Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

niedziela, 30 września 2012

Ziniol na MFKiG

Autor: Dominik Szcześniak 

Zazwyczaj przed MFKiG publikowałem info na temat tego gdzie i z czym załoga Ziniola będzie dostępna. W tym roku, jako że skład redakcji magazynu skurczył się do jednej osoby,  będzie bidniej:
Przede wszystkim The Very Best OFF The Ziniols vol 2: Rarities and B-Sides dostępny będzie na stoisku Ważki. Tam również znajdziecie Ksionza, do którego napisałem scenariusz, a Marcin Rustecki wykonał wspaniałe rysunki oraz Zamach na prezydenta Sławka Lewandowskiego, który zadebiutuje w nadchodzącym małymi kroczkami Ziniolu#53 serialem Wiadomości z Polski.
Kramik Ważki będzie wyglądał tak, że nie będzie można go nie zauważyć - w widocznym miejscu wyeksponowany będzie obraz Marcina Rusteckiego. Obecny będzie także kalendarz (dla kupujących komiks w przedsprzedaży) oraz - to pierwsza nowość - zwisały będą ksionzowe koszulki w dwóch wzorach i - nowość numer dwa - nabyć można będzie ksionzowe malografy. Ze spraw pozaksionzowych, wspomnę jeszcze, że na stoisku Ważki będzie można sobie zakupić komiksu Petera Kupera - The System (Vertigo) oraz Bleeding Hearts i Wild Life (Fantagraphics).
W niedzielę o 10:30 odbędzie się spotkanie ze mną i z Marcinem. Pogadamy o sprawach związanych z Ksionzem, ale przed pytaniami na inne tematy raczej się nie uchylimy. Podczas spotkania nastąpi uroczyste losowanie osoby, która przejmie w posiadanie wspomniany obraz Marcina przedstawiający głównego bohatera komiksu.
Również w niedzielę, ale o godzinie 13:00 zasiądziemy do wpisywania autografów wszystkim, którzy będą ich pożądać. A jako, że w sobotę dorywczo będziemy kręcić się wokół stoiska Ważki, również i tam można nas złapać i bez najmniejszego problemu zabazgrzemy Wam egzemplarze komiksu.
Na stoisku Ważki dostępne będą również oryginalne plansze niżej/wyżej podpisanego. Większość w formacie A3 (plus A4 w podręcznej teczce). Na przykład takie:
Zainteresowanych zapraszam do zaczepiania autora. A na stoisku Centrali znajdziecie świeży numer Zeszytów Komiksowych, poświęcony Śledziowi. Wewnątrz, obok bardzo zacnych nazwisk,  6-stronicowy komiks niżej podpisanego zatytułowany Komiks, który nie istniał.
A już niezależnie od powyższych informacji, zachęcam do wizyty w Łodzi (program Festiwalu dostępny jest pod tym linkiem). Będzie ogrom komiksów, mnóstwo ludzi, fajna atmosfera. Po prostu święto.
Start 5 października, w piątek. Do niedzieli na ulicach miasta będzie można potykać się o komiksiarzy.

piątek, 28 września 2012

Rewolucje we mgle - Skutnik/ Szyłak

Autor: Dominik Szcześniak
Kiedy na drugim kadrze piątej strony albumu Rewolucje we mgle w oczach dwóch postaci rysuje się zdziwienie spowodowane wyłaniającym się z mgły słoniem, można zacząć zadawać sobie pytanie: czy to jeszcze Skutnik, czy już może Moebius? Gdański twórca komiksów przeskoczył poprzeczkę ustawioną sobie poprzednim, również fenomenalnym pod względem graficznym tomem i nie wypada już o nim pisać inaczej, niż światowa ekstraklasa.
Repertuar komplementów, jakimi można obdarzyć Skutnika, powoli się wyczerpuje. Jest jednak jeszcze jeden, którego chyba nikt nigdy wobec tego twórcy nie użył - umiejętność rysowania "pleców konia". Rewolucje we mgle istotnym miejscem akcji czynią cyrk, stąd dość duża ilość zwierząt na rysunkach. Słonie, tygrys, koń - w ujęciu Skutnika prezentują się znakomicie. Wspominałem już o światowej ekstraklasie? Karierze na zachodzie?

Poza owymi zaskoczeniami, jest w najnowszych Rewolucjach pewien constans, różniący się od pozostałych tomów jedną istotną cechą - jest dopracowany do perfekcji. Chodzi o kompozycję albumu, mistrzowskie wykorzystanie języka komiksu oraz - dosłownie i w przenośni - ukazanie jego MAGII. Skutnik od zawsze w swoich historiach pozostawiał wiele niedopowiedzeń i furtek, których otwarcie należało do czytelnika. Być może właśnie przez tę magiczną mgłę, w omawianym tomie mamy ich najwięcej. Jerzy Szyłak, z którym Skutnik po raz kolejny połączył siły tworząc tym razem duet KOMPLETNY, zadbał o odpowiednie granie na czytelniczym nosie, wyprowadzając mnie co najmniej raz w pole. Ten album, mimo swej dość prostej fabuły jest nieprzewidywalny. I tu również tkwi jego niesamowita moc.

Tak, jak początkowe tomy serii opowiadały o wynalazcach i ich dziełach, tak i we mgle mamy podobny motyw. Tym razem stanowi on jedynie pretekst do zawiązania akcji, po czym zwalnia pole wspomnianej magii. Technika poszła w las. Seria pod władaniem dwóch Panów na "S" zmieniła się w taką, którą się czuje. I w którą się wpatruje, by poczuć więcej. A po tym wpatrywaniu wraca się do początku opowieści albo do dowolnie wybranej strony i czuje się znowu.

Rewolucje we mgle mają w sobie coś z horroru, albo przynajmniej trzymającego w napięciu thrillera. Do miasta przyjeżdża cyrk, którego główną atrakcją jest światowej sławy hipnotyzer Edmondantes. Kuglarze wkraczają na ulice w momencie, gdy te zalane są gęstą mgłą. Po pierwszym przedstawieniu coś się dzieje i zaczynają ginąć ludzie. Mgła ożywa? Magik robi nas w konia? Autorzy bawią się pomiędzy rzeczywistością a ułudą?

