Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andreas. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andreas. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 maja 2016

Cromwell Stone - Andreas

„Cromwell Stone”, którego drugie wydanie ukazało się właśnie na polskim rynku, to komiks wyjątkowy. Jego autor – Andreas Martens – wspiął się w nim na wyżyny rysunku. Mnóstwo plansz i kadrów tego komiksu to małe dzieła sztuki, które po powiększeniu spokojnie mogłyby funkcjonować jako imponujące obrazy na ścianach galerii. 
Uwagę przykuwa szczególnie drugi rozdział tej historii, bogaty w architektoniczne detale, które można podziwiać pod lupą. Nagromadzenie kresek na centymetrze kwadratowym może wywołać ogromny wytrzeszcz oczu, a stopień umiłowania szczegółu przez Andreasa osiąga poziom mistrzowski. Nie cały album utrzymany jest jednak na takim poziomie. Na warstwę wizualną komiksu wpływa fakt, że poszczególne jego części – a jest ich trzy – powstały na przestrzeni 22 lat. Na rozdział pierwszy Andreas poświęcił jedenaście miesięcy swojego życia – było to w 1982 roku. Na drugi już dziewiętnaście – na przełomie lat 1993/94, zaś na trzeci – szesnaście, między 2002 a 2004 rokiem. Przy trzecim był już jednak mocno zaangażowany w inne serie, w związku z czym jest to odcinek najmniej dopracowany, choć wciąż robiący ogromne wrażenie. 
Ogląda się "Cromwella Stone" w osłupieniu, z podziwem i niemalże na klęczkach, ale czy ta efektowna i rozbuchana forma nie przysłoniła treści? Przyznam, że w scenariuszu można się zagubić, zwłaszcza że Andreas eksploruje swoje ulubione tematy, orbitujące wokół klimatów oniryczno-tajemniczych. Tytułowy Cromwell Stone to jeden z ocalałych z katastrofy statku „Leviticus”, którym przewożony był tajemniczy i niezwykle ważny magiczny przedmiot. Po kradzieży przedmiotu, ocaleni zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. I tu zaczyna się historia, którą Cromwell Stone spróbuje rozwikłać i której niekoniecznie będzie głównym bohaterem. 
Cytaty z Lovecrafta i Ellisona tyle tu pomagają, co komplikują. Są momenty, gdy ciąg zdarzeń pcha Andreasa w stronę radosnej grafomanii, jednak całościowo ta fabuła się broni. Te trzy albumy połączone postacią głównego bohatera to tak naprawdę trzy różne spojrzenia na sprawę, trzy próby wyjaśnienia tematu, trzy zamknięte całości, po mistrzowsku powiązane z innymi. 
Fani Davida Lyncha powinni być wniebowzięci, bo u Andreasa sowy rzeczywiście nie są tym, czym się wydają. Ten komiks to materiał na długą analizę lub na zażartą dyskusję. To po prostu dzieło emocjonujące. 
"Cromwell Stone". Autor: Andreas. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Wydanie II. Wyd. Egmont Polska, Warszawa 2016. Komiks wydany w cyklu "Plansze Europy".
Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Jaki ojciec, taki syn?

Co synowie dziedziczą po swoich ojcach? Ta kwestia stanowi wspólny mianownik trzech wydanych w ostatnim czasie albumów komiksowych: „Bękartów z południa”, „Coutoo” i „Żywych trupów”. 

W „Bękartach z południa” historia kręci się wokół powrotu syna marnotrawnego do domu, hrabstwa Craw w Alabamie na południu Stanów Zjednoczonych. To miejsce, w którym – jak pisze scenarzysta – króluje żarcie z grilla, wsiochy i futbol. Drużyna Pędzących Rebeliantów to chluba regionu i pięciokrotni mistrzowie stanu w futbolu amerykańskim. Ale nie tylko. To również ekipa, która rządzi hrabstwem i która obok niezliczonej ilości trofeów ma na koncie równie ogromną liczbę ofiar. W te niezbyt gościnne strony powraca Earl Tubb, który bez żalu opuścił je czterdzieści lat temu. I choć planował zabawić tu chwilę, to przeszłość dopada go na dobre. Widząc stan, w jakim znalazły się jego rodzinne strony, postanawia pójść w ślady zmarłego ojca – szeryfa, który swego czasu wyplenił wszystkie chwasty z okolicy. Earl wkracza na drogę walki o porządek. Problem jedynie w tym, że w tej walce jest osamotniony.

„Bękarty z południa” to brutalny, bezkompromisowy komiks z ostatnim sprawiedliwym w roli głównej. To taki Clint Eastwood, wyrównujący rachunki na południu. Charles Bronson w komiksowym „Życzeniu śmierci”. Scenarzysta Jason Aaron pisze bardzo sprawnie, konstruując soczyste dialogi i odpowiednio dawkując napięcie. Wtóruje mu rysownik Jason Latour, którego świetna kreska pięknie ukazuje cienie i blaski amerykańskiego południa. Co prawda nigdy nie miałem okazji odwiedzić ukazanych w komiksie stron, ale autorzy zadbali o to, bym poczuł się jak w domu. Sceneria zarysowana jest przez drugi plan: znaki na drodze informujące o mnogości kościołów w okolicy, jazgoczący pies, brutalna walka na boisku, żeberka w knajpie… Oddając ducha rodzinnych terenów, Aaron i Latour główny wątek fabularny oparli również na motywie wręcz metafizycznym. Pierwszy tom „Bękartów z południa”, zatytułowany „Był to facet, co się zowie” to więcej niż świetne wejście w serię. Brutalna, mocna lektura. Polecam.

W komiksie „Coutoo” relacja rodzinna również polega na kontynuowaniu przez syna zadania rozpoczętego przez ojca. Tym razem jednak zamiast Alabamy mamy Nowy Jork, na którego ulicach grasuje seryjny morderca, zabijający swoje ofiary dwoma ciosami noża. W pościg za nim rusza porucznik Joe Craft. Lata wcześniej to samo śledztwo prowadził jego ojciec. Jako, że autorem komiksu jest Andreas Martens, śledztwo należy do nietuzinkowych, a wątkowi kryminalnemu towarzyszą motywy fantastyczne.

Andreas, zwany architektem onirycznym, prowadzi fabułę na kilku płaszczyznach czasowych, mocno inspirując się wczesnymi filmowymi dokonaniami Davida Lyncha. Niemiecki twórca wchodzi w grę z czytelnikiem, zostawiając mu tropy i kierując w stronę rozwiązania zagadki. Mimo dość dużej komplikacji fabuły, „Coutoo” to jeden z jego łatwiejszych w odbiorze komiksów. Forma, jaką Andreas wybrał do realizacji tego albumu również należy do łatwiejszych. Nie znajdziecie tu Państwo wycyzelowanych grafik przedstawiających idealnie odwzorowane budynki, które od zawsze były znakiem rozpoznawczym Andreasa. Natomiast kompozycyjnie komiks zrealizowany jest wzorcowo. Solidna kryminalno-metafizyczna lektura dla koneserów gatunku.

Pozostając w relacjach ojcowsko-synowskich wspomnę jeszcze o najnowszym, 23. już tomie serii „Żywe trupy”, zatytułowanym „Z szeptu w krzyk”, w którym to główny bohater – Rick Grimes – przekazuje pałeczkę dowodzenia swojemu synowi – Carlowi, cedując na niego częściową odpowiedzialność za losy grupy, próbującej przetrwać w świecie zdominowanym przez zabójczych zombie i jeszcze bardziej krwiożerczych ludzi. Ten komiks doczekał się adaptacji telewizyjnej – serial, powstały na jego bazie bije rekordy popularności. Co ciekawe, choć główny szkielet opowieści pozostaje ten sam, losy bohaterów w serialu i komiksie prowadzone są zgoła inaczej. Pewne postaci uśmiercone w komiksie żyją i mają się dobrze w serialu, i odwrotnie – ci, których pożarł serial, w komiksie jeszcze oddychają. Robert Kirkman, ojciec jednego i drugiego przedsięwzięcia powinien już odcinać kupony, w komiksie jednak tego nie widać. To wciąż porządna zombie-telenowela. Miała lepsze i gorsze momenty. Z szeptu w krzyk należy do tych pierwszych. 
"Bękarty z południa: Był to facet, co się zowie". Scenariusz: Jason Aaron. Rysunki: Jason Latour. Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawca: Mucha Comics, Warszawa 2015.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl
"Coutoo". Autor: Andreas. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Wydawca: Egmont Polska, Warszawa 2015. 
Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl
"Żywe trupy (23): Z szeptu w krzyk". Scenariusz: Robert Kirkman. Rysunki: Charlie Adlard. Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawca: Taurus Media, Warszawa 2015.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep. Gildia.pl

wtorek, 9 czerwca 2015

Koziorożec 10: Fragment - Andreas

Wszystkie drogi - lub raczej wszystkie Obiekty, Sekrety, Ataki, Sześciany numeryczne, Tunele i Przejścia - prowadzą do "Fragmentu". Na łamach dziesiątego tomu "Koziorożca" Andreas domyka część (a było ich co niemiara!) wątków, rozpoczętych na pierwszych planszach swojej serii, dając czytelnikom zakończenie bardziej niż satysfakcjonujące i otwierając zupełnie nowy rozdział przygód tajemniczego astrologa.   
Od elektryzującej sceny rozpoczynającej cykl, po równie elektryzujące ostatnie takty - "Koziorożec" od początku uwodził tajemniczością, niedopowiedzeniem i klimatem, którego Andreasowi mógłby pozazdrościć sam David Lynch. Ten oniryczny klimat Andreas sprawnie łączył z awanturniczo-przygodowym wątkiem, opartym na standardach gatunku. Były więc i pościgi i strzelanki i sytuacje wręcz wybuchowe, a do rangi andreasowego ulubionego motywu urosła scena, w której ktoś śledzi kogoś, kto śledzi kogoś innego, kto śledzi... itd, itp. Tę rozrywkową historię autor doprawił odwiecznym wątkiem walki dobra ze złem, utożsamianych przez Dachmalocha i człowieka z tatuażami na dłoniach. I kiedy już czytelnik spodziewał się, że historia Koziorożca będzie trzymała constans i w superbohaterski wręcz sposób przedstawiała kolejne walki z wrednymi antagonistami na czele z Mordorem Gottem, crossovery z bohaterami innych serii autora oraz wątki obyczajowo-miłosne, Andreas zdecydował się zniszczyć to