Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 25 maja 2010

Przygody Leszka (14): Zombie też człowiek

Autorzy: Kuba Grabowski i Dominik Szcześniak

"Przygody Leszka" po raz czternasty. Tym razem z rysunkami Kuby Grabowskiego, który zażyczył sobie tematu "Zombie też człowiek". Jak już wielokrotnie wsp
ominem, jest to kontynuacja wątku z "Legendy miejskiej". Zapraszamy do lektury:




W następnym odcinku: "Ułamek".

sobota, 22 maja 2010

"Miś Misza" - Kłudkiewicz

Autor: Dominik Szcześniak

Komiks Pawła
Kłudkiewicza z krótkiej formy komiksowej, nadesłanej na jeden z konkursów odbywających się przy MFK ewoluował w pełnokrwisty, 48-stronicowy album w twardej oprawie. Nieznany twórca, wypatrzony przez egmontowskich skautów, dostał więc to, o czym wielu polskich rysowników marzy: znakomity start. Lepszy nawet od twórców "Jeża Jerzego", którzy zanim tego zaszczytu dostąpili, tułali się po pomniejszych zinach i wydawnictwach. Paweł Kłudkiewicz dostał gigantyczną szansę i wskazówki, jak jej nie schrzanić. Czy ją wykorzystał?

Wskazówki dotyczyły równowagi. Komiks, wiszący na wystawie w Łódzkim Domu Kultury raził brakiem złotego środka - plansze poupychane były tekstem, panował na nich kompozycyjny chaos, w związku z czym jego lektura nie należała do najprzyjemniejszych. Ze świadomością tych mankamentów Paweł Kłudkiewicz zaczął tworzyć pełnometrażowy album. Z tą samą świadomością redaktor narysowany przez niego album zaakceptował, a wydawca opublikował. I niestety, nikt nie zdał tego egzaminu. Nikt nie nauczył się na błędach, które Kłudkiewicz popełnił w krótkiej konwentowej formie.

"Miś Misza: Oxygenesis" jest komiksem rozbuchanym, dającym reflektorami po oczach i nakazującym czytelnikowi brnięcie przez szereg miałkich metafor i nawiązań do popkultury.
"Świat rozlazł się w szwach jak nylonowe gacie na kwaśnym deszczu" - takim porównaniem rozpoczyna się historia, w której ciężko wskazać głównego bohatera oraz główny wątek. Te istotne kwestie giną w gąszczu podobnych grafomańskich zwrotów, które autor stosuje na każdej planszy, starając się zmieścić jak najwięcej słów na każdym, nawet najmniejszym kadrze. Intertekstualność, zastosowana w albumie, zdaje się być swawolna i łatwa do wychwycenia - na jednej z pierwszych stron (kadr z Miszą w towarzystwie książek Joyce'a, Chandlera i Dicka) Kłudkiewicz sygnalizuje jakim językiem będzie mówił jego bohater, jak długą podróż odbędzie i jak różnorodne perypetie go spotkają. Nie wspomina niestety, jak bezcelowe będzie to wszystko i jak bardzo wszystkie te stylizacje mu nie wyjdą.

Hołd, jaki autor mógł złożyć chociażby Tadeuszowi Baranowskiemu (patrz: ostatni kadr komiksu i ogólny "duch" unoszący się nad nim) w tak kiepsko skonstruowanym albumie stał się raczej profanacją. Tekst dominuje,
ale jest to tekst bez polotu. Szarpane dialogi i wyskakujące znikąd postaci sprawiają wrażenie komiksowego zappingu. Gwoździem do trumny są strzałki wskazujące w jaki sposób czytelnik ma śmigać po kadrach. U nestorów polskiego komiksu takie zabiegi pojawiały się często i były czymś uargumentowane. W "Misiu Miszy" pojawiają się tylko dlatego, że rysownik zdaje się gubić wątek i mieszać kolejność kadrów.

Mimo niezbyt pozytywnego tonu niniejszej recenzji, jest coś, co Paweł Kłudkiewicz w "Misiu Miszy" zrobił naprawdę świetnie: pokolorował ten komiks w taki sposób, że przegląda się go z prawdziwą przyjemnością, a błędy w kresce widać jedynie w sytuacji wgłębienia się w dany kadr.

"Oxygenesis" to zmarnowana szansa i debiut, który został wypuszczony na szerokie wody zdecydowanie zbyt wcześnie. Nawet zagrywka z tytułem ("Jeż Jerzy" - "Miś Misza") komiksu Pawła Kłudkiewicza w żaden sposób nie ratuje, a wręcz stawia go na pozycji przegranej. W związku z powyższym, napis z okładki komiksu - "odcinek pierwszy" - traktować można jako próbę przestraszenia odbiorcy. Choć z drugiej strony, gorzej już być nie może. Jeśli Paweł Kłudkiewicz da sobie dużo czasu i do świetnej kolorystyki dołączy umiejętność komiksowego rzemiosła to kto wie? Może "Miś Misza 2" będzie hitem roku 2020?

"Miś Misza: Oxygenesis". Scenariusz, rysunki i kolory: Paweł "Pawka" Kłudkiewicz. Wydawca: Egmont Polska 2010

piątek, 21 maja 2010

"Strefa komiksu: Artur Chochowski"

Autor: Dominik Szcześniak

Artur Chochowski jest talentem konsekwentnie promowanym przez wydawnictwo Roberta Zaręby. Od "Magazynu fantastycznego", poprzez większość wydań "Strefy komiksu" zatrudniany był do wszelkiego rodzaju shortów, form dłuższych, czy nawet okładek albumów, z których wnętrzem nie miał nic wspólnego. Stale współpracował również z Zarębą - scenarzystą, pojawiając się chociażby w antologii "11/11=Niepodległość". Antologia przeglądowa prac tego rysownika była tylko kwestią czasu. I nareszcie się ukazała.

Kompozycyjnie całość sprawia wrażenie bardzo przemyślanej. Album rozpoczyna istne trzęsienie ziemi, czyli dynamiczne "W pogoni za Amy", będące pokazem ekspresyjnego warsztatu autora. Po nim dostajemy następujący miszmasz: akcyjniaki graficzne przeplatane kawałkami, w których nacisk stawiany jest na narrację i linie dialogowe. W środku tego wszystkiego 8 stron w kolorze, na których znalazły się kolejno: żart, impresja i film animowany klatka po klatce przełożony na rytmy komiksowe.


Chochowski pokazuje przeróżne oblicza. Wspomniane już "W pogoni za Amy" to coś w rodzaju obecnego w kanonie komiksu "motywu spadania" - niezwykle żywa impresja, której lektura przynosi satysfakcję bynajmniej nie z powodu zabawnej puenty, lecz z możliwości podziwiania warstwy wizualnej. Wprawka rysownicza, która - jeśli rysuje byle kto - nie jest warta uwagi, natomiast jeśli bierze się za nią fachura - warta jest publikacji i wielokrotnego podziwiania. Chochowski to fachura. Ten komiks cieszy oko, zaciekawia i rozkazuje brnąć dalej. Świetne oblicze rysownika ujrzeć można w następujących po "W po
goni za Amy" komiksach "Życiowa rola" i "Drągal" do scenariuszy Roberta Zaręby. W myśl konsekwencji kompozycyjnej, o której wspominałem wcześniej, utwory te uszeregowane są od najbardziej frywolnego do najbardziej spiętego; od takiego, w którym grafika dominuje, do takiego, gdzie wyraźnie wybija się tekst. Od impresji, poprzez zabawną opowiastkę, aż po historyczny, wycyzelowany hołd złożony komiksowym fundamentom. "Drągal" to komiks, dzięki któremu Chochowski został zauważony. Opublikowany w "11/11=Niepodległości" zyskał tyluż wrogów, co zwolenników. Tym, którym wówczas się nie podobał, którzy narzekali na jego archaiczność, polecam ponowne zapoznanie się z nim. Bo w towarzystwie innych prac autora, "Drągal" jest świetnym świadectwem jego wszechstronności. Ciekawostką jest fakt, że wersja publikowana w omawianej antologii bogatsza jest w stosunku do "11/11=Niepodległość" o jedną planszę, która w momencie pierwotnej publikacji została wycięta w związku z cenzurą.

W albumie znalazło się również miejsce dla dwóch przygód Likwidatora. Jedna z nich - "Likwidator i wykluczeni" to praca najsłabsza w zbiorze. Zachowawcza, zbliżona do wersji postaci w wykonaniu Ryszarda Dąbrowskiego (który zresztą narysował jej początek) jest najsłabsza tylko dlatego, że druga - "Likwidator i siły inwazyjne", rysowana już tylko przez Chochowskiego - jest najlepsza. Rysownik nie dusi się na planszy, nie upycha dziesięciu kadrów na stronie. Zamiast tego serwuje po dwa, po trzy, ukazując precyzję kreski, przestrzeń i swobodę.

Antologia Artura Chochowskiego to promyk w tegorocznych poczynaniach polskich komiksiarzy. Zbiór bardzo różnorodny i pokazujący - mam nadzieję - jedynie wycinek możliwości radomskiego rysownika. Po krótkich publikacjach, rozsianych w wielu miejscach, dostajemy ich zestawienie. Teraz wypada tylko czekać na pełnometrażowy album Artura Chochowskiego. To może być prawdziwa bomba.

"Strefa komiksu: Artur Chochowski". Scenariusz: Artur Chochowski, Robert Zaręba, Joanna Chochowska, Konrad Mizera, Ryszard Dąbrowski. Rysunki: Artur Chochowski, Ryszard Dąbrowski. Wydawca: Wydawnictwo Roberta Zaręby 2010

czwartek, 20 maja 2010

"Animal'z" - Bilal

Autor: Dominik Szcześniak

Enki Bilal jest jed
nym z tych twórców, których beztrosko już uznaje się za kanonicznych. Jego prace opiewane były w Polsce na długo przed tym, zanim stały się znane - grono starszych krytyków wzdychało do Bilala, bazując na niemieckich kopiach jego komiksów, pokolenie TM-Semic natomiast ekscytowało się pojedynczymi kadrami z plansz twórcy, zamieszczanymi na wewnętrznej stronie okładki magazynu "Super Boom". Od tamtej pory wydawnictwo Egmont wykonało genialną robotę, publikując większość najbardziej znanych komiksów Bilala. W dodatku, jest z nimi na bieżąco. Wydany niedawno "Animal'z" to produkcja z 2009 roku. Jest to komiks hołdujący dotychczasowym zainteresowaniom serbskiego komiksiarza, bowiem jak zwykle pod płaszczykiem science-fiction przemyca multum innych gatunków. Tym razem bądźcie przygotowani na marynistyczny western o eksperymentach na ludziach i zwierzętach z elementami slashera, obowiązkowo podszyty nutką filozofii i cytatów z Baudrillarda.

Bilal podporządkował rysunek i fabułę postapokaliptycznej wizji, w której rozładowanie klimatu zniszczyło ziemię, czyniąc ją podatną na wszelkie katastrofy naturalne. Rzecz jasna, istnieje szansa ratunku - miejsca zwane eldoradami, gdzie ponoć można sobie zorganizować całkiem spokojne życie. Istnieją również morskie przejścia, którymi w obliczu niebezpieczeństw czyhających na lądzie i w powietrzu, można w miarę spokojnie się przemieszczać
. Nie istnieje natomiast - twierdzi Bilal - ratunek dla ludzkości. Natura przemówiła, karcąc ludzi za brak poszanowania dla niej.

Bardziej niż na komunałach dotyczących ekologii, jakie w takich okolicznościach można taśmowo wysnuwać, Bilal skupia się na losie grupki ludzi, którzy w różnych momentach spotykają się ze sobą na pełnym morzu. Nie serwuje scenerii rodem z Mad Maxa, niespecjalnie interesuje go również sprawozdanie z realizacji celu, jaki obierają jego bohaterowie. Po prostu przedstawia wycinek z ich życia i - zaznaczając, że owszem, natura zezłościła się konkretnie - skupia się na wnętrzu tych ludzi. A właściwie - co istotne w kontekście tytułu - nie tyle ludzi, co osobników, którzy poddani hybrydyzacji zyskali możliwość całkowitej lub częściow
ej przemiany w delfina.

Bohaterowie są nieprzypadkowi, jednak trudno traktować ten fakt w kategoriach wyrzutu - takie a nie inne ich dobranie sprawia, że fabuła jest samograjem. Oto w jednym miejscu spotykają się królik doświadczalny i współczesny doktor Mengele, człowiek pamiętający stare czasy i kobieta po serii eksperymentów, spoglądająca dumnie w przyszłość. Postaci, które mogą konstruktywnie ze sobą podyskutować, a efekty ich rozmów składają się na przesłanie, które w stronę czytelnika kieruje Bilal. I poza przesłaniem ekologicznym, można znaleźć
w "Animal'z" kilka innych - chociażby o nadziei na idealną syntezę między człowiekiem a zwierzęciem, czy też takie, mówiące o śmierci kultury, sztuki, dobrych obyczajów.

Do przedstawienia pewnych tez, bądź ubarwienia fabuły Bilal wprowadza postaci nieszablonowe. Genialna jest kreacja sypiących cytatami jeźdźców (ściganego i ścigającego), którzy przez cały album na swoich zebrokoniach poruszają się w odpowiednim od siebie dystansie, by ostatecznie zetknąć się w kowbojskim pojedynku. Nie dość, że ich wątek jest bardzo romantyczny, to również totalnie autonomiczny (mimo dużego wpływu na przebieg fabuły) - z ust ściganego padają słowa "Nie wkraczam w żadną nie swoją historię. Nigdy". Nie do końca mu się to udaje - bo mimo asekuracyjnego posługiwania się samymi cytatami, ostate
cznie wkracza jednak w historię czytelnika.

Bilal posługuje się bardzo szarpaną narracją komiksową, dbając bardziej o dany kadr, niż o kompozycję całego albumu. Bo choć ta wygląda imponująco, to aby przekaz graficzny był bardziej komunikatywny, autor używa poziomych kresek, przedzielających strony w momentach zmiany miejsca akcji. Sama grafika, wyposażona w jednolite barwy, to stały poziom Enkiego Bilala. Jego mistrzostwo polega na tym, że mimo określania go mianem "mistrza statyki", czy wrażenia operowania jednym rodzajem bohatera, z wciąż tą samą twarzą, nie sposób odmówić mu fenomenalnego warsztatu i niesamowitego wyczucia.


"Animal'z" można pochłaniać wielokrotnie, w nieskończoność i wyłapywać coraz to lepsze motywy. Zapewniam, że nie jest to czcze gadanie. Komiks Bilala jest tak znakomicie podbarwiony przeróżnymi smaczkami, że podczas każdej z kolejnych lektur skupić można się na innym: a to na aspekcie filozoficznym, obecnym w rozmowach bohaterów czy też monologach ściganego, a to na pojawieniu się rodziny Peacocków z rasowego amerykańskiego slashera, a to na dylematach etycznych związanych z hybrydyzacją. Nawet pogawędki latających robotów, pomocników domowych, budują ciekawe tło dla głównego przebie
gu opowieści. "Animal'z" to świetny, wielowarstwowy komiks, do którego będziecie wracać.

"Animal'z". Scenariusz i rysunki: Enki Bilal. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: Egmont Polska 2010

wtorek, 18 maja 2010

Przygody Leszka (13): Burza

Autor: Przemysław Surma i Dominik Szcześniak

Wspólnie z Przemkiem Surmą zapraszam na kolejny odcinek "Przygód Leszka". Tym razem rysownik zażyczył sobie szekspirowego tematu - "Burza
". Odcinek ten należy traktować jako przerywnik w bieżących perypetiach Leszka - kolejna odsłona, zatytułowana "Zombie też człowiek" będzie już naturalną kontynuacją "Legendy miejskiej".

Warto zaznaczyć, że powyższy komiks swą drukowaną premierę miał w informatorze Lubelskich Spotkań z Komiksem i z tejże okazji został specjalnie przyrządzony.

poniedziałek, 17 maja 2010

"Rany wylotowe" - Modan

Autor: Dominik Szcześniak

Nominacje do wielu branżowych nagród, zdobywca Eisnera w 2008 roku i jedna z najlepszych powieści graficznych ostatnich lat w opiniach i recenzjach wielu znanych osobistości - z takim zachęcającym, ale przede wszystkim zobowiązującym bagażem, debiutowały w Polsce "Rany wylotowe" Rutu Modan. Tak wysoko postawiona poprzeczka bardzo często powoduje w czytelniku zawód po lekturze danego dzieła. W przypadku "Ran wylotowych" jest raczej odwrotnie. Te wszystkie nagrody i pochwały to nic wielkiego w porównaniu z tym, jak wielki jest ten kameralny komiks.

Fabuła jest tu prosta - w zamachu terrorystycznym w Haderze giną ludzie. Jednego z ciał nie udaje się zidentyfikować. Numi, dziewczyna z bogatej dzielnicy, na podstawie mało przekonujących dowodów uznaje, że ofiarą jest jej bliski przyjaciel Gabriel. Kontaktuje się z jego synem Kobim - taksówkarzem z Tel-Awiwu i wspólnie starają się dojść po nitce do kłębka, dzieląc się ze sobą opowieściami o Gabrielu. To właśnie te opowieści, anegdotki, diametralnie różne sposoby postrzegania tej postaci składają się na szkielet opowieści. Gabriela widzimy jedynie na kilku kadrach, na starym zdjęciu, w dodatku zasłoniętego. To osoby trzecie budują wizerunek tego pana. A jednocześnie na bazie wspomnień o kimś, kto był ojcem dla jednej, kochankiem dla drugiej postaci, budują swoją własną relację.

Bohaterowie prowadzeni są przez Modan po mistrzowsku nie tylko na płaszczyźnie dialogu i relacji między nimi, lecz również dzięki zastosowaniu odpowiedniej techniki rysunkowej. Nie jest to klasyczny ligne claire, lecz bardziej współczesny jego odpowiednik. Bardzo oszczędny, przypominający obrysy fotografii, trzymający się tzw. "realizmu" (choć graficzni puryści mogą wzburzyć się na widok nieproporcjonalnej ręki, czy źle ułożonej dłoni) i - jak na ligne claire przystało - niesamowicie komunikatywny. Rutu Modan idealnie wyważyła "
Rany wylotowe". Ten komiks pełen jest pokory i szacunku dla prawideł sztuki komiksowej. A przy tym bardzo nowoczesny i - pod względem warsztatu - znakomity w warstwie narracyjnej.

Jedna z najsłynniejszych autorek komiksów w Izraelu stworzyła komiks, którego akcja dzieje się w Tel-Awiwie i skupiła się jedynie na emocjach? Na związkach międzyludzkich? Nie tylko. Do spraw związanych z historią swojego kraju podeszła jednak na zasadzie opisywania codzienności, podając ją czytelnikowi w taki sposób, aby ten odczuwał ją podo
bnie. Zamach w Haderze? Ale który? - spokojnie pytają mieszkańcy Tel-Awiwu. To ich życie. Autorce komiksu nawet przez myśl nie przechodzi, by skupić się na ukazaniu ich cierpienia. Kameralnie snuje obyczajową opowieść. Porywającą, jak cholera.

"Rany wylotowe" są emocjonalną bombą, którą każdy powinien zdetonować osobiście. Fenomenalny dramat, ze świetnie nakreślonymi postaciami,
ze znakomicie ukazanymi relacjami międzyludzkimi, skonstruowany za pomocą najprostszych, aczkolwiek najbardziej przemawiających do ludzkiego serca metod. Komiks, który mimo otwartego zakończenia, daje czytelnikowi spełnienie na koniec lektury.

"Rany wylotowe". Scenariusz i rysunki: Rutu Modan. Tłumaczenie: Agnieszka Murawska. Wydawca: kultura gniewu 2010

wtorek, 11 maja 2010

"Multikierunkowcy" - Szreniawski, Kozłowski

Autor: Dominik Szcześniak

"Multikierunkowcy" wywodzą się z bloga pod tym samym tytułem. Jest to zbiór pasków o grupie malarzy - fascynatów sztuki, uczęszczających na zajęcia plastyczne w Domu Kultury. Za projekt odpowiedzialni są: Piotr Szreniawski (scenariusz), Jarek Kozłowski (rysunek) i Mikołaj Tkacz (kolor), ale z racji specyfiki publikacji kserowanej omawiany album stworzony został jedynie przez duet Szreniawski/ Kozłowski.

Piątka bohaterów, jak na warunki lokalnego domu kultury, jest barwna: jest wśród nich 25-letni PR-owiec, 50-letni niespełniony artysta, studiujący chem
ię oryginał czy wprowadzająca nas w arkana Domu Kultury, piętnastoletnia Ania. Czas mija im na dyskusjach o sztuce, rysowaniu natury martwej, ale również na wchodzeniu w tematykę lekko filozoficzną oraz przemyśleniach z post-warsztatowych spotkań w knajpie. Wszystkie mniej lub bardziej humorystyczne sytuacje zasadzają się o tytułowy motyw stworzenia grupy multikierunkowej. Takiej, która polegałaby na wymyślaniu przez każdego z członków nowych kierunków w sztuce. Oraz, rzecz jasna, podążania w stronę wszystkich tych kierunków jednocześnie.

Scenariusz daje możliwość rozpisywania się na temat t
eorii sztuki, żartowania z niej oraz obowiązkowego nabijania. I trzeba przyznać, że jest to scenariusz niezwykle zaskakujący. Zaskakujący, ponieważ Piotr Szreniawski pokazuje, że poza byciem specem od interesujących happeningów, teoretykiem poemiksu i artystą czerpiącym zadowolenie z niezrozumienia jego sztuki, potrafi całkiem sprawnie pisać scenariusze pasków komiksowych. Nie jest to co prawda mistrzostwo świata, poziom jest nierówny, ale wybuchy śmiechu podczas lektury pojawiają się.

Duża w tym zasługa rysunków. Jarek Kozłowski, publikujący prace na swoim blogu, dał się poznać z ciętej satyry, dystansu i charakterystycznej kreski. Można by powiedzieć, że dzięki temu "uniwersum Szreniawskiego" zyskało wiele dobrego, ale tak naprawdę błędem byłoby wrzucanie "Multikierunkowców" do worka z innymi projektami scenarzyst
y. Jarek Kozłowski pokazał tutaj to, co w jego pracach najlepsze. 64 paski w jego wykonaniu to sprawna, szybka, rzemieślnicza robota. Szkoda jedynie ascetycznej okładki, na której mógłby zawisnąć jakiś charakterystyczny rysunek. Ale cóż, widać taka wola Multikierunkowców...

Komiks działa przede wszystkim przez zaskoczenie. Zalecam tym, którzy chcą się przekonać do scenariuszy Szreniawskiego, jak również tym, których interesuje rozw
ój graficzny Kozłowskiego.


"Multikierunkowcy". Scenariusz: Piotr Szreniawski. Rysunek: Jarek Kozłowski. Wydawca: Piotr Szreniawski, Lublin 2010

poniedziałek, 10 maja 2010

"Zapętlenie" Chmielewskiego w Kawangardzie

Autor: Dominik Szcześniak

Już za dwa tygodnie w Kawangardzie odbędzie się wystawa 39 stron prologu komiksu "Zapętlenie" Daniela Chmielewskiego. Warto na niej być nie tylko przez wzgląd na fakt, iż Daniel jest autorem fantastycznego "Zostawiając powidok wibrującej czerni", ani że to on odpowiedzialny jest za design strony, którą właśnie czytasz oraz wygląd graficzny drukowanego "Ziniola", lecz również przez wzgląd na przykładowe plansze oraz poniższą informację prasową, nadesłaną przez organizatorkę Olgę Wróbel:

W dniach 24 maja – 4 czerwca w warszawskiej Kawangardzie (ul. Wilcza 32) będzie miała miejsce odsłona pierwszych 39 stron „Zapętlenia”, nowego komiksowego projektu Daniela Chmielewskiego. Wernisaż wystawy odbędzie się w środę 26. maja, w dniu w którym, jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, autor obroni tytuł magistra sztuk pięknych.


„Zapętlenie” będzie esejem komiksowym podzielonym na dwa dwustustronicowe tomy. Premiera pierwszego tomu przewidziana jest na październik 2012 roku. W ramach dyplomu na warszawskiej ASP powstało pierwsze 39 stron prologu i to one będą prezentowane na wystawie.

Trzonem eseju jest plenerowy wyjazd, który odbył się w lutym 2008 roku. Na zorganizowanym przez znanego twórcę i pedagoga Grzegorza Kowalskiego plenerze gościł jego dawny uczeń, znany na świecie twórca - Artur Żmijewski. Żmijewski przywiózł ze sobą grupę studentów z Berlina, która miała wraz z grupą polskich studentów uczestniczyć w serii niewerbalnych gier plenerowych. Jednakże ciągłe nieporozumienia na tle światopoglądowym doprowadziły do ostrych scysji i, ostatecznie, do rozpadu grup.

Równolegle z analizą pleneru autor daje wgląd w życie swoje i środowiska, w jakim się obraca. Opowiada o problemach młodych twórców, dywaguje na temat konfliktu Miłosza i Herberta, z dystansu przygląda się swojej uniemożliwiającej normalne życie depresji i rozpadowi toksycznego związku, w jakim tkwił przez kilka lat.


W Kawangardzie będzie można obejrzeć oryginalne plansze opatrzone uwagami o procesie ich powstawania i przeczytać fragment komiksu w formie albumowej, a także zobaczyć makietę Pubu pod Picadorem, jednego z kluczowych miejsc w komiksie.

Daniel Chmi
elewski jest autorem wydanego w 2008 roku przez wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy albumu „Zostawiając powidok wibrującej czerni”. Ma na koncie występy w magazynach Ziniol i Kolektyw, jak i w wydawnictwach „Komiksowe Becikowe” i „Komiksowy przewodnik po Warszawie”. Prowadzi bloga pubpodpicadorem.blogspot.com

Postępy prac nad "Zapętleniem" można na bieżąco śledzić na blogu autora. Komiks określany jest jako dzieło życi
a Daniela. Jeśli chodzi o projekt okładki, nawiązywał będzie do "Powidoku", natomiast formalnie - jak twierdzi sam twórca - utrzymany będzie w kompozycyjnym duchu "Zakładu", opublikowanym w "Ziniolu".

A tak pisaliśmy w "Ziniolu" o poprzednim komiksie Daniela, wydanym przez timofa i cichych wspólników:

Debiut Daniel
a Chmielewskiego przez 44 strony jest zbiorem jednoplanszówek, traktujących o sztuce, komunikacji, religii, związkach. Ta krótka forma czasem przybiera postać dowcipu, spuentowanego tytułem oraz odautorskim dopiskiem Chmielewskiego, a czasem niesie ze sobą ciekawe wnioski, zapraszając do zastanowienia się nad nimi. Każda wchodzi w skład eseju o "wszelkich obliczach komunikacji międzyludzkiej" oraz – co bardzo istotne i na co zwraca uwagę autor w opisie na ostatniej stronie okładki – każda stanowi element rozmowy z odbiorcą. Te 44 krótkie formy można sobie dawkować w dowolnej ilości, przystawać przy nich na chwilę i rozpatrywać z każdej ze stron, wdając się w dyskusję z autorem.

Po nich następuje epilog, który – a jakże – trwa również 44 strony. Splata on zdawałoby się niepowiązane ze sobą postaci, sceny, zdarzenia z poprzednich 44, tworząc zupełnie nową jakość. Nielinearna kompozycja i fragmentaryczność zostają dopowiedziane. Z porozrzucanych skrawków dostajemy konkretną całość. Chmielewski zresztą daje czytelnikowi wgląd w powstawanie tej całości, przedstawiając ten proces na kilku pierwszych stronicach epilogu zatytułowanego "Cynik".

Ta przemyślana konstrukcja opowiedziana jest za pomocą konsekwentnej, pewnej kreski. W czarno – białej konwencji Chmielewski porusza się jak ryba w wodzie, a każdy kadr sprawia wrażenie jakby został projektowany z myślą o całym albumie. Jakkolwiek pomysły przemycane w jednoplanszówkach są momentami nierówne, całość sprawia świetne wrażenie. Bardzo dobry komiks dla nieco bardziej wymagającego czytelnika.

Lubelskie Spotkania z Komiksem - relacja

Autor: Dominik Szcześniak

"Niefartowny początek roku" - takie określenie dało się usłyszeć w Chatce Żaka a propos organizacji imprez komiksowych w pierwszej połowie 2010 roku. Swoje problemy miała Warszawa, swoje przytrafiły się Lublinowi. Sieć zdarzeń, która pokomplikowała przyjazd na LeSzKa wielu znanym gościom i chętnym wzięcia udziału w imprezie czytelnikom spowodowała, że 8 i 9 maja w lubelskiej Chatce Żaka odbył się kameralny konwent. Frekwencyjnie było gorzej niż rok temu, ale panujący klimat zdawał się nawiązywać do czasu świetności imprez lubelskich, czyli drugiego TRACH!a.

Problemem, przed jakim stanęli organizatorzy, było stworzenie imprezy w miesiąc po Komiksowej Warszawie. Chcieli zainteresować tych, którzy w stolicy wyprztykali się z pieniędzy, zakupili dużo nowości i dobrze bawili się na afterparty. Tym, co miało ludzi przyciągnąć, miał być program, który rzeczywiście w kilku miejscach był innowacyjny i świetnie przemyślany. Niestety, lokalny koloryt studencki miał kaca po trwających (noc w noc) Dniach Kultury Studenckiej, więc przypadkowych przechodni było niewielu, natomiast "ludzie z branży" dopisali w stopniu równie niewielkim, choć wystarczającym, by wytworzyć ów fajny klimat. Podobnie było z czytelnikami - w szczytowych momentach giełda gościła kilkadziesiąt osób, standardowo jednak wiało pustką.

A miejsca było w bród. Spotkania z twórcami odbywały się na dużej sali kinowej, wystawy i konkursy w sali małej. Mocnym punktem programu był wykład "O komiksie i poemiksie" Piotra Szreniawskiego. Cokolwiek nie sądzić o jego twórczości, performerem ten człowiek jest wyśmienitym. Przyszedł przygotowany, rozdał swoje komiksy, zapłacił tym, którzy wytrwali do końca lipnymi pieniędzmi, po czym nawiał z sali, odprawiając z kwitkiem wszystkich tych, którzy mieli nadzieję na rozmowę. Spotkanie ze Szreniawskim - mimo, że kontynuowane rokrocznie - ponownie wiało świeżością. Widząc ten dystans, luz oraz tę wyraźną chęć rozmowy (w końcu Szreniawski sam lobbował za tym punktem programu) można odnieść wrażenie, że jest zapotrzebowanie na takie wydarzenia. Zwłaszcza w konfrontacji ze zwykłymi spotkaniami, których pełno na konwentach, na których pytający nie wie o co pytać, a pytany niespecjalnie interesuje się konkretnym odpowiadaniem.

Świetnie wypadły warsz
taty z braćmi Surma: Przemysławem i Marcinem, które odbywały się zaraz po spotkaniu z rzeczonymi twórcami. Bracia rozmawiali o komiksach, grach, a nauczanie zgromadzonych komiksiarzy prowadzili dwutorowo: w rytm zasady o braku potrzeby pisania scenariusza (opcja Przemka) oraz poszanowania dla tradycji, w której ten scenariusz odgrywa istotną rolę (Marcin). Podobnie zgrabnie wypadło spotkanie z Marcinem Rusteckim, odbywające się na chwilę przed XX-leciem TM-Semic, co będzie okazją do świętowania w najbliższej przyszłości. Widać, że pan Marcin chciał gadać i potrafi to robić - prowadzący spotkanie przepytali go niemal o wszystko, począwszy od TM-Semic, na jego własnej twórczości skończywszy. W dialog z publicznością uderzył Ryszard Dąbrowski, co również zaowocowało ciekawym spotkaniem.

Kiepsko nato
miast wyszła improwizacja Roberta Lipskiego oraz rozmowa o kotach z Tomaszem Niewiadomskim. W przypadku pierwszego punktu - podobać mogła się co prawda forma (wyluzowane wystąpienie, chodzenie po scenie i wymyślanie na bieżąco), natomiast drugi był już typowym spotkaniem z cyklu "mówiłem na ten temat milion razy i więcej już mi się nie chce". Spotkanie z Piotrem Brożkiem, pomysłodawcą akcji "Spoko Humanik" nie odbyło się, ponieważ niedawny zdobywca "Żurawia 2010" w kategorii "Animator kultury" nie dotarł. Odbyły się natomiast bitwy komiksowe, których zwycięzcą został skil. Co prawda tematy były dość proste (np. gołąb, kaloryfer), ale nie było przynajmniej prowadzącego, który stałby tyłem do publiczności.

Sobota zaowocowała również afterparty, na którym co prawda starło się ze sobą kilka ostrych poglądów, ale generalnie było bardzo udane.


Frekwencyjnie - słabo. Klimatycznie - świetnie. Tak można podsumować lubelską imprezę i życzyć jej, by w takim samym stylu powróciła za rok. Powtórzę się, ale trudno: miejsce do organizacji jest idealne. Bar pod nosem, budka z fastfoodami dwa kroki dal
ej. Jest zieleń, są parki, jest potencjał. Jeśli za rok Kozienalia odbędą się w innym terminie, można zaangażować w akcję studentów, którzy nie będą skacowani. Natomiast tym z tzw. "środowiska", którzy jeszcze nie odwiedzili Lublina, chcę przekazać jedną rzecz: Żałujcie, bijcie się w piersi i przyjedźcie za rok.

PS. Na LeSzKu czekał na przybyłych informator, zawierający stworzo
ną specjalnie na tę okazję "Przygodę Leszka" po szekspirowsku zatytułowaną "Burza" (temat wymyślił i narysował Przemysław Surma). Piotr Szreniawski i Jarek Kozłowski przygotowali natomiast xerowany album "Multikierunkowcy".

Foto:
1. Wejście do Chatki Żaka,
2. Marcin Andrys, Jakub Syty i Daniel Grzeszkiewicz przy pracy,

3. lucek i skil stają w szranki w bitwie komiksowej,

4. Robert Lipski

niedziela, 9 maja 2010

Lubelskie Spotkania z Komiksem - fotorelacja

Autor: Dominik Szcześniak

Dzisiaj zakończyła się druga odsłona Lubelskich Spotkań z Komiksem. Zanim podzielę się wrażeniami z imprezy, zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji:


W takich okolicznościach przyrody rozgrywał się LeSzeK. Miejsce do tego rodzaju imprez po prostu idealne - centrum miasteczka akademickiego, przestrzeń, zieleń i dużo knajp. A jedna z nich w tym samym kompleksie, co większość atrakcji programu.


Jedno z dwóch wejść do Chatki Żaka. Podróżnych witał plakat Leszka oraz okładka "Likwidatora". Równocześnie w Chatce odbywał się przegląd kina węgierskiego. Dla każdego coś dobrego.


Ostatnie piątkowe przygotowania. Marcin Surma, Marcin Andrys, Jakub Syty i Daniel Grzeszkiewicz za chwilę zaczną wieszać antyramy.


Coś, czego nie ma żadna impreza komiksowa, a co każdej by się przydało: Piotr Szreniawski show. Lubelski performer opowiada o poemiksie, rozdaje pieniądze i znienacka ucieka.


Dariusz "Kojot" Cybulski w rozmowie z Ryszardem Dąbrowskim i Arturem Chochowskim


Ryszard Dąbrowski nawiązał ciekawy dialog z publicznością. Wszyscy zgromadzeni mogli dowiedzieć się, kim teraz zajmie się Likwidator.


Giełda komiksowa - w sobotę od 10.00 do 17.00.


Stoisko Waneko.


Radośni sprzedawcy z Komiks-Szopu.


Jakub Syty prowadzi spotkanie z Marcinem i Przemysławem Surma.


Przemek Surma, zapytany o gry stwierdza, że skoro od pół roku gra na facebooku w grę, polegającą na strzelaniu w kuleczki i jest to dla niego szczyt możliwości, to jest antytalentem w tej kwestii.

Marcin wręcz przeciwnie. On nawet robi gry, z tym, że - jak zgodnie twierdzą bracia - specjalizuje się w grach "wieloletnich", "nieskończonych". Z komiksami ma podobnie.


"Ciąg dalszy nie nastąpił, czyli rzecz o komiksach III RP, które nie doczekały się kontynuacji, a szkoda" - improwizowana prelekcja Roberta Lipskiego. Podróż sentymentalna komiksiarza.


Kiedy część przybyłych na LeSzKa gości słuchała prelekcji Roberta Lipskiego...


... cała reszta uczestniczyła w warsztatach komiksowych prowadzonych przez Surma Brothers.


Warsztaty zaktywizowały zgromadzonych - idąc za radami braci, tworzyli własne postaci komiksowe.


Tomasz Niewiadomski w ogniu pytań Dariusza "Kojota" Cybulskiego i Przemysława Mazura.


Autor "Ratmana" opowiadał nie tylko o kotach w komiksie. Kilka zdań zostało poświęconych również szczurom.


Jedno z pomieszczeń, w których wisiały wystawy zaproszonych gości: Marcina Rusteckiego, Daniela Grzeszkiewicza, Marcina Surmy, Przemysława Surmy oraz Piotra Szreniawskiego.


Zimne napoje pod parasolkami, ciepły posiłek w budce z fast foodami.

Daniel Grzeszkiewicz i Jacek "Ystad" Jastrzębski.


Małgorzata Szcześniak i Maciej "repek" Reputakowski


"Komiksować każdy może" - zakręcony konkurs na pasek komiksowy.


Gościem giełdy był również najstarszy czytelnik komiksu w Polsce, który - jak sam twierdzi - posiadał pierwszy w Polsce komiks i jest aktywnym uczestnikiem imprez kulturalnych w Lublinie.

Marcin Rustecki - kojarzony z funkcją redaktora naczelnego Tm-Semic, W Lublinie pokazał się również jako twórca, a opowiadał zarówno o sprawach komiksowych, rysunkach Roba Liefelda, jak i o swoich fascynacjach muzycznych.


Wystawa