Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 31 sierpnia 2010

Kibicujemy (07)

Autor: Dominik Szcześniak


Ósma wybiła! Jak w każdy roboczy dzień tygodnia, zapraszam do kibicowania komiksiarzom! Mobilizowania ich do pracy, wspierania w trudzie rysowania, wymyślania pomysłów, czy pisania scenariuszy! Badania wykazały, że najlepszy dzień mają ci, którzy zawsze z rańca kibicują komiksiarzom. Kibicuj i Ty!


Dziś wtorek, a więc dzień, w którym o swoich komiksach opowiadają twórcy komiksów "Sprane dżinsy i sztama" oraz "Tainted". Paweł "Szaweł" Płóciennik, współautor tego pierwszego, znany jest z wszechstronności graficznej - a to uciekał w groteskę, a to w styl "angielski". A jak to jest ze "Sztamą"? Skąd w tym komiksie takie, a nie inne rysunki?

Kształt rysunków był w pewnym sensie zamierzony. Sporo inspiracji komiksem europejskim plus próba uchwycenia stylistyki komiksów PRL - trochę może inspiracji Papciem Chmielem, trochę własnych poszukiwań. Miał być old school, surowizna - graficznie i literkowo, lecz jednocześnie z zachowaniem wiarygodności miejsc, budynków. Szarości były wyborem oczywistym, próbą oddania czarno białych zdjęć. Zdjęć z tego okresu, których mam sporo w domu. Dokumentacja zresztą była bardzo istota w mojej pracy nad komiksem. Opierałem się na swoich zdjęciach, na zdjęciach taty z lat 80-tych, na albumach fotograficznych. Zresztą komiks zawiera bonus w postaci kolażu zdjęć. Chciałem pokazać konkretne miejsca w Warszawie. Miejsca, które tacie najlepiej kojarzą się z rokiem 1980. Ten rok 80 też jest dosyć umowny. Wspomnienia prawdopodobnie oscylują wokół lat 1978-86. Celowo często kadruję same postaci, bez tła - miałem jakąś taką wizję, by to wyglądało prosto, ale jednocześnie chciałem zrobić to inaczej niż "Gabriela Alfonsa" czy "Czaka". To miała być prostota na wyższym poziomie. Lubię poszukiwania w rysunku. Szybko nudzi mnie jakiś styl. Stąd przyznaje, miałem w połowie rysowania "Sztamy" kryzys. Zastanawiałem się, czy aby na pewno chcę by tak to wyglądało. Jednak na finiszu jestem zadowolony z efektu. Plan został osiągnięty. Starałem się jak najlepiej oddać rysunkiem rok 1980 i myślę, że mi się to udało. Tata nie miał bezpośredniego wpływu na "kreskę" - jednak często sugerował co jak ma wyglądać... szczególnie rzeczy charakterystyczne dla epoki.

Na koniec wyjaśniam tym, którzy martwią się o poziom komiksu, ponieważ prawdopodobnie źle odczytali jego tytuł: otóż, nie brzmi on "Sprane dżinsy i szrama" i nie jest kontynuacją potworka, o którym kiedyś pisaliśmy. Chodzi o "sztamę", nie "szramę". To nie jest cross-over! Będzie dobrze!

"
Tainted" to drugi z komiksów, które już są gotowe i niebawem pojawią się w dystrybucji. W odróżnieniu od "Spranych dżinsów..." jest to komiks zupełnie niemy. Bez słów. Operujący jedynie obrazkami. A więc najtrudniejszy z możliwych. Czy właśnie nieme, czy może me woli rysować Piot Nowacki? Posłuchajcie:

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale chyba nawet wolę robić komiksy nieme, niż te z dialogami. Mam wrażenie, że ich rysowanie przychodzi mi jakoś łatwiej. O, choćby z takiego praktycznego powodu, że nie trzeba kombinować nad zagospodarowaniem przestrzeni w kadrze na dymki. A, że pracuję zwykle na formacie A4, to każdy centymetr kwadratowy kartki jest na wagę złota. Wiadomo, że w komiksie niemym trzeba być bardzo ostrożnym, bo każda źle postawiona kreska może zwieść czytelnika na manowce, i zamysł autora/ów pójdzie w tak zwane pizdu. Każda emocja, czynność wykonywana przez bohatera musi być czytelnie narysowana, bo nie ma tu miejsca na dopowiedzenie czegoś dialogiem czy didaskaliami.

Z drugiej strony, fajne w komiksie niemym jest to, że zostawia on (przynajmniej moim zdaniem) więcej pola do interpretacji czytelnikowi. Wiadomo, autor czy autorzy mają swój zamysł, ale nie oznacza to, że jest to jedyny słuszny kierunek. Jeśli czytelnik zobaczy w historii coś zupełnie innego, to nie można powiedzieć, że błędnie odczytał komiks, jest niekumaty czy coś w ten deseń. Przy komiksie niemym czytelnik bierze na swój sposób udział w kreacji historii, jest jego współautorem. Kiedy za komiks "Szóstego dnia" otrzymaliśmy w serwisie wyróżnienie tzw. Digart Dnia, byłem w szoku ile ludzie zobaczyli w nim różnych dziwnych rzeczy, które mi podczas rysowania, a Bartkowi podczas pisania nawet nie przyszły do głowy. Podobnie było po publikacji tej samej nowelki na Polterze.I to jest super.

Każda historyjka w "Tainted" jest właśnie tak skonstruowana, że zaprasza czytelników do zabawy w interpretowanie tych miłosnych, krótkich opowieści na swój sposób. Zachęcamy do tego, kiedy albumik ukaże się już na rynku.


Jako ekskluziwy prezentujemy wersję okładki zaprojektowaną przez Piotra, która nie znalazła uznania w oczach wydawcy i scenarzysty oraz pierwszy rysunek, jaki rysownik wykonał, kiedy otrzymał od Bartka Sztybora scenariusz historyjki "Szóstego dnia".

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Surpiko w Akwareli

Autor: Dominik Szcześniak

"Hermann w kawiarni - wielkiego formatu poezja ilustrowana" to wystawa Przemka "Surpiko" Surmy w lubelskiej Akwarela Cafe. Prace, składające się na integralny wystrój wnętrza lokalu można będzie oglądać jeszcze do jutra. Korzystając z okazji, wybrałem się tam dzisiaj, zachęcony plakatem autorstwa Surpiko i chęcią spożycia porannej kawy...



Przed wejściem do Akwareli - gustowne menu, stworzone kreską, której trudno nie rozpoznać...


A we wnętrzu szereg prac Przemka...


... oraz smakołyki w postaci specjalnie zaprojektowanych etykiet:

Wśród gości - lubelska śmietanka komiksowa, czyli Mikołaj Pałka (z lewej) i Maciej Pałka (z prawej). Ten drugi w ostatnim czasie ogłosił na swoim blogu konkurs, w którym można wygrać ostatni numer "Ziniola".
Warto zajrzeć do tej ostatniej przystani komiksu lubelskiego - wystarczy znaleźć się na tamtejszej Starówce. Jeszcze tylko do jutra!

Kibicujemy (06)

Autor: Dominik Szcześniak

Ósma wybiła! Jak w każdy roboczy dzień tygodnia, zapraszam do kibicowania komiksiarzom! Mobilizowania ich do pracy, wspierania w trudzie rysowania, wymyślania pomysłów, czy pisania scenariuszy! Badania wykazały, że najlepszy dzień mają ci, którzy zawsze z rańca kibicują komiksiarzom. Kibicuj i Ty!

Dzisiaj kibicujemy Rafałowi Szłapie, który zbliża się już do końca prac nad "Blerem" oraz nowemu projektowi, o którym jeszcze na łamach "Ziniola" nie wspominano. Rafała zapytałem o warstwę graficzną jego komiksu - skądinąd wiadomo, że powstawały dwie wersje: malowana i rysowana. Rysownik zarządził nawet małe głosowanie dotyczące tego, która z nich lepiej się prezentuje. Rozmawiając nie tak dawno temu z Maciejem Pałką, doszliśmy do wniosku, że wybierając tę drugą wersję, wyszedł Rafałowi komiks niemal vertigowski - podobny stylistycznie do twórczości Seana Philipsa, a kolorystycznie do vertigowskich kolorystów z lat 90-tych, a więc - najprościej rzecz ujmując - do tego, co najlepsze! Co na to Rafał Szłapa? Nie dość, że ustosunkował się do naszych posądzeń, to jeszcze opowiedział o historii prac nad "Blerem". Słuchajcie:

Jeśli brać pod uwagę pierwsze przygody Blera z "Areny Komiks" z lat 2002 – 2004, to komiks najpierw był rysowany. ASP, które miałem zaszczyt skończyć, w ciągu pięcioletnich studiów daje poczucie, że pływanie po oceanie szeroko pojętej sztuki i wszech-dziedzin plastycznych jest proste i można je wykonywać nawet w kilku stylach. Tymczasem człowiek kończy szkołę, wpada do głębokiej wody i...zaczyna tonąć. To jest ten moment, o którym Rosiński opowiadał, że musiał nauczyć się rysowania od nowa. Teraz już wiem, co miał na myśli. Z tego punktu widzenia nie jest niczym zaskakującym, że stylistyka poszczególnych odcinków Blera z Areny ulegała zmianom. Od prób rysowania klasycznie i realistycznie do szukania graficznej syntezy i pewnego rodzaju uproszczenia.

Po zawieszeniu "Areny", w pierwszym momencie miałem zamiar poskładać uprzednio opublikowany materiał w całość, ujednolicić i wydać jako album. Miałem wcześniej przygotowane zakończenie historii, zrobione z myslą o "Arenie". Latem 2004 otrzymałem zapewnienie dość znanego i cenionego wydawnictwa, że jest zainteresowane publikacją komiksu i przystąpiłem do poprawiania scenariusza. Komiks na etapie rozpiski, najpierw przyjął postać 52-stronicowego albumu, żeby w końcu, po sporych zmianach ulec rozbiciu na trzy 32-stronicowe zeszyty(!). Zmian było tak wiele, że w końcu zapadła decyzja o przygotowaniu go od nowa. Ponieważ w tym czasie doceniono moje malarskie komiksy i okładki, uznałem, że najlepiej będzie podążać tym tropem. Sprawy osobiste zahamowały prace w 2004 i do namalowania "Blera" przystąpiłem dopiero w styczniu 2005. Niestety technika malarska, mimo, że efektowna okazała się, z racji czasochłonności przekleństwem tego komiksu. W następnym roku wciąż siedziałem nad pierwszym zeszytem, próbując pogodzić pracę nad komiksem z wyzwaniami babilonu, które pożerały coraz więcej mojego czasu. Żeby wziąść się za planszę potrzeba było przynajmniej ze dwóch wolnych dni, w tamtym okresie było to praktycznie nieosiągalne, a praca „z doskoku” dawała nie najlepsze efekty. Ostatecznie prace znowu zostały wstrzymane na czas przygotowania Antologii „Pozdrowienia z Interstrefy”. W końcu wznowione w grudniu 2006 - wtedy został ukończony pierwszy zeszyt. Ponieważ komiks w tej postaci miał kompozycje otwartą, niezbędne okazało się od razu rozpoczęcie prac nad kolejnym odcinkiem - te trwały w 2007.

W tym czasie bardzo dobry kierunek marketingowy wyznaczył cykl "Biocosmosis" Cabały i Wolińskiego, którego dwa pierwsze tomy wyszły w 5-miesięcznym odstępie czasu, zjednując tym samym wielu fanów dla tej serii. Marzyło mi się pójście tym samym tropem. Na przeszkodzie stanęła znowu czasochłonna technika, w jakiej komiks był przygotowywany. Po prostu nie dało się tego robić szybciej. Do końca 2007 powstała zaledwie połowa drugiego tomu.

Rewolucja przyszła w 2008, kiedy zaproszono mnie do udziału w przygotowaniu dwóch tomów komiksu o polskich olimpijczykach. Na zrobienie jednego był miesiąc czasu, przy czym na Kusocińskiego, pierwszy z nich, nawet mniej (3 tygodnie!). Akurat ten pierwszy mój tom został dość dobrze przyjęty przez czytelników i tym samym uświadomił mi, że wreszcie potrafię w miarę sprawnie poruszać się w prostszych technikach. Zaraz potem po raz ostatni zrobiłem dla magazyn "Bluszcz" komiks malowany – "Fabiolę", którą po czterech odcinkach zawiesiliśmy. Tempo okazało się zbyt mordercze. W grudniu 2008 "Bluszcz" zapoczątkował publikację nowego komiksu „Pocztówki z życia Ewy” (patrz: ilustracja - przyp. dsz), który zrobiłem do scenariusza Radka Smektały. Szata graficzna tego komiksu wyznaczyła styl rysowanego "Blera".

Poszukiwanie prostszych form przygotowania wynikało z kilku prostych powodów, przede wszystkim rozlicznych obowiązków, które nie pozwalają mi spędzać nad komiksem całego życia, a także prostej konstatacji, że jeszcze żaden malowany, polski komiks, który w założeniu miał być serialem, nie doczekał się swojej kontynuacji, za to świetnie sobie radzą te rysowane dużo prościej. Cóż, od ekonomii się nie ucieknie, zwłaszcza w kraju, gdzie nikt nie może/nie potrafi na komiksach zarabiać.

Co do obecnej stylistyki - być może jest to materiał vertigopodobny. Seana Phillipsa bardzo lubię, porównywanie mnie do niego to duży komplement. Wielki wpływ na mnie miało odkrycie Tommy Lee Edwardsa (autora "Gemini Blood" czy "1985"). Mimo, że podstawą do jego prac często bywa fotografia, nie przeszkadza mu to w osiągnięciu wysokiej jakości prac i wypracowaniu swojego dynamicznego, rozpoznawalnego stylu. Odkryłem też po raz kolejny Jerzego Wróblewskiego, żeby ponownie stwierdzić, że oldschool w jego wydaniu był jedną z naj-zajebistszych rzeczy jakie wydarzyły się w polskim komiksie.

"Kibicujemy" to dobra okazja ku temu, by zdradzić co nieco ze swoich własnych planów. I przy okazji sobie samemu pokibicować. Na początek więc chciałbym zaprezentować kadry z komiksu "Ostatni wynalazek", który do mojego scenariusza rysuje Rafał Trejnis. Prace nad 48-stronicowym, kolorowym albumem zakończą się pod koniec 2010 roku, a na początek przyszłego planowane jest jego wydanie. Scenariusz już gotowy, rysowanie w trakcie... a o tym, jak blisko lub daleko końca jesteśmy, opowiada Rafał Trejnis:

- Na razie powstało zaledwie kilka stron, ale to już uświadomiło mi jaki ogrom pracy mnie czeka. Samo rysowanie to oczywiście przyjemność, ale stanowi ono tylko jakieś 30 procent roboty. Reszta to mozolne obrabianie plansz na kompie i kolorowanie. Szczególnie ten ostatni element zajmuje dużo czasu. Cały czas uczę się nakładać kolory a nie chciałbym żeby komiks wyglądał jak jakaś pstrokata kolorowanka. Ściśle określony deadline nie pozwala na dopieszczanie rysunków w nieskończoność, do czego mam skłonność. Na całe szczęście Lucek zadbał o barwne postaci i wartką akcję, dzięki czemu mogę sobie poszaleć.

Więcej na temat omówionych powyżej projektów - już za tydzień! Kibicujecie?

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

niedziela, 29 sierpnia 2010

"Tajna Wojna" - Bendis, Dell'Otto

Autor: Dominik Szcześniak

Napakowan
y akcją, superbohaterami i superłotrami - w większości znanymi polskim czytelnikom - komiks przygotował duet Bendis/Dell'Otto. Już sama jego geneza jest interesująca - scenarzysta komiksu oparł bowiem jego fabułę o - jak twierdzi - autentyczne opowieści anonimowego urzędnika służb wywiadowczych Stanów Zjednoczonych. Urzędnik ten zresztą napisał również wprowadzenie do komiksu, w którym stwierdza, że wydarzenia zawarte w "Tajnej wojnie" to najczystsza prawda, a jej autentyczni bohaterowie zostali przez Bendisa wyposażeni w twarze superbohaterów. Mamy więc do czynienia z komiksem, w którym albo scenarzysta chce nas zrobić w konia, albo ktoś zrobił w konia scenarzystę dawno, dawno temu.

Nie zmienia to jednak faktu, że "Tajna wojna" jest również całkiem niezłą rozrywką, przyrządzoną według tysiąca klisz. Bendis historię urzędnika usłyszeć miał ponoć będąc brzdącem. I bardziej niż kronikarskie zapiski przedstawicieli tajnych służb, traktować należy ten komiks jako fikcję, przefiltrowaną przez umysł młodego człowieka. "Tajna wojna" jest komiksem dla dużych chłopców, którzy uwielbiają, gdy na kartach komiksu pojawia się niezliczona ilość bohaterów i łotrów. Tu jest ich mnóstwo - Spiderman, Wolverine, Captain America, Daredevil, Luke Cage i Czarna Wdowa - taki skład zebrał sobie Nick Fury do przeprowadzenia tajnej misji. Misji tak tajnej, że żaden z członków brygady jej nie zapamięta, ale za to będzie musiał stawić czoła jej reperkusjom.

Bendis rozpoczął ten album znakomicie - jest amerykański patos w odpowiednich momentach, są cliffhangery, których nie powstydziliby się najlepsi rzemieślnicy gatunku, są również fantastycznie pisane dialogi. Z celnym dystansem i nawiązaniem do archetypowych wizerunków bohaterów, których znamy z komiksów TM-Semic. I jakkolwiek powoływanie się na wydawnictwo, które od dawna nie publikuje już komiksów, często bywa nadużyciem, tak tutaj wydaje się bardzo celne: można bowiem odnieść wrażenie, że komiks ten napisany został specjalnie dla polskiego pokolenia, kupującego komiksy na początku lat dziewięćdziesiątych. Jest tu wszystko, co znamy z tamtych czasów: Spiderman, nawijający swoimi dowcipnymi gadkami, jego wrogowie, którzy apogeum swej świetności mieli właśnie wtedy - Scorpion, Tinkerer, Shocker, Hobgoblin. Podobny klimat i znane twarze. A nawet bardzo znane - jedną z bohaterek komiksu jest bowiem Angelina Jolie, która dla niepoznaki przybrała pseudonim Daisy Johnson.

W połowie komiks niestety nieco się sypie - Bendis nie wie kiedy przestać. Patos oraz chęć śmieszenia dialogami i wynajdywania w nich nawiązań z przeszłości stosuje bez umiaru, co może wywołać niestrawność. Ostatnie rozdziały komiksu to totalna nawalanka między łotrami a herosami - widocznie zamysłem autorów było przełożenie środka ciężkości na ekspresyjne, malownicze kadry Gabriela Dell'Otto. Osobiście nie do końca jestem przekonany do tego rodzaju grafik i sądzę, że lepiej zrobiłaby albumowi wersja rysunkowa. Chaos, choć malowniczy, pozostaje jednak chaosem. A malowanie na podstawie jednego zdjęcia Angeliny Jolie skutkuje niestety tym, że w momencie, gdy artysta ma ukazać postać z innego profilu, nie jest już ona tak rozpoznawalna, jak powinna.

"Tajna wojna", mimo kiepskiej drugiej połowy, jest jednak komiksem wartym przeczytania. To, co wyprawia Bendis na pierwszych stronach albumu jest bardzo smakowitym kąskiem dla starych wyjadaczy komiksów o superbohaterach. Nieważna nieco absurdalna fabuła. Nieważne, że ktoś kiedyś zrobił Briana Michaela Bendisa w konia. Ważne, że "tajna wojna" jest pulpą całkiem wysokiej próby.

"Secret War: Tajna wojna". Scenariusz: Brian Michael Ben
dis. Rysunek: Gabriele Dell'Otto. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawca: Mucha Comics 2010

sobota, 28 sierpnia 2010

Wywiad z Piotrem Szreniawskim

Autor: Dominik Szcześniak

Na początku września zostanie opublikowany komiks "Veronique". O nim, jak i paru innych sprawach rozmawiam z Piotrem Szreniawskim, scenarzyst
ą zeszytu, ale również lubelskim performerem, propagatorem poemiksu i stałym bywalcem lubelskich imprez komiksowych.


Jesteś kojarzony głównie z poemiksową "Niunią" i robieniem ciekawych performance'ów podczas lubelskich konwentów, a tu od jakiegoś czasu testujesz sobie siły jako scenarzysta. Podchodzisz poważnie do sprawy?

Piotr Szreniawski: Faktycznie parę razy n
awet się pozytywnie zdziwiłem, jak ktoś mi mówi, że czytał "Niunie" i że niektóre były całkiem fajne. To miłe - czyli parę osób zna tę serię. "Niunia" to taki mały światek, są tam komiksy, poemiksy, opowiadania, aforyzmy, czy ilustracje tekstów literackich i naukowych. Moje podejście do sztuki trochę korzysta z tradycji zen. Widoczne to było w serii "Sex-do" czy w albumiku "Sztuki walki". I właśnie całe moje podejście do sztuki, jej tworzenia ale i prezentacji, trochę ma coś w sobie z zenu. Występuję niechętnie, a z drugiej strony bardzo tego pragnę. Staram się do prezentacji dzieł sztuki podchodzić z entuzjazmem, chciałbym zachęcić widza do samodzielnych działań, a może nawet zarazić go takim energetycznym stosunkiem do sztuki. Oczywiście podczas występowania konieczna jest czasem autocenzura, nie można powiedzieć czy pokazać wszystkiego. Na przykład w zakresie treści konieczne są ograniczenia, związane z nieobrażaniem kogoś czy nie narażaniem się określonym grupom. Współpraca z rysownikami jest tu pomocna, bo jak rysownik zgadza się coś narysować, to znaczy że raczej będzie to zaakceptowane społecznie. Treść przechodzi taki test. Poza tym pisanie scenariuszy jest niesamowitą oszczędnością czasu. Gdybym miał np. narysować taki album komiksowy, jak "Veronique", to pewnie zajęło by to kilka lat, a efekty byłyby niezadowalające. Można oczywiście wrócić do minimalizmu, ale nawet na to potrzeba znacznie więcej czasu, niż na napisanie scenariusza.

Ciężko było znaleźć wspólny język z Otusiuniem, rysownikiem "Veronique"?


Z Otusiuniem współpracuje mi się super. Jego kreska wnosi do komiksu wiele artyzmu, niemal automatycznie wchodzi się w klimat zakręconej sztuki. Kiedyś znalazłem blog Otusiunia i zaprosiłem Go do udziału w konkursie na pasek komiksowy na gildii - On się zgodził, pod warunkiem, że napiszę mu scenariusz. Tak się zaczęło, Jego pasek pokazał że facet umie rysować, no to podesłałem Mu scenariusz "Kanaliady" (która to wtedy nazywała się "Shitwar" - późniejszy tytuł wymyślił Otusiunio). Wiesz, ten scenar krążył po sieci już ze dwa lata, odrzuciło go siedmiu rysowników, a Otusiunio bez problemów po prostu to narysował. Taki rysownik to skarb! Co do samego albumiku "Veronique" to znowu zaczęło się od starego scenariusza, który Otusiunio zaakceptował i narysował (chodzi konkretnie o część "Dwaj malarze"). Potem wspólnie zastanawialiśmy się jak rozwinąć ten wątek, czy w którym kierunku ma iść album. Wyszło na to, że mamy cztery bohaterki, noszące to samo imię, ale umieszczone w zupełnie różnych światach. Zbieżność z "podwójnym życiem Weroniki" Kieślowskiego przypadkowa:)

O czym/ o kim jest ten komiks?


Jest to komiks o roli kobiety w inspirowaniu artysty, a nawet w zdobywaniu przez artystę sławy. Z tym że do tematu podeszliśmy nie na zasadzie "żeby osiągnąć sukces, trzeba dostać czarną polewkę", tylko bardziej w stronę "dla zdrowia potrzebne jest wsparcie kobiety". Mamy
trochę absurdu, trochę zabijania, zakochanie i seks, ale też rozważania nad znaczeniem sztuki.

Eksplorujesz w swoich komiksach (ot, choćby w "Multikierunkowcach") zagadnienia z zakresu sztuki. Kto jest odbiorcą tego rodzaju komiksów? Uważasz, że czytelnicy Spider-mana sięgną po tego typu rzecz, czy może za wysokie progi?


Ciekawe. Muszę się zastanowić. Faktycznie, moje życie jest ciągłym poszukiwaniem sztuki, zastanawianiem się nad jej sensem. Chyba po prostu moje scenariusze są odzwierciedleniem tego, co mnie interesuje. Mam nadzieję, że nie jestem potem jedynym czytelnikiem tych komiksów:) Chociaż z drugiej strony napisałem ostatnio dla Jakuba Grocholi pewien scenariusz superbohaterski, trochę traktowałem to jako wyzwanie, czy w tej materii bym sobie poradził. Zabawa była świetna, pisanie tego jak zwykle było bardzo odprężające. Wyszło chyba w normie, taki mainstream, może nawet dla nastolatków. Mam nadzieję że nie zaniżyłem poziomu, no i liczę że Jakub to narysuje.

Kultywujesz ksero. Nikt inny już tego nie robi. Dlaczego?


Przyczyną są niskie nakłady. Wiele komiksów eksperymentalnych wydaję w nakładzie czterech egzemplarzy. Czyli ksero to tylko jeden z dostępnych sposobów publikacji, ostatnio raczej po prostu drukuję wszystko na domowej drukarce, poza tym zamieszczam w formacie pdf w internecie - można zobaczyć online, ale chętni mogą sobie wydrukować dokładnie z tego
pliku, z którego korzystam ja.

Wrócę jeszcze do Twych - moich zdaniem bardzo ciekawych - spotkań na konwentach. Kto tak naprawdę tam występuje? Na scenie jesteś Piotrem Szreniawskim, czy zakładasz jakąś maskę?


Dziękuję za miłe słowa. Cały czas tam jestem sobą, czyli nie jest to udawanie. Oczywiście trzeba wyczuć miejsce występowania, czy się jest na wieczorku poetyckim w zadymionej piwnicy w obcym mieście, czy w studiu radiowym. Trzeba uwzględnić wiele czynników, przed kim się występuje, czy się jest za granicą, czy ktoś to filmuje, czy warto do kogoś mówić albo czy słuchacze w ogóle chcą tego słuchać. Najlepiej występować krótko, wtedy publiczność może nie zdąży się znudzić - ale to nie wystarczy. Właśnie autentyzm moim zdaniem jest wyrazem prawdziwego szacunku do widza, a zarazem elementem prawdziwego mistrzostwa.


Nie myślałeś o tym, żeby z tymi wystąpieniami wyskoczyć gdzieś poza Lublin. Nie miałeś takich propozycji ze strony organizatorów MFK czy KW?


Fajnie jakby do nas ludzie przyjeżdżali, i zresztą jakaś grupka przyjeżdża. Ale wiadomo, wymienione imprezy komiksowe w Łodzi i w Warszawie są większe, i można się tam zaprezentować większej ilości ludzi. No nie wiem, bardzo chętnie bym pojechał i gdzieś wystąpił.
Chociaż z drugiej strony bardzo mi odpowiada bycie w ciągłym podziemiu, czyli zasada "underground forever". Może ze mną lepiej wymienić kilka słów gdzieś na korytarzu, między występami przewidzianymi w programie?

Ilustracje pochodzą z albumu "Veronique". Scenariusz: Piotr Szreniawski. Rysunek: Otusiunio.

piątek, 27 sierpnia 2010

Ziniol 9 promo 07

Autor: Dominik Szcześniak

Po co tak płakać?


Czemu się dziwić?

Przecież "Illiada" zagości w greckim "Ziniolu"! Jej autorem Ilias Kyriazis.

Kibicujemy (05)

Autor: Dominik Szcześniak

Hej! Kibicuj z nami pracom nad dobrymi komiksami. Takim, które są już w zapowiedziach wydawców albo które są dopiero rozrysowywane w pracowniach twórców. Do kibicowania zachęcają sami autorzy, którzy w regularnych raportach będą informowali na temat postępu prac. Większość z nich zaprezentuje ekskluzywne, niepublikowane dotąd materiały dotyczące ich utworów. Nieważne czy kochasz zeszytówki, czy lubisz albumy w twardych oprawach! Kibicuj!


Dziś dzień kobiet na stronach "Ziniola" - w naszej rubryce prezentujemy komiksy dwóch bardzo zdolnych pań: Bereniki Kołomyckiej i Olgi Wróbel. Projekt Bereniki Kołomyckiej i Grzegorza Janusza, zatytułowany „Wykolejeniec” według zapewnień wydawcy ma ujrzeć światło dzienne około 25 września. Komiks zapowiada się niezwykle intrygująco, a Berenika tak wspomina jego genezę…

- Z Grześkiem znamy się nie od dziś. Grzegorz lubi młode dziewczyny. Opowiadał mi kiedyś o takiej jednej; ale ja nie o tym. Lubię jego image (ciepła kawa z ciepłym mlekiem ), a on lubi młode dekolty. Posiadam jeden osobisty, więc o współpracę nie było trudno. Tekst "Wykolejeńca" znalazł się migusiem na moich kolanach jak tylko postanowiliśmy razem popracować. Grzesiek jest trochę nieśmiały. Ale to nawet urocze. Nigdy nie pracował z kobietą. Nie wie, że kobieta potrzebuje więcej uwagi, a coroczne schadzki w Łódzkim Domu Kultury (nie mówiąc już o bezdusznych mailach i potajemnych esemesach) to zbyt mało.

Cóż, musiałam się sama o siebie zatroszczyć. Kupiłam farby akrylowe, ryzę papieru (gramatura 180) i bilet do Legionowa. W pociągu (model EN-57 ) relacji Warszawa - Legionowo - Warszawa wykonałam szereg szczegółowych szkiców trakcji kolejowej, technicznych detali wyposażenia pociągu etc. Tak przygotowana mogłam zakasać rękawy i przystąpić do realizacji scenariusza. Wspomnę tylko, że historia pt. "Wykolejeniec" rozgrywa się w większości wśród kolejowych pejzaży.

Czym dla mnie jest ten komiks? w najbliższym czasie dyplomem (wrzesień), a trochę później debiutem albumowym (październik). Praca nad albumem była wyzwaniem i dała mi dużo radości. Myślę o kolejnych projektach, choć cenię sobie rolę debiutantki. Tym bardziej, że debiutantką bywa się tylko raz. A kto mnie inspiruje? Bezian, Mattotti, Auladel, Ware, Cailleaux.


Berenika zakończyła już prace nad "Wykolejeńcem", a Olga Wróbel, dopiero wkracza w fazę produkcyjną swojego albumu. Dlaczego właśnie album? I czego będzie dotyczył? oddaję głos Oldze:

Pracuję obecnie nad moim albumowym debiutem, o którym raz na jakiś czas informuję na blogu, a od dziś będę także na bieżąco relacjonowała postępy czytelnikom "Ziniola". Premiera planowana jest na MFKiG 2011, wydawcą będzie Centrala – Central Europe Comics Art.


Dlaczego album?


Rysowanie komiksów zaczęłam w roku 2007, po okresie umiarkowanej aktywności w środowisku oraz internecie (udział w konkursie paskowym Gildii, konto na Digarcie, raz na jakiś czas piwo w pamiętnej Borynie z ekipą "Jeju") apetyt urósł mi w miarę jedzenia i postanowiłam stać się nieco bardziej płodną i rozpoznawalną twórczynią, czemu sprzyjała też uporządkowana wreszcie sytuacja osobista – mieszkałam z psem w kawalerce, bez telewizora i internetu, pracowałam od 8 do 16 w mało stresujących warunkach, po okresie ostrej depresji powoli mijał mi wstręt do rysowania (dzięki wsparciu ze strony Jacka "Głowonuka" Świdzińskiego) i do ludzi. W tych sprzyjających okolicznościach układania życia od początku odnowiłam kontakt z Tomkiem Pastuszką, który zaangażował mnie do promocji "Jeju 8", co pozwoliło mi bez większych wysiłków powrócić na łono warszawskiego grona komiksiarzy, potem chodziliśmy razem na zajęcia z rysunku, w trakcie których obserwowałam na bieżąco, w ile projektów zaangażowany jest Tomek i ile czasu poświęca komiksom. Pomyślałam, że to właściwy wzór do naśladowania i postanowiłam, że codziennie będę rysować, zamiast drzemać na kanapie lub rozmyślać o niesprawiedliwości całego świata wobec mnie. Owoce pracy wrzucałam na świeżo założonego bloga "Odmiany Masochizmu". Dużo czasu poświęconego na rysowanie pozwalało mi publikować mniej więcej dwa komiksy tygodniowo, życie na własny rachunek dostarczało z kolei wystarczającej liczby refleksji, które spotykały się z szerokim i pozytywnym odbiorem blogosfery. W ciągu roku intensywnej pracy udało mi się zostać osobą rozpoznawalną w środowisku, potem nowy związek i towarzyszące mu obowiązki spowodowały, że musiałam zwolnić tempo i pojawiło się pytanie "Co dalej?". Czy wystarczy mi publikowanie raz na jakiś czas krótkiego paska na blogu? Czy pracować nad antologią narysowanych dotychczas plansz? Czułam, że czas coś wydać, żeby ugruntować swoją pozycję rynkowo-towarzyską i początkowo pomysł zbiorczego zeszytu z autobiograficznymi historyjkami wydawał mi się całkiem dobry. Potem pomyślałam, że nie ma co iść na łatwiznę, skoro można utrudnić sobie życie i zrobić jednak coś zupełnie nowego, opartego jednak na znanych motywach.


Autobiografia


Ponieważ od początku historie autobiograficzne spotykały się na moim blogu i na digarcie z lepszym odbiorem niż opowieści lekko surrealistyczne (jak opublikowany w Maszinie "Pamiętnik znaleziony w rynnie"), oczywiste było, że album też będzie utrzymany w tym nurcie. Ludziom niezwiązanym z komiksem wydaje się to być łatwiejszą formą opowiadania – gotowy materiał dostarcza się przecież codziennie sam. Wiele razy słyszałam od znajomych "No, ale była impreza, musisz to narysować!", "Mam idealną historię do Twojego komiksu!". Tymczasem nie jest to takie łatwe, bo rzeczywistość nie jest oczywiście pokazywana w skali 1:1, trzeba ją odpowiednio przefiltrować, przyciąć i obrobić. Czasami narysowanie wydarzeń tak, jak rzeczywiście miały miejsce, pozbawiłoby historię tempa, czasem trzeba coś uprościć, a inne aspekty podkreślić. Dlatego pisanie o sobie nie wydaje mi się pójściem na łatwiznę – wydaje mi się wręcz, że często wygodniej byłoby wymyślić postaci, osadzić je w odpowiednim kontekście i ustawiać według własnej woli, dorabiając im stosowne motywacje. Nie uważam też, żeby moje życie było tak niesamowicie wyjątkowe, że aż godne uwiecznienia w albumie. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się bardzo przeciętne i naszpikowane klasycznymi problemami, które ma większość ludzi. Interesuje mnie osiągnięcie jak największego stopnia uniwersalizmu przy jednoczesnym zachowaniu osobistego charakteru opowieści, dlatego komentarze "Mam tak samo" czy "Doskonale rozumiem" zawsze były tym, na czym najbardziej mi zależało.

O czym dokładnie będzie opowiadał album? Jak go nazwę?

Tego dowiecie się już w następny piątek!

Nic dodać, nic ująć. No, może jedynie to, że powyżej widzicie kadr z komiksu o dźwiękach, rysowanego w okresie zeszłorocznej prosperity Olgi. Na rysunku można wyróżnić tzw. "wczesną formę kreskowego nosa Olgi Wróbel".

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Ziniol 9 promo 06

Autor: Dominik Szcześniak

Grecki Ziniol wciąż w produkcji. Napięcie rośnie, emo
cje puszczają... bez owijania w bawełnę, oto co się dzieje:

Kadr pochodzi z komiksu Manosa Lagouvardosa. Odpowiedź na pytanie dlaczego banda osaczyła gościa w środku dostaniecie w dziewiątym numerze naszego magazynu. Dowiecie się również kto na tym kadrze tak się wydziera...

Kibicujemy (04)

Autor: Dominik Szcześniak

Hej! Kibicuj z nami pracom nad dobrymi komiksami. Takim, które są już w zapowiedziach wydawców albo które są dopiero rozrysowywane w pracowniach twórców. Do kibicowania zachęcają sami autorzy, którzy w regularnych raportach będą informowali na temat postępu prac. Większość z nich zaprezentuje ekskluzywne, niepublikowane dotąd materiały dotyczące ich utworów. Nieważne czy kochasz zeszytówki, czy lubisz albumy w twardych oprawach! Kibicuj!

Dzisiaj omówimy tylko jeden komiks.
SzelkiJerzego Szyłaka i Wojciecha Stefańca – album kontynuujący wątki szeroko komentowanej „Szminki”. O tym, na jakim etapie jest produkcja komiksu, opowiada Wojciech Stefaniec…


Gdy dostałem propozycję zilustrowania kontynuacji kultowej "Szminki" Joanny Karpowicz i Jerzego Szyłaka (których serdecznie z tego miejsca pozdrawiam) byłem wniebowzięty. Sam mistrz Jerzy Szyłak spytał mnie, czy nie chciałbym zmierzyć się z drugą częścią trylogii pt. "Szelki". Nawet się nie zastanawiałem. "Oczywiście, że tak!" - odparłem.

Było to ok. 4 lat temu. Na dzień dzisiejszy przygotowałem 60 stron w surowej wersji (same kadry), a w scenariuszu jestem na 27 stronie z 46. Dolegliwość rozwlekania historii Paweł Timofiejuk nazwał: "Syndromem Stefańca": (pozdrowienia dla niego). Choćbym nie wiem jak się starał, to pedantyzmu i dokładności nie mogę się pozbyć. To jest silniejsze ode mnie. Za każdym razem, gdy staram się przyspieszyć pracę, odbiec od szczegółowości, zatrzymuję się podświadomie i zaczynam dłubać przy jednym kadrze nawet cztery dni.

Oczywiście jest jeszcze wiele innych czynników, które pożerają mój czas i odciągają od komiksu. Nie będę ich wyliczał, bo są oczywiste. Po drodze powstał "Szanowny", którego zrobiliśmy z Bartoszem Sztyborem (pozdrowienia dla niego). Chodź powstał on stosunkowo szybko, "Szelek" nie potrafię tak robić. Jerzy Szyłak napisał trudną historię, o złożonej psychice postaci i całkowicie innym klimacie, niż w "Szmince". Koniec pracy nad tym komisem planuję na 2011 rok.



Kibicujemy Wojtkowi!

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

środa, 25 sierpnia 2010

Kibicujemy (03)

Autor: Dominik Szcześniak

Hej! Kibicuj z nami dobrym komiksom. Takim, które są już w zapowiedziach wydawców albo które są dopiero rozrysowywane w pracowniach twórców. Do kibicowania zachęcają sami autorzy, którzy w regularnych raportach będą informowali na temat postępu prac. Większość z nich zaprezentuje ekskluzywne, niepublikowane dotąd materiały dotyczące ich utworów. Bez zbędnego gadania, przechodzimy do kibicowania:

Dzisiaj przyjrzymy się albumowi, koordynowanemu przez Macieja Pałkę oraz sensacyjnemu akcyjniakowi Tomasza Kleszcza. Obie pozycje są w produkcji - "Sceny z życia murarza" na etapie składu, "Kamień przeznaczenia" w fazie rysowania. Na pierwszy ogień doniesienia z placu boju Maćka Pałki, który zapytany o to "jak to się wszystko zaczęło", wysnuł iście epicką opowieść z wieloma zwrotami akcji:

- O scenariusz do "Scen z życia murarza" zapytał już Jerzego Szyłaka Tomek Kontny na wywiadówce. Do mnie scenariusz trafił wkrótce po napisaniu, bo podczas pierwszej edycji lubelskiego Trach!a w 2004 roku. Dostałem do zilustrowania pierwszy rozdział albumu i była to dla mnie - jako dla początkującego komiksiarza - niezła nobilitacja, gdyż do projektu była zaproszona ówczesna czołówka polskich rysowników. Nie powiem kto konkretnie, bo nie pamiętam szczegółów. Na pewno epilog miał rysować Marek Turek. To było pierwsze podejście do "Scen...".

Dwa lata później, przy okazji antologii "Opowieści tramwajowe" Jerzy zaproponował żeby puścić tam mój epizod. Narysowałem go od początku. Zapytałem, jak tam prace nad albumem. Okazało się, że sprawa rozeszła się po kościach. Zaproponowałem, że zbiorę swój skład. Uderzyłem z pomysłem do kilku osób i... nikt nie był zainteresowany. Zdruzgotany - odpuściłem. To było drugie podejście do "Scen...".


