Wniknięcie do umysłu mutanta o setkach osobowości nastąpiło szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Podczas gdy Legion próbuje wynaleźć sobie coś do wszamania, psycholożka, która zajmowała się najbardziej pokręconymi celebrytami świata, wskakuje do jego jaźni i stara się wybadać z czym ma do czynienia. A we łbie Davida Hallera nie ma lekko!
Coraz bardziej ujmują mnie rysunki Wilfredo Torresa. Szykowna i bardzo prosta kreska idealnie pasuje do dość lekkiej historii, wymyślonej przez Milligana. Nie ma w Traumie zbyt wiele oryginalności, ale całość - dzięki pracy obu twórców - czyta się płynnie i bez zgrzytów.
Czytając miniserię Milligana i Torresa cały czas miałem w głowie dwie serie, które stworzyły fundamenty oficyny Vertigo. Chodzi o Kid Eternity Ann Nocenti i Seana Phillipsa oraz Shade the Changing Man, pisanego oczywiście przez Milligana. Całkiem więc możliwe, że brytyjski scenarzysta nieco się powtarza wrzucając swych bohaterów w wir paranoidalnej burzy i ustawiając w epicentrum opowieści walkę o zdrowie psychiczne. Jednak pomimo tego, Legion zdaje się być jednym z niewielu nadających się do czytania współczesnych komiksów Marvela.
Zawartość szaleństwa w szaleństwie nie przekroczyła jeszcze wymaganego poziomu, ale liczę, że w kolejnych epizodach Milligan się rozkręci. Jedziemy dalej. Póki co miniseria o nieślubnym dzieciaku Profesora X to solidna rzemieślnicza robota. Bez ekscesów z X-Statix ale i bez uległości wobec producentów znanej z Elektry.
"Legion: Trauma (#2)". Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Wilfredo Torres. Kolor: Dan Brown. Wydawca: Marvel Comics, kwiecień 2018.
6 komentarzy:
"Legion" Milligana to z jego strony bardzo słaba robota. Przede wszystkim nie widać u niego jakiejkolwiek znajomości postaci i drogi jaką przeszła w ostatnich latach w historiach od Carey'a czy przede wszystkim Spurriera. Milligan tworzy historię prostą, która niczym się nie wyróżnia. Ma pomysł, który zrealizować by mógł każdy znający podstawowe wiadomości o postaci. Pisanie, że komiks wyróżnia się na tle współczesnych komiksów Marvela to spora przesada i to bez względu na to, czy spojrzymy na to co wydawnictwo opublikowało w ciągu kilku ostatnich lat, czy też gdy sięgniemy po aktualnie wydawane tytuły.
Wszystko, o czym piszesz, przekuwam w argument "na tak": brak znajomości postaci i drogi jaką przeszła może skutkować świeżym spojrzeniem, a w prostocie tkwi siła, która może wyróżnić komiks z powodzi innych. Jedyny problem jaki dostrzegam to ten, że Milligan być może za bardzo bawi się w cytowanie siebie samego z przeszłości.
Tylko ta prostota przeradza się bardziej w nijakość. Dla mnie ten Legion to prawdopodobnie największy zawód ostatnich miesięcy od Marvela, bo oczekiwania co do Milligana miałem spore, no a wyszło jak wyszło. Czekam na Twoją opinię co do reszty tej miniserii.
No właśnie. Jestem dopiero po dwóch zeszytach i w sumie o swoich nadziejach pisałem w recenzji #1. Wszystko może mi się jeszcze przemeblować w głowie po lekturze kolejnych części. A Ty na jakim jesteś etapie?
Jestem po czterech numerach, czyli na bieżąco, za dwa tygodnie premiera ostatniego numeru. Wątpię, by Milligan zdołał to jakoś jeszcze uratować. Cały czas nie czuję tego szaleństwa jakie wiąże się z Legionem i jego osobowościami. Czy to po części wina redaktorów? Tego nie wiem.
Historii nie pomaga też zmiana rysownika w czwartej części, Torres był dla mnie głównym jej atutem, a tu nagle znika. Gdyby jeszcze miało to uzasadnienie w fabule, to bym zrozumiał, ale nie ma żadnego.
No dobra. Nie brzmi to wszystko zbyt dobrze. Niebawem porównamy doświadczenia.
Prześlij komentarz