Autor: Dominik Szcześniak
Nowy komiks Alexa Robinsona, autora skomplikowanych fabularnie "Wykiwanych", to kolejna cegiełka dorzucona do utworów, obierających sobie za temat rozliczenie głównego bohatera z przeszłością i jego powrót do tejże. Powrót, podczas którego może "umówić się z dziewczyną, do której będąc licealistą nie miał odwagi się odezwać", albo "dać w ryj naprzykrzającemu się gościowi z szeroką szyją, którego tknąć w owych czasach nie miał jak". Podobny zabieg zastosował Jiro Taniguchi w omawianej już u nas "Odległej dzielnicy".
Alex Robinson, choć marzeniu każdego dorosłego chłopca schlebia, nie robi tego według standardowej kliszy i daje swojemu bohaterowi konkretny powód takiego powrotu do przeszłości. Jest nim wizyta na kozetce w celu pozbycia się śmiertelnego nałogu palenia papierosów. Zahipnotyzowany przez panią psycholog Andy Wicks w mgnieniu oka przenosi się do czasów, gdy miał lat naście, bujną fryzurę i pryszcze na twarzy. I szybko zdaje sobie sprawę, że trafił na wigilię wypalenia swojego pierwszego szluga podczas nadchodzącej balangi. Nie ingerując w plan pani psycholog, postanawia odkręcić sytuację, w odpowiednim momencie nie zapalić i czym prędzej wrócić do żony i dzieci. Sprawa okazuje się jednak nie być aż tak prosta.
Robinson wrzucił starego chłopa w realia liceum. Kontrast, jaki dzięki temu wytworzył, daje bardzo zabawne efekty, a wykonanie kroków, na które Andy nie zdecydował się w przeszłości pozwala wysnuć kilka ciekawych obserwacji. Zamiarem autora było tak naprawdę zburzenie tego marzycielskiego mitu każdego faceta; pokazanie, że drugie przejście przez życie z bagażem doświadczeń 40-latka wcale nie musi należeć do najfajniejszych przeżyć. I że podrywanie koleżanki z ławki obok może pachnieć pedofilią.
Robinson wrzucił starego chłopa w realia liceum. Kontrast, jaki dzięki temu wytworzył, daje bardzo zabawne efekty, a wykonanie kroków, na które Andy nie zdecydował się w przeszłości pozwala wysnuć kilka ciekawych obserwacji. Zamiarem autora było tak naprawdę zburzenie tego marzycielskiego mitu każdego faceta; pokazanie, że drugie przejście przez życie z bagażem doświadczeń 40-latka wcale nie musi należeć do najfajniejszych przeżyć. I że podrywanie koleżanki z ławki obok może pachnieć pedofilią.
"Zbyt cool, by dało się zapomnieć" nie byłoby jednak tak bardzo cool, gdyby nie zakończenie komiksu, dające szerszy kontekst sytuacji, w jakiej bohater się znalazł. Czy psychoanaliza będzie przydatnym zabiegiem i czy rzeczywiście chodziło w tym przedsięwzięciu jedynie o niewielką zmianę rzeczywistości? Odpowiedzi na te pytania warto zbadać osobiście, bo to one tak naprawdę dźwigają ten komiks na swoich barkach.
Choć grafika w tym komiksie idealnie koresponduje z treścią, warto poświęcić jej odrębny akapit. W dopieszczonych, czarno-białych rysunkach Alexa Robinsona drzemie ogromna siła, a kiedy już eksploduje to jest to poważna sprawa - tropicielom graficznych fajerwerków polecam fragment rozdziału "Przytul mnie tatusiu" (strony 106 i 107) który dzięki takiej, a nie innej kompozycji i takiemu, nie innemu ładunkowi emocjonalnemu należy do najbardziej poruszających momentów w tej - do tej pory - zabawnej historii.
Czuję się wykiwany przez Robinsona. Bardziej, niż byłem po lekturze pierwszego komiksu tego autora wydanego w Polsce. Po niemal 100 stronach utrzymanych bardziej w stylistyce "Vice Versa" i upstrzonych mnóstwem przemyśleń starego nastolatka przekazywanych za pomocą charakterystycznych dymków dostałem 20 plansz, które wrzuciły komiks w zupełnie inny wymiar. Wymiar, w którym polecam się znaleźć.
Choć grafika w tym komiksie idealnie koresponduje z treścią, warto poświęcić jej odrębny akapit. W dopieszczonych, czarno-białych rysunkach Alexa Robinsona drzemie ogromna siła, a kiedy już eksploduje to jest to poważna sprawa - tropicielom graficznych fajerwerków polecam fragment rozdziału "Przytul mnie tatusiu" (strony 106 i 107) który dzięki takiej, a nie innej kompozycji i takiemu, nie innemu ładunkowi emocjonalnemu należy do najbardziej poruszających momentów w tej - do tej pory - zabawnej historii.
Czuję się wykiwany przez Robinsona. Bardziej, niż byłem po lekturze pierwszego komiksu tego autora wydanego w Polsce. Po niemal 100 stronach utrzymanych bardziej w stylistyce "Vice Versa" i upstrzonych mnóstwem przemyśleń starego nastolatka przekazywanych za pomocą charakterystycznych dymków dostałem 20 plansz, które wrzuciły komiks w zupełnie inny wymiar. Wymiar, w którym polecam się znaleźć.
"Zbyt cool, by dało się zapomnieć". Autor: Alex Robinson. Okładka: Matt Kindt. Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawca: timof comics 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz