Autor: Dominik Szcześniak
W cyklu "Gniewne popołudnia", poza subiektywnym rysem historycznym wydawnictwa i recenzjami najlepszych (i najgorszych) albumów, nie może zabraknąć życzeń z okazji 10-lecia istnienia kultury gniewu. Niekoniecznie w formie konwencjonalnej złożą je publicyści, rysownicy, czytelnicy... wszyscy siedzący w temacie komiksu w Polsce, którzy pozytywnie zareagowali na nasze zaproszenie. Oto pierwsza porcja życzeń, rozliczeń, żali i nadziei:
Kultura gniewu dla mnie to - oprócz chwytliwej nazwy, darmowych wysyłek zamówień, fajnych przypinek i okładek ze skrzydełkami - przede wszystkim Michał Śledziński. To KG zawdzięczam na półce cykl "Wartości rodzinnych" i "Na szybko spisane" oraz szczególnie udany pod względem jakości wydania integral Śledziowego "Osiedla Swoboda". W ofercie wydawniczej jest jeszcze kilka pozycji, które mam i uważam za kawał porządnego komiksu: "Berlin: Miasto kamieni", "Trzy cienie", "Hmmarlowe i niedole Julitty", "Kapitan Sheer" i najlepszy polski komiks jaki czytałem w ostatnich latach - "Łauma". Jubilatowi życzę nie tylko kolejnej dekady, ale przynajmniej 100 lat działalności... może wtedy już w formie cyfrowej a nie papierowej.
Damian Maksymowicz
Poznałem komiksy z kultury gniewu dość późno, bo w okolicach 2003-2004 roku, około rok po odżyciu mojej miłości do historii obrazkowych dzięki "Powrotowi Mrocznego Rycerza" Franka Millera. O ile Egmont nadrabiał zaległości z komiksowej klasyki i mistrzowskich pozycji, a swego czasu TM-Semic i Mandragora podtrzymywały pamięć o trykociarskim mainstreamie to KG wprowadzała mnie w arkana mało znanego dla mnie obszaru kultury obrazkowej - alternatywnej, undergroundowej, niszowej, ale zawsze wysmakowanej, wyselekcjonowanej, na solidnym poziomie. To dzięki nim poznałem posępne i chłodne ilustracje Thomasa Otta oraz budzące napięcie historie Charlesa Burnsa. Ale KG to nie tylko groza - to również wzruszające opowieści obyczajowe ("Trzy cienie"), humor życia codziennego (Mawil), miłość widziana wieloperspektywicznie ("Szpinak Yukiko", "Niedoskonałości"), ambitne projekty zagraniczne ("Berlin") jak i ciekawe projekty rodzimych twórców ("Śmiercionośni"). Ich skrupulatna troska przy redagowaniu komiksów powinna stanowić wzór do naśladowania i chociaż zdarzają się czasami nieporozumienia tj. "Komiks W-wa" (wyjątkowo niemiła rzecz w czytaniu z powodu wydania) to nie przesłaniają one w żaden sposób ich tytanicznej pracy. Wysiłek ten spotyka się z uznaniem tysiąca czytelników, czego odzwierciedleniem jest pokaźna ilość entuzjastów na Facebooku. Dobrze, że istnieje takie wydawnictwo jak kultura gniewu. Ludzie będący w redakcji tego wydawnictwa tworzą standardy porządnej, rzetelnej roboty przy przygotowaniu komiksu na polski rynek. I pomimo tego, ze nastają ciężkie czasy (VAT, a co za tym idzie podrożenie papieru, druku oraz cen samych książek i albumów) to o przyszłość KG nie mam co się martwić. Oby Wam się udało ze "Scottem Pilgrimem"!
Michał Chudoliński
Z KG po raz pierwszy zetknąłem się przy okazji wydania „Diefenbacha” i „Doktora Bryana”. Miałem wtedy ostre parcie na horror i starałem się wyłapywać wszystko, co z nim związane. Te dwie pozycje wzbudziły we mnie spory entuzjazm, który został za chwilę jeszcze bardziej podsycony „Cierniem w Koronie” Owedyka. Dzięki kulturze (i „Produktowi”) miałem wtedy jakiekolwiek pojęcie o tym, co się wyrabia w polskim komiksie i przyznam, że ówczesne produkcje cholernie trafiały w mój gust. Poznałem wielu twórców, z komiksami których wcześniej nie miałem styczności (Frąś, Madej, Ostrowski), a później (rok 2005) zasmakowałem w niepokojących, zagranicznych pracach Anderssona, Otta czy Burnsa. Chociaż nie jestem w stanie zapoznać się ze wszystkimi tytułami, prawie dziesięcioletnie doświadczenie z KG daje mi pewność, że po jakikolwiek komiks sygnowany ich logiem bym nie sięgnął, wiem że będzie warto. Wydawca ma u mnie ugruntowaną, dobrze wypracowaną markę reprezentowaną wysokim znakiem jakości. Szczególne miejsce w moim sercu zajmują takie pozycje jak „ALIEEN”, „Insekt” i „Trzy Cienie”.
A czego w KG nie lubię? Nie lubię ich za to, że nie wydali do końca „Ciernia w Kornie”. Wiem, że to autor zrezygnował z dalszej kontynuacji, ale widocznie wydawca za słabo naciskał, albo użył niewłaściwych argumentów ;) Ale może jeszcze nie do końca wszystko stracone? Sto lat Kulturo!
A czego w KG nie lubię? Nie lubię ich za to, że nie wydali do końca „Ciernia w Kornie”. Wiem, że to autor zrezygnował z dalszej kontynuacji, ale widocznie wydawca za słabo naciskał, albo użył niewłaściwych argumentów ;) Ale może jeszcze nie do końca wszystko stracone? Sto lat Kulturo!
Paweł Deptuch
A na deser słowo i obraz od Olgi Wróbel:
2 komentarze:
Olga Wróbel - mistrz.
sto lat na bezołowiowej, tfu, na bezdrzewnym ;DDD
ps.posiadam nawet w zbiorach domowych!
Prześlij komentarz