Uwaga! Do lektury Pantery Brechta Evensa najlepiej jest przystąpić nie znając tematyki, jaką ten komiks porusza. W związku z tym, nie radzę czytać poniższego tekstu przed lekturą samego komiksu i polecam zadowolić się skróconą jego recenzją, która brzmi: "tak, warto, genialne, brać". Lektura reszty tekstu - na własną odpowiedzialność.
Barwna okładka. Sympatyczne doznania podczas przeglądania. Dzieciaki i kociaki. Czyżby kolejna opowiastka z morałem dla najmłodszych? Nie. Brecht Evens podpuścił mnie, nieprzygotowanego, za co zapłaciłem mocnymi emocjami. Nie tylko mnie zresztą.
Oto dostajesz do dłoni pięknie zaprojektowany przedmiot, z żółtą tasiemką, malowniczymi rysunkami, bez żadnych tandetnych tekstów polecających na tylnej okładce Wstęp opowieści jest standardowy: Krystynka traci pannę kocinkę, która była chora i musiała zostać uśpiona. Kilka chwil po bolesnej dla Krystynki stracie w jej życiu pojawia się Pantera. Twierdzi, że jest z Panterlandii. Jest strasznie miła, mówi to, co dziecko chce usłyszeć, zmienia formę na taką, jaką dziecko chce widzieć. Dostarcza dziewczynce dużo radości. Lecz w pewnym momencie zaczyna zdradzać prawdziwe intencje. I bajeczna historyjka zamienia się w horror.
Ale nie taki, który przeraża wyskakującym po przewróceniu kartki upiorem.
To horror codzienności, prześwietlonego domu, strasznych rzeczy na pograniczu dziecięcej fantazji i dorosłej jawy.
Evens sprawia, że czytelnik w pewnym momencie czuje się niekomfortowo, zagryza zęby, zaciska pięści i wybucha - nawet nie pod koniec lektury książki, ale już w pierwszej scenie, która uświadamia, że dzieje się coś złego. Jest to zło pod dachem, który miał być bezpieczny.
Ten komiks sprawi, że rozboli was brzuch. Że w pewnym momencie będziecie chcieli podrzeć następną kartkę. Ale jednak ją przewrócicie. Przemówią za tym piękne rysunki.
Pantera nie jest dosłowna. Sedno ukryte jest tu w obrazach. To komiks wwiercający się w głowę, daleki od schematów i podejmujący trudny temat w nieprzeciętny sposób.
Bolesny i bezlitosny.
Barwna okładka. Sympatyczne doznania podczas przeglądania. Dzieciaki i kociaki. Czyżby kolejna opowiastka z morałem dla najmłodszych? Nie. Brecht Evens podpuścił mnie, nieprzygotowanego, za co zapłaciłem mocnymi emocjami. Nie tylko mnie zresztą.
Oto dostajesz do dłoni pięknie zaprojektowany przedmiot, z żółtą tasiemką, malowniczymi rysunkami, bez żadnych tandetnych tekstów polecających na tylnej okładce Wstęp opowieści jest standardowy: Krystynka traci pannę kocinkę, która była chora i musiała zostać uśpiona. Kilka chwil po bolesnej dla Krystynki stracie w jej życiu pojawia się Pantera. Twierdzi, że jest z Panterlandii. Jest strasznie miła, mówi to, co dziecko chce usłyszeć, zmienia formę na taką, jaką dziecko chce widzieć. Dostarcza dziewczynce dużo radości. Lecz w pewnym momencie zaczyna zdradzać prawdziwe intencje. I bajeczna historyjka zamienia się w horror.
Ale nie taki, który przeraża wyskakującym po przewróceniu kartki upiorem.
To horror codzienności, prześwietlonego domu, strasznych rzeczy na pograniczu dziecięcej fantazji i dorosłej jawy.
Evens sprawia, że czytelnik w pewnym momencie czuje się niekomfortowo, zagryza zęby, zaciska pięści i wybucha - nawet nie pod koniec lektury książki, ale już w pierwszej scenie, która uświadamia, że dzieje się coś złego. Jest to zło pod dachem, który miał być bezpieczny.
Ten komiks sprawi, że rozboli was brzuch. Że w pewnym momencie będziecie chcieli podrzeć następną kartkę. Ale jednak ją przewrócicie. Przemówią za tym piękne rysunki.
Pantera nie jest dosłowna. Sedno ukryte jest tu w obrazach. To komiks wwiercający się w głowę, daleki od schematów i podejmujący trudny temat w nieprzeciętny sposób.
Bolesny i bezlitosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz