora w krainie niepokojących czarów. Autorzy biorą czytelnika przez zaskoczenie: oto dziecięcy podwieczorek, w którym udział bierze dziewczynka Aurora z przyjaciółmi, zostaje przerwany przez nagły atak obleśnej mazi. Dzieci ewakuują się z pomieszczenia i wraz z garstką innych lądują w tajemniczym lesie. Przeżycie w niecodziennych warunkach wyzwoli w nich najgorsze instynkty. Najgorsze, choć przykryte beztroską baśniową konwencją.

Piękna ciemność może być komiksem o tym, gdzie po śmierci dziecka podziewają się wytwory jego wyobraźni. Może też być opowieścią o duszkach, które mieszkają w zegarze, z którego obserwują swoich bliskich. Może też być czymkolwiek innym. Autorzy -
Marie Pommepuy, Fabien Vehlmann i Kerascoët - zostawiają interpretacyjną furtkę otwartą na oścież.

Ten komiks działa na czytelnika znakomitą warstwą wizualną oraz dawkowanym na przemian okrutnym niepokojem i ślicznym bajkowym klimatem. Niech was pozory nie zwiodą - nie dawajcie tego komiksu dzieciom. Natomiast jeśli jesteście dorosłymi gotowymi na mocne przeżycia - śmiało zanurzcie się w Pięknej ciemności
"Piękna ciemność". Na podstawie pomysłu Marie Pommepuy. Scenariusz: Marie Pommepuy, Fabien Vehlmann. Rysunek: Kerascoët. Tłumaczenie: Małgorzata Jańczak. Wydawca: kultura gniewu, 2018.

Hinterkind #13 - Edginton/Trifogli

Miałem nie czytać dalej, ale przeczytałem jeden dodatkowy zeszyt tej serii (całość zamyka się w osiemnastu), wybrany całkiem na chybił-trafił. No i trafiłem akurat na retrospekcję, powrót do stanu sprzed zarazy, która zdziesiątkowała ludzkość.

W Paryżu pan Hobb wykonuje zlecenie dla tej, która zapoczątkowała resetowanie Ziemi z ludzi. W Nowym Jorku doktor Asa (dziadek Prosper, którą poznaliśmy w pierwszym zeszycie) ma ciężką, rodzinną przeprawę z żoną, ale za to z dzieciakami dobrze mu się układa. W Waszyngtonie wszyscy ludzie prezydenta wiedzą, że jest już za późno, żeby coś zrobić, gdyż trybki ludobójstwa wprawiono w ruch bardzo dawno temu.

Dostajemy do rąk coś w stylu zeszytu zero. Nie za bardzo lubię tego typu wyjaśnianie, ale może to lepsze, niż same gadające głowy, które odkrywają wielki sekret? Tutaj ludzie jedzą i kłócą się, i niewiele na powierzchni wskazuje na to, że to ostatnie ich dni. W trzech krótkich miniaturkach w obrębie tego zeszytu w bardzo sprawny sposób autorzy wyjaśniają to, co stoi za zarazą.

To trzynasty zeszyt, pechowy. Przypadek, że taką treść do niego wybrano?
(Kuba Jankowski)
"Hinterkind" #13. Scenariusz: Ian Edginton. Rysunki: Francesco Trifogli. Kolor: Cris Peter. Wydawca: DC Vertigo, luty 2015

poniedziałek, 16 lipca 2018

Saga o Potworze z Bagien - Moore/ Bissette/ Totleben

Saga o Potworze z Bagien swego czasu zaliczyła w Polsce falstart i po dwóch tomach polski edytor wycofał się z jego wydawania. Teraz jednak powrócił do tego pomysłu i jest zdecydowany wydać wszystko. Wszystko, co w kwestii Potwora z Bagien miał do powiedzenia słynny Alan Moore. 

To właśnie brytyjski scenarzysta jest odpowiedzialny za rewolucyjne, jak na lata 80., podejście do historii o naukowcu, który po śmierci stał się florystycznym stworem. No właśnie. Przygody człowieka-rośliny - to nie brzmi zbyt poważnie, nawet jak na standardy komiksu superbohaterskiego. Ale to nie jest komiks superbohaterski. To historia grozy, która przefiltrowana przez umysł Moore’a autentycznie może przestraszyć. 

Ale nie tylko. Autor Strażników przedefiniował tu status Potwora z Bagien, rozkładając go na czynniki pierwsze w słynnym zeszycie Lekcja anatomii. Wrzucił go w piekielne rejony, spełnił jego miłosne potrzeby i dał mu nowe życie. Nad pierwszym tomem sagi unosi się duch powagi i grozy. Scenariusze pisane są  bogatym w ozdobniki, ale nie popadającym w grafomanię, językiem. Rysunki są charakterystyczne, bogate w detal i przywodzące na myśl lata 80. Jest to album, który dla współczesnego czytelnika może być wymagający, zarówno ze względu na treść jak i rysunki, ale powinien dać dużo satysfakcji. 


Co ważne, komiks wzbogacony jest o materiał tekstowy, który wyjaśnia wszystkie konteksty Potwora z Bagien. Jest tu niezwykle interesująca wypowiedź twórcy tej postaci, Lena Weina, znakomita analiza Ramseya Campbella oraz teksty Jamiego Delano i Neila Gaimana. Te dwa ostatnie artykuły pokazują jak bardzo pisarstwo Alana Moore’a w Potworze z Bagien wpłynęło na rynek światowego komiksu i pracujących dla niego twórców. To klasyka, którą warto znać.

"Saga o Potworze z Bagien" (tom 1). Scenariusz: Alan Moore. Rysunek: Stephen Bissette, Shawn McManus, Dan Day, Berni Wrightson, John Totleben, Rick Veitch. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: Egmont Polska 2018.

Spaceman #1 - Azzarello/Risso

Po kilku horrorach z Vertigo przyszedł czas na inną opowieść. O kosmosie, o przyszłości, o porwaniu, o pięknym sercu w ciele bestii, o reality show. Wstrząśnijcie, nie mieszajcie, a dostaniecie komiks, który w czytaniu „płynie” i dostarcza kapitalnej rozrywki.

Azzarello i Risso są dla mnie w duecie mistrzami prowadzenia wielu wątków jednocześnie i wplatania w nie eleganckich wygibasów sekwencyjnych. Jasne, nie oni jedyni stosują przeskoki z planu ogólnego do szczegółu w mniejszym kadrze „wlepionym” w plan ogólny, jakby w tło, i z powrotem. Nie oni jedyni dbają o elegancki layout plansz, w którym budują minisekwencje w obrębie dużej sekwencji. Ale oni jako jedni z niewielu mają to wyczucie w stosowanym storytellingu, które sprawia, że są bezbłędni i nie przeładowują czytelnika zbędnymi kombinacjami. No okej, czasami zdarzy im się gorszy temat na historię, ale nigdy w duecie nie opowiadają źle.

W Spaceman znajdziecie wszystkie te zalety konstrukcyjne plus niezwykle wspomagający opowieść kolor (Patricia Mulvihill i Giulia Brusco): czernie pięknie zlewają ze sobą osobne kadry nadając dynamikę sekwencjom, a oszczędna paleta sprawia, że rysunki to gra kilkukolorowych cieni. Pyszne, eleganckie, proste, satysfakcjonujące.

No i jest też wciągająca historia: Orson, wyhodowany przez NASA na kosmonautę osobnik, jest w świecie, w którym znacząco podniósł się poziom wody, wodnym śmieciarzem. Pewnego razu ratuje z rąk porywacza małą dziewczynkę. No i zaczyna się walka o okup, o jej uratowanie, o pokazanie ludzkiej twarzy. Świat po „zalaniu” jest ekscytujący, pełen zmyślnych szczegółów, pełen ludzi, którzy radzą sobie inaczej, dostosowali się. Druga linia narracyjna to retrospekcja z kosmicznego epizodu Orsona, w której poznajemy inne „potwory” wyhodowane przez NASA. Jeden z nich ponownie stanie na drodze Orsona.

Spaceman, czyli Azzarello i Risso w najlepszej formie i w opowieści całkowicie innej niż ta, w której rozdają 100 naboi i nienamierzalną broń. A i tak trafiają bez pudła.
(Kuba Jankowski)
"Spaceman" #1. Scenariusz: Brian Azzarello. Rysunki: Eduardo Risso. Kolor: Patricia Mulvihill, Giulia Brusco. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2011

niedziela, 15 lipca 2018

Y: The Last Man #1 - Vaughan/ Guerra

Vaughan wyobraził sobie taką sytuację, że nagle ginie każdy mężczyzna i każdy samiec na Ziemi. Każdy? No nie, scenarzysta pozostawił furtkę, wyjście bezpieczeństwa. W jego wyobraźni przeżył Yorick, współczesny bezrobotny Houdini, i małpka Ampersand.

Pierwszy zeszyt serii rzuca nas na głęboką wodę i to w intrygującym stylu. Pierwszą planszę kończy zdanie „All of the man are dead”, a na następnej zaczyna się odliczanie. Poznajemy ostatnich dwadzieścia dziewięć minut przed tym, kiedy nagle, pozornie bez powodu, umierają wszystkie ziemskie męskie egzemplarze. Poza naszą dwójką.

Zastanawiam się, co Vaughanowi się stało, że wyobraził sobie taką sytuację? Mokra fantazja rodem z filmu porno, że na Ziemi jest jeden mężczyzna i masa dostępnych i zapewne chętnych na niego kobiet? Skrajna feministyczna ideologia, pod której wpływem scenarzysta chciał ofiarować kobietom to, czego szowinistyczni mężczyźni im odmawiali przez lata? Taka pozytywna dyskryminacja, kiedy lata zaniedbań i uciskania nadrabia się uciskaniem tych, którzy do tej pory uciskali? Pierwsza fala feminizmu zmywa wszystko co męskie? A może Vaughan po prostu kombinował, kto mógłby z Ziemi zniknąć, i jaką historię dałoby się o tym napisać? W stylu przestrogi, jak w pewnym filmie, w którym w USA nagle zniknęli wszyscy Meksykanie? Żeby pokazać, że jednorodność społeczeństwa niesie ze sobą być może więcej problemów, niż różnorodność?

Tak, to wszystko może wam przyjść do głowy podczas czytania pierwszego zeszytu tej serii. Mi przypomniała się jeszcze gorąca dyskusja na temat polskiego przekładu pierwszego trade’a i masy przypisów końcowych od tłumacza - jak się okazało ani U nie był ostatnim z tłumaczy z problemami, ani „igrek” nie był jego ostatnim przekładem.
(Kuba Jankowski)
"Y: The Last Man" #1. Scenariusz: Brian K. Vaughan. Rysunki: Pia Guerra. Tuz: Jose Marzan Jr. Kolor: Pamela Rambo. Wydawca: DC Vertigo, wrzesień 2002.

sobota, 14 lipca 2018

Battleaxes #2 - LaBan/ Horley

Bardzo polubiłem te dziewczyny! Hrotha, Skold, Freya, Bruna i Sigga nie dość, że w większości silne i niezależne, to w dodatku nie tworzą standardowej ekipy: brakuje wśród nich błazna, śmieszka. I dobrze. Zamyka to scenarzyście furtkę do głupkowatych dowcipów, a otwiera wrota do pisania o dworskich intrygach, sercowych problemach i epickich potyczkach. 
Terry LaBan to fachowiec, wywodzący się z undergroundu (dla Vertigo zrobił wcześniej miniserię Muktuk Wolfsbreath: Hard-Boiled Shaman z rysunkami Steve'a Parkhouse'a). Pisze zwięźle i znakomicie prowadzi swoje postaci - cztery numery zapewne w zupełności wystarczą mu na efektowne rozwinięcie wszystkich tematów i eleganckie ich zamknięcie. Drugi zeszyt serii o walecznych wojowniczkach to tychże tematów nagromadzenie: panie przybywają na dwór władcy Birzenii, gdzie trafiają pod opiekę ślamazarnego królewicza i mają nadzieję spełnić swoje marzenia o bogactwach. Niestety, łaknąca kobiecego towarzystwa Bruna wkrótce pakuje ekipę w kłopoty, w których nie bez znaczenia będą również spiski obecne na dworze. Twarde dziewczyny w wielkim mieście - dla czytelnika wróży to wiele dobrego!
To nie jest historia o Conanie w spódnicy - zarzekał się LaBan, dodając jednak, że garściami z dzieła Roberta E. Howarda czerpał. Te dziewczyny rozkładają Conana na łopatki!
Battleaxes - no cóż, nie jest to Vertigo spod znaku najlepszych Hellblazerów, Shade'a, Sandmana czy Preachera, a jednak bawiłem się nadspodziewanie dobrze czytając tę serię. Solidne 8/10 w kategorii mydlanych magii i miecza.
(Dominik Szcześniak)
"Battleaxes" #2. Scenariusz: Terry LaBan. Rysunki: Alex Horley. Kolor: Noelle Giddings. Wydawca: DC Vertigo, czerwiec 2000

piątek, 13 lipca 2018

Clean Room #1 - Simone/Davis-Hunt/Winter

Nie wiem, jak wy, ale ja nie lubię wiosennych porządków. W zasadzie sprytnie w ogóle omijam ich robienie. Tylko dom trzeba kiedyś sprzątać, prawda? Czynnikiem motywującym jest zapraszanie gości. Wiadomo, wstyd będzie, jak okno nie będzie umyte, a kurz na półkach. Albo na książce Astrid Mueller, która zmienia życie ludzi.

Astrid Mueller to prezeska fundacji, guru, psychoterapeutka, którą Chloe Pierce, dziennikarka, wini za śmierć męża. Chloe postanawia dowiedzieć się, dlaczego strzelił on sobie w głowę. Łączy to zdarzenie z faktem, że czytał prozę Mueller. Nie odpuści, dopóki nie przeprowadzi z nią wywiadu. Sama Chloe ma pewne zdolności, które sprawią w dalszej części komiksu, że stanie się cennym nabytkiem dla fundacji Mueller.

W pierwszym zeszycie serii, ale również i w kolejnych, bardzo dużo czasu zajmuje autorom wprowadzanie masy wątków i rozstawienie postaci na szachownicy (literalnie: na szachownicy). Trzeba czytać pierwszych przynajmniej sześć odcinków bardzo uważnie i nie niecierpliwić się natłokiem coraz to nowych faktów.

Pierwszy zeszyt ma to, co horror mieć powinien: półnagą piękną kobietę, która w świetle księżyca próbuje popełnić samobójstwo; faceta z odstrzeloną połową twarzy, którego nie wszyscy widzą; tajemniczą fundację. Trzeba czytać dalej…
(Kuba Jankowski)
"Clean Room" #1. Scenariusz: Gail Simone. Rysunki: Jon Davis-Hunt. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2015

czwartek, 12 lipca 2018

Seekers Into The Mystery #2 - DeMatteis/ Barr

Calusieńka historia, która zamieniła się później w Seekers Into The Mystery pojawiła się w głowie scenarzysty podczas pobytu w Indiach w 1990 roku. J.M.DeMatteis dostał transfer bezpośrednio do głowy - z początkiem, środkiem i zakończeniem historii, ale bez szczegółów i głównych bohaterów. Detale pojawiły mu się dopiero na krótko potem - we śnie, najlepszym przewodniku pomysłów. Wtedy DeMatteis zdał sobie sprawę z faktu, że oto przemówiła do niego powieść, dotykająca jego ulubionej tematyki - poszukiwania sensu. Po zanotowaniu najważniejszych motywów, dokopaniu się do własnych przeżyć, które mógłby w książce wykorzystać i uformowaniu postaci, zapomniał o całej sprawie.

Temat powrócił w 1994 roku w Południowej Karolinie. Opowieść po prostu na niego spłynęła. Ponownie z całą jej epickością, monumentalnością porównywalną z Wojną i Pokojem Tołstoja, ale również z pewnym rozsądkiem w kwestii formy. DeMatteis zdał sobie sprawę z tego, że ta historia idealnie mogłaby zostać przedstawiona nie przez powieść, a przez komiks. Karen Berger i Shelly Roeberg klepnęły temat.

"What the fuck is going on here?" - pyta główny bohater na trzeciej stronie trzeciego zeszytu. I przez kolejne plansze z radością eksplorujemy odpowiedź na to pytanie. Z dość niespokojnych, ale wciąż przyziemnych rejonów odcinka pierwszego DeMatteis i Barr przenoszą czytelników w sferę znacznie mniej przewidywalną. Pokazując życie rodzinne Lucasa Harta twórcy wciąż odkrywają tło jego życia, ale dają również coraz intensywniejsze znaki dotyczące metafizyki, poszukiwania sensu i latania w przestworzach. Są tu mistrzowskie sceny, znakomita relacja na linii Lukas-Charlie i piękne rozwinięcia niby pozbawionych znaczenia momentów z odcinka pierwszego.

Zdarzało się, że o Seekers Into The Mystery ktoś mówił, że jest to połączenie Z Archiwum X i Niebiańskiej przepowiedni Jamesa Redfielda. I tak jest, oczywiście pośród wielu innych nawiązań.
(Dominik Szcześniak)
"Seekers Into The Mystery" #2.  Scenariusz: J.M.DeMatteis. Rysunki: Glenn Barr. Kolor: Nathan Eyring. Wydawca: DC Vertigo, luty 2016.

środa, 11 lipca 2018

Shade, The Changing Man #50- Milligan/ Bachalo

Seria Shade, The Changing Man to niewątpliwie jedna z lepszych rzeczy, jakie napisał Peter Milligan. I jedna z bardziej szalonych, nawet jak na jego standardy. Siłą rzeczy jest to więc również jedna z najciekawszych pozycji w obszernym katalogu Vertigo. I coś, co z pewnością muszę sobie po latach powtórzyć, bo naprawdę warto zanurzyć się w chorym świecie The Changing Mana ponownie. 
50. zeszyt nie był odcinkiem, od którego rozpocząłem znajomość z Shade’em, ale na pewno jednym z pierwszych. Dorwałem ich kilka i czytałem po kolei, ale i tak nie od początku, zaś jeden epizod był czasem oddzielony od drugiego nawet o kilkanaście numerów. Takie bezsensowne przeskoki bez ładu i składu, ale po prostu czytałem wszystkie komiksy, jakie miałem wtedy pod ręką, a jeśli znajdowało się na nich logo Vertigo, musiałem wiedzieć, co jest środku, choćbym zaczynał serię od… środka.

Czy 50. zeszyt Shade’a to dobry moment, by rozpocząć swoją znajomość z tym komiksem? Oczywiście, że nie. Ale jeśli przypadkiem na dzień dobry zawitacie właśnie tutaj, uwierzcie, że będzie się działo. Ciąże. Mordercze anioły. Brzemienne w skutkach pakty z diabłem. Pogrzeby. Tracenie kontroli nad swoim zachowaniem (I’m… I’m going to kill you. Don’t worry. Everything will be… all right.). Zabójstwa. Gościnne ilustracje takich rysowników jak choćby Brian Bolland, Sean Phillips, Mike Allred czy Ted McKeever. Na ostatniej stronie komiksu reklama  albumu Spin Doctors Turn It Upside Down (nie miałem okazji go przesłuchać). Samo zakończenie historii jest niezwykle dramatyczne i przez jakiś czas wydawało mi się, że jest to zarazem finał całej serii. Piękna rzecz.

Milligan, jeden z moich ulubionych scenarzystów. Do tego kreska Chrisa Bachalo (wtedy, gdy czytałem Shade’a #50 po raz pierwszy, znałem go tylko z TM-Semicowskich X-Men oraz Ghost Ridera 2099), Marka Buckinghama i Ricka Bryanta. Niesamowite i rewelacyjne połączenie.

Ale wiecie… jeśli nie znacie tego cyklu, zacznijcie jednak od pierwszego zeszytu. Jeśli go nie znacie, sięgnijcie po ten komiks natychmiast. I niech Madness Vest będzie z wami!
(Michał Misztal)
"Shade, The Changing Man" #50. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Chris Bachalo. Tusz: Mark Buckingham, Rick Bryant. Kolor: Daniel Vozzo. Wydawca: DC Vertigo, sierpień 1994

wtorek, 10 lipca 2018

Kid Eternity #16 - Nocenti/ Phillips

Zbiorowy grób twórczego duetu Nocenti/Phillips na okładce, esencja wczesnego Vertigo wewnątrz oraz kilka pożegnalnych akapitów w kolumnie listowej - we wrześniu 1994 roku, po 16 zeszytach, serial Kid Eternity dobiegł końca. 
Ile czasu vertigowski artysta może wytrzymać w oparach absurdu, niepokoju i klimatów znad krawędzi? A na przykład 16 miesięcy. Scenarzystka komiksu, wpisując w osobliwą opowieść postaci z kart historii, stała się jakby jedną z bohaterek serii - tą, która trafia na wolontariat do telefonu zaufania, gdzie wysłuchuje miliona przeróżnych zwierzeń i anegdot, z których istotne dla jej charytatywnej pracy są może trzy. Szesnastka Kida to zalew takich właśnie historii. Nocenti przywołuje postaci obecne na łamach poprzednich zeszytów, zamyka wątki lub je rozgrzebuje, pozwala nam spoglądać na śmierć diabła, wysłuchiwać dziecięcych manifestów politycznych i uczestniczyć w poszukiwaniu momentu, w którym narodziło się zło. Na ścianie w kiblu ktoś nabazgrał "King Mob", a ktoś odjeżdża zagubioną autostradą w stronę Krumville, by zjeść kawałek pysznego ciasta z jagodami. Opowieść gna dalej, lecz już bez udziału twórców.
Szesnastka to niesamowity zeszyt bardzo udanej serii, w której nikt nie brał jeńców. Ukazał się w momencie, kiedy Vertigo było w epicentrum niepokoju - ukazywał się właśnie pierwszy numer The Invisibles Morrisona, na łamach Doom Patrol szalał Ted McKeever, ruszał Moonshadow J.M.DeMatteisa i Mutha, a na kartach Shade'a #51 zaczynał się zupełnie nowy rozdział, rysowany przez Seana Phillipsa. Coś umierało, a coś wyłaziło spod ziemi. A Kid Eternity przez długi czas wibrował jeszcze czytelnikom gdzieś z tyłu głowy...
(Dominik Szcześniak)
"Kid Eternity" #16. Scenariusz: Ann Nocenti. Rysunki: Sean Phillips. Kolor: Daniel Vozzo. Wydawca: DC Vertigo, wrzesień 1994

poniedziałek, 9 lipca 2018

Survivors' Club #1 - Beukes/Halvorsen/Kelly/de la Cruz

Dziewięciorozdziałowy Survivors' Club to horror o szóstce dorosłych, którzy jako dzieciaki w 1987 roku zaliczyli traumatyczne przeżycie. Każdy osobno, każdy w innym zakątku globu. Żyją prześladowani wspomnieniami. My spotykamy ich, kiedy po 30 latach koszmar powraca. Wydarzą się jeszcze gorsze rzeczy.

Survivors' Club troszkę gra kliszami horrorowymi (zazwyczaj wprowadzając je okraszone sporą dawką ironii), troszkę nawiązuje do klasyków (zła maszyna do gier jest jak opętany samochód Christine, rower, czy inny mikser), troszkę miesza powagę z bardzo czarnym humorem. Efekt „troszkę tego, troszkę tamtego” jest konfundujący i ostatecznie ten komiks ma zaledwie momenty.

Najlepszy z nich to Chapter Four: Uninvited, w którym odwiedzamy nawiedzony dom, Muskagee House, który był bohaterem horroru, w którym zagrał jeden z bohaterów Survivors Club. Uf, dużo tych „których”, ale cały komiks jest dosyć poplątany. Nie przepadam za horrorami, gdzie mnie straszą domy, ale wyjątkowo tutaj autorom udało się wykreować kapitalną atmosferę grozy. Dom istnieje jakby w dwóch płaszczyznach i usiłuje straszyć swoich lokatorów na nowe wymyślne sposoby, a oni znoszą to ze stoickim spokojem. Pyszne połączenie. Ten rozdział to świetna miniaturka, która działa samodzielnie, i okazuje się niezwykle ważna dla całej historii.

Napisałem, że ten komiks ma momenty. Owszem, kilka razy dałem się podejść. Niezmiernie i niezmiennie straszy mnie Alice. Straszne było odkrycie „i kto to mówi?” tymi krzaczkami… Ach ta cioteczka…
(Kuba Jankowski)
"Survivors' Club" #1. Scenariusz: Lauren Beukes, Dale Halvorsen. Rysunki: Ryan Kelly. Kolor: Eva de la Cruz. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2015

niedziela, 8 lipca 2018

Battleaxes #1 - LaBan/ Horley

W VIII wieku naszej ery, świecie rządzonym przez walecznych mężczyzn, piątka równie walecznych kobiet z plemienia Wikingów postanawia wyruszyć na wschód, by jako najemniczki przygarnąć nieco bogactw. Hrotha - była przywódczyni plemienia, Freya - jej córka, Bruna - jej ochroniarka, Sigga - kochanka Bruny oraz Skold - znachorka, biegle władająca magią - oto dzielna brygada, która poradzi sobie z najbardziej wymagającym wrogiem. Bogactwa są zawsze tam, dokąd drogie panie zmierzają, lecz nigdy tam, gdzie docierają. Witaj, przygodo!
Wedle opisu wydawcy, w Battleaxes magia i miecz miesza się z operą mydlaną w średniowiecznych sceneriach. Autorzy piszą o wpływie religii na wyzwolenie kobiet oraz o mylnych stereotypach. Trup ściele się gęsto od pierwszych stron i choć czytelnik zostaje wrzucony w sam środek wydarzeń, ich uporządkowanie gwarantują precyzyjne retrospekcje. 
Alex Horley rysuje w "starym" stylu, dzięki czemu wizualnie komiks przywodzi na myśl najlepsze lata Vertigo, jednak sama tematyka od pokręconych opowieści z pierwszej połowy lat 90. jest bardzo odległa. Czy to źle? Niby zawartość Vertigo w Vertigo jest w Battleaxes znikoma, ale komiks czyta się bardzo dobrze, a z bohaterkami można sympatyzować znacznie bardziej niż z protagonistkami obecnie wydawanych w Polsce "komiksów o dziewczynach". Solidne rzemiosło, trochę w europejskim stylu, ale z zadziornym pazurem - takie są Battleaxes. Mężczyźni, drżyjcie! To kobiety tu rządzą!
(Dominik Szcześniak)
"Battleaxes" #1. Scenariusz: Terry LaBan. Rysunki: Alex Horley. Kolor: Noelle Giddings. Wydawca: DC Vertigo, maj 2000.

sobota, 7 lipca 2018

DMZ #12 - Wood

To już trzeci zeszyt serii DMZ, który wybrałem do ziniolowego cyklu Vertigo, choć DMZ wcale nie jest moją ulubioną serią w tej linii (Sandman nią jest, w pojedynczych zeszytach i jako całość, nic na to nie poradzę). Jest kilka powodów, żeby wyróżnić akurat „dwunastkę”.

Po pierwsze, to zeszyt całkowicie stworzony przez regularnego scenarzystę serii, Briana Wooda. Tekst i ilustracje należą do niego. Po drugie, jest to tzw. „special stand-alone issue”, więc teoretycznie jego zawartość nie wpływa na główną linię narracji i odcinek może być czytany całkowicie niezależnie. Po trzecie, jest to realizacja pewnego konceptu, co wyjaśnia nam na początku Matty: „My friend and contact Kelly Connolly at Independent World News asked me to put this together. My ‘Guide to the DMZ’, a sort of year-one report, a rough guide to the city”. Chodzi więc o pokazanie DMZ oczyma fotoreportera w formie fotoreportażu, nie komiksu. Proste, pomysłowe i chwytliwe. Po czwarte, i najważniejsze, Wood/Matty pokazuje tutaj, że miasto to ludzie, realizując ideę, którą jasno wyłożył w Triumph of the City Edward Gleaser.

Jest jeszcze jeden powód. Wcześniej napisałem, że Wood nie pisze za pomocą opowiedzianej w DMZ historii listu miłosnego do Nowego Jorku. Tymczasem na czwartej stronie okładki trade’a (vol. 2), który ta historia zamyka, znajdziecie taki oto cytat z New York Times Book Review: „Brian Wood is fascinated with New York [ba, kto by nie był! – jj], and DMZ… is a love letter to the city and its residents”. Zatem jednak list miłosny do NYC? Półabsolutnie nie. Po pierwsze, recenzent Newy York Timesa zapomniał, podobnie jak miliony turystów odwiedzających NY, że NYC to nie tylko Manhattan. A po drugie, nie chodzi o kupę kamieni, a przede wszystkim o ludzi, którzy w niej żyją i o to, jak organizują sobie życie na nowo.
(Kuba Jankowski)
"DMZ" #12. Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Brian Wood. Wydawca: DC Vertigo, grudzień 2006

piątek, 6 lipca 2018

Seekers Into The Mystery #1 - DeMatteis/ Barr

J.M.DeMatteis w latach 90. dostarczył czytelnikom najlepiej pisanego Spider-Mana wszech czasów (Spectacular Spider-Man, rysowany przez Sala Buscemę). Jego (i rysownika Mike'a Zecka) Ostatnie Łowy Kravena przez wielu zaliczane są do ścisłej czołówki komiksów z Pająkiem. Obecnie DeMatteis znany jest na przykład z tego, że współtworzy scenariusze do animowanego serialu Mali Tytani. I być może niewielu pamięta, że ten artysta odpowiedzialny jest za dwa tytuły, które święciły triumfy w komiksowym uniwersum Vertigo. Pierwszy z tych tytułów to Moonshadow, drugi - Seekers into the Mystery.

Współtworzony (przez 4 pierwsze numery) z Glennem Barrem (z którym DeMatteis stworzył wcześniej Brooklyn Dreams) serial początkowo skupia się na postaci Lucasa Harta - scenarzysty i pisarza, który zaczynał od dziecięcych komiksów i fantazji, następnie w czasach studenckości przesiadł się na poważne, a w rzeczywistości pretensjonalne utwory doceniane jedynie przez najbardziej odklejonych od życia profesorów, a następnie liznął trochę machiny hollywoodzkiej. Lucas zasiewa swoją narrację siedząc w wynajmowanym domku, który jest dla niego idealnym miejscem do umartwiania się, chlania wódy, palenia papierosów i walenia konia. Lucas jest uzależniony od pornograffi i rozsypany jak paczka dropsów. Boi się bezdomnych - współczuje im tylko z dystansu. Jednego z nich, Charliego Limbo nawet trochę podziwia, za tę jego wolność wyrażającą się w sraniu gdzie popadnie, pokazywaniu fujary starszym paniom i kontemplowaniu gramatury kamieni znajdujących się w okolicznym parku. Charlie ma też w sobie małego człowieczka z nożami. Ups!

Ciężko oprzeć się wrażeniu, że DeMatteis nawiązuje tu do Moonshadowa. Wskazuje na to już sama konstrukcja, z podziałem na księgi i rozdziały, ale również jeden z głównych twistów fabularnych w scenopisarskiej karierze Lukasa. Tyle, że choć Moonshadowa uwielbiam (o czym będzie jeszcze okazja napisać), Seekers Into the Mystery wydaje mi się być dziełem znacznie dojrzalszym. DeMatteis pisze z respektem dla inteligencji każdego czytelnika, w odpowiednich momentach stosuje odpowiednie wyciszenia akcji oraz w fenomenalny sposób równoważy strony zapełnione tekstem scenami z minimalną dawką słów.

To wielka opowieść. Znakomita. Absolutna czołówka komiksów Vertigo. Przynajmniej po pierwszym numerze. Stosik zeszytów tej serii przeleżał w mojej szafce ponad 10 lat. Nieczytany. W końcu wziąłem się za niego. I jestem zachwycony. Do tematu oczywiście będę wracał.
(Dominik Szcześniak)
"Seekers Into The Mystery" #1. Scenariusz: J.M.DeMatteis. Rysunki: Glenn Barr. Kolor: Nathan Eyring. Wydawca: DC Vertigo, styczeń 1996