Autor: Dominik Szcześniak
"Narodziny rewolwerowca" to pierwszy tom cyklu opartego o "Mroczną wieżę" Stephena Kinga. Tworzony pod ścisłym nadzorem autora pierwowzoru komiks zrealizowany został z gigantycznym rozmachem przez sztab fachowców z Marvela. Nowa forma oraz - przede wszystkim - graficzne rozpasanie - nie przysłoniło jednak kunsztu Stephena Kinga. Dla nowych szat autorzy odnaleźli odpowiedni, nawiązujący do oryginału język.
Pierwszy tom opowieści o Rolandzie Deschainie, ścigającym tajemniczego człowieka w czerni daje nam wgląd w pieczołowicie przygotowany świat przedstawiony oraz pozwala obserwować drogę ewolucji psychologicznej bohaterów. Bardzo czytelnie nawiązując do "Władcy Pierścieni" Tolkiena prezentuje perypetie trójki młodzieńców - kandydatów na rewolwerowców - którzy, opuściwszy rodzinne strony, udają się na niebezpieczną misję. A przygody, jakie napotykają podczas tej misji w pełni podkreślają epickość komiksu, w którym jest miejsce i na przygodę i na miłość i wreszcie na walkę z siłami nadprzyrodzonymi.
Dla tych, którzy zaznajomili się z książką Kinga, fabuła komiksu nie będzie niczym nowym. Ci natomiast, którzy po raz pierwszy stykają się ze światem Mrocznej wieży również nie powinni mieć problemów z szybkim wejściem w historię. Nad "planowaniem fabuły" czuwała asystentka Kinga, Robin Furth, dzięki której sposób pisania stał się bliski prozie mistrza horroru. Jednym z wymogów scenariusza komiksowego stał się narrator, na barki którego spadł trud relacjonowania wydarzeń. Jego regularne wtrącenia, niejednokrotnie opisujące to, co dzieje się poza kadrem lub to, co ma miejsce pomiędzy komiksowymi scenami, nie są wprowadzane nachalnie. Skutkiem tego otrzymujemy projekt, mogący pogodzić wielbicieli talentu pisarza oraz fanów narracji obrazkowej.
Potwierdzeniem powyższego jest również fakt, że mimo oddania komiksowej wersji "Mrocznej wieży" w ręce szeregowego wyrobnika Marvela - Petera Davida - emocje i napięcie, towarzyszące książkom Kinga zostało w procesie adaptacyjnym zachowane. Komiks obfituje w mocne cliffhangery, ostry dowcip i szaloną akcję. Po zaakceptowaniu uciążliwej początkowo narracji, w "Narodziny rewolwerowca" po prostu się "wsiąka".
Duża w tym zasługa warstwy graficznej, za którą odpowiedzialny jest znany już w Polsce duet Jae Lee i Richard Isanove. Pierwszy z nich zasłynął z ostrej, ekspresyjnej kreski, stylistycznie nawiązującej do prac Simona Bisleya, drugiego polscy czytelnicy mogą kojarzyć z kolorowania rysunków Andy'ego Kuberta w "Wolverine: Origin". Isanove nie zaskakuje - jego poprawne operowanie photoshopem owocuje nastrojowymi, komputerowymi kolorami, które jednak miałyby o wiele mniejszą siłę rażenia, gdyby nie gigantyczna więc zmiana w sposobie rysowania przez Jae Lee. "Stary" Jae Lee ustąpił miejsca nowemu, którego domeną stał się precyzyjny, realistyczny szkic. Dla fanów rysownika może to być zaskoczenie nie do końca pozytywne, jednak dla konstrukcji albumu wydaje się to być zabieg jak najbardziej wskazany. Pozwala zabłysnąć obu autorom.
Stephen King jest entuzjastą adaptacji swoich dzieł na cokolwiek. Przedstawienia, filmy, komiksy. "Mroczna wieża" usatysfakcjonowała go do tego stopnia, że w posłowiu wyraźnie zabrakło mu słów i zamiast o "Narodzinach rewolwerowca" rozpisał się na temat innych projektów komiksowych, jakie chciałby zrealizować (wliczając w to komiksy superbohaterskie). I rzeczywiście, projekt to bardzo ciekawy, a przy okazji bardzo dobrze przygotowany pod względem edytorskim. Jedynym istotnym błędem merytorycznym jest połączenie w jeden dwóch komiksów ("Watchmen and Preacher") w liście otwartym Stephena Kinga. Jako, że wydawca nie zajmuje się komiksem na co dzień, błąd ten można wybaczyć i zagłębić się w tę fantastyczną przygodę. "Mroczna wieża" wciąga. I to bardzo.
Pierwszy tom opowieści o Rolandzie Deschainie, ścigającym tajemniczego człowieka w czerni daje nam wgląd w pieczołowicie przygotowany świat przedstawiony oraz pozwala obserwować drogę ewolucji psychologicznej bohaterów. Bardzo czytelnie nawiązując do "Władcy Pierścieni" Tolkiena prezentuje perypetie trójki młodzieńców - kandydatów na rewolwerowców - którzy, opuściwszy rodzinne strony, udają się na niebezpieczną misję. A przygody, jakie napotykają podczas tej misji w pełni podkreślają epickość komiksu, w którym jest miejsce i na przygodę i na miłość i wreszcie na walkę z siłami nadprzyrodzonymi.
Dla tych, którzy zaznajomili się z książką Kinga, fabuła komiksu nie będzie niczym nowym. Ci natomiast, którzy po raz pierwszy stykają się ze światem Mrocznej wieży również nie powinni mieć problemów z szybkim wejściem w historię. Nad "planowaniem fabuły" czuwała asystentka Kinga, Robin Furth, dzięki której sposób pisania stał się bliski prozie mistrza horroru. Jednym z wymogów scenariusza komiksowego stał się narrator, na barki którego spadł trud relacjonowania wydarzeń. Jego regularne wtrącenia, niejednokrotnie opisujące to, co dzieje się poza kadrem lub to, co ma miejsce pomiędzy komiksowymi scenami, nie są wprowadzane nachalnie. Skutkiem tego otrzymujemy projekt, mogący pogodzić wielbicieli talentu pisarza oraz fanów narracji obrazkowej.
Potwierdzeniem powyższego jest również fakt, że mimo oddania komiksowej wersji "Mrocznej wieży" w ręce szeregowego wyrobnika Marvela - Petera Davida - emocje i napięcie, towarzyszące książkom Kinga zostało w procesie adaptacyjnym zachowane. Komiks obfituje w mocne cliffhangery, ostry dowcip i szaloną akcję. Po zaakceptowaniu uciążliwej początkowo narracji, w "Narodziny rewolwerowca" po prostu się "wsiąka".
Duża w tym zasługa warstwy graficznej, za którą odpowiedzialny jest znany już w Polsce duet Jae Lee i Richard Isanove. Pierwszy z nich zasłynął z ostrej, ekspresyjnej kreski, stylistycznie nawiązującej do prac Simona Bisleya, drugiego polscy czytelnicy mogą kojarzyć z kolorowania rysunków Andy'ego Kuberta w "Wolverine: Origin". Isanove nie zaskakuje - jego poprawne operowanie photoshopem owocuje nastrojowymi, komputerowymi kolorami, które jednak miałyby o wiele mniejszą siłę rażenia, gdyby nie gigantyczna więc zmiana w sposobie rysowania przez Jae Lee. "Stary" Jae Lee ustąpił miejsca nowemu, którego domeną stał się precyzyjny, realistyczny szkic. Dla fanów rysownika może to być zaskoczenie nie do końca pozytywne, jednak dla konstrukcji albumu wydaje się to być zabieg jak najbardziej wskazany. Pozwala zabłysnąć obu autorom.
