Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

piątek, 31 grudnia 2010

Degrengoland

Autor: Dominik Szcześniak
Rok się kończy, "Degrengoland" zaczyna. 31 grudnia jest dniem startu projektu, którego jestem scenarzystą, Maciej Pałka i Paweł Wojciechowicz rysownikami, a Robert Looby translatorem. Komiks możecie czytać w dwóch wersjach - polskiej i angielskiej. Ta druga nosi tytuł "Deteriorandia". Wszystko to na fantastycznie przygotowanej przez Macieja stronce (o której zresztą co nieco napisał - o tutaj).
"Degrengolandowi" już kibicowaliśmy. Trzykrotnie kibicowaliśmy. A takie kibicowanie zazwyczaj kończy się recenzją na www "Ziniola". W tym przypadku, z oczywistych względów, tak się nie stanie, a recenzentem będziesz Ty, czytelniku.
Czytaj więc, obserwuj, zaglądaj co tydzień w piątek o 8:00, albo co miesiąc, by poczytać hurtowo. Przy okazji wstąp na facebooka - tam też Jah Kozłoski pozostawił po sobie ślad. 
A póki na www wisi jedna strona, na zachętę i na koniec roku, zerknij na exkluzywne materiały z przeszłości, dotyczące tego projektu:
Okładka pierwszego zeszytu
Okładka drugiego zeszytu
Zapraszam do czytania, życząc jednocześnie dobrego roku.

DC Maniak (09)

Autor: Damian Maksymowicz
Przegląd newsów z okresu 17.12.10-30.12.2010

*Superman nadal na piechotę przemierza USA. Po przejęciu serii "Superman" przez Chrisa Robersona Człowiek ze Stali w najbliższym czasie spotka: Wonder Woman w Nebrasce, Flasha w Kolorado, Bruce’a Wayne’a w Utah i Jimmy’ego Olsena w Las Vegas.

*Nick Spencer napisze jedynie 60 numer "Supergirl", regularnym scenarzystą serii będzie James Peaty.

*Nowy scenarzysta "Detective Comics" Scott Snyder pokrótce opowiedział o obecnej historii, w której to Batman musi stawić czoła mrocznemu obliczu Gotham City, a komisarz Gordon zmierzyć się z powrotem swojego syna.

*W udzielonych serwisowi CBR wywiadach Geoff Johns podał kilka nowych informacji co do przyszłości pisanych przez siebie serii: Booster Gold odegra rolę w evencie z uniwersum Flasha zatytułowanym "Flashpoint". Dowiemy się więcej o Indigio Tribe, ale nie wszystko - zawsze będą oni trochę tajemniczy, nie będziemy mieć nigdy do końca pewności czy są dobrzy, czy źli.
Wiele stanie się z postaciami w końcówce "Brightest Day", konsekwencje będą widoczne poza serią i wpłyną na całe uniwersum DC.

*Komiksowe zapowiedzi DC na marzec 2011.

*Zagraniczna premiera gry "DC Universe Online" odbędzie się 11 stycznia 2011.

*W drugiej części pierwszego sezonu  serialu animowanego "Green Lantern" ważną rolę odegrają Manhunters. Saint Walker (z Niebieskiego Korpusu) pojawi się już w pierwszym sezonie (czyli są plany na dalsze sezony). Jeśli Sinestro pojawi się to nie jako złoczyńca. Głównymi przeciwnikami będą Red Lanterns.

*David Goyer – scenarzysta nowego filmu z Supermanem jest pod dużym wrażeniem mini serii Geoffa Johnsa i Garry’ego Franka "Superman: Secret Origin”. Niewykluczone zatem, że ta historia wpłynie jakoś na kształt scenariusza. 

Okładka tygodnia (15.12.2010): "Green Lantern" #60, autor Frank Quitely.
Jedna z serii klasycznych okładek DC w nowym wykonaniu na 75-lecie wydawnictwa. Autorem pierwowzoru był Gil Kane. Swoją interpretację Hala Jordana i Sinestro wykonał jeden z moich ulubionych artystów Szkot Frank Quitely.

Zeszytówka tygodnia (15.12.2010): "Green Lantern" #60. Scenariusz Geoff Johns, rysunki Doug Mahnke i Christian Alamy.
Johns w tym numerze wrócił do formy i mimo, że tożsamość tajemniczego kolekcjonera istot należących do poszczególnych Korpusów nie była ogromnym zaskoczeniem, to numer czytało się na prawdę przyjemnie. Mahnke z kolei to jeden z lepszych rysowników w mijającym dziś roku, warto mieć go na uwadze.

Okładka tygodnia (22.12.2010): "Power Girl" #19, autor Sami Basri.
Abstrahując od tego, że Basri to utalentowany rysownik, to naprawdę elegancka okładka, która fanowi JLI nie może się nie podobać.

Zeszytówka tygodnia (22.12.2010): "Green Lantern: Larfleeze Christmas Special". Scenariusz Geoff Johns, rysunki Brett Booth.
W świątecznym tygodniu wypadało wybrać tematyczny komiks. Ale nie tylko dlatego został on "zeszytówką tygodnia". Larfleeze (znany też jako Agent Orange) obok Atrociousa  są najciekawszymi nowymi postaciami wprowadzonymi do uniwersum Latarników przez Johnsa. Larfleeze w tym one-shocie poszukuje Świętego Mikołaja, ponieważ pod choinką nie było niczego ze swojej monstrualnie długiej listy prezentów. W zeszycie znalazło się sporo bonusów - gra - w której trzeba przeprowadzić głównego bohatera przez labirynt, papierowa bombka z Agentem Orange, krótki humorystyczny komiks oraz przepis na ciasteczka (kolega sprawdził i poleca).
 
Sprostowanie: Słusznie w komentarzu do poprzedniego "DC Maniaka" zwrócono mi uwagę, że autorem "Okładki tygodnia" z 8 grudnia jest Tony Harris.

Święta już za nami, ale nie zaszkodzi przypomnieć sobie ich sensu wraz z Halem Jordanem i Larfleezem ("Green Lantern: Larfleeze Christmas Special"):

Kibicujemy (90)

Autor: Maciej Pałka W ostatniej edycji kibicowania AD2010 oddaję głos twórcom do tej pory w komiksowie absolutnie nie znanym. Poznamy ich już wkrótce. A tymczasem pozostaje nam życzyć "do siego roku"! 
Noc. Cichutko. Zasypia wtulony w poduszkę. Ostatnie przedsenne doznania: błogość, lekkość, odprężenie. Uśmiecha się w ciemność. Do siebie. Lubi to. Odpływa kołysany równym rytmem własnego serca. Puch – puch, puch – puch, puch – puchchchch... WTEM! Jak ci nie przypierdoli w głowę dźwięk dzwonka do drzwi. Tym głośniejszy i drażniący, że noc, że cicho, że sen. Patrzysz nieprzytomnie na bladą tarczę zegarka. Nie, to nie tak miało być! Miało dzwonić, tylko że rano i nie dzwonek do drzwi, tylko budzik. Wciąż dzwoni - niecierpliwie, nieubłaganie, impertynencko. Serducho zaczyna przyspieszać. Jesteś w pełni rozbudzony. Jakbyś wypił dziesięć kaw. A chuj z nim, niech dzwoni. Podzwoni i pójdzie w cholerę. Kimkolwiek jest. W końcu jesteś zmuszony dać za wygraną. Wpuszczasz intruza do domu. Kim jest? To Śmierć. Spoko, spoko. Wizyta czysto towarzyska. Jedzie od niej wódą, zatacza się, wyciąga flachę, chce się jeszcze napić, i to z tobą. Właśnie z tobą. Tak właściwie to czemu nie... Oto Każdy, nasz bohater. Każdy brzmi lepiej niż Everyman. Swojsko. Każdemu takie rzeczy się zdarzają. Nic w tym dziwnego, naprawdę. Nie trzeba iść boso przez świat, nie trzeba przeciskać się z kamerą wśród zwierząt żeby przeżyć coś niebywałego. Nie trzeba chlać ani wciągać nosem białych ścieżyn. Wystarczy popatrzeć, posłuchać, chcieć popatrzeć, chcieć posłuchać. Podnieść dywan, uchylić szufladę, otworzyć szafę, kiedy coś niespodziewanie chrobocze. Być może z szafy wyskoczą znudzone rękawiczki i będą chciały w pokerka partyjkę albo dwie zagrać, przybić piątkę, pokazać faka. Takie rzeczy się zdarzają. Każdemu. Każdy zaprasza do swojego świata.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

czwartek, 30 grudnia 2010

Ziniol 10 promo 04: już jest

Autor: Dominik Szcześniak
Ostatni numer magazynu już się pojawił (tak naprawdę stało się to już ponad tydzień temu). Aby staroziniolowej tradycji stało się zadość - oto dowód fotograficzny nadesłany przez wydawcę:
Zachęcamy do lektury!

Kibicujemy (89)

Autor: Dominik Szcześniak
"Degrengolandowi" kibicujemy na trzy głosy - Maciej Pałka swój już zabrał, Paweł Wojciechowicz również, teraz czas na kilka słów ode mnie... 
"Degrengoland" - poza byciem horrorem, traktatem o sztuce, kryminałem i skrupulatna analizą obrazu węgierskiej wsi - jest przede wszystkim komiksem studenckim. Takim, który wszystkie te wymienione przeze mnie, wspaniale brzmiące gatunki, filtruje przez umysł gościa drugi (a może trzeci) rok hasającego po uczelnianych salkach. Dawne dzieje, ten komiks. Ale ubaw podczas jego pisania miałem spory.
Serial o przygodach detektywa - kulturoznawcy, nazywającego się Jah Kozłoski, powstał specjalnie dla Macieja i przez niego był dłubany przez kilka lat. Efekty naszej pracy kilkukrotnie gdzieś publikowaliśmy: a to w "zinie sTRACH!u", do którego trafił trzystronicowy epizod, który uznaliśmy za najstraszniejszy, a to do xerowanego "Ziniola". W tym ostatnim wykorzystaliśmy jedną stronę, którą przepuściliśmy przez chamskiego translatora i opublikowaliśmy obie wersje - polską i angielską. Był to komentarz do polskiego tłumaczenia "Sin City" (w czasach kreczmargate) i służył jako ilustracja do tekstu owe tłumaczenie pognębiającego, którego autorem był Mateusz Liwiński, a którego tytuł brzmiał "That Yellow Mustard".
Chciałbym napisać coś więcej na temat "Degrengolandu", bo przez te wszystkie lata komiks obrósł historiami, ale w obliczu jego rychłej premiery, nie ma to chyba sensu. Mam jedynie nadzieję, że komiks się nie zestarzał i że czytelnik ryknie podczas jego lektury śmiechem, bądź przerazi się, jeśli będzie ku temu okazja. Co do warstwy graficznej obaw nie mam żadnych - jestem wręcz przekonany, że współpraca Macieja i Pawła spodoba się absolutnie każdemu.
Już od jutra zapraszamy do lektury. Komiks będzie publikowany w dwóch wersjach: polskiej i angielskiej. Ta druga bez udziału translatora, za to dzięki wysiłkom (oj, nie jest to łatwy do przetłumaczenia tekst) Roberta Looby'ego. Wpadnijcie, poczytajcie, dajcie znać co sądzicie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec

środa, 29 grudnia 2010

"Thorgal: Bitwa o Asgard" - Rosiński/ Sente

Autor: Dominik Szcześniak
Nowe czasy niosą ze sobą nowe rozwiązania. Yves Sente, przejmując pałeczkę po Jeanie van Hamme, przerzucił Thorgala na drugi plan, przed szereg wysuwając postać jego syna, Jolana. Wielu starym, wiernym czytelnikom serii takie rozwiązanie zupełnie się nie spodobało, ale też prawdopodobnie wielu nowych, wiernych czytelników jej przysporzyło. Thorgal powoli dorównał do współczesnych trendów, a że dobrze się w nich czuje, pokazuje na przykładzie spin-offowej serii o Kriss de Valnor i innych podobnych projektów, widniejących w zapowiedziach na kolejne lata.
"Bitwa o Asgard" jest kolejną batalią Yvesa Sente ze spuścizną van Hamme'a. Finezja i fantazja Sente przegrywa w przedbiegach z tym, co van Hamme wyprawiał w czasach świetności serii, ale jednocześnie jest wystarczająco przekonująca, by zostawić daleko w tyle albumy, które pierwszy scenarzysta wytwarzał u schyłku swej pracy nad nią. Sente wyciągnął "Thorgala" z głębokiego dołka i tchnął w niego nowe, bardzo młodzieżowe życie. Próbując dostosować towar do młodego czytelnika, sukcesywnie tworzy wielkie uniwersum przy użyciu postaci, wykreowanych przez swego poprzednika. Na spin-offie dotyczącym Kriss de Valnor się nie skończy. Będzie więcej.

Najnowszy tom serii daje nam kontynuację wątku jolanowskiego, przeplataną z losami Thorgala. Lepiej wypadają te drugie, w których Sente składa hołd schematom scenariuszowym van Hamme'a, ale i pierwsze mają w sobie to coś. Trudno oprzeć się wrażeniu, że linia dzieląca obie fabuły, dzieli również odbiorców pod względem wieku - kawałki z Thorgalem będą hitem dla sentymentalnych trzydziestolatków, Jolan zyska poparcie młodszej widowni. Zmiksowane razem dla jednych będą świadectwem nijakości, a dla drugich zwiastunem nadchodzących zmian.

Problem z Thorgalem w Polsce polega na tym, że jest to bohater wręcz narodowy i jakiekolwiek próby modernizacji serialu mogą być dla ortodoksyjnych fanów zamachem na świętość. "Bitwa o Asgard" nie przeskoczy "Wilczycy", a "Ja, Jolan" nie zrówna się z "Alinoe". Podobnie i rysownik komiksu, Grzegorz Rosiński, jest postacią w Polsce uwielbianą i jego eksperymenty graficzne w najnowszych tomach niekoniecznie przypadną do gustu tym, którym podobała się precyzyjna, realistyczna kreska sprzed lat. Niemniej jednak, Rosiński eksperymentował zawsze, co kilka albumów zmieniając swoją technikę. Osobiście jestem w stanie zaakceptować ten pęd ku nowym rozwiązaniom - zarówno na polu rysunku, jak i rozszerzenia uniwersum thorgalowskiego.

Kilka albumów publikowanych po sobie składało się na cykle w świecie Thorgala - był wątek łączący dwa pierwsze tomy, był znakomity epizod z Krainą Qa, a obecnie mamy serię albumów powiązanych postacią Jolana. Ten cykl dobiega końca. Wkrótce główną rolę w komiksie odzyska Thorgal - miejmy więc nadzieję, że Sente opisując jego przygody sięgnie również po zamknięte, jednotomowe historie.  Patrząc na to, co się dzieje na kartach pierwszego tomu "Kriss de Valnor", całkiem możliwe, że scenarzysta dąży do ponownego połączenia się tych dwóch najciekawiej zarysowanych postaci. Nie mam nic przeciwko, by dał również pohasać Jolanowi, Aaricii czy Tjallowi - czy to w głównej, czy w odrębnych seriach. Nie mam, choć zaliczam się do grona trzydziestoletnich sentymentalistów. Na kolejne tomy będę czekał z niecierpliwością.
"Thorgal: Bitwa o Asgard". Scenariusz: Yves Sente. Rysunek: Grzegorz Rosiński. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: Egmont 2010

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Dziwne historie (03)

Autor: Paweł Wojciechowicz
Ruszamy z nową historią, plansza co poniedziałek. Całość w troszkę innym stylu niż poprzednie komiksy. Dajcie znac, co sądzicie!

Kibicujemy (88)

Autor: Dominik Szcześniak

O tym, że Anna Wieszczyk tworzy komiks "Lucid" wspólnie z Michaelem McMillanem, aktorem znanym z "True Blood", polscy czytelnicy wiedzą od dawna. Właśnie mija deadline oddania materiałów do czwartego numeru serii, ale zapracowana autorka znalazła chwilę, by opowiedzieć co nieco o projekcie. Pokibicujcie jej na finiszu prac!
O początkach kariery zagranicznej
Cała historia zaczęła się kiedy byłam na drugim roku studiów i zaczęłam dorabiać sobie podłapując jakieś małe zlecenia. Pierwszy komiks jaki narysowałam (oczywiście scenariusz nie był mój) zajął drugie miejsce w jakimś comic book challenge i pomyślałam, że może coś z tego będzie. Potem długo, długo pracowałam dla studia halo8 nad komiksem „Godkiller”, który został zdubbingowany, zanimowany i wydany na dvd (czekam na ciąg dalszy współpracy). Mam na koncie również kilka fajnych, niezależnych projektów min. udział w komiksie online 'spera' (spera-comic.com/). Chyba jednak najbardziej znaczącym krokiem do przodu okazał się udział w 4 części antologii „Popgun” wydawanej przez Image, gdzie znalazłam się wśród wielu świetnych, początkujących twórców.
O pracy nad „Lucid”
Praca nad „Lucidem” jest w toku, zaplanowane są cztery zeszyty, właśnie zamknęłam ostatni z nich. Pracuje się fajnie, po raz pierwszy współpracuję z edytorem, który bardzo mi pomaga. Uwagi Micheala McMillana również są bardzo cenne, bo ma o wiele większe doświadczenie ode mnie jeśli chodzi o narrację czy ustawienie planu, itd. Inna sprawa to to, że estetyka samej historii trochę odbiega od stylu, w którym staram się zwykle realizować. Poza tym fakt, że komiks przeznaczony jest na rynek mainstreamowy nie pozwala mi za bardzo poszaleć.
O współpracy z Michaelem McMillanem
W sumie to było tak, że najpierw dowiedziałam się, że będę pracować dla Zaharego Quinto, czyli Pana Spoka z nowego „Star Treka”, więc pierwszą moją myślą było "kurczę, on był w kalendarzu Cosmopolitana". A Michael McMillan? Ogólnie bardzo miła osoba i bardzo zręczny scenarzysta.
O polskim rynku komiksowym
Nie mam pojęcia co się dzieje w Polsce. Może trochę szkoda. Ale mam wrażenie, że tutaj napotykam tylko na kłody rzucane mi pod nogi, podczas gdy USA oferuje mi jakieś tam american dream czy coś. Jestem zainteresowana rynkiem europejskim, ale raczej myślę o Francji i komiksie niezależnym, ale naprawdę nie umiem powiedzieć niczego o przyszłości. Jedyna oferta pracy związana z komiksem jaką dostałam w Polsce to historia o nielegalnych wyrobiskach węgla na Śląsku, ale z niej zrezygnowałam z braku czasu i motywacji.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec 

sobota, 25 grudnia 2010

Kibicujemy (87) - odcinek specjalny

Autor: Dominik Szcześniak
Jeszcze nigdy w dni weekendowe nie kibicowaliśmy. Dziś jest ten pierwszy raz, ale nie będzie to kibicowanie typowe. W polskim komiksowym mikrokosmosie przyjęło się jedno: niezależnie od wyznania, ponad wszelkimi waśniami i animozjami, pod koniec grudnia składamy sobie życzenia. Przyjemny to zwyczaj, więc zerknijcie na nadesłane do redakcji "Ziniola" kartki od...
Rafała Szłapy:
Marcina Rusteckiego:
MFKiG w Łodzi:
Tomasza Kleszcza:
A gdybyście przegapili - tutaj znajdziecie życzenia od twórców "Morfium", a tutaj ostatni, świąteczny raport z Neckburg City.
Wszystkim czytelnikom "Ziniola": wszystkiego dobrego! 

piątek, 24 grudnia 2010

"Ikigami 2" - Mase

Autor: Dominik Szcześniak
Pierwszy tom "Ikigami" był tylko rozgrzewką przed emocjami, jakie niosą kolejne. Jego okładka przedstawiała doręczyciela Ikigami, dumnie trzymającego kartę, w myśl totalitarnego traktatu niosącą śmierć jednemu z tysiąca Japończyków. Na okładce drugiego tomu znajduje się ten sam bohater. Nie pozuje już jednak na biurokratycznego sługusa. Jego postawa sugeruje, że komiks poświęcony zostanie jego rozterkom. I owszem, Fujimoto zaczyna wątpić w wykonywaną pracę. Ale nie to jest najsilniejszą stroną komiksu Motoro Mase.
Są nim po prostu świetne historie. Drugi tom "Ikigami" autor podzielił na dwa trzyczęściowe epizody, w których główne skrzypce grają zwykli ludzie. Są to opowieści z morałem, skupiające się na najważniejszych życiowych wartościach, ujawniających się w momencie otrzymania wiadomości o śmierci. Momentami niebezpiecznie zbliżają się do dosłowności, ale generalnie dalekie są od nachalnego dydaktyzmu. Być może jest tak dlatego, że w chwilach, kiedy autor mógłby sprzedać czytelnikowi oczywistość w formie prawdy objawionej, gryzie się w język, wierząc w inteligencję odbiorcy, a być może dlatego, że to, co próbuje nam przekazać czyta się jednym tchem. "Ikigami" jest bardzo "filmowe" w narracji - czyta się ten komiks z podobną przyjemnością, z jaką ogląda się ulubiony serial. 
Historie podrzędne głównej osi fabularnej to typowe obyczajówki, opowiadające o tym, jak można (lub nie można) radzić sobie z myślą o rychłej śmierci. Fabuły nie są przewidywalne - Motoro Mase znakomicie je rozpisuje, co chwila zaskakując czytelnika. Zaskoczenia nie ma natomiast w wątku Fujimoto, który - zgodnie z planem - zaczyna wątpić w sens wręczania ludziom zawiadomień o śmierci. Ten bardzo ważny dla fabuły wątek zostaje na kartach drugiego tomu serii rozwinięty - Fujimoto wychodzi poza dotychczasowy krąg znajomości w pracy, poznając młodą panią psycholog, zajmującą się zbijaniem stresu przedśmiertnego wśród tych, do których drzwi zapukał posłaniec z tytułową kartą. Nic, tylko czekać, aż zacznie drążyć, aż zacznie mu się to wszystko coraz mniej podobać i aż zacznie demontować system od środka.
Motoro Mase lubuje się w emocjonalnych ujęciach - częste zbliżenia na twarze; przerażeni bohaterowie wmontowani w całostronicowe kadry. Jest w tym dobry i trzeba przyznać, że sprzyja to ciągłości narracyjnej, a momentami daje odpowiedni, piorunujący efekt. Jego rysunki są nieinwazyjne - współgrają z fabułą idealnie.
Świetny motyw przewodni i mocne historie powodują, że w kwestii "Ikigami" nie można pozostać obojętnym. Na polskim rynku ukazał się już trzeci tom cyklu i trzeba przyznać, że w 2010 roku tytuł ten po prostu wykończył konkurencję. Najlepszy serial roku, a co równie istotne - serial rozwojowy, podczas lektury którego na pewno jeszcze nie raz czytelnik zostanie pozytywnie zaskoczony.       
"Ikigami 2". Autor: Motoro Mase. Tłumaczenie: Radosław Bolałek. Wydawca: Hanami 2010

Kibicujemy (86)

Autor: Dominik Szcześniak
Człowiek bez szyi w wydaniu świątecznym - oto co przygotował na dzisiaj zespół twórców. O wydarzeniu informujemy, jak zwykle, za neckburgskim tabloidem FAKeT, a autorami załączonego komiksu są Jacob Peasaleksander i John Fameinsky.
Ho Ho Ho! Z okazji Świąt, FAKeT ma dla swych wiernych czytelników nie lada prezent - oto gościnny komiks, dedykowany naszej dzielnej ekipie śledczej! Dzisiaj zaś, tuż przed Gwiazdką, mogą go przeczytać także wierni abonenci naszego pisma! Ho Ho Ho! Wesołych Świąt!
Komiks wykonali: nasz etatowy karykaturzysta Jacob Peasaleksander oraz młody dziennikarz John Fameinsky.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec

czwartek, 23 grudnia 2010

Morfium: świątecznie

Autor: Mariusz Zawadzki i Piotr "Dismas" Zdanowicz
Autorzy publikowanej na łamach "Ziniola" serii "Morfium" prezentują specjalny, świąteczny odcinek cyklu:

Kibicujemy (85)

Autor: Dominik Szcześniak

Kibicujemy komiksowi "Immortal Suicide" autorstwa tercetu Jan Sławiński, Norbert Rybarczyk i Magda Łysak. Po słowie wprowadzenia od Rybba, przyszedł czas na kolejnego członka ekipy. Jan Sławiński odpowiada na podstawowe pytania: Kim jestem? Dokąd zmierzam? Co po mnie zostanie... Sprawdźcie to: 
Kim jestem?
Anonimowy Grzybiarz tu. Najbardziej chyba znany jako „Największy fanboj Śledzia na Ziemi”. Dodatkowo właściciel rzadko odwiedzanego bloga, autor kilku scenariuszy komiksowych, jednego filmowego i ton opowiadań, w tym trzech wydanych.
Na codzień staram się być miłym 18-latkiem. Miałem kiedyś kota, ale zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Jak zacząłem pracę nad "Immortal Suicide"?
Jak większość moich komiksowych znajomości, kontakt z Norbertem RYBBEM Rybarczykiem nawiązałem poprzez digart.pl. Jakoś tak się złożyło, że postanowiliśmy zrobić razem komiks. Najlepiej krótki, kolorowy, zabawny i zwariowany, taki w jakim obaj jesteśmy dobrzy. Wyszedł pomysł robienia shortów z Kiwi Kidem, co obaj przyjęliśmy entuzjastycznie. Właściwie mimochodem Rybb przewinął temat Immortala. Od razu podchwyciłem ten pomysł. Z początku ostrożnie, bo nie mam szczęścia do dużych, kilkuczęściowych projektów komiksowych (fajnie się zaczyna, ale skończyć to już nie ma kto…). Norbert opowiadał, a ja powoli wsiąkałem. Obejrzałem kilka szkiców Magdy (której wcześniej nie znałem, a okazało się, że ma bardzo porządną łapę) i już wiedziałem, że chcę być częścią tego projektu. Napisałem dwustronicowy prolog (który finalnie trafił gdzieś na środek pierwszego zeszytu) i posłałem. Został zatwierdzony i zaczęliśmy rozmawiać bardziej na poważnie. Im więcej rozmawialiśmy, tym bardziej chciałem pisać przygody nieśmiertelnego muzyka. W końcu zaczęliśmy ustalać w jakim kierunku ma iść historia. A historia, mimo wcześniejszych ustaleń, poszła sobie jedynie znanymi ścieżkami, często zostawiając za sobą mylące tropy. Ale o tym, mam nadzieję, przekonacie się już w nadchodzącym roku.
Czym dla mnie jest IS?
Przede wszystkim świetną zabawą. Uważam, że historia, którą tworzymy, ma w sobie konkretnego powera. No i, co tu dużo mówić, świetnie się bawię wrzucając naszych bohaterów coraz to większe kłopoty (żeby Czytelnik nie narzekał na nudę). Całkowita swoboda twórcza też pomaga – nie mam niczego ustalonego z góry, mogę w ramach scenariusza zrobić praktycznie wszystko. Oczywiście, trzymam się ustalonej na początku konwencji i ogólnego klimatu panującego w opowieści, ale w ramach tego – wszystkie chwyty dozwolone. Lubię to.
Dodatkowo, pisanie Immortala to dla mnie ciekawe doświadczenie. Moja radosna tfu!rczość zawsze opierała się raczej na (w zamierzeniu) śmiesznych, krótkich i zakręconych historiach. Immortal jest inny. Mimo, że to ciągle zakręcona historia, klimat jest zdecydowanie cięższy niż we wszystkim co dotychczas napisałem. Czy nie zawiodę zaufania Magdy i Norberta? Czy sprawdzę się w takiej historii? Ciężkiej, miejscami mrocznej, dusznej klimatycznie, ale równocześnie pełnej akcji, muzycznych smaczków i specyficznego humoru?
Zobaczymy.
Trochę pomarudziłem, bez ładu i składu, więc teraz pozdrawiam i do następnego razu!
Jan ANONIMOWY GRZYBIARZ Sławiński
Immortal Suicide
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

środa, 22 grudnia 2010

"Usagi Yojimbo: Yokai" - Sakai

Autor: Dominik Szcześniak
Rozczarowujący - tym słowem można podsumować kolorowy występ czarno-białego zazwyczaj królika-samuraja. Stan Sakai, który próbował już swoich sił jako kolorysta w krótkich formach (m.in. w antologii "Trilogy Tour'98"), postanowił uczcić 25-lecie istnienia serialu "Usagi Yojimbo" kolorowym one-shotem. Niestety, "Yokai" jest pretekstową, pustą historyjką, w sztuczny sposób napompowaną do objętości niemalże 60 stron. Wraz z formułą "powieści graficznej" uleciał gdzieś utrzymujący się od lat na stałym, bardzo dobrym poziomie, duch regularnej serii.
Gdyby "Yokai" ukazał się na łamach tejże serii, nie dostałby od Sakai'ego więcej stron, niż przewiduje standardowa objętość odcinka - i wówczas mógłby się jakoś bronić, choć pewnie i tak zginąłby w gąszczu znacznie lepszych historii, składających się na dany album. Niestety, w tej postaci jest pozostawiony sam sobie.
"Yokai" to historia rozgrywająca się podczas jednej nocy - nocy, w której tytułowe demony postanowiły zebrać się w jednym miejscu, by zawładnąć światem. Rzecz jasna, ich plany zechce pokrzyżować będący przypadkiem w tym miejscu Usagi oraz jego kompan Sasuke, będący przypadkiem pogromcą demonów. Akcja rozgrywa się według standardowych klisz, jest sporo sieczki z demonami, a kadry pękają w szwach od kwestii typu "Hajaa!" czy "Jaach!". Nic nie jest w stanie powstrzymać czytelnika od ziewania. Niestety.
Można odnieść wrażenie, że Sakai strzela do własnej bramki - nie dość, że rzeczona graphic novel nie jest atrakcyjna pod względem pomysłowości, to w dodatku w kilku momentach zostaje zadziwiająco kiepsko rozegrana na planszach. Pal sześć psujące klimat pstrokate barwy, ale gadający do siebie Usagi? Albo absurdalne zawiązanie fabuły, rodem z kiepskiego serialu animowanego? 
Okazuje się, że 25-lecie istnienia serii nie zawsze bywa okazją do wystawienia sobie pomnika. Czasem nie wystarcza nawet na to, by zrealizować przyzwoity komiks rozrywkowy, który zapewniłby czytelnikowi nieco emocji. Tak właśnie jest w przypadku "Yokai", dumnie nazwanego "powieścią graficzną". Powstał pretekstowo; tylko po to, żeby marketingowo wspomóc  rocznicę. 
"Usagi Yojimbo: Yokai". Autor: Stan Sakai. Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz. Wydawca: Egmont 2010

Kibicujemy (84)

Autor: Dominik Szcześniak

Kibicujemy wielu nowym komiksom, nowym autorom, nowym projektom, ale jednocześnie nie zapominamy o starych zawodnikach, którzy gościli na łamach cyklu od samego jego początku. Dziś wracamy do "Kamienia przeznaczenia" Tomasza Kleszcza. Na jakim etapie są prace? Co porabia twóra komiksu? Oddaję mu głos:
Prace nad "Kamieniem" wróciły na podium mojej listy, po tym jak Lucek (po otrzymaniu odpowiednio grubej koperty oczywiście) najął mnie do urzeczywistnienia swoich wizji. Leszka mieliście okazję podziwiać na łamach bloga - dziękuję za te setki komentarzy, to bardzo ważne dla początkujących twórców. Natomiast "Generał", projekt który podobno wyszedł nawet nieźle, w całości do obejrzenia w nadchodzącym "Ziniolu", do którego lektury zachęcam. W celu zachęcenia/zniechęcenia jako współautor pozwalam sobie na zamieszczenie jednego z kadrów.
kadr z komiksu "Generał" ("Ziniol" #10)
Idąc dalej mam za sobą także konkurs na komiks o powstaniu warszawskim, na którego pracę także straciłem ładnych parę godzin, tradycyjnie już bez efektów. Komiks wyglądał mniej więcej następująco:
Gratuluję za to zwycięzcom, których spokojnie można nazwać niezniszczalnymi weteranami gatunku. Zazdroszczę.
Po tych wydarzeniach i kilku pomniejszych powróciłem do mojego małego gniota, wzbogacony o parę nowych chwytów i sztuczek. Pokonałem sekwencję pościgową, a teraz walczę z rozwałką, którą zamierzam zakończyć tom 1. Ogólnie na dzień dzisiejszy jestem na stronie 84. Ale ponieważ zarówno Leszek jak i Generał nie zakończyli jeszcze żywota, więc leżąc na plaży z zimnym browarem będę się musiał skupić na nich w pierwszej kolejności, bo już widzę te zawiedzione świąteczne miny, które nie otrzymają zwyczajowej porcji leszkowych problemów.
Kamień przeznaczenia, rys. Tomasz Kleszcz
Korzystając z uprzejmości Lucka (i szykując kolejną grubą kopertę) chciałbym zaprosić rysowników, którzy mieliby ochotę i siłę narysować postać Duxa lub Natashy, by swoim nietypowym stylem wzbogacić mój mały komiks. W przyszłym roku, jeśli zdrowie pozwoli przymierzę się do jakiejś próby wydania i marzy mi się na końcu komiksu galeria postaci w stylu amerykańskim, gdzie różni twórcy operując swoim stylem rysują te same postaci. Mam kilka nazwisk z polskiej sceny, które chciałbym zaprosić.
Dux - jeden z bohaterów "Kamienia przeznaczenia"

Natasha
Na dzień dzisiejszy mam już obiecaną jedną pracę od człowieka, który także brał udział w cyklu kibicowania, a którego można zaliczyć w poczet gwiazd, więc wy, drodzy autorzy, którzy prezentowaliście tu swoje prace jeśli macie ochotę, rysujcie i ślijcie swoje dzieła na adres: toomaszkleszcz@gmail.com. Odwdzięczyć się mogę tym samym, mianowicie rysunkiem w moim wykonaniu, jeśli byłby wam do czegokolwiek potrzebny. No i prace, o ile nie zaleją mnie ich tysiące, znajdą się w komiksowej galerii jeśli takowy album wydam, a należę do upartych ludzi.
Pozdrawiam, T.K.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec

wtorek, 21 grudnia 2010

"Prosiacek 1990-2010" - Prosiak

Autor: Dominik Szcześniak
Dwadzieścia lat minęło. W tym czasie Krzysztof Owedyk zdążył: wejść na scenę zinową, stać się kontrkulturowym gwiazdorem, zaskoczyć wszechstronnością stylistyczną, dostać etykietkę "pomyłki za zaliczeniem pocztowym", zejść ze sceny zinowej w glorii i chwale, wrócić w "głównym nurcie" i wypaść z niego, pozostawiając za sobą niedokończoną serię. Wydawany przez niego zin - "Prosiacek" - kilkukrotnie w ciągu tych dwudziestu lat był wznawiany i za każdym razem stanowił spore wydarzenie. Najnowsze jego wznowienie jest wydarzeniem największym, bo nie dość, że zbiera wszystkie osiem  numerów zina w fantastycznej formie edytorskiej, to dodatkowo prezentuje komiksy i rysunki satyryczne Prosiaka dotąd niepublikowane, a zrzeszone w numerze dziewiątym - tym, który nigdy nie istniał.
Na wstępie zaznaczę: "Prosiacek 1990-2010" to największe wydarzenie w polskim komiksie ostatnich lat. Najlepszy komiks, wydany w mijającym roku w Polsce. Najbardziej zasłużona twarda okładka dla polskiego komiksiarza, tworzącego w przedziale czasowym, zawartym w tytule dzieła. O Prosiaku można bez skrępowania mówić w kategorii mistrza komiksu, ponieważ pomimo tego, że znany był przede wszystkim ze swej "undergroundowatości, punkowatości, antyklerykalności", to jednak spod tego kontrkulturowego okrycia co rusz wyskakiwał rysownik i scenarzysta. Twórca komiksu, świadomy tego, w jakim medium zdecydował się operować, znający prawidła nim rządzące i w profesjonalny sposób wykorzystujący wszelkie jego możliwości. Pasek komiksowy, krótka forma, jednoplanszówka, short, pełny metraż - każda z tych form, wielokrotnie przezeń używana, nigdy nie była pretekstowym artystowskim tworem.
"On mówi. Nie krzyczy" - tak o Prosiaku, w kontekście ówczesnych rewolucyjnych pisemek napisał we wstępie do omawianego zbioru Dariusz "Ex pert" Eckert. Punkiem mógł być każdy, kto chlał tanie wino, a rysownikiem anarchistą każdy, kto rysować nie umiał. A Prosiak siedział sobie gdzieś z boku tej wywrzeszczanej kontrkultury i spokojnie poprzez swoje komiksy mówił. Jego kreska bywa nieporadna, ale w szczytowych momentach osiąga najwyższe poziomy rysunku realistycznego, bądź groteskowego - w zależności od tego, w jakiej konwencji autor się porusza. Treści, jakie przedstawia są przemyśleniami człowieka, wiedzącego bardzo dużo, dociekliwego. Zero buntowniczego pozerstwa. Zero pomyłki za zaliczeniem pocztowym.
Prosiak - anarchista dzieli miejsce w chlewiku z kilkoma innymi: Prosiakiem - filozofem ("Genesis"), Prosiakiem - analitykiem rynku komiksów alternatywnych, Prosiakiem - bajarzem ("Bajki Urłałckie", "Klechdy kosmiczne"), Prosiakiem - parodystą ("W KRONgu przyjaciół"), Prosiakiem adaptującym Leśmiana w ramach krakowskich "Transfuzji" z 1994 roku oraz przede wszystkim Prosiakiem - komentatorem życia społecznego, bacznym obserwatorem i celnym demaskatorem. Osobną - bo nie zawartą w komixach - kategorią jest Prosiak - gawędziarz, we wstępach do poszczególnych numerów zina opisujący swoje ówczesne perypetie związane z publikacją komiksów.
Tak, jak na aktualności nie stracił profesorski charakter komiksów Prosiaka (podtytuł albumu, gdyby ten był podręcznikiem, powinien brzmieć: "jak tworzyć komiksy?"), tak i tematyka pozostała świeża. Pod ironiczną przykrywką, pod toną dowcipów z łysych i nabijania się z pazernego kleru, leżą kwestie uniwersalne, dotyczące kondycji człowieka, Boga i społeczeństwa.
"Prosiacek 1990-2010" to jak dotąd najpełniejszy zbiór prac Prosiaka. Komiks mądry, dowcipny, prowokujący do ruszenia mózgownicą. Mistrzowski zbiór. Wstyd nie mieć.
"Prosiacek 1990-2010". Autor: Krzysztof "Prosiak" Owedyk. Wydawca: kultura gniewu 2010 (Wydanie z okazji 10-lecia kultury gniewu. Edycja limitowana)

Kibicujemy (83)

Autor: Dominik Szcześniak "Arctic" to projekt Bartłomieja Kuczyńskiego. Publiczności internetowej znany od dawna, a papierowej - być może w najbliższej przyszłości. Rozpoczynając kibicowanie temu komiksowi, zacznijmy od... początków: 
Zaczęło się to jakieś pięć lat temu - jak to zwykle bywa - zupełnie przez przypadek. Pierwsze paski z miśkiem, śniegiem i pingwinami pojawiły się na wrakowym konkursie pasków i wtedy jeszcze zupełnie nie miały wspólnego mianownika, jakim jest seria komiksowa.
Oryginalny pasek
Dopiero kilka miesięcy po stworzeniu pierwszego paska bohaterowie dostali swoją szansę na coś większego. Dla mnie osobiście jest to bardzo ważna seria i bardzo był ważny komiksowo rok. Do tego czasu tak naprawdę nie rysowałem wielu komiksów, zazwyczaj były to komiksy na MFK, lub właśnie od tamtego roku na konkurs wrakowy. Przed rokiem 2005 miałem 3-4 letni okres w którym chyba nic nie narysowałem, to było prawie zupełne odcięcie od kartki i ołówka. Były jakieś bazgroły na wykładach, ale nic mnie wtedy nie ciągnęło do rysowania, a już w szczególności komiksów. To były też czasy, kiedy wizyty na MFK i oglądanie cudzych komiksów (o tyle lepszych od moich!) najzwyczajniej w świecie mnie dołowało i zniechęcało do robienia czegoś samemu.
W 2005 natomiast przeżyłem takie komiksowe odrodzenie. Najpierw te pojedyncze konkursowe paski, a później - dokładnie pamiętam że zdarzyło się to właśnie na Festiwalu w Łodzi - coś do mnie wróciło i bardzo mocno naciskało na stworzenie własnego komiksu. Takiego, z którym bym się mógł na długi czas utożsamić jako twórca; takiego, który w miarę regularnie wywierałby na mnie presję, żeby coś narysować (bo leniwa ze mnie bestia niemożebnie) i który w końcu ruszyłby mnie do przodu (popchnął lub pociągnął - nie miało to znaczenia). W takiej sytuacji webkomiks był idealnym kandydatem. Trochę mi jeszcze czasu zajęło podjęcie decyzji o czym mógłbym przez dłuższy czas rysować i nie wyczerpać pomysłów, ale w grudniu 2005, mając w zapasie kilka pasków narysowanych, umieściłem "Arctica" na swojej stronie. W taki sposób przez 5 lat z mniejszą lub (zazwyczaj) większą regularnością "Arctic" się ukazywał. W tym roku z kolei pojawiło mi się dużo okazji do zrobienia czegoś innego, opublikowania kilku komiksów, nawiązania współpracy z innymi twórcami i niestety przygody Neda (tak, misiek ma imię, jak z zaskoczeniem stwierdził ostatnio jeden z kolegów!) zeszły na plan dalszy. Nie znaczy to oczywiście,  że zabrakło pomysłów, bo tych nadal mam sporo - część nawet przelane już na papier, jednak pod wpływem kilku osób zacząłem rozważać uhonorowanie tej serii przeniesieniem jej do albumu i na półki Empiku :D Jak Bóg da :D 
Pasek w trakcie przerysowania (szkic)
Oczywiście przez te wszystkie lata kreska się zmieniała, na szczęście w lepszą stronę i przeglądając starsze paski doszedłem do wniosku, że aby wydać "Arctica" będę musiał pokazać wydawcy trochę lepszy materiał niż oryginalny. Dlatego podjąłem decyzję o przerysowaniu bądź poddaniu korekcie tych pasków, które chciałbym umieścić w albumie. Wiem również, że samo przeniesienie na papier materiału pokazanego w internecie za darmo nie byłoby czymś, co zachęciłoby kogokolwiek do nabycia go w formie papierowej. Stwierdziłem więc, że album będzie składał się tylko w połowie ze znanych już pasków, reszta to będą historie premierowe. Co prawda wszystko jest na razie w fazie życzeń, czyli życzyłbym sobie zebrać się w sobie (paskudnie złożone zdanie:) i przerysować te paski, życzyłbym sobie aby wydawca się tym zainteresował i życzyłbym sobie, aby efekt końcowy znalazł uznanie wśród czytelników, bo wydaje mi się że to fajne i sympatyczne historie są.
Kadr z nowego odcinka
Ciąg dalszy nastąpi... 
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Kibicujemy (82)

Autor: Dominik Szcześniak Ostatni raz kibicujemy dziś komiksowi "Honolulu Club" Przemysława Surmy. Ostatni raz w tym roku. Ostatni raz przed nadejściem wiosny. Na tę okoliczność Surpiko przygotował zapowiadane już smakołyki: plansze z albumu oraz rozwiązanie konkursu...

Witajcie,
Dostawałem ostatnio wiele sygnałów o nerwowym oczekiwaniu Czytelników "Ziniola" na ogłoszenie wyniku konkursu, ogłoszonego w moim poprzednim liście. Dlatego też, by nie nadużywać Waszej cierpliwości, rozwiążę go tu i teraz bez zbędnych formalności i zwyczajowej przerwy na reklamy.
Otóż pierwszą osobą, która w pełni precyzyjnie odpowiedziała na zadane przeze mnie pytanie był Anonimowy Kazik. On też (o ile zgodzi się zrezygnować się ze swej anonimowości) otrzyma główna nagrodę: hmmarlowowski obrazek i album "Honolulu Club" (kiedy/jeśli powstanie).

Ale to nie koniec... Po krótkiej naradzie z moim wewnętrznym jury postanowiłem przyznać nagrody pocieszenia wszystkim z Was, którzy wzięli udział w konkursie. Tą nagrodą będzie również obrazek (z tym, że o ciut mniejszym stopniu wypasienia...). Zainteresowanych proszę o kontakt z "Ziniolem".
Proszę jednocześnie o odrobinę cierpliwości w oczekiwaniu na przesyłki. W związku z "małym" (3,9 kg) wydawnictwem, które ukazało się w ubiegłym tygodniu nakładem Żonki i moim, lekkiemu przeorganizowaniu uległa surpikowa twórczość. Zapewniam, że kiedy tylko otrząsnę się po przeżyciach i znajdę w nowej roli współwydawcy, wracam do pracy.

Byłbym też bardzo zadowolony, gdybyście w któryś z długich zimowo - świątecznych wieczorów znaleźli chwilkę na przeczytanie wstępnych próbek przygotowywanego komiksu, które zgodnie z obietnicą przedstawiam poniżej.
To już ostatni list w tej serii. Bardzo dziękuję wszystkim Czytelnikom i "Ziniolowi". "Club Honolulu" przysypał śnieg. Zobaczymy jak będzie się prezentował kiedy stopnieje na wiosnę.
 

Wesołych Świąt!
 

Wasz Surpiko

Ciąg dalszy nastąpi...

Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.