Druga Amerykańska Wojna Secesyjna. United States of America kontra secesjoniści z Free States of America. Manhattan to strefa zdemilitaryzowana. Początkujący dziennikarz, Matty Roth, trafia do DMZ i postanawia zostać. Dokumentuje życie w strefie i nadaje na zewnątrz. Pulitzera ma już w garści, prawda?
Kiedy wpadła mi w ręce seria DMZ Briana Wooda, znałem tego autora z Demo i Local. Stosunkowo szybko zapoznałem się z pierwszymi dziesięcioma zeszytami DMZ i równie szybko zapomniałem. Potem poznałem New York Four i jakoś straciłem z oczu Wooda. Wood wrył mi się w głowę jako autor obyczajówek, a nie futurologicznego realizmu. W DMZ nie pisze listu miłosnego do Nowego Jorku, ale ponownie czyni go bohaterem swojej opowieści. Wiadomo, Nowy Jork to przecież centrum świata.
Co mnie wciągnęło w DMZ na tyle, że czytałem szybko dalej? Sądzę, że przede wszystkim ciekawy pomysł, jak z naszej polskiej Burzy – wybrać ważne historyczne wydarzenie i napisać je na nowo. Rzecz jasna Parowski i Gawronkiewicz chcieli zmienić historię dawną. Wood i Burchielli postanowili natomiast opowiedzieć o powtarzaniu błędów przeszłości.
Wciąga w DMZ też klimat stworzony kreską i paletą kolorystyczną. Jest brudno, gęsto, rzeczywistość jakby została przygaszona. Wciąga jeszcze to, że zostajemy z jednej strony wrzuceni w trwający konflikt, więc wielu rzeczy musimy się dowiadywać i domyślać, a z drugiej to, że od początku śledzimy historię Matty’ego i razem z nim odkrywamy mroczne zakątki „strefy”. Idealna równowaga między wiedzą i niewiedzą.
Zanim w serii pojawią się dosyć nieznośne wojenne amerykanizmy, klisze i uproszczenia, dostajemy pierwszym zeszytem po oczach. Żebyśmy się obudzili, tak jak krzyczy do nas napis Wake up na ścianie w ostatnim kadrze DMZ #1.
Kiedy wpadła mi w ręce seria DMZ Briana Wooda, znałem tego autora z Demo i Local. Stosunkowo szybko zapoznałem się z pierwszymi dziesięcioma zeszytami DMZ i równie szybko zapomniałem. Potem poznałem New York Four i jakoś straciłem z oczu Wooda. Wood wrył mi się w głowę jako autor obyczajówek, a nie futurologicznego realizmu. W DMZ nie pisze listu miłosnego do Nowego Jorku, ale ponownie czyni go bohaterem swojej opowieści. Wiadomo, Nowy Jork to przecież centrum świata.
Co mnie wciągnęło w DMZ na tyle, że czytałem szybko dalej? Sądzę, że przede wszystkim ciekawy pomysł, jak z naszej polskiej Burzy – wybrać ważne historyczne wydarzenie i napisać je na nowo. Rzecz jasna Parowski i Gawronkiewicz chcieli zmienić historię dawną. Wood i Burchielli postanowili natomiast opowiedzieć o powtarzaniu błędów przeszłości.
Wciąga w DMZ też klimat stworzony kreską i paletą kolorystyczną. Jest brudno, gęsto, rzeczywistość jakby została przygaszona. Wciąga jeszcze to, że zostajemy z jednej strony wrzuceni w trwający konflikt, więc wielu rzeczy musimy się dowiadywać i domyślać, a z drugiej to, że od początku śledzimy historię Matty’ego i razem z nim odkrywamy mroczne zakątki „strefy”. Idealna równowaga między wiedzą i niewiedzą.
Zanim w serii pojawią się dosyć nieznośne wojenne amerykanizmy, klisze i uproszczenia, dostajemy pierwszym zeszytem po oczach. Żebyśmy się obudzili, tak jak krzyczy do nas napis Wake up na ścianie w ostatnim kadrze DMZ #1.
(Kuba Jankowski)
"DMZ" #1. Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Riccardo Burchielli i Brian Wood. Wydawca: DC Vertigo, styczeń 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz