Seria Shade, The Changing Man to niewątpliwie jedna z lepszych rzeczy, jakie napisał Peter Milligan. I jedna z bardziej szalonych, nawet jak na jego standardy. Siłą rzeczy jest to więc również jedna z najciekawszych pozycji w obszernym katalogu Vertigo. I coś, co z pewnością muszę sobie po latach powtórzyć, bo naprawdę warto zanurzyć się w chorym świecie The Changing Mana ponownie.
50. zeszyt nie był odcinkiem, od którego rozpocząłem znajomość z Shade’em, ale na pewno jednym z pierwszych. Dorwałem ich kilka i czytałem po kolei, ale i tak nie od początku, zaś jeden epizod był czasem oddzielony od drugiego nawet o kilkanaście numerów. Takie bezsensowne przeskoki bez ładu i składu, ale po prostu czytałem wszystkie komiksy, jakie miałem wtedy pod ręką, a jeśli znajdowało się na nich logo Vertigo, musiałem wiedzieć, co jest środku, choćbym zaczynał serię od… środka.
Czy 50. zeszyt Shade’a to dobry moment, by rozpocząć swoją znajomość z tym komiksem? Oczywiście, że nie. Ale jeśli przypadkiem na dzień dobry zawitacie właśnie tutaj, uwierzcie, że będzie się działo. Ciąże. Mordercze anioły. Brzemienne w skutkach pakty z diabłem. Pogrzeby. Tracenie kontroli nad swoim zachowaniem (I’m… I’m going to kill you. Don’t worry. Everything will be… all right.). Zabójstwa. Gościnne ilustracje takich rysowników jak choćby Brian Bolland, Sean Phillips, Mike Allred czy Ted McKeever. Na ostatniej stronie komiksu reklama albumu Spin Doctors Turn It Upside Down (nie miałem okazji go przesłuchać). Samo zakończenie historii jest niezwykle dramatyczne i przez jakiś czas wydawało mi się, że jest to zarazem finał całej serii. Piękna rzecz.
Milligan, jeden z moich ulubionych scenarzystów. Do tego kreska Chrisa Bachalo (wtedy, gdy czytałem Shade’a #50 po raz pierwszy, znałem go tylko z TM-Semicowskich X-Men oraz Ghost Ridera 2099), Marka Buckinghama i Ricka Bryanta. Niesamowite i rewelacyjne połączenie.
Ale wiecie… jeśli nie znacie tego cyklu, zacznijcie jednak od pierwszego zeszytu. Jeśli go nie znacie, sięgnijcie po ten komiks natychmiast. I niech Madness Vest będzie z wami!
Czy 50. zeszyt Shade’a to dobry moment, by rozpocząć swoją znajomość z tym komiksem? Oczywiście, że nie. Ale jeśli przypadkiem na dzień dobry zawitacie właśnie tutaj, uwierzcie, że będzie się działo. Ciąże. Mordercze anioły. Brzemienne w skutkach pakty z diabłem. Pogrzeby. Tracenie kontroli nad swoim zachowaniem (I’m… I’m going to kill you. Don’t worry. Everything will be… all right.). Zabójstwa. Gościnne ilustracje takich rysowników jak choćby Brian Bolland, Sean Phillips, Mike Allred czy Ted McKeever. Na ostatniej stronie komiksu reklama albumu Spin Doctors Turn It Upside Down (nie miałem okazji go przesłuchać). Samo zakończenie historii jest niezwykle dramatyczne i przez jakiś czas wydawało mi się, że jest to zarazem finał całej serii. Piękna rzecz.
Milligan, jeden z moich ulubionych scenarzystów. Do tego kreska Chrisa Bachalo (wtedy, gdy czytałem Shade’a #50 po raz pierwszy, znałem go tylko z TM-Semicowskich X-Men oraz Ghost Ridera 2099), Marka Buckinghama i Ricka Bryanta. Niesamowite i rewelacyjne połączenie.
Ale wiecie… jeśli nie znacie tego cyklu, zacznijcie jednak od pierwszego zeszytu. Jeśli go nie znacie, sięgnijcie po ten komiks natychmiast. I niech Madness Vest będzie z wami!
(Michał Misztal)
"Shade, The Changing Man" #50. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Chris Bachalo. Tusz: Mark Buckingham, Rick Bryant. Kolor: Daniel Vozzo. Wydawca: DC Vertigo, sierpień 1994
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz