Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 31 maja 2016

Magma. La Bande Dessinée Polonaise contemporaine

We wtorek 7 czerwca rozpocznie się montaż, dzień później zostanie udostępniona dla publiczności, a 9 czerwca w Strasburgu nastąpi oficjalne otwarcie Magmy - wystawy prezentującej dorobek współczesnego komiksu polskiego. Kuratorem wystawy jest Piotr Machłajewski. Pierwszy, "nieoficjalny" plakat imprezy zaprojektował Robert Służały wykorzystując ilustrację Przemysława Truścińskiego. Drugi - oficjalny - jest projektem Tomasza Płonki. Ekspozycja prezentowana będzie w Lieu d'Europe (8 - 15 czerwca), po czym zostanie przeniesiona do siedziby stowarzyszenia organizującego konwent Strasbulles, gdzie będzie dostępna przez jeszcze jakiś czas. Wystawie towarzyszył będzie okolicznościowy katalog, który lada dzień opuści drukarnie, a którego premiera nastąpi na wernisażu. Ziniol patronuje wydarzeniu.
Magma. La Bande Dessinée Polonaise contemporaine
Magma. Współczesny komiks polski. 
Wernisaż: 9 czerwca, godz. 12.00 (podczas trwania Strasbulles – Festival Européen de la Bande Dessinée).
Lieu d’Europe, 8 rue Boecklin, Strasbourg (8 – 15 czerwca 2016)
Maison des Associations Strasbulles, 1 Place des Orphelins, Strasbourg (20 czerwca – 10  lipca 2016)
Projekt Magma stanowi próbę stworzenia panoramy współczesnego komiksu polskiego. Zaprezentujemy prace artystów pochodzących z różnych środowisk, rysujących w różnych stylach, posługujących się różnymi technikami, podejmujących różnorodne tematy. Pokażemy prace z zakresu fantastyki (science fiction, fantasy), komiksy historyczne, undergroundowe, filozoficzne, obyczajowe, satyryczne oraz komiksy dla dzieci. W ramach wystawy zaprezentujemy rozmaite strategie artystyczne w podejściu do fabuły i opowiadania historii. Obejrzeć będzie można zarówno komiksy eksperymentalne, jak i rozrywkowe. Wśród autorów dominują przedstawiciele młodego i średniego pokolenia. Zaprezentujemy prace artystów wielokrotnie nagradzanych w kraju i za granicą w dziedzinie komiksu, literatury oraz sztuk wizualnych.
Uczestnicy wystawy:
Katarzyna Babis, Daniel Chmielewski, Olaf Ciszak, Jacek Frąś, Krzysztof Gawronkiewicz, Daniel Grzeszkiewicz, Sławomir Jezierski, Berenika Kołomycka, Tomasz Lew Leśniak, Adrian Madej, Unka Odya, Krzysztof Ostrowski, Jerzy Ozga, Maciej Pałka, Jakub Rebelka, Maciej Sieńczyk, Robert Służały, Wojciech Stefaniec, Benedykt Szneider, Jacek Świdziński, Szymon Teluk, Tomasz Tomaszewski, Rafał Tomczak „Otoczak”, Przemysław „Trust” Truściński, Jakub Woynarowski.
Na wystawie znajdą się komiksy narysowane do scenariuszy m.in. Grzegorza Janusza, Tomasza Kołodziejczaka, Macieja Parowskiego, Rafała Skarżyckiego, Marzeny Sowy, Dominika Szcześniaka, Sztybora, Pawła Timofiejuka, Dennisa Wojdy oraz Macieja Wojtyszki.
Kurator: Piotr Machłajewski.
Organizator wystawy i wydawca katalogu:
Galeria BWA w Jeleniej Górze
Współorganizatorzy:
Stowarzyszenie Twórców „Contur”
Strasbulles – Festival Européen de la Bande Dessinée
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej.

czwartek, 19 maja 2016

Królewska krew: Świętokradcze zaślubiny - Jodorowsky/ Liu

Mistrz Alejandro znowu to zrobił. Napisał komiks ociekający krwią i seksem, pełen dewiacji i szybkich,  napędzanych instynktem decyzji. Krótko mówiąc: zrobił to, co zwykle. I w ten sam sposób, co zwykle. Fani jego twórczości powinni być wniebowzięci, a przeciwnicy raczej nie dostaną argumentów do jej polubienia.
Znakiem rozpoznawczym chilijskiego scenarzysty i reżysera jest bezkompromisowość zarówno w pisaniu, jak i traktowaniu swoich bohaterów. Jodorowsky nie bierze jeńców i nie rozwleka fabuły. Dialogi są tu krótkie i cięte. Postaci bezbarwnych brak - wszyscy są charakterni i gotowi poświęcić życie w imię swoich ideałów. 
Tym razem Jodo eksploruje środowisko rycerskie. W bitewnym rozgardiaszu ranny zostaje waleczny król Alvar, przez co morale jego armii momentalnie zaczyna równać do zera. By je wzmocnić, Alvar postanawia oddać swoją szlachetną tożsamość wiernemu towarzyszowi broni - kuzynowi Alfredowi, który - traf chciał - jest do niego bliźniaczo podobny. Dość szybko ta decyzja okazuje się tragiczna w skutkach. Prowadzi do zdrady, zezwierzęcenia, kazirodztwa i szeregu brutalnych akcji.
Badania amerykańskich naukowców udowodniły, że wśród emocji dominujących podczas lektury komiksów napisanych przez Jodorowskiego przeważa niedowierzanie, wstyd, zażenowanie, obrzydzenie i śmiech. Nie inaczej jest w przypadku "Świętokradczych zaślubin", gdzie Jodo z upodobaniem te emocje rozsiewa. Nie ma tu na razie Jodo-wizjonera, Jodo-filozofa, Jodo-kontestatora. Jest za to Jodo, który postanowił przenieść Kastę Metabaronów z kosmosu na Ziemię, eliminując kodeks, a skupiając się jedynie na zwierzęcych instynktach. Co z tego wyniknie? Kolejny tom może zafundować czytelnikowi niezłą woltę. Póki co daje nam antypieśń o rycerzu, brutalnie rozprawiającą się z aspektem tytułowej królewskiej krwi.
Alexandro Jodorowsky miał szczęście do naprawdę wyśmienitych rysowników, wśród których warto wspomnieć chociażby o Moebiusie ("Incal", "Oczy kota"), Georgu Bessie ("Juan Solo") czy Juanie Gimenezie ("Kasta Metabaronów"). Dongzi Liu dołącza do tego zacnego grona, pokazując się z jak najlepszej strony. Jego dynamiczne rysunki sprawdzają się w licznych scenach walk.

Scream Comics mocno zainwestowało w Jodorowskiego - i dobrze! W najbliższym czasie czytelnicy mogą spodziewać się zbiorczych wydań "Technokapłanów" i "Kasty Metabaronów". W oczekiwaniu na te komiksy warto zainteresować się "Królewską krwią".
"Królewska krew (01): Świętokradcze zaślubiny". Scenariusz: Alejandro Jodorowsky. Rysunki i kolory: Dongzi Liu. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: Scream Comisc, Łódź 2016.
Komiks można kupić tutaj: Sklep. Gildia.pl

środa, 18 maja 2016

Patience - Clowes

Właściwie wszystko, co najistotniejsze w najnowszym komiksie Daniela Clowesa opisane zostało jedną sentencją na tylnej stronie okładki. Brzmi ona tak: „Daniel Clowes przedstawia kosmiczny trip przez czasoprzestrzeń do pierwotnego bezmiaru nieśmiertelnej miłości”. No więc właśnie. 
Ten obyczajowo-fantastyczny album traktujący o czystym, bezinteresownym uczuciu nosi tytuł „Patience”, co w języku polskim oznacza cierpliwość. I choć komiks rzeczywiście o cierpliwości traktuje, to pozostawienie tytułu w oryginalnym brzmieniu ma swoje uzasadnienie: Bo Patience to również imię głównej bohaterki komiksu. Jest też główny bohater – Jack. Jack i Patience to typowa para, która niespecjalnie wiąże koniec z końcem. Raczej stronią od innych ludzi i w momencie, kiedy czytelnik zaczyna ich podglądać, właśnie dowiadują się, że będą mieli dziecko. W pewnym momencie ich życie zmienia się w taki sposób, że można o nim powiedzieć wszystko, poza tym, że jest zwykłe. 
Obyczajowa historia doprawiona zostaje czarnym kryminałem, futurologicznymi wstawkami, czasoprzestrzennym kalejdoskopem i kompletnie odjechanymi, choć ukazanymi tak, by sprawiały wrażenie zupełnie normalnych – akcjami. Clowes zrobił komiks, w którym „Powrót do przyszłości” miesza się z bezkompromisowymi komiksami science-fiction z brytyjskiego magazynu 2000 A.D. Stosując pyszne słownictwo i składając dialogi po mistrzowsku, nie ucieka od rozsądnego potraktowania pewnych stereotypów. Próbuje też rozwikłać pewne zagadki czasoprzestrzenne. Bo czy na przykład ingerencja w przeszłości koniecznie spowoduje zmiany w teraźniejszości? Czy może teraźniejszość wygląda tak, jak wygląda właśnie dlatego, że ktoś w tę przeszłość zaingerował? 
„Patience” jako wehikuł czasu sprawdza się wyśmienicie. Podobnie ma się rzecz z drugim przebijającym w tym komiksie wątkiem – miłosnym. To uczucie jest tu intensywne, olbrzymie, implikujące decyzje i wyznaczające kolejne kroki Jacka. Nic więcej w „Patience” się nie liczy – tylko miłość i skoki w czasie. 
Ten fabularnie niezwykły komiks ma typową dla Clowesa kreskę. Rysując, autor stawia na komunikatywność i czystość. Sporo tu interesujących zabiegów, jak na przykład ucinanie dymków z tekstami, prezentującymi dialogi z tła. I scenariusz i rysunki składają się tu w efektowną całość. Album czyta się świetnie. Każda plansza napędza akcję i nie pozwala przerwać lektury. Daniel Clowes w najwyższej formie!
"Patience". Autor: Daniel Clowes. Tłumaczenie: Wojciech Góralczyk. Wydawca: kultura gniewu, Warszawa 2016. 
Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl

wtorek, 17 maja 2016

Wydawnictwo Komiksowe na drugą połowę roku

Istniejące od trzech lat Wydawnictwo Komiksowe rozwija się bardzo prężnie, odważnie sięgając zarówno po serie frankofońskie („Wieże Bois-Maury”), przeboje alternatywy amerykańskiej („Miejsca”, „Stwórca”), jak i albumy polskich autorów.
- Trzeci rok na rynku to niewiele w perspektywie kolegów i koleżanek – wydawców komiksowych – ale całkiem sporo w mojej prywatnej historii świata – mówi reprezentujący warszawskiego edytora Wojciech Szot. - „Zrobiłem” już ponad 70 tytułów. Niektóre z nich okazały się wielkimi sukcesami, a niektóre sukcesami bardzo kameralnymi - dodaje.
Wydawnictwo wyhodowało sobie „swoich” autorów, wśród których główne skrzypce grają Hermann i Joann Sfar (dzielony z timofem i cichymi wspólnikami). W zapowiedziach na najbliższe miesiące znalazło się miejsce dla kolejnych albumów tych uznanych artystów, lecz WK planuje systematycznie rozwijać  listę swoich publikacji, nie zapominając o rozpoczętych serialach.
- Będziemy kontynuować wszystkie nasze serie – „Pewnego razu we Francji”, „Krucjatę”, „Rani”, „Comanche” i ”Azymut” (kiedy Autorzy stworzą kolejny tom). Zapraszam do poznania tomów już wydanych. Wiem, że wiele osób czeka na wydanie całości zanim dokona zakupu, ale to najlepszy sposób by ukręcić tym seriom łeb.
Plansza z komiksu Joanna Sfara
Przed kilkoma dniami Wydawnictwo Komiksowe zakończyło negocjacje kilku tytułów. Pierwszym z nich jest „Tu n'as rien à craindre de moi” - nowy tytuł Joana Sfara, pierwszy w fantastycznie rozwijającym się wydawnictwie Rue de Sèvres.
- To piękna opowieść miłosna, tym razem bardzo realistyczna i wyłącznie dla dojrzałych czytelników i czytelniczek – mówi Szot.
Debiut w wydawnictwie zaliczy Derf Backderf  albumem „Trashed”
– "Trashed" jest komiksem o śmieciarzach, o tym, jak cholernie ciężka jest to robota. Dosłownie i w przenośni. O tym, że są tacy ludzie, niewidzialni dla nas, którzy sprawiają, że nie taplamy się w całym tym syfie. Do tego dużo informacji o organizacji systemu utylizacyjnego. Opowieść wciągająca od pierwszych stron, doskonale narysowana. Jeden z najlepszych komiksów ubiegłego roku w kategorii „komiks obyczajowy, z którego dowiesz się czegoś nowego” – rekomenduje Wojciech Szot.
W najbliższej ofercie wydawnictwa znajdzie się również miejsce dla Toma Gaulda, który wydanym przez Centralę „Goliatem” zyskał sobie w Polsce wierne grono fanów. Wydawnictwo Komiksowe opublikuje  najnowszy album  autora, zatytułowany „Mooncop”. Edytor oryginału - Drawn&Quarterly - zapowiada ten album na wrzesień 2016 roku, a Wojciech Szot wyraża nadzieję, że polską edycję komiksu uda się opublikować równolegle.
- Uwielbiam tego faceta. Jego rysunki, których można sporo znaleźć na FB, czy wydany przez Centralę „Goliat” to kwintesencja brytyjskiego humoru połączona z niezwykłym minimalizmem i koncepcyjnością rysunku. Bardzo się cieszę, że będziemy mogli przedstawić Czytelnikom najnowszy komiks Gaulda. „Mooncop” to opowieść o ostatnim policjancie na zamieszkałym przez Ziemian Księżycu. Ziemianie i ich roboty wracają na Błękitną Planetę, ale ktoś musi pilnować porządku. Los naszego bohatera bawi i rozczula, a komiks jest metaforą, do której lektury chcę wszystkich namówić. A wcześniej kupcie „Goliata”. Dla mnie jeden z najważniejszych komiksów, jakie czytałem.
Tom Gauld - Mooncop
Wśród zapowiadanych przez wydawcę nowości warto również zwrócić uwagę na album klasyka amerykańskiego komiksu – „Faks z Sarajewa” Joe Kuberta.
Joe Kubert - Fax z Sarajewa
- To, że ten komiks jeszcze nie ma polskiej wersji językowej to przeoczenie i błąd wydawców – stanowczo stwierdza Szot. -  To jedna z najważniejszych opowieści ze świata komiksu. Na wiki i w necie znaleźć można wiele o jego treści, a ja chciałbym zachęcić do obejrzenia dostępnych plansz i wyczekiwania na nasze wydania. „Faks z Sarajewa” to komiks stworzony przez jednego z tytanów komiksu – rzadko kiedy ma się do czynienia z tak ciekawym komiksem w tej stylistyce. Tam, gdzie historia prywatna spotyka wielką historię, Joe Kubert tworzy niezapomnianą opowieść - coś takiego pewnie napiszę na czwartej stronie okładki. Dodam do tego informację, że komiks w 1997 roku dostał zarówno Eisnera, jak i Harvey Award w kategorii "najlepszy album".
Kolejny zagraniczny komiks, na który warto zwrócić uwagę w nadchodzącej ofercie to „Le Combat Ordinaire” („Zwyczajna walka”) Manu Larceneta – główna propozycja Wydawnictwa Komiksowego na grudzień 2016 roku. Czym urzekła Szota?
- To piękna, trochę smutna i refleksyjna opowieść o szukającym inspiracji fotografie. Komiks wygrał w 2010 roku festiwal w Angouleme i myślę, że można go postawić w jednym rzędzie obok takich arcydzieł jak „Portugalia” czy „Kot Rabina”. I postaramy się, by obok nich stał na półkach Czytelników.
Ponadto wydawca pracuje nad kilkoma niespodziankami, wśród których znajdują się m.in. dwa kolejne tomy – trzeci i czwarty – redagowanej przez Adama Ruska serii „Dawny komiks polski”, czy album „Mute” Dennisa Wojdy, Bartosza Sztybora i Sebastiana Skrobola. Swój come-back na polski rynek zaliczy autor „Pragnienia” i „Samotności rajdowca- Nicolas Mahler. .„Dawni mistrzowie” duetu Mahler/ Thomas Bernhardt zawitają na księgarskie półki jeszcze w tym roku. Wydania doczeka się także „Przemiana- debiutancki album Szymona Kaźmierczaka, znanego ze świetnych produkcji wydawanych własnym sumptem („Lewą ręką spisane”, „Amazońska jazda”).
- Przyznam się, że jestem cholernie zadowolony mając być wydanym przez edytora takich artystów jak Sfar, Spiegelman, Seth, Sturm, czy Szcześniak – mówi autor komiksu. Jednocześnie wspomina że, szukanie wydawcy okazało się być dla niego brutalnym zderzeniem z rzeczywistością.
Szymon Kaźmierczak - Przemiana
- Dowiedziałem się, że po rodzime tytuły - z nieznanych mi powodów - nie sięga tak wielu czytelników, jak po zagraniczne. Dodając do tego, że "Przemiana" jest moim albumowym debiutem, musiałem znaleźć wydawcę, który potrafiłby zaryzykować inwestując w niepewny tytuł, którego koszty produkcji są stosunkowo wysokie. Na szczęście Wydawnictwo Komiksowe, które już nie raz pokazało, że nie boi się ambitnych przedsięwzięć, zaufało mi - wspomina Kaźmierczak.
Daniel Chmielewski
Obok „Przemiany” bardzo ciekawie prezentuje się album, nad którym pracuje Daniel Chmielewski. Jest to komiksowa adaptacja „Anny In” Olgi Tokarczuk.  Autor „Zapętlenia” regularnie relacjonuje stan prac nad tym wymagającym albumem.
Nie są to wszystkie polskie komiksy w planach Wojciecha Szota.
- Marzy mi się więcej polskich „produkcji”. Dlatego chciałbym zachęcić wszystkich czytających to Twórców i Twórczynie – nadsyłajcie propozycje!
W najbliższych tygodniach i miesiącach do sprzedaży trafią takie tytuły z oferty WK, jak reedycja „Krwawych godów” Jeana van Hamme i Hermanna,  „Staruszek Anderson” Hermanna i Yvesa H., pierwszy odcinek serii „Comanche” również autorstwa Hermanna oraz „Testując apokalipsę” Toma Kaczyńskiego. 
Derf Backderf - Trashed

poniedziałek, 16 maja 2016

Najpiękniejsza bajka pokolenia TM-Semic

Marzenia jednak się spełniają. Przynajmniej niektóre. Oto jedno z nich: 

Dawno, dawno temu żył sobie chłopiec o imieniu Łukasz. Łukasz bardzo lubił komiksy amerykańskiego rysownika Erika Larsena, który na polskim rynku rysował m.in. "Punishera" i "Spider-Mana", a za oceanem bardzo kojarzony jest z autorskim serialem "Savage Dragon" (nie wiedzieć czemu nieopublikowanym jeszcze w Polsce). Będąc już dorosłym mężczyzną, skrywającym się pod pseudonimem Łazur, Łukasz zaczął rysować komiksy. I jeden z nich postanowił poświęcić bohaterowi swojego dzieciństwa.
Łazur, Savage Dragon, Usta pełne śmierci
Był to komiks z cyklu „Opowieści niestworzone”, zatytułowany „Usta pełne śmierci”, w którym to Łazur kierował się jedną zasadą: „Jeśli nie potrafisz narysować jakiejś sceny, to przejrzyj komiksy Erika Larsena – on już ją narysował”. Przejrzał tych komiksów 200 i twórczo skopiował tyle kadrów, ile mu było potrzebne. Sam komiks to jedna strona wstępu i siedem nawalanki. Nic specjalnego. ALE! Forma tego hołdu była na tyle interesująca, że Łazur najpierw wydał sobie również edycję w języku angielskim z okazji wizyty na ateńskim festiwalu, a następnie pokusił się o powiększony formatowo komiks kolekcjonerski, z dodatkowymi stronami pełnymi szkiców i historyjek z planu tworzenia komiksu. Najlepsze jednak miało dopiero nadejść. 

Komiksem Łazura zainteresował się sam Erik Larsen.

- Sam dzień pamiętam całkiem nieźle - wspomina Łazur - Wolne w robo, wrzucenie anglojęzycznej wersji "Ust..." na forum Dragona, wizyta w Centrum Komiksu, wieczorny koncert Taco Hemingwaya (na który ostatecznie z Jaszczem i Sztyborem nie weszliśmy, więc zawitaliśmy u Piotrka Rosnera). No i wielki finał w postaci nocnego odczytania info, że Larsen chciałby to opublikować; dalej kilka telefonów do najbliższych, kilka wiadomości wrzuconych na FB i rozmowa z Larsenem. Tak w skrócie wyglądał 27 marca 2015 (piątek). 

Dla Łazura była to wielka radość. Lecz czy sprostał wyzwaniu? Tak łatwo jest przecież osiąść na laurach i stwierdzić, że sama pochwała ze strony mistrza jest wystarczająca. W tej trudnej sytuacji Łazur mógł jednak polegać na przyjaciołach. Choć, jak mówi - wcale nie było różowo...

- Cały komiks trzeba było pokolorować, co zajęło mi trochę czasu i z finalnymi plikami odezwałem się do Erika dopiero w październiku. Tutaj wypadałoby podziękować TeO i Ystadowi, którzy nie dali mi zapomnieć, że jeśli tego nie ogarnę, to będę frajerzyną wszechczasów - tego typu motywacja zrobiła swoje. Inna sprawa jest taka, że z perspektywy czasu nie wydaje mi się to jakimś nie wiadomo jakim osiągnięciem - w końcu ten komiks był skrojony pod tego typu fikołek. Osiem stron, każdy kadr wzorowany na czymś co stworzył Larsen - gdybym był na jego miejscu, to sam bym chciał coś takiego opublikować dla podbicia własnego ego (chociaż i tak ma chyba spore).

Erik Larsen poprosił swojego oddanego fana o możliwość opublikowania „Ust pełnych śmierci” w swoim szlagierowym „Savage Dragonie”. I tym sposobem w 209. numerze serii Łazur umieścił swój pokolorowany komiks w towarzystwie prac idola. Marzenie się spełniło. Chłopiec, który dawno temu zakochał się w Larsenie, dotarł do radosnej mety i napisał jedną z najpiękniejszych bajek pokolenia TM-Semic. Do dzisiaj żyje długo i szczęśliwie, rysując nowe komiksy i kolekcjonując zeszyty swojego idola. Ale czy po tylu latach pamięta jeszcze który komiks mistrza był jego pierwszym?
- Spider-Man 8/93 i 9/93, czyli "Zemsta Złowieszczej Szóstki" - od tamtej pory wiedziałem, że to ten jeden jedyny i na zawsze - stwierdza Łazur - Później, w jednym z numerów "Super Boom" zobaczyłem okładkę do jednego z pierwszych numerów Dragona i chciałem cholernie to mieć w swoich łapach, ale nie miałem jak tego zdobyć (Witek Idczak* nie miał tego w swojej ofercie). Następnie, jakoś w 1998, parę miesięcy po tym, jak stwierdziłem ze komiksy są dla dzieci (miałem 14 lat) i sprzedałem swoją kolekcję, w pracy u mamy miałem pierwszą styczność z Internetem i jakoś do głowy mi wpadło, żeby zobaczyć co u Larsena. Wlazłem na stronę Savage Dragon i oszalałem jak zobaczyłem te kolorowe okładki, ale niestety wchodziły tylko po dwie, góra trzy na dyskietki... 
Od "Zemsty Złowieszczej Szóstki" po "Usta pełne śmierci" - tak kształtowały się losy bajki o Łazurze. Bardzo istotnym elementem tej opowieści jest również fakt, że Łukasz - poza byciem twórcą komiksowym - jest również jednym z redaktorów Bicepsa, członkiem Pokembrów oraz jednym z najlepszych fachowców od składu komiksów.
Łazur - fot. Daniel Hilbrecht
- Komiksy składam, bo ktoś musiał się za to wziąć, kiedy zaczynaliśmy przygodę z "Bicepsem" i ATY. Po kilku numerach "Bicepsa" zacząłem składać komiksy znajomym i tak co jakiś czas działam kilka razy do roku (albo i częściej). 

Rysownik, scenarzysta, redaktor... czy łącząc tyle funkcji można jeszcze czerpać jakąkolwiek satysfakcję ze składania? Czy składanie jest fajne?  

- Jest najfajniejsze! - ekstatycznie reaguje Łazur - Cenię to sobie bardziej, niż samo tworzenie komiksów i wymyślanie własnych światów i historii. To coś na zasadzie tego typka z "Invincible" Kirkmana, który ma zakład zajmujący się tworzeniem i naprawą kostiumów herosom - w końcu nie każdy superbohater/twórca komiksowy jest w stanie naprawić swój kostium/przygotować to, co stworzył do druku, prawda? Oczywiście ciekawsze jest składanie publikacji w której jest większe pole do popisu, niż tylko wrzucenie kolejnych plansz na kolejne kartki, ale w sumie czasem i przy samej stopce redakcyjnej można się wykazać. 

Dlaczego zatem Łazur nie dołączy do grona najlepszych składaczy, którzy opracowują komiksy największych wydawców na rynku?

Owszem, byłoby fajnie, ale raczej nie dałbym rady tego wcisnąć obok normalnej pracy, działań nad komiksami swoimi i znajomych oraz projektami, które od jakiegoś czasu mam poplanowane. A kiepsko byłoby na początku palić sobie mosty ewentualnym niepowodzeniem. Może za jakiś czas? Chociaż... niektóre przypadki wydanych u nas komiksów podnoszą mi mocno ciśnienie i powodują że najchętniej rzuciłbym wszystko i zrobił to lepiej od ręki. Czasami to naprawdę nie jest wielka filozofia. 
Podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa odbędzie się premiera kolejnych "Opowieści niestworzonych", zatytułowanej "Domek w środku lasu żywych trupów". Pierwsza zyskała tytuł najlepszego polskiego komiksu na łódzkim festiwalu, druga została opublikowana za granicą. Jakiego rabanu narobi trzecia? 
* Od połowy lat dziewięćdziesiątych w Polsce oryginalne amerykańskie komiksy można było kupić w kilku miejscach - jednym z tych miejsc był łódzki sklep Witka Idczaka i jego katalog rozsyłany pocztą. Pozostałe to krakowski sklep R.A.R Kamila Śmiałkowskiego oraz Comics Uniwersum Zofii Wróblewskiej na Jaśkowej Dolinie w Gdańsku.

środa, 11 maja 2016

Kompletny szok przyszłości - Moore

„Kompletny szok przyszłości” to zbiorcze wydanie krótkich form komiksowych publikowanych na łamach brytyjskiego magazynu 2000 AD napisanych przez Alana Moore’a, a narysowanych przez takich twórców, jak Steve Dillon, Dave Gibbons, Brendan McCarthy czy John Higgins. 
Alana Moore’a przedstawiać nie trzeba – to jeden z geniuszy komiksu, twórca takich dzieł jak „Prosto z piekła”, „Strażnicy” czy „V jak Vendetta”. W „Kompletnym szoku przyszłości” znalazły się scenariusze z wczesnego okresu twórczości Moore’a. Historie krótsze i dłuższe, w zabawny i dający do myślenia sposób ukazujące futurystyczne wizje dotyczące naszej planety, cywilizacji i wszechświata. Moore jest tu satyrem, bardzo zjadliwym i trafnie diagnozującym problemy ludzkości. W cudowny sposób opisuje kosmiczne nacje owładnięte absurdalną żądzą ciągłej ekspansji, drwi ze stereotypów postrzegania kosmitów przez ziemian, a wegetarianizm przeciwstawia humanitarianizmowi. Poza szokami, w albumie znalazło się miejsce dla innych historii ze scenariuszami Moore’a: Czaso-skrętaczy czy historii Abelarda Snazza. Większość opowiastek dowcipem i elegancką puentą przywodzi na myśl najlepsze skecze Monty Pythona. 
Co do rysunków, to niemal cały album stworzony jest przez wówczas znanych jedynie lokalnie, a obecnie popularnych na całym świecie artystów. Steve Dillon długo po komiksach z Szoku przyszłości” narysował takie hity, jak "Kaznodzieja", czy "Hellblazer", Brendan McCarthy, znany w Polsce z komiksu "Skin",  zasłynął komiksami rysowanymi do scenariuszy Petera Milligana, a Dave Gibbons to współautor moore’owskich "Strażników". Wtedy to była obiecująca drużyna, dziś wręcz dream team. 
Takie nazwiska na okładce to wabik na poławiaczy komiksów. „Kompletny szok przyszłości” to ponadczasowy, fantastyczno-naukowy, okraszony czarnym humorem, świetny komiks. Polecam nie tylko fanom Alana Moore’a. 
"Kompletny szok przyszłości". Scenariusz: Alana Moore. Rysunki: Mike White, John Cooper, Paul Neary, Ian Gibson, Brendan McCarthy, John Higgins, Garry Leach, Ron Tiner, Jose Casanovas, Eric Bradbury, Dave Gibbons, Jesus Redondo, Robin Smith, Allan Langford, Jim Eldridge, Alan Davis, Steve Dillon, Boluda, Bryan Talbot. Tłumaczenie: Damian Pietrzak, Jacek Więckowski, Małgorzata Matachowska. Wydawca: Studio Lain, Iława 2016.
Komiks można kupić tutaj: Sklep. Gildia. pl

wtorek, 10 maja 2016

Niebieskie pigułki - Peeters

Kiedy w 2007 roku krakowskie wydawnictwo Post opublikowało komiks Frederika Peetersa „Niebieskie pigułki”, automatycznie stał się on najbardziej pożądaną lekturą nie tylko wśród fanów komiksu. Pamiętam, że mój egzemplarz tego albumu wędrował z rąk do rąk, zahaczając nie tylko o kręgi znajomych, ale i znajomych-znajomych, dalszych i bliższych. „Niebieskie pigułki”, „Błękitne tabletki”, „Niebieskie tabletki”, „Błękitne pigułki” – mimo określonego tytułu, ten komiks miał wiele nazw obiegowych. Na mojej niemal dziesięcioletniej kopii czas odcisnął swoje piętno. Kolory wyblakły, kartki niemalże powypadały. I po tylu latach, w minionym miesiącu, ukazało się wznowienie „Niebieskich pigułek”, tym razem od wydawnictwa timof i cisi wspólnicy. 
Przewiduję, że lada dzień kolejne egzemplarze ruszą w trasy po znajomych i będą wśród nich wywoływać niebywałe emocje. Bo jest to komiks szczególny. Frederick Peeters opisuje w nim poszczególne etapy swojego związku z Cati, która samotnie wychowuje małego synka. Zarówno Cati, jak i jej syn są nosicielami wirusa HIV. Peeters relacjonuje sporo aspektów wspólnego życia z chorymi osobami – począwszy od próby odpowiedzi na pytanie czy jest to miłość czy współczucie, poprzez stosunek rodziny i przyjaciół do AIDS, aż po relacje seksualne i strach w momentach, kiedy pęka gumka. 
Trudna problematyka komiksu nie sprawia, że autor zaczyna uprawiać dramę. Wręcz przeciwnie - ton, w jakim utrzymany jest album jest bardzo pozytywny. Znajduje się w nim m.in. jedna z najciekawszych odpowiedzi na pytanie „Dlaczego mnie kochasz?”. Nawet przestrzeń szpitalna, w której bohaterowie bywają dość często, wydaje się być daleka od zwykle spotykanej smutnej i szarej. 
Peeters jako obserwator sprawdza się wyśmienicie – nie podporządkowuje komiksu problematyce, która mogłaby go przytłoczyć, lecz równolegle rozwija inne wątki, co składa się na niezwykle sprawnie przyrządzoną „love story o chorobie”. 
Najnowsze wydanie komiksu wzbogacone jest o niezwykle cenny epizod „13 lat później”, w którym bohaterowie opowiadają zarówno o tym, co się zmieniło w ich życiu, jak i jakie zmiany zaszły w sposobie leczenia AIDS. To już tylko trzy pigułki, a wkrótce może jedna, zamiast strachu, niepewności i uciążliwych kuracji. 

”Witamy w światku AIDS” – mówi rubaszny, ale fachowy lekarz prowadzący głównych bohaterów. Warto wejść do tego świata przefiltrowanego przez wrażliwość Peetersa. Bo to kawał obyczajowego, wzruszającego, ale i dającego pozytywnego kopniaka komiksu. 
"Niebieskie pigułki". Autor: Frederik Peeters. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: timof i cisi wspólnicy, Warszawa 2016.
Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl

niedziela, 8 maja 2016

VIII LeSzeK - fotorelacja

7 maja 2016 roku odbyła się ósma edycja Lubelskich Spotkań z Komiksem. Przedstawiamy fotorelację z tego wydarzenia:
"Jak naprawić filmowe uniwersum DC" - komiksowe bitwy na argumenty - Damian Maksymowicz, Krzysztof Tymczyński
Trzech tłumaczy: Jakub Syty, Wojciech Birek, Robert Lipski
Rysowanie na żywo z Danielem Grzeszkiewiczem i Marcinem Rusteckim
Rysowanie na żywo z Danielem Grzeszkiewiczem i Marcinem Rusteckim
Jakub Syty, Wojciech Birek, Robert Lipski
Jakub Syty, Wojciech Birek, Robert Lipski oraz LeSzKowa publiczność
Marcin Rustecki rysuje
Marcin Andrys, Przemysław "Nawimar" Mazur, Paweł Niećko, Damian Maksymowicz, Robert Lipski - „Kryzysowy DC Comics”, czyli dyskusja o najważniejszych wydarzeniach DC końca XX wieku
Rust rysuje
Wspólne dzieło Gedeona i Rusta
Rust i rys
Jakub Syty dziwi się światu
Stoisko z komiksami!
Daniel Grzeszkiewicz, Marcin Rustecki, Maciej Mazur, Dominik Szcześniak

środa, 4 maja 2016

Wieczny Batman, Amerykański wampir i Gotham Central

„Wieczny Batman” to pokaźnych rozmiarów komiks autorstwa całego sztabu rysowników, scenarzystów i inkerów. Początek jest intrygujący. Komisarz Gordon trafia za kratki w związku ze spowodowaniem katastrofy w ruchu lądowym. Jednocześnie rozpętuje się wojna gangów, na którą oko przymyka skorumpowana policja. I choć działający w Gotham herosi mają już i tak dużo roboty, to są to zaledwie zwiastuny nadchodzącego wielkiego zła, które docelowo ma zrównać miasto z ziemią. Im dalej w las, tym trochę gorzej. Do dość ciekawie zaplanowanej fabuły dołączają kuriozalne wątki implikowane a to działaniami młodej blogerki, która przypadkiem odkrywa że jej ojciec jest łotrem w fikuśnych rajstopach, a to pojawiającej się znikąd córki Alfreda, lokaja Batmana, a to wreszcie wprowadzającymi zamęt wyprawami wszystkich bat-kompanów do różnych egzotycznych krajów. Autorzy podporządkowani są tutaj korporacyjnemu mechanizmowi, polegającemu na wspieraniu się nawzajem w wymyślaniu kolejnych odcinków i ujednolicaniu scenariuszy, aby wyglądały jakby zeszły z tej samej taśmy produkcyjnej. „Wieczny Batman” to taki komiks od linijki. Starych wyjadaczy nie zaskoczy, ale u młodych adeptów komiksu superbohaterskiego powinien spowodować wielokrotny wytrzeszcz oczu i aprobujące kiwanie głową. Bo są tu i stworzone z matematyczną precyzją zawieszenia akcji, i zaskakujące powroty i pojedynki w ilościach hurtowych. Rzecz dla koneserów Batmana. Dla tych, którzy nie są fanami Nietoperzastego, też jest jeden plus: Ian Bertram, fenomenalny rysownik, który narysował jeden z odcinków tej długiej historii. I zrobił to świetnie. 
A skoro mowa o sztabie twórców, to na tę dolegliwość cierpi również kolejny, szósty już tom "Amerykańskiego wampira". A to dlatego, że obok regularnych przygód bohaterów, znalazło się tu miejsce dla antologii prac zaproszonych autorów. Nie ma tu jednak takiego rozmycia, jak w „Wiecznym Batmanie”. Ten pisze, tamten rysuje. Każdy ma swoją funkcję. Taśmy produkcyjnej raczej brak, choć wśród tych krótkich historyjek zdarzają się graficzne koszmarki. Najciekawsza w tomie jest historia z głównej serii, skupiająca się na parze złodziejaszków, których umiejętności pragnie wykorzystać grupka wampirów. Krwiopijcy spotykają się jednak z oporem krewkiego duetu. Ten komiks to tak właściwie dość piękna opowieść o miłości, przywiązaniu do wartości i walce ze swoim zwierzęcym „ja”. Scenarzysta Scott Snyder odchodzi tu od stereotypowego wizerunku wampira. A jednocześnie pokazuje, że ta seria jest jego i tylko jego. Bo pokazane w antologii prace sławnych kolegów – Jasona Aarona, Jeffa Lemire’a, Becky Cloonan czy Grega Rucki – nie umywają się do wyczynów Snydera. On jeden wie, jak zabrać czytelnika w długą podróż do wampirycznego piekła.

A na deser coś pysznego, czyli Gotham Central – sensacyjny komiks o policyjnej robocie z Batmanem w tle. Ten wielokrotnie nagradzany za oceanem serial opowiada o gliniarzach z Wydziału Poważnych Przestępstw, których siedziba znajduje się w głównym posterunku miasta Gotham. Śladowe ilości Batmana i jego najbardziej znanych przeciwników są największym atutem tego komiksu. Dzięki temu autorom udało się skupić na wciągających zagadkach detektywistycznych i wzajemnych relacjach między funkcjonariuszami. Surowa, realistyczna kreska i niezłe dialogi sytuują Gotham Central w gronie tych serii komiksowych, które są idealnym materiałem na adaptację telewizyjną lub kinową. Komiks stworzył bardzo sprawnie funkcjonujący tercet: scenarzyści Ed Brubaker i Greg Rucka oraz rysownik Michael Lark. Pierwszy tom gładko wprowadza w akcję, przedstawiając pierwszoplanowe postaci i kreśląc związki między nimi. Mamy tu zarówno relacje w pracy, jak i wgląd w życie prywatne bohaterów. Większa część akcji rozgrywa się w budynku komisariatu i pokoju przesłuchań, niż na ulicach, co pozwala czytelnikowi wniknąć w specyfikę pracy gliniarzy z Gotham. Pierwszy tom serii, zatytułowany „Na służbie” to bardzo solidna lektura. W bliskiej perspektywie czasu wydawca zapowiedział dwie kolejne części. To dobrze. Bo pierwsza wciąga na tyle, że kolejne dawki stają się niezbędne.

wtorek, 3 maja 2016

Cromwell Stone - Andreas

„Cromwell Stone”, którego drugie wydanie ukazało się właśnie na polskim rynku, to komiks wyjątkowy. Jego autor – Andreas Martens – wspiął się w nim na wyżyny rysunku. Mnóstwo plansz i kadrów tego komiksu to małe dzieła sztuki, które po powiększeniu spokojnie mogłyby funkcjonować jako imponujące obrazy na ścianach galerii. 
Uwagę przykuwa szczególnie drugi rozdział tej historii, bogaty w architektoniczne detale, które można podziwiać pod lupą. Nagromadzenie kresek na centymetrze kwadratowym może wywołać ogromny wytrzeszcz oczu, a stopień umiłowania szczegółu przez Andreasa osiąga poziom mistrzowski. Nie cały album utrzymany jest jednak na takim poziomie. Na warstwę wizualną komiksu wpływa fakt, że poszczególne jego części – a jest ich trzy – powstały na przestrzeni 22 lat. Na rozdział pierwszy Andreas poświęcił jedenaście miesięcy swojego życia – było to w 1982 roku. Na drugi już dziewiętnaście – na przełomie lat 1993/94, zaś na trzeci – szesnaście, między 2002 a 2004 rokiem. Przy trzecim był już jednak mocno zaangażowany w inne serie, w związku z czym jest to odcinek najmniej dopracowany, choć wciąż robiący ogromne wrażenie. 
Ogląda się "Cromwella Stone" w osłupieniu, z podziwem i niemalże na klęczkach, ale czy ta efektowna i rozbuchana forma nie przysłoniła treści? Przyznam, że w scenariuszu można się zagubić, zwłaszcza że Andreas eksploruje swoje ulubione tematy, orbitujące wokół klimatów oniryczno-tajemniczych. Tytułowy Cromwell Stone to jeden z ocalałych z katastrofy statku „Leviticus”, którym przewożony był tajemniczy i niezwykle ważny magiczny przedmiot. Po kradzieży przedmiotu, ocaleni zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. I tu zaczyna się historia, którą Cromwell Stone spróbuje rozwikłać i której niekoniecznie będzie głównym bohaterem. 
Cytaty z Lovecrafta i Ellisona tyle tu pomagają, co komplikują. Są momenty, gdy ciąg zdarzeń pcha Andreasa w stronę radosnej grafomanii, jednak całościowo ta fabuła się broni. Te trzy albumy połączone postacią głównego bohatera to tak naprawdę trzy różne spojrzenia na sprawę, trzy próby wyjaśnienia tematu, trzy zamknięte całości, po mistrzowsku powiązane z innymi. 
Fani Davida Lyncha powinni być wniebowzięci, bo u Andreasa sowy rzeczywiście nie są tym, czym się wydają. Ten komiks to materiał na długą analizę lub na zażartą dyskusję. To po prostu dzieło emocjonujące. 
"Cromwell Stone". Autor: Andreas. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Wydanie II. Wyd. Egmont Polska, Warszawa 2016. Komiks wydany w cyklu "Plansze Europy".
Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl

poniedziałek, 2 maja 2016

Skład główny - Loisel/ Tripp

Sześć lat po publikacji znakomitego pierwszego tomu, polscy czytelnicy mogą wreszcie zapoznać się z kolejnymi historiami z życia bohaterów "Składu głównego" Regisa Loisela i Jeana-Louisa Trippa. Opublikowany przez wydawnictwo Ongrys album, edytorsko nawiązujący do tego z Egmontu, to zbiorcza edycja trzech oryginalnych tomów serii, zatytułowanych "Wyznania", "Montreal" i "Ernest Latulippe". 

Tytułowy skład to sklep, wokół którego organizowane jest życie lokalnej wiejskiej społeczności. Dzięki umiejętnościom twórczego duetu autorów czytelnik podgląda mieszkańców wioski podczas ważnych kościelnych uroczystości, podsłuchuje ich rozmowy na codzienne tematy, jest świadkiem wykonywania przez nich domowych obowiązków. Wszystko to w przepięknych, malowniczych plenerach. Życie tu płynie bez pośpiechu i podporządkowane jest naturze. I tak też, niespiesznie, powinna przebiegać lektura "Składu głównego". 
To komiks, którego piękno tkwi w prostocie fabularnej i detalu rysunkowym. Loisel i Tripp wyrysowali budynki, przestrzenie i postaci tak fenomenalnie, że nie sposób pozostać obojętnym na przedstawione w komiksie wydarzenia. A te, poza wspomnianą codziennością, skupiają się na kwestiach związanych zarówno z poszukiwaniem sensu życia, odnajdywaniu siebie i walką z uprzedzeniami, jak i na próbie odpowiedzi na pytanie: jak poradzić sobie z brodatym drwalem, który trzeci dzień śpi w moim łóżku? 
Trochę tu o emancypacji, nieco o tolerancji, zdradzie i przyjaźni. A główny wątek zasadza się na właścicielce sklepu – wdowie Marie, która na skutek pewnego emocjonalnego zrywu dzieli mieszkańców kanadyjskiej wsi. Czy wybaczenie będzie tu możliwe, czy może wioskowa rodzina zostanie rozbita bezpowrotnie? 

Loisel, kojarzony przede wszystkim z wydanymi również w Polsce seriami "W poszukiwaniu Ptaka Czasu" i "Piotruś Pan" stworzył z Jean-Louisem Trippem duet niezwykle spójny. W stopce redakcyjnej obaj panowie dzielą ze sobą stanowiska scenarzysty i rysownika. Podział ról wyjaśnia się w materiałach dodatkowych zamieszczonych w komiksie, z których wynika, że Loisel odpowiedzialny jest za pierwszy, szkicowy etap tworzenia rysunków, a rolą Trippa jest ich wykończenie. Wygląda to elegancko!
Wszystkie morały, jakie niesie ze sobą ten komiks, podane zostały bardzo subtelnie, bez łopatologii i z poszanowaniem inteligencji czytelnika. „Skład główny” to komiksowa sielanka, przyrządzona z największą starannością. To rzecz nie tylko do czytania, ale – być może przede wszystkim – do zachwycania.
"Skład główny: Wyznania, Montreal, Ernest Latulippe". Pomysł: Regis Loisel. Scenariusz i rysunki: Regis Loisel i Jean-Louis Tripp. Kolory: Francois Lapierre. Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawca: Wydawnictwo Ongrys, Szczecin 2016.
Komiks można kupić tutaj: Sklep. Gildia.pl

niedziela, 1 maja 2016

Kto jest Bogiem?

Podobnie jak poprzednie, trzecia część komiksowego serialu Huberta Ronka zatytułowanego "Jestem Bogiem" powstaje na zasadach crowdfundingu. Każdy, kto zechce wesprzeć druk komiksu, może to zrobić na portalu PolakPotrafi.pl. Cena albumu waha się między 20 a 3000 zł, przy czym wersja podstawowa to "goły" komiks, a ta najdroższa - warsztaty komiksowe prowadzone przez autora i wydrukowany album dla każdego z ich uczestników. W kwotach pomiędzy granicznymi otrzymać można m.in. takie cuda, jak archiwalne numery serii, oryginalne plansze czy limitowane wydania kolekcjonerskie.

Pierwszy zeszyt cyklu zyskał czytelnicze wsparcie w wysokości 4000 zł, co było sporym sukcesem autora i sprawiło, że komiks mógł ukazać się z szeregiem ciekawych dodatków. W chwili, gdy piszę te słowa trzecia część "Jestem Bogiem" zebrała 1420 zł z wymaganych 2000. Do zakończenia projektu zostało 19 dni.

- Według mnie to bardzo dobry i skuteczny sposób zdobycia kasy na wydanie swoich autorskich niezależnych projektów komiksowych. Przynajmniej w momencie, gdy jest się w stanie ogarnąć to od strony graficznej i samemu w miarę szybko przygotować taką crowdfundingową akcję. Daje to wolną rękę, w miarę szybko zapewnia środki finansowe i ma w sobie coś ze wspólnej zabawy twórcy z czytelnikami, obu stronom daje fun - mówi autor komiksu.

Zamysłem komiksowego serialu Ronka było sprowadzenie Boga na Ziemię, wrzucenie go w wir dyskusji z ludźmi, postawienie pytań i próby udzielenia na nie odpowiedzi. Bohaterem utworu jest Jan Zygfryd Reśniak - „żałośnie przeciętny mężczyzna w średnim wieku” - który nagle oznajmia wszem i wobec, że jest Bogiem. Nie będąc do końca przekonanym do tej ryzykownej tezy, testuje swoje zdolności skacząc z dziesiątego piętra czy tworząc zastępy zombie.
Trzeci odcinek jest już narysowany. Ma 70 czarno-białych stron formatu A5 i kolorową okładkę. Do wykończenia pozostały niektóre elementy oprawy graficznej i skład. Czekający na druk komiks zamyka pewne wątki obecne od początku serii, w związku z czym Hubert Ronek hucznie nazywa dotychczasowe trzy części trylogią.

- Ma to o tyle sens, że faktycznie parę spraw się domyka, niektóre wprowadzone wcześniej sytuacje są wyprostowane i czytelnik otrzymuje wyjaśnienia. Ale jest oczywiście cliffhanger na zakończenie części trzeciej. Bez tego nie mogło się obyć. I są nowe pytania, z którymi zostawiam odbiorców. Na pewno nie jest to więc koniec opowieści o Janie Zygfrydzie Reśniaku. Historię można snuć właściwie w nieskończoność, bo zagadka "czy główny bohater jest Bogiem?" oczywiście jest fundamentalna, ciągle nie wyjaśniona i napędza też inne wydarzenia, z czego rodzą się kolejne pytania - mówi Ronek.


Kwestię tego "co by było, gdyby Bóg był jednym z nas" próbował rozwikłać niejeden artysta. Ronek zostawia czytelnika z szeregiem niedopowiedzeń. Jak więc jest z tą boskością Jana Zygfryda Reśniaka?

- Z pewnością kończąc historię "Jestem Bogiem" odpowiem wprost na to zasadnicze pytanie, bo na razie zwolennicy "tak" i "nie" znajdą na łamach komiksu potwierdzenie dla swych opinii. Choć... ci bardziej uważni, którym chce się trochę nad kolejnymi planszami posiedzieć, wczytać, (p)odpowiedzi już otrzymali. Na razie jednak zostawiam sobie drogę do wymyślania i rysowania dalszych historii z człowiekiem, który twierdzi, że jest Bogiem.

Myśląc o kolejnych częściach komiksu, Ronek dysponuje bardzo ogólnym i jeszcze nieskonkretyzowanym zarysem najbliższych wydarzeń.

- Czwarta część powstanie, choć nie wcześniej niż na początku przyszłego roku. W międzyczasie jednak ukaże się zbiór shortów, które
były publikowane w różnych miejscach (plus kilkanaście stron nowych, premierowych epizodów) ­. Ten tytuł z kolei najpóźniej na MFK w Łodzi. Skłaniałbym się do stwierdzenia, że to mniej więcej półmetek całej przygody z JZR (a może początek? kto wie?).

"Jestem Bogiem" Ronek rysuje szybką, dynamiczną kreską. Podobny charakter ma tworzenie scenariusza historii Jana Zygfryda Reśniaka.  -Ten komiks powstaje dość spontanicznie - mówi Ronek -  Wiele scen w części drugiej wykrystalizowało się już podczas jej rysowania, ­ choć i tak jest to najbardziej przemyślany odcinek z dotychczasowych. Tak jak gdzieś wspominałem, musiałem ogarnąć tu wątki, które wcześniej wprowadziłem do serii bardzo "na wariata". Chcąc zachować logikę przedstawionego świata musiałem to wszystko trochę przemyśleć i pospinać. 
Pierwsze opinie czytelników świadczą o tym, że to spinanie wyszło dość zgrabnie. Serial "Jestem Bogiem" spotkał się również z przychylnym odbiorem krytyki. Do wsparcia publikacji kolejnej części serii zachęca sam autor: 
- Jeśli udałoby się osiągnąć kosmiczny próg finansowania, powstanie dodatkowy epizod pt. "Wyznawcy", ­ kolejny odcinek wydany na papierze w postaci osobnej publikacji.
Hubert Ronek, rzadko obecny na festiwalach i konwentach, tym razem będzie dostępny dla odbiorców swoich komiksów podczas VIII Lubelskich Spotkań z Komiksem, które odbędą się w dniach 7-8 maja w Miejskiej Bibliotece Publicznej przy ul. Peowiaków 12 oraz Fantastycznym Centrum Kultury (Lwowska 12) w Lublinie.