Odpowiedzi na powyższe pytania z mojej strony jest kilka i zobrazowane są przez następujące reakcje: "co się dzieje?!" (na styku stron 20 i 21), "o co chodzi?" (strona 25), "wow!" (przejście ze strony 46 do 47) "klap!"* (zanikający pasek na dole plansz i jego kulminacja).

Panie i Panowie, Rewolucje we mgle to komiks wybitny, który Was zaskoczy, wciągnie i nie jeden raz przyciągnie do siebie. Perełka światowej klasy i najlepszy komiks jaki czytałem od lat. A czytałem wiele znakomitych.

Panowie autorzy, jeśli czytacie te słowa - jesteście mistrzami.
* - odgłos opadającej szczęki.
Rewolucje we mgle. Scenariusz: Jerzy Szyłak. Ilustracje: Mateusz Skutnik. Wydawca: timof comics 2012
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.gildia.pl

wtorek, 25 września 2012

Kiki z Montparnasse'u - Catel & Bocquet

Autor: Dominik Szcześniak
Komiks biograficzny nie należy do najprostszych w realizacji. Robiąc taki komiks, należy na przykład oddać realia epoki, skomentować twórczość danego artysty, wypadałoby też ukazać go w interakcji z innymi twórcami, rozpracować najdrobniejszy szczegół, uniknąć stawiania bezrefleksyjnego pomnika itd, itp. A w tym wszystkim należy przede wszystkim pamiętać, że pracuje się na gruncie sztuki, której podstawą jest współdziałanie słowa z obrazem. Te wytyczne - zapewne jedne z wielu - przyszły mi do głowy po lekturze komiksu Kiki z Montparnasse'u. Dlaczego? Ponieważ wszystkie z nich zostały w nim zastosowane. W dodatku zastosowane w taki sposób, że powstała znakomita lektura, faktycznie stanowiąca jeden z najlepszych komiksów opartych na faktach. O ile nie najlepszy.

Alice Prin, w świadomości znawców tematu funkcjonująca jako Kiki, była muzą wielu żyjących w pierwszej połowie XX wieku artystów. Od nazwy paryskiej dzielnicy została nazwana Królową Montparnasse'u. Była modelką, aktorką, piosenkarką kabaretową. Zmarła w 1952 roku z powodu powikłań choroby alkoholowej. Była artystką, lubiła więc zabawić się jak artystka, w związku z czym jej życiu towarzyszył alkohol, narkotyki i słynni kochankowie, którzy sprawiali, że "jej cycki stawały się sztuką".

Nie znam innych prac Catel i Jose-Louisa Bocqueta, ale w tej jednej stworzyli zabójczy duet, który nie tyle świetnie konstruuje scenariusz i rozrysowuje poszczególne sceny, co po prostu opowiada komiksem. Rzucająca się w oczy lekkość w rysowaniu wzbogacona jest brakiem narracji i podporządkowaniem się trudnej sztuce dialogu. Zapomnijcie o długich wywodach narratora, o zajmujących pół strony datownikach z trudnymi terminami. Kiki z Montparnasse'u to komiks w najczystszej postaci. Niewątpliwie wybitny, ale też będący świadectwem świetnej zabawy rysowniczki i scenarzysty. 

Z prostej dziewki ze wsi, poprzez pokazującą cycki za kilka franków ulicznicę, do obiektu westchnień i źródła natchnień Mędrzyckiego, Fujity, Kislinga i innych - droga modelki z Montparnasse'u na szczyt okraszona jest mnóstwem anegdot, dotyczących sztuki i ludzi, którzy ją tworzyli. Kiki, ładując się do pracowni i łóżek artystów i cały czas grając pierwsze skrzypce w komiksie, fantastycznie kreuje drugi plan. Skutkiem tego Czytelnik staje się świadkiem metod twórczych Soutine'a, doświadcza magii obiektywu Mana Raya czy też podsłuchuje rozmowy na temat stosunków do sztuki i miłości Pabla Picassa. Ten komiks to żywy obraz Paryża, pokazujący miasto od piekarni, poprzez knajpy i hotele, na słynnych galeriach kończąc. Zrobiony z pokorą i wirtuozerią, przejawiającą się chociażby w braku ferowania swoich tez dotyczących światka artystycznego. O dadaizmie wypowiada się Tzara, o fotografii nawija Ray, a jedyny komentarz, jakiego uświadczymy to ten autorstwa Kiki z Montparnasse'u. Autorzy komiksu po prostu udostępniają czytelnikowi te treści.
Wielka sztuka, wielcy artyści i wielka historia zasłużyły na odpowiednią oprawę w komiksie. I taką dostały. Ci, którzy spodziewali się oddania palety barw tamtych czasów, przybierania przez rysownika odpowiednich do malarza technik i utrzymania albumu w artystycznym melanżu na styku Picassa i Mędrzyckiego, zostają odesłani do albumów z malarstwem. Kiki jest komiksem narysowanym prostą, czarno białą kreską. W zupełności wystarczającą i będącą gwarantem równowagi formy i treści. Przez tę opowieść płynie się bez zgrzytów. Catel Muller, która w sposób lekki i przyjazny dla oka, a jednocześnie esencyjny dla treści, zastosowała język komiksu dołączyła do panteonu twórców, dla których Kiki była muzą.

Po pierwszej lekturze Kiki stwierdziłem, że kolejna nie jest konieczna, ponieważ to, co przeczytałem na długo zostało w głowie. Komiks jest jednak tak magnetyczny, że podchodząc do niego po raz kolejny, bawiłem się równie dobrze. Zachwyceni Kiki będą zarówno wielbiciele sztuki, jak i fani komiksu obyczajowego. A dla tych, dla których opowiadanie komiksem to za mało, na końcu albumu przygotowano chronologię wydarzeń przedstawionych w komiksie oraz notki biograficzne pojawiających się w nim twórców.

Od dawna w Polsce czynione są starania, aby komiks wyszedł do ludzi. Kiki z Montparnasse'u to póki co produkt, który - jako wspaniały komiks i świadectwo historyczne - w tym temacie powinien mieć największe powodzenie.
Kiki z Montparnasse'u. Scenariusz: Jose-Louis Bocquet. Rysunki: Catel. Tłumaczenie: Katarzyna Koła. Wydawca: kultura gniewu 2012
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.Gildia.pl

Patronujemy: Polski komiks kobiecy

W antologii, na ponad 300 stronach, udało się zgromadzić prace 40 autorek - znanych i mniej znanych. Część monograficzna opisuje fenomen, jakim jest polski komiks kobiecy. Najwięcej miejsca zostało poświęcone w niej współczesności – temu co działo się po 1989 roku, ale historia komiksu kobiecego sięga aż do lat 30. XX wieku. Zaprezentowane zostały sylwetki najważniejszych autorek tworzących od lat 90., takich jak Agata Nowicka, Aleksandra Spanowicz, Sylwia Restecka i Joanna Sanecka, czy Joanna Karpowicz, przybliżony został rynek współczesny, w tym komiks feministyczny i internetowy. Antologia ta to doskonała książka, z którą każdy może zacząć przeszukiwanie polskiego rynku komiksu w poszukiwaniu tworzących na nim autorek komiksów.
Tak o antologii mówi jej redaktorka: „Trzy lata pracy, momenty zwątpienia, dużo nawiązanych znajomości i oto jest: komiks kobiecy w natarciu, czyli czterdzieści twórczyń oraz monografia zawierająca przegląd artystek, opinii, źródeł oraz wywiady. Kto uważa, że niewiele kobiet robi komiksy ma szansę zweryfikować ten pogląd. Wspominając ostrzeżenie profesora Szyłaka sprzed czterech lat: «Komiks kobiecy? Nie będzie Pani miała o czym pisać...», z radością stwierdzam, że tematu nie wyczerpałam... Uwaga! W publikacji często pojawia się słowo na F".
rys. Ewa Juszczuk
rys. Joanna Karpowicz
rys. Berenika Kołomycka
rys. Joanna Krótka
rys. Agata Endo Nowicka
rys. Magdalena Rucińska
rys. Anna Helena Szymborska
Redakcja: Kinga Kuczyńska
Okładka: Ewa Juszczuk
Autorki: Agata Bara, Daria Bogdańska, Asia Bordowa, Matylda Bruniecka/ Klaudyna Bajkowska, Edyta Mei Bystroń, Renata Gąsiorowska, Marta "Nieznayu" Bystroń, Magdalena Danaj, Zofia Dzierżawska/Monika Powalisz, Agata Gorządek, Ewa Juszczuk, Joanna Karpowicz, Berenika Kołomycka, Martyna Krutulska - Krechowicz, Gośka Kulig, Joanna Krótka, Dagmara Matuszak, Agata "Endo" Nowicka, Agnieszka Piksa/ Aleksandra Tyszczyk, Agnieszka Prygiel, Sylwia Restecka/ Joanna Sanecka, Maria Rostocka, Magdalena Rucińska, Beata Sosnowska/ Agnieszka Weseli/ Karolina Sosnowska, Aleksandra Spanowicz, Kasia Szaulińska, Agnieszka Szczepaniak, Anka Steliżuk, Małgorzata Szymańska, Anna Helena Szymborska, Agata Wawryniuk, Anna Wieszczyk, Olga Wróbel, Dorota Zaremba 
Data wydania polskiego: 8/10/2012
Liczba stron: 304
Format: 168X240 mm
Oprawa: twarda
Papier: kreda
Druk: kolor
Cena: 126 zł

czwartek, 20 września 2012

The Very Best OFF The Ziniols 2 - przykładowe plansze

Zapraszamy do zapoznania się z przykładowymi planszami z drugiej części antologii The Very Best OFF The Ziniols, zatytułowanej Rarities and B-Sides. Album dostępny będzie podczas najbliższego Festiwalu w Łodzi (premiera 5 października), ale już od minionego poniedziałku można go zamawiać w przedsprzedaży na stronie wydawnictwa Ważka.

Legendy bydgoskie - Bydgoszcz w legendzie

Autor: Dominik Szcześniak
Omawiany zbiór komiksów powstał w ramach programu stypendialnego dla osób zajmujących się twórczością artystyczną oraz upowszechnianiem kultury. Pieniądze na ów program wyłożyło miasto. Jest to sytuacja, jakich wiele na komiksowej mapie Polski. W efekcie zazwyczaj powstają rzeczy słabe lub co najwyżej sympatyczne. Oczywiście należy tu zaznaczyć, że są to produkty specyficzne, a ich tworzenie oparte jest na konkretnych wytycznych oraz na obowiązkowych kompromisach ze strony artystów. Legendy bydgoskie zdają się być wyzbyte ingerencji w warstwę graficzną komiksów, scenariuszowo wyskakując lekko poza wspomnianą sympatyczność.
Historie zaprezentowane w zeszycie to głównie prezentacje miejsc (cykl Skąd się wzięła nazwa...) i symboli Bydgoszczy. Krótkie legendy nie zawsze sprawdzają się w formie komiksowej (np. jałowa, jeśli chodzi o wykorzystanie języka komiksu opowieść Byd i Gost, otwierająca zbiorek), ale zazwyczaj sprawiają wrażenie, jakby scenarzysta wycisnął z nich co się da. Na tle prostych kawałków (Bartodzieje, Duchy z bydgoskiego zamku), wyróżniają się te z odpowiednio zaakcentowanym humorem (Skąd się wzięła nazwa Kapuściska, Duch PRL-u), natomiast ekstraklasę zeszytu stanowią komiksy Twardowski w Bydgoszczy (z rysunkami Janusza Wyrzykowskiego) oraz - przez wzgląd na fantastyczną oprawę graficzną - fragmenty rysowane przez Łukasza Ciaciucha, Szymona Kaźmierczaka i Piotra Nowackiego.
Jako "produkt miejski", pokazujący Bydgoszcz w chodliwym ujęciu komiksowym, Legendy bydgoskie prezentują się okazale. Skutecznie przybliżają miasto, zapoznając Czytelnika z kilkoma legendami - popularnymi, mniej znanymi, jak i takimi, które zostały stworzone specjalnie na potrzeby zeszytu. Myślę, że zainteresują i młodszą i starszą widownię. Jeśli chodzi o poziom komiksowy, u podłoża tylko kilku krótkich form zasadzony został jakiś pomysł. Większość z nich to niestety puste anegdoty.
Zaletą antologii jest prezentacja prac wielu rysowników, wśród których wspomniana czwórka zdecydowanie prezentuje się najlepiej. Gdybym miał zacieśnić nieco grono najlepszych, ograniczyłbym się do dwóch nazwisk - Ciaciuch i Kaźmierczak. Subtelny styl tego pierwszego oraz bardzo brudny i chropowaty drugiego sprawiają, że bardzo chętnie zobaczyłbym pełnometrażowe albumy w wykonaniu tych Panów.
Legendy bydgoskie - Bydgoszcz w komiksie są zadaniem odrobionym na piątkę z plusem. Poprawnie, bez ekscesów. Do szóstki zabrakło innowacyjności w potraktowaniu tematu komiksów tworzonych na zlecenie miast. 
Legendy bydgoskie - Bydgoszcz w legendzie. Scenariusz: Maciej Jasiński. Rysunki: Bartłomiej Kuczyński, Łukasz Ciaciuch, Tomasz Mering, Krzysztof Trystuła, Jarosław Wojtasiński, Grzegorz Molas, Szczepan Atroszko, Janusz Wyrzykowski, Piotr Nowacki, Szymon Kaźmierczak, Kamil Pieczykolan, Andrzej Janicki i Jacek Michalski. Wydawca: Ongrys 2012

wtorek, 18 września 2012

Profesor Bell 2 - Sfar/ Tanquerelle

Autor: Dominik Szcześniak
Czekanie na kolejny komiks Sfara powinno być udręką. Bezsenność, obgryzanie paznokci, ogólne roztargnienie - oto, co powinno spotykać czytelników w trakcie czekania. Bo komiksy Sfara są inteligentne, zabawne, rozrywkowe i zaangażowane jednocześnie, skomponowane w mistrzowski sposób, innowacyjne i nawiązujące do klasyków, pełne oczek puszczanych w stronę odbiorcy, ale możliwe do odczytania również dla laika. Nic, tylko po zamknięciu jednej jego książki, od razu sięgać po następną. A jeśli nie ma takowej na księgarskich półkach - usychać z tęsknoty we wspomnianej udręce.
Na przekór powyższej zasadzie, zanim oddałem się lekturze Profesora Bella 2, o Sfarze niemalże zapomniałem. Pamiętałem jedynie rzecz najistotniejszą (taką mianowicie, że gość robi piekielnie genialne rzeczy), lecz jakoś nie dudniło mi we łbie, że i tym razem mu się udało. Tym większa radość i ekscytacja, ponieważ drugi tom przygód prototypu Sherlocka Holmesa, zbierający opowieści zatytułowane Frachtowiec Króla Małp oraz Promenada Angielek, to absolutny majstersztyk. Ci, którym to wystarczy i którzy nie mają jeszcze tego komiksu na stanie, mogą przerwać lekturę niniejszego tekstu i lecieć do księgarni celem zakupu ekskluzywnego towaru. A tych, których gołe słowa nie satysfakcjonują, zapraszam do lektury kolejnych akapitów. Chociaż nie, momencik, jeszcze jedna sprawa.

Zawarte w drugim tomie przygód profesora Bella albumy zostały narysowane nie przez Sfara, a przez Tanquerella. Kompozycja plansz pozostała bez zmian, podobna jest również ilość kadrów na stronie, a co najważniejsze - nowy rysownik stara się naśladować styl swego poprzednika. Muszę tu jednak zaznaczyć jeden istotny zgrzyt. Cały pierwszy album narysowany jest w stylistyce wesołej pikselozy. Przyznam, że mimo dość wyraźnych znaków, świadczących o tym, że jest to błąd drukarski, aż do pierwszej planszy drugiego albumu (gdzie owa stylistyka już nie występuje) byłem przekonany, iż jest to efekt zamierzony. No cóż, nie jest. Jeśli zatem jesteście gotowi się nabrać, lećcie do księgarni.
A może to opowieść tak płynęła, że grafika zeszła mi na dalszy plan? PB 2 to dwa albumy, dwie odrębne opowieści, spięte wydarzeniami i postaciami z poprzednich tomów i powiązane nowym czarnym charakterem, którego czarnocharakteryzm - sądząc po mocnym finale Promenady Angielek - będzie się pogłębiał w kolejnych tomach. Sfar nawiązuje do Planety Małp i Tintina, wplątuje w aferę angielską królową oraz King Konga z Dalekiego Wschodu. 

Królowa znajduje się w komiksie, ponieważ uwielbia rysować. Siadają jej oczy, a wezwany do niej celem poprawienia stanu zdrowia Bell, zostaje odprawiony z kwitkiem, ponieważ monarchini właśnie weszła w posiadanie okularów, które pozwalają jej widzieć wszystko stokroć lepiej, niż przed oczną tragedią. Bell jednak wietrzy spisek. I rzeczywiście, z takowym ma do czynienia - okulary są bowiem narzędziem do przejęcia władzy w Królestwie. King Kong natomiast to prezent od przyjaciela profesora Bella - z rodzaju tych, które wymykają się spod kontroli, robią rozpierduchę w mieście, a następnie padają ofiarą szalonego kolekcjonera. A przy okazji są przedmiotem w dyskusji na temat stosunków zwierzęco-ludzkich.

Sfar stworzył jedną z najciekawszych komiksowych postaci ostatnich lat. Bazując na Sherlocku Holmesie, dorzucił kilka motywów, które powodują, że oto bohater z dzieciństwa (kimkolwiek on był - Indianą Jonesem czy Jamesem Bondem) staje przed oczami Czytelnika w wersji dostosowanej do jego wieku. Przygoda miesza się tu z erotyką, szpiegowskim akcentom towarzyszą orgie zakonnic, a obok policjanta z krwi i kości, prawą ręką głównego bohatera jest duch. Dodatkowo, Sfar nie bierze jeńców. Martwi pozostają martwymi, a skutki niefrasobliwych zachowań stają się przyczyną wielkiej tragedii.

Jedynym minusem twórczości Sfara jest fakt, że można się od tej literatury totalnie uzależnić. Padłem ofiarą tego uzależnienia i czekam w udręce. Na kolejnego Profesora Bella, na kolejnych Klezmerów, na kolejnego Kota Rabina i na multum innych komiksów, stworzonych przez tego niezwykle płodnego autora. Czekam. Czekam roztargniony, obgryzając paznokcie zgrzytającymi zębami.
Profesor Bell 2: (tom 3) Frachtowiec Króla Małp, (tom 4) Promenada Angielek. Scenariusz: Joann Sfar. Rysunek: Tanquerelle. Kolor: Brigitte Findakly (tom 3), Walter (tom 4). Tłumaczenie: Magdalena Kurzyna. Wydawca: Mroja Press 2012
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.gildia.pl

Recenzja pierwszego tomu

poniedziałek, 10 września 2012

Witch Doctor vol.1: Under the Knife – Seifert/ Ketner

Autor: Łukasz Kowalczuk
Tydzień temu obiecałem tekst na temat komiksu grozy stanowiącego zamkniętą całość w większym stopniu niż recenzowany BPRD Hell on Earth – New World.
Oto Witch Doctor - horror medyczny inspirowany Lovecraftem. Dobrze przeczytaliście. Dr House* i Egzorcysta trafiają do produkcji gore opartej na twórczości samotnika z Providence.
Podobnie jak w BPRD, bohaterowie to ekipa zajmująca się zjawiskami paranormalnymi. Zagrożona jest oczywiście cała ludzkość, ale opisywane wydarzenia dzieją się w najbliższej dla bohaterów okolicy (brak tutaj podróży po całym świecie). Takie historie nie mają racji bytu bez oryginalnych postaci. W skład walecznego trio wchodzi Vincent Morrow – niezależny i postrzelony lekarz używający magii; tajemnicza Penny Dreadful, o której nie napiszę więcej nie chcąc psuć zabawy; Eric Gast – ratownik medyczny, którego paradoksalnie wyróżnia normalność. Nie jest to formalna grupa, aczkolwiek tytułowy szaman jest związany z pewną tajną organizacją. Spółka autorska Seifert – Ketner postarała się i możemy o stworzonych przez nich bohaterach powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są nudni. Morrow i jego pomocnicy też nie narzekają na nudę, scenarzysta zapewnił im moc atrakcji na poziomie. Akcja jest wartka, ale daleka od bezmyślnej młócki.
Cieszy widok fajnie pomyślanych i zaprojektowanych potworów inspirowanych klasyką horroru (choć nie tylko). Ketner nie jest jeszcze twórcą na miarę choćby Davisa. Odnoszę wrażenie, że postaci są w niektórych momentach dziwnie „sztywne”. Rysunki są jednak lepsze z każdym kolejnym epizodem, layouty coraz bardziej zróżnicowane. Zdolny rzemieślnik zaczyna być artystą z pazurem.
Pamiętam czasy, kiedy nie miałem dużego dostępu do komiksów, ale zaczytywałem się już w opowiadaniach H.P.Lovecrafta. Marzyły mi się historyjki oparte o jego prozę. Oczywiście kilkanaście lat temu nie wiedziałem jak bardzo spuścizna pisarza jest od lat eksploatowana przez wydawnictwa różnego formatu. Zaryzykuję stwierdzenie, że rzadko zdarzają się udane produkcje w takim klimacie. I chodzi zarówno o adaptacje, jak i rzeczy tylko inspirowane. Witch Doctor należy do tych chlubnych wyjątków.
To jeden z takich komiksów, które nie są przełomowymi dziełami, ale zostały pozytywnie odbierane przez recenzentów (wysoka średnia ocen w branżowych serwisach) i, co ważniejsze, czytelników (sprzedaż na odpowiednim poziomie).
Po prostu kawał dobrej roboty. Ja kupiłem swój cyfrowy egzemplarz na Comixology za niecałe 3 dolary, ale opłaca się sięgnąć po ten tytuł za nominalną cenę. Tym bardziej, że to ponad 140 stron – oprócz samych historyjek wstęp Kirkmana i dużo fajnych materiałów dodatkowych. Polecam.
*Hasło House, a jakże, pojawia się w notce promocyjnej.

piątek, 7 września 2012

Lincoln 2 - Jouvray/ Jouvray/ Jouvray

Autor: Dominik Szcześniak
W związku z powrotem nieśmiertelnego kowboja wiązałem wielkie nadzieje - pierwsza odsłona jego perypetii, zbierająca dwa oryginalne albumy, swą elokwencją i dowcipem powodowała, że spokojnie można było uczyć się jej na pamięć i sypać cytatami. Z drugą jest inaczej. Polskie wydanie ponownie zawiera dwa albumy, jednak tylko jeden z nich - ostatni - trzyma poziom.
W telegraficznym skrócie: reprezentujący olewawczy stosunek do życia, ateista Lincoln, spotyka na swojej drodze Boga i Szatana. Mimo stereotypowego wyglądu (siwy dziadek z długą brodą i czerwony szpicbródka z różkami) obaj raczej niespecjalnie trafiają w ludzkie wyobrażenie o nich. Są kumplami, prowadzącymi interesy wśród ludzi. Dziadek daje Lincolnowi nieśmiertelność, Diabeł stara się go wykorzystać do szerzenia niecnych postępków. A Lincoln ma wszystko gdzieś i jak tylko może, kiwa jednego i drugiego zwierzchnika.
Akcja wydanego w ubiegłym roku tomu działa się na Dzikim Zachodzie - było wiejsko, afery miały nikły poziom skomplikowania, a motorem napędowym były dialogi i wynurzenia filozoficzne z nich wynikające. Otwierający drugi tom Plac Zabaw to transfer bohaterów na tereny miejskie - do wielkiego Nowego Jorku, miasta ogromnych możliwości jeśli chodzi o matactwa i zarabianie na przestępczości. Właściwie jest tu wszystko, co powinno zapewnić dobrą rozrywkę - napad na bank, starcia z policją, wielka strzelanina z prezydentem USA na głównym planie, nokautujący Lincolna dzieciak - kumpel z celi oraz happy end (?) czyniący z bohatera komiksu wielkomiejskiego stróża prawa - lecz mimo tych wszystkich cech, po lekturze rozdziału odczuwalna jest pustka, a w głowie dudnią pytania "po co?" oraz "dlaczego?". Mieszczuchy zabiły potencjał drzemiący w autorach. Miasto - choć rysowane fantastycznie - spowodowało, że dialogowa elokwencja została zastąpiona przez wszędobylskie "Bam!" i "Bach!". Mimo tego, album i tak jest zdecydowanie ponadprzeciętny - w pierwszym tomie niemal każda scena była warta zapamiętania, tutaj takich scen jest kilka, co i tak w porównaniu z innymi komiksami na rynku daje niezły wynik.
Kara cielesna, czwarty z kolei odcinek przygód rewolwerowca - wieśniaka, to już powrót do formy, a jednocześnie odpowiedź na zadane przeze mnie wcześniej pytania. Lincolna spotykamy jako grubasa, który na urzędniczym stanowisku nachapał się nielegalnej kasy, a z niebiańsko-piekielnymi siłami nie widział się od bardzo dawna. Ciąg wydarzeń wysyła go ponownie na wiochę i do więzienia, jednocześnie przywracając wiarę w pisarstwo Oliviera Jouvraya. Lincoln musi (poprawka: robi to przypadkiem, bo przecież nic nie musi) obalić dyktatora - więziennego ciecia, który dla swoich więźniów jest bezwzględny, a kulki wymierzane w łeb tłumaczy wolą boską. Jest wesoło jak diabli!
Przejście między odcinkami jest jednocześnie zmianą stylu, w jakim Jerome Jouvray rysuje Lincolna - z prostej, grubej krechy przesiadamy się na delikatną, ołówkową - zmiana ta pewnie byłaby drażniąca, na szczęście w sukurs poszła jej dużo lepsza jakość scenariusza.
Plusem Lincolna 2 jest rozgrywanie wielu scen bez użycia słów - w pewnym stopniu ta dialogowa moc, o której wspominałem, została przerzucona na moc obrazu - scena skatowania Lincolna w Placu Zabaw (i jej następstwa) to solidna robota. Świetnie prezentują się również statyczne scenki rozgrywające się w jednym ujęciu - choćby ta w gabinecie dyrektora więzienia, wspomagana kwestiami wygłaszanymi przez bohaterów.
Pierwsza część mnie zawiodła (ale nie zawiedzie tych, którzy lubią popatrzeć sobie na strzelanki w mieście), druga podniosła na duchu, w związku z czym lektura Lincolna 2 przyjemną, owszem, była. I choć przez kilka pierwszych stron ziewałem, końcówka spowodowała, że znowu niecierpliwie czekam na kolejny tom.
Lincoln 2. Scenariusz: Olivier Jouvray. Rysunek: Jerome Jouvray. Kolor: Anne-Claire Jouvray. Tłumaczenie: Katarzyna i Małgorzata Margo Sajdakowskie. Wydawca: Mroja Press 2012

Komiks można nabyć tutaj: Sklep.Gildia.pl 

czwartek, 6 września 2012

All-Star Superman - Morrison/ Quitely

Autor: Dominik Szcześniak
Wybiec daleko w przyszłość, a jednocześnie czerpać z dorobku przeszłości. Pisać o czymś, co już było i jest znane i spowszedniało, a jednak robić to w sposób świeży i niebanalny. Przewrócić do góry nogami tradycyjne schematy i zachowania, a zarazem podtrzymać ducha oryginału. Przerobić to, co szwankowało, dodając kilka nowych przemyślanych patentów. Te wytyczne zrealizował Grant Morrison. A obiektem, na którym ekscentryczny Szkot sobie poużywał stał się Superman. 
Nieznośny harcerzyk w czerwono-żółto-niebieskim trykocie dostał drugie życie. I to jakie! Trwa 12 odcinków, jest intensywne i napakowane akcją, ale niesie ze sobą również ciekawe spojrzenie na postać Supermana. Bo poza tym, że Człowiek ze Stali wciąż jest dobry i szlachetny, a stosowanie zasad savour-vivre'u może mu zakłócić jedynie czarny kryptonit, jest on również dobrym materiałem na boga.
Nie będę zdradzał istotnych elementów fabuły pisząc, iż Morrison rozpoczyna swój komiks od trzęsienia Ziemi - Superman umiera. Po malwersacjach Lexa Luthora, które ostatecznie doprowadziły do bliskiego spotkania Człowieka ze Stali ze Słońcem, jego śmierć jest bardziej niż pewna. Heros postanawia więc podjąć odpowiednie kroki - spisać swoją ostatnią wolę, zamienić słowo z ludźmi, na których najbardziej mu zależy oraz - co najważniejsze - wykonać 12 prac, które ocalą ludzkość. Brzmi lekko i zgrabnie. Ale nie w ujęciu Morrisona.
Scenarzysta, który ma tylu zwolenników co przeciwników oraz który - jeśli pracuje nad autorskim projektem - częstokroć znajduje się na granicy geniuszu, uwspółcześniając legendę Supermana napompował go (jak również większość działających obok niego postaci) do granic możliwości. Poskutkowało to tym, że Superman jest dobrym, szlachetnym, mądrym naukowcem, zawsze skorym do pomocy, posiadającym w swojej samotni gadżety zdobyte z wieloletnich wypraw do innych światów i tworzącym własne światy w domowym zaciszu. Jest blisko bycia bogiem - o tym jak blisko opowiada rozdział dotyczący Klątwy Nowych Supermenów (pierwszych astronautów z Kryptonu, zaginionych w kosmosie na kilkadziesiąt lat). Clark Kent, fenomenalnie uchwycony przez twórców, jest na kartach All-Star Superman nie tylko Supermanem w okularach, ale gościem o zupełnie innej budowie ciała, zgarbionym, fajtłapowatym do granic możliwości. Lex Luthor to dyktator, Hitler naszych czasów, zaślepiony pragnieniem zniszczenia odwiecznego wroga, ale również obdarzony genialnym umysłem kreator własnej utopii. Jimmy Olsen, kojarzony głównie z bycia rudym piegowatym niewiele znaczącym fotografem (który zamiast pomóc, cykał swojemu najlepszemu kumplowi fotki kiedy ten był maltretowany przez Doomsdaya) w ujęciu Morrisona jest celebrytą, z którym każda kobieta i każdy mężczyzna chcą iść do łóżka i dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
W równolegle wydawanych za granicą zeszytach All-Star dotyczących Batmana i Robina, Frank Miller zbrutalizował Nietoperza, czyniąc go "cholernym Batmanem". Morrison pojechał po bandzie w drugą stronę - zamiast przysłaniać blask bijący od Człowieka ze Stali, pozwolił mu świecić jeszcze bardziej. Przy okazji sam trzymał się w ryzach i konsekwentnie zrealizował swój scenariusz, unikając błędów, jakie popełnił chociażby w bardzo nierównych Invisibles, gdzie geniusz graniczył z żenadą. All-Star Superman jest komiksem fenomenalnie równym.
Współczesne ujęcie postaci nie mogło obyć się bez najistotniejszych wydarzeń z jego życia. I tu również Morrison wykazał się konsekwencją, nie odpuszczając nawet w trudnych momentach. Istotnymi uczynił: zminiaturyzowane miasto Kandor, gadżety Brainiaca, świat Bizarro, Sun-Eatera, Doomsdaya. zapomniane postaci pokroju Samsona i Atlasa, redakcję Daily Planet i rodzinę ze Smallville. Jednym z ważniejszych tematów uczynił spuściznę Supermana i przyszłe losy nadludzi, w czym pomocne mu były zabiegi związane z podróżą w czasie. Jego wersja jest łatwą do wchłonięcia, a jednocześnie inteligentną rozrywką. Jakościowo podrasowaną znakomitymi ilustracjami Franka Quitely'ego, w którego wykonaniu Lois Lane wygląda tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
Morrison i Quitely to para, która zna się jak łyse konie. All-Star Superman to jeden z ich najdojrzalszych projektów. Spójny, konsekwentny, zrealizowany z rozmachem oraz - co najważniejsze dla tych, którym przygody harcerzyka przejadły się dawno temu - świeży i inteligentny. Supermana znowu da się czytać!
All-Star Superman. Scenariusz: Grant Morrison. Rysunki: Frank Quitely. Kolory: Jamie Grant. Tłumaczenie: Michał Zdrojewski. Wydawca: Mucha Comics 2012.
Komiks możesz nabyć tutaj: Sklep.Gildia.pl

środa, 5 września 2012

Burrit - Kunicki

Autor: Dominik Szcześniak
Tak marnie i bez pomysłu zaprojektowana okładka nie wróży dobrze zawartości. Opis na jej tyle daje jednak nadzieję na ciekawą lekturę - nawet mimo tego, że jego powaga nie jest zbieżna ze stylem graficznym preferowanym przez debiutanta, Klaudiusza Kunickiego, co rzuca się w oczy zaraz po przekartkowaniu zeszytu. Tym większe zaskoczenie w trakcie lektury - oto bowiem mamy do czynienia z jednym z lepszych polskich albumów ostatnich lat. Debiutów również.
"Pełną rozmachu i złożoną narracyjnie historię", przyłożenie do przestępców występujących w komiksie miary Hannibala Lectera, czy wszystkie poważnie brzmiące problemy, jakie są udziałem głównego bohatera ("pustka po stracie przyjaciela, problem alkoholowy, ból odrzuconej miłości") należy wziąć w odpowiedni nawias, dzięki któremu wprawny Czytelnik (recenzent również) bez problemów wychwyci, iż opis Burrita jest ironiczny, prześmiewczy, przesadzony. Bo to, co znajdziecie na kartach tego komiksu to parodia, strzelająca śmiechem niemal z każdej strony i przywołująca na myśl stare komiksy, takie naprawdę stare, w których czcionka dominowała w kadrze, rysunek był cartoonowy, a każda plansza bądź każdy pasek musiał być zakończony w sposób zabawny.
Rozpoczynając trzeci akapit recenzji warto byłoby zahaczyć cokolwiek o fabule. Muszę stwierdzić, że choć złożona narracyjnie nie jest, to jednak posiada wysoki stopień komplikacji i - rzeczywiście - rozmach. Jest tu pierdołowaty detektyw, pretekstowa sprawa którą prowadzi a która jednocześnie jest wierzchołkiem góry lodowej, gangsterzy, cyrkowcy, słonica afrykańska i wiszący w powietrzu wielki krach systemu ubezpieczeń. Kto z kim co i jak - zapraszam do lektury albumu, tam uzyskacie satysfakcjonujące konkrety. Warto natomiast nadmienić, że Kunicki wprowadza dużo orzeźwienia poprzez bardzo żywy drugi plan i mnóstwo postaci, które aktywne są na kilku jedynie kadrach, a potrafią skraść show Burritowi. Podobnie dobrze radzi sobie z detektywistycznym aspektem historii, elegancko dociągając ją do końca mimo wyjaśnienia kilku (wydawałoby się, że najistotniejszych) wątków już w połowie albumu.
Przyznam, że Burrit sprawia wrażenie reliktu z dawnych lat - jedynym, co tej tezie przeczy, jest młody wiek autora i nawiązanie do w miarę bieżących wydarzeń. Kadrowanie i zawieszenia akcji sugerują, że komiks tworzony był na zasadzie jednoplanszowych odcinków, bądź - jak wspomniałem wcześniej - stripów komiksowych, co przecież od zawsze było chlubną tradycją polskich komiksiarzy. Wielka czcionka to również czytelny trop. Graficznie to taka undergroundowa Szarlota Pawel - jest dobrze, momentami świetnie, ale większości kadrów bardzo pomogłoby wyczyszczenie z kreskowania, jak również śmielsze operowanie czernią.
Co tu dużo pisać (a przecież można - o trafionym nazewnictwie postaci, nietypowym gangu, świetnych obserwacjach autora, braku bluzgów czy zdystansowanej narracji): Burrit to porządna lektura. Klaudiusz Kunicki to perspektywiczny twórca. Będzie z niego dużo pożytku, jeśli nie porzuci rysowania komiksów. 
Burrit. Autor: Klaudiusz Kunicki. Wydawca: Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki Cytadela Suriusza 2012
Komiks można nabyć tutaj: Allegro

The Very Best OFF The Ziniols vol 2: Rarities and B-Sides

The Very Best OFF The Ziniols vol 2. Rarities and B-Sides
186 stron, format A5
Autor okładki: Daniel Grzeszkiewicz
Autorzy zamieszczonych prac: Rafał Trejnis, Andrzej Śmieciuszewski, Mateusz Liwiński, Daniel Gizicki, Piotr Machłajewski, Dominik Szcześniak
Data premiery: 5 października 2012

wtorek, 4 września 2012

Kramik z planszetkami

Krótko: wyprzedaję całą kolekcję oryginałów - począwszy od krótkich form publikowanych w przeróżnych zinach, skończywszy na planszach z pełnometrażowych albumów. Plus grafiki i komiksy nigdy nigdzie niepublikowane. Razem ponad 300 kawałków zarysowanego papieru, formatu A3 i A4. Możliwość nabycia całej kolekcji, bądź ilości hurtowych w atrakcyjnej cenie. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu: ziniolzine@gmail.com

poniedziałek, 3 września 2012

B.P.R.D. Hell on Earth: New World – Mignola, Arcudi, Davis

Autor: Łukasz Kowalczuk
Przygody ekipy Bureau for Paranormal Research and Defense to drugi, po Hellboyu, najważniejszy cykl historii osadzonych w Mignolaverse. New World to numery od 69 do 73. W związku z tym czytelnicy, którzy przygodę z Abem i spółką skończyli na polskich wydaniach, muszą być przygotowani na to, że na łamach serii wydarzyło się bardzo dużo. Poczułem się wrzucony na głęboką wodę, ale doszedłem do wniosku, że warto zaryzykować (a już na pewno należy poświęcić kilka minut na biogramy postaci i wprowadzenie).

Na Ziemi powoli rozpętuje się piekło (całe szczęście, Dark Horse nie częstuje czytelników tekstami pokroju „Nic nie będzie już takie jak wcześniej!”... ja takowych nie odnotowałem). Biuro podlega teraz Organizacji Narodów Zjednoczonych i jest wewnętrznie skłócone. Dodatkowo nie ma najlepszych notowań wśród tzw. zwykłych obywateli. Tymczasem na zachodzie Kanady ludzie znikają bez śladu. Abe Sapien postanawia rozwiązać tę zagadkę i udaje się na poszukiwania do opustoszałej okolicy.
 
Historia mające miejsce w Kolumbii Brytyjskiej została umiejętnie przepleciona z epizodami w centrum dowodzenia. Z jednej strony mamy więc efektowny horror (ponury las, pościg, strzelaninę, duże potwory), z drugiej pracę w centrali – wzajemne oskarżenia członków załogi i próby opanowania chaosu przez dyrektor Kate Corrigan. Wszystko to z apokalipsą za pasem, emitowaną na żywo przez telewizję. Czuję ducha najfajniejszych odcinków Z Archiwum X. Takich gdzie zagadka powodowała, że na ekranie pojawiała się tabliczka „Tylko dla dorosłych” a wątek wielkiej tajemnicy rozwijał się powoli w tle. Trudno mi się z tego Archiwum X wyleczyć, ale nic na to nie poradzę... może moi rówieśnicy będą to w stanie zrozumieć?

Lubię pozornie niedbałą kreskę Guya Davisa. Przede wszystkim facet nie podrabia Mignoli. Choć jego rysunki są zupełnie inne, to udaje mu się oddać klimat świata, który uważam za jeden z najfajniejszych we współczesnym komiksie.
„Ale” jest tylko jedno. Wolę kiedy wszystkimi okładkami zajmuje się MM. Front New World tpb jest jego autorstwa i zdecydowanie wygrywa z tym, co Davis zaprezentował w pięciu zeszytach.

New World to rzecz udana pod każdym względem, ale nie ulega wątpliwości, że stanowi jedynie solidne wprowadzenie do fabuły rozciągającej się na kilkadziesiąt odcinków (póki co, dotarła do 101 odcinka licząc ogólną numerację). Autorzy utrzymują, że można te opowieści traktować osobno. Ja mam pewne wątpliwości. Mimo wszystko, apetyt został pobudzony w takim stopniu, że chętnie zapoznam się z kolejnymi odsłonami Hell on Earth. Szczególnie ciekawie zapowiada się Russia.

Osobom szukającym bardziej zamkniętej całości w paranormalnych klimatach (z obowiązowymi mackami!) polecę coś ciekawego już w przyszłym tygodniu.

KSIONZ - okładka

Premiera albumu podczas MFKiG w Łodzi.