Stephen King jest entuzjastą adaptacji swoich dzieł na cokolwiek. Przedstawienia, filmy, komiksy. "Mroczna wieża" usatysfakcjonowała go do tego stopnia, że w posłowiu wyraźnie zabrakło mu słów i zamiast o "Narodzinach rewolwerowca" rozpisał się na temat innych projektów komiksowych, jakie chciałby zrealizować (wliczając w to komiksy superbohaterskie). I rzeczywiście, projekt to bardzo ciekawy, a przy okazji bardzo dobrze przygotowany pod względem edytorskim. Jedynym istotnym błędem merytorycznym jest połączenie w jeden dwóch komiksów ("Watchmen and Preacher") w liście otwartym Stephena Kinga. Jako, że wydawca nie zajmuje się komiksem na co dzień, błąd ten można wybaczyć i zagłębić się w tę fantastyczną przygodę. "Mroczna wieża" wciąga. I to bardzo.
8 komentarzy:
Czy to taki nowy Jea Lee? Raczej własnie klasyczny:). Taki jak w wydanym u nas FF 1234. Debesciak jeden z moich najukochanszych twórców;). On nawet GI.JOE VS transformers tak rysował:).
Właśnie taki. Ja jestem raczej zwolennikiem jego rysunków z polskich "X-Men" - tam był ten "stary" Lee, z poszarpaną krechą, bardzo bisleyowaty. W "Mrocznej wieży" czy "FF" też jest nieźle. Inaczej.
Mi się nie podoba to, że rysunkowo ten komiks nie ma głębi - przestrzeni. Jest tylko pierwszy (zajebisty) plan. Jak w teatrze. Reflektory są skupione na aktorach a w tle wisi jakaś płachta udająca tło.
Świat przedstawiony w komiksie w porównaniu z książką jest pozbawiony detali. Szarlataneria, efekciarstwo i masówka na szybko.
A szkoda. Mam nadzieję, że Sean Phillips, który jest nowym rysownikiem serii pokaże więcej.
W porównaniu z książką komik zazwyczaj jest gorszy. Tak samo jak gorszy jest film na podstawie komiksu od samego komiksu, na przykład. Poza tym adaptacja zawsze wiąże się z lekkim pójściem na skróty i dostosowaniem do nowego nośnika. Moim zdaniem wyszło ok.
Zgadzam się za to co do tego pierwszego planu, ale uważam, że jest to robione właśnie specjalnie pod kolor Isanove. "Mroczna wieża" zawiera również szkice Jae Lee (naprawdę świetne) oraz etapy nakładania kolorów przez Isanove - i tu faktycznie widać mocne efekciarstwo. Bardzo mocne.
Chyba właśnie mi o to chodzi. Isanove mnie irytuje.
Ogólnie całość jest bardzo klimatyczna, za to MEGA plus.
Macieju, ale za to jaki to jest pierwszy plan:).
A w tle tylko czasem te drzewa powyginane;P, mnie to kreci rysunkowo;)
lucek, a ok, zapomniałem zupełnie, mi sie ix meni tylko z tym drugim lee kojarzą;)
Określenie Petera Davida "szeregowym wyrobnikiem Marvela" jest krzywdzące. Chyba warto doczytać jeszcze kilka jego komiksów i dopiero wówczas silić się na tak jednoznaczną ocenę. To, że dane mu było pracować nad tak kwasiastymi postaciami jak "Hulk będzie bił !!!" nie oznacza, że nie wywiązywał się ze swego zadania z zaskakującą biegłością. Fakt, że udźwignął ciężar gatunkowy "Mrocznej..." (przynajmniej na etapie dwóch pierwszych tomów) przemawia na korzyść tego twórcy.
Anonimie: ostatecznie komiks uzyskał pozytywną ocenę w moich oczach, a opinię nt. Davida oparłem właśnie o te komiksy, które doczytałem. Swego czasu była znacznie gorsza (opinia), więc ostatecznie David zwyżkował w mojej ocenie. Więcej postaram się napisać w recenzji kolejnych tomów.
Prześlij komentarz