Minęły kolejne dwa lata. Pod koniec 2007 r. wróciłem do tematu. Stworzyłem sobie listę potencjalnych twórców, których widziałem w konkretnych epizodach. Tym razem zagadałem do rysowników, których wcześniej miałem ochotę zwerbować do "Domu Żałoby" na gościnne występy. Zaprosiłem (z perspektywy czasu sądzę że trafnie) najlepszych komiksiarzy do tej roboty. Ponadto wyszedłem z założenia, że chcę zrobić ten komiks z ludźmi
których lubię. Powiem więcej - z przyjaciółmi. Z pierwszego składu został Marek Turek. Po kolejnych trzech latach mozolnego dłubania - dzięki Bogu - kończymy.

Album powinien mieć premierę podczas tegorocznego MFK. Co ciekawe, będzie wydany w takiej samej formie jak "Szminka". Twarda okładka, kolor, 80 stron. Kolekcjonerzy powinni być zadowoleni mogąc postawić oba komiksy obok siebie na półce. W środku świetna historia i mocna reprezentacja komiksiarzy z pokolenia obecnych 30-latków.



Brzmi nieźle. Ewolucję pracy Macieja możecie zaobserwować powyżej. Kibicujemy Maciejowi i spółce, by wyrobili się w terminie. Kolejną pozycją, jaką chciałbym dziś zaprezentować jest "Kamień przeznaczenia". Tomasz Kleszcz wziął na warsztat historię na poziomie amerykańskiego mainstreamu i z żelazną konsekwencją zbliża się do zakończenia prac nad swoim albumem. Kibicując mu, jednocześnie zapytałem o genezę komiksu...


- Jeszcze kiedy byłem w liceum, przypadkiem zobaczyłem jak mój wujek czyta książkę Ericha von Danikena. Dziś nie pamiętam już jej tytułu. Przejrzałem parę obrazków, pobieżnie ją przeczytałem i dowiedziałem się, że naszą planetę odwiedzali kosmici. Miałem wtedy inne zajęcia na głowie i dość mało gotówki, więc temat na tej jednej pozycji się na jakiś czas zakończył, ale pozostał na trwałe w mojej pamięci.

Na studiach miałem dużo wolnego czasu siedząc na wykładach - wtedy zająłem się tematyką paleoastronautów na poważnie. Do dzisiaj mam chyba większość pozycji z tego gatunku wydanych w naszym kraju. Temat mnie zafascynował i trwa to do dziś. Wiem, wydaje się to śmieszne. Kosmici? U nas? Jasne.

Też miałem takie podejście, ale po przestudiowaniu setek stron książek mój światopogląd uległ diametralnej zmianie. Dokładając do tego literaturę, która podważa pewne aspekty naszej religii i wyjaśnia w sposób alternatywny wiele „cudów” zawartych w Biblii można uzyskać nieco inne spojrzenie na to, co się nam serwuje w szkołach i w domach. Trzeba tylko chcieć się czegoś dowiedzieć.

Kamień przeznaczenia to efekt tych zainteresowań. Chciałbym w nim przedstawić czytelnikom kilka zagadnień, które są fundamentalnymi założeniami rozwijającej się prężnie paleoastronautyki. Teorie o aniołach, końcu świata, uprowadzeniach ufo... wszystko to jest ze sobą powiązane i nie są to tylko wymyślone historie. Ja w to wierzę, i chciałbym żeby człowiek, który przeczyta komiks zainteresował się taką tematyką, jeśli się z nią nie zetknął i rozpoczął swoje własne poszukiwania. Dla ludzi którzy są zaznajomieni z tematem paleo komiks będzie (jeśli zdołam go skończyć...) ciekawym powiązaniem niektórych koncepcji.

A przede wszystkim, zależy mi aby komiks był jak najbardziej atrakcyjny graficznie. Jako czytelnik osobiście zawsze zwracam uwagę głównie na rysunki, dopiero potem na fabułę. W naszym kraju niewiele jest komiksów o realistycznej kresce, więc mam nadzieję że mój - pomimo wielu usterek - będzie miał szansę się spodobać.

Jak widać, polscy komiksiarze na tapetach mają bardzo różnorodny materiał. Za tydzień poznacie dalsze losy "Scen z życia murarza" i "Kamienia przeznaczenia".

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Kibicujemy (02)

Autor: Dominik Szcześniak

Hej! Kibicuj z nami pracom nad dobrymi komiksami. Takim, które są już w zapowiedziach wydawców albo które są dopiero rozrysowywane w pracowniach twórców. Do kibicowania zachęcają sami autorzy, którzy w regularnych raportach będą informowali na temat postępu prac. Większość z nich zaprezentuje ekskluzywne, niepublikowane dotąd materiały dotyczące ich utworów. Nieważne czy kochasz zeszytówki, czy lubisz albumy w twardych oprawach! Kibicuj!



"Sprane dżinsy i sztama" to komiks, który wzbudził moje zainteresowanie w momencie, gdy usłyszałem o tym, jaką tematykę poruszy i kto go wziął na warsztat. Klimaty lat 80-tych i kooperacja ojca i syna - Jarosława Płóciennika i Pawła "Szawła" Płóciennika zapowiada się smakowicie. Szawła zapytałem o to, jak to jest współdziałać z ojcem. Oto, co odpowiedział, wzbogacając kadrami komiksu:

- Koncept na komiks z moim ojcem zakiełkował mi w głowie z prostej przyczyny: jestem zafascynowany historią mojej rodziny i moich przodków. Niestety złożyło się tak, że nie wszystkie te historie z przeszłości zdążyłem zarejestrować. Ludzie czasem odchodzą w niespodziewanym momencie. Ludzie, którzy niosą ze sobą treść całego swojego życia. Zdałem sobie sprawę, że niezwykle ważne jest kultywowanie rodzinnych przekazów, opowieści. Pomyślałem, że bardzo bym chciał zarejestrować opowieść mojego ojca. Dla mnie każdy człowiek może być źródłem pasjonującej opowieści. Wiedziałem, że wspomnienia taty z lat młodzieńczych to będzie właśnie to.

Lubię sztukę uliczną, obserwowanie zmieniającej się tradycji ulicy. Dlatego wybór tematu był prosty. Powiedziałem: "Tato, napisz mi scenariusz do komiksu. O roku 80. O tym, jak miałeś 17 lat". Tata powiedział: "ok". A że czyta sporo komiksów i ma dobre pióro - poszło nam to gładko.

Systematycznie otrzymywałem kolejne rozdziały historii osadzonej w realiach lat 80-tych. W scenariuszu jest sporo odwołań do osobistych przeżyć ojca, przez co również poznałem go lepiej. Zależało mi na tym, by pokazać życie podwórkowych chłopaków, w oderwaniu od polityki. Młodzież niezaangażowaną politycznie, młodzież zaangażowaną w swoje marzenia i w sprawy codzienności. Co ciekawe, wychowałem się w tym samym M3, na tej samej ulicy i na tym samym osiedlu, co ojciec. Obserwacja podobieństw i różnic dwóch pokoleń, żyjących w tych samych murach, na tych samych klatkach i ławkach jest naprawdę pouczająca.


Dzisiaj, by lepiej zrozumieć sytuację naszego pokolenia, trzeba wdrożyć się w młodość naszych rodziców. Ja od zawsze lubiłem słuchać opowieści ojca, o przygodach z czasów szkolnych, o tym jak tata się naciął w pewnej hurtowni płyt winylowych, o tym jak wsadzili w pociąg do Poznania kumpla po pijaku, czy jak grywali koncerty ze swoją kapelą, kwitując je zawsze jakąś zadymą ... były to zabawne historie. Chciałem uchwycić tę magię za pomocą komiksu. Praca nad albumem "Sprane dżinsy i sztama" ukazała mi ogromny potencjał historii autobiograficznych. Chciałbym jeszcze kiedyś zanurzyć się z cienkopisami w historię czyjegoś życia. Polecam!


"Sprane dżinsy i sztama" zadebiutują z hukiem w październiku podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Prapremiera prawdopodobnie odbędzie się w Warszawie. podobnie będzie zapewne z kolejnym komiksem, z którym wiążę duże nadzieje. Jest nim "Tainted", bliski ziniolowemu sercu przez wzgląd na pojawienie się w nim kolorowej wersji komiksu "Bąbelove", który w 2008 roku ozdobił strony pierwszego numeru "Ziniola". Na potrzeby "Tainted" komiks pokolorowała Ewa Juszczuk. A sam komiks traktuje o miłości. Dlaczego? I skąd taki tytuł? Odpowiada rysownik komiksu, Piotr Nowacki:

- Jeśli dobrze pamiętam, na pomysł takiego dokładnie tytułu wpadł Paweł Sawicki, na pokoszykarskim piwku. Myśleliśmy o "Tainted love", ale okazało się, że jeden z tomów Hellblazera ma taki właśnie tytuł, więc kombinowaliśmy dalej i Paweł rzucił tą ideą, która nam się spodobała. Dodatkowo Bartka inspirowała do napisania scenariuszy m.in. piosenka "Tainted love" Glorii Jones, więc to też się ładnie zamknęło. A na anglojęzyczną wersję tytułu zdecydowaliśmy się, żeby swobodniej prezentować i sprzedawać nasz komiks za granicą.

"Tainted" jest ładnym podsumowaniem naszej kilkuletniej współpracy, pewnego jej etapu. W pewnym momencie obejrzeliśmy się za siebie i zobaczyliśmy, że udało nam się wspólnie stworzyć kilka dobrych szortów, które łączyły dwie rzeczy - wszystkie były komiksami niemymi oraz opowiadały o miłości. Uznaliśmy, że jest to idealny materiał na taką mini-antologię. Większość rzeczy była publikowana w zinach i magazynach, ale na potrzeby "Tainted" zostały one pokolorowane przez znakomitych kolorystów. Graficznie te nowelki są bardzo różne. Choć poruszają się w stylistyce cartoonowej, to można tam zauważyć poszukiwanie przeze mnie stylu i różne próbowanie różnych patentów.


Myślę, że temat miłości jest bardzo wdzięczny. Bartek fajnie go czuje, lubi go podejmować w swoich scenariuszach i pokazywać miłość z bardzo różnych ujęć. Czy to jest recepta na dobry komiks to oczywiście ocenią czytelnicy kiedy "Tainted" wyląduje na półkach księgarń.



Ekskluziv, nadesłany przez Piotrka to znajdujące się powyżej: banner, przedstawiający autorów komiksu oraz element graficzny wykorzystany do numeracji stron w "Tainted".

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

"Lucyfer: Dworce ciszy" - Carey

Autor: Dominik Szcześniak

Christopher Moeller po przejęciu pałeczki twórcy okładek serialu "Lucyfer" po Duncanie Fegredo wciąż jest jej najjaśniejszym punktem. Grafika zdobiąca "Dworce ciszy" jest absolutnie fantastyczna, a jej kompozycja przypomina najlepsze albumy "Thorgala". Trzeba sobie jednak zadać pytanie, czy taka okładka jest wizytówką zawartości albumu, czy może zasłoną dymną, zachęcającą do zakupu intelektualnej wydmuszki?

Po dobrze rokującym tomie "Inferno", "Dworce ciszy" to powrót do korzeni pisarstwa Mike'a Careya, a więc formy zdecydowanie wahadłowej. Akcja toczy się dwutorowo - z jednej strony obserwujemy działania drużyny Lucyfera, podążającej mitycznym statkiem Naglfarem w stronę Dworców Ciszy w celu uwolnienia duszy Elaine Belloc, a z drugiej jesteśmy świadkami grzebania Gwiazdy Zarannej w swojej przeszłości oraz w umyśle Boga (to ostatnie potraktowane jest wręcz dosłownie). Typowe perypetie drużyny noszą znamiona komiksu przygodowego - są walki na ziemi i w powietrzu, trudni do przejścia strażnicy oraz próby, którymi poddawani są członkowie ekipy. Ale jest również careyowski bełkot, nijak do tej formuły nie przystający. Wracają archaizmy i pompatyczne teksty, sprawiające wrażenie, że wszyscy (poza dwoma chochlikami klnącymi jak szewcy) mówią językiem szekspirowskim.


Podczas lektury można odnieść wrażenie, że to nie Lucyfer manipuluje na planszach swojej serii, lecz jej scenarzysta. Serwując szereg nielogiczności - również tych, dotyczących charakteru Gwiazdy Zarannej - miast być zmyślnym władcą marionetek, okazuje się jedynie kiepskim hochsztaplerem. Zaczął, wzorując się na Gaimanie, a w jednej ze scen "Dworców ciszy" próbuje być drugim Ennisem.


W sukurs kiepskiemu scenariuszowi idą całkiem niezłe rysunki. Tym razem pomysł polega na przeplatance rysowniczej - swoje sceny robi Peter Gross, swoje Dean Ormston. Trzeba przyznać, że wychodzi to szacie graficznej na dobre - Ormston jeszcze nigdy nie był w tak dobrej formie, Gross może jakoś specjalnie nie błyszczy, ale również jest niezły. Obaj jednak bledną przy historyjce Davida Hahna. Prostej, konturowej i - co najważniejsze - współgrającej ze scenariuszem. "Siostry miłosierdzia" to odcinek, stanowiący epilog głównej historii tego albumu. Epilog, ponownie windujący poziom i dający nadzieję na rychłą poprawę. Tyle, że jest to już szósty tom. Szósty tom z jednym przebłyskiem
. Ile szans może dostać seria na rozruch?

"Lucyfer: Dworce ciszy". Scenariusz: Mike Carey. Rysunki: Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston, David Hahn. Kolor: Daniel Vozzo. Okładka: Christopher Moeller. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Wydawca: Egmont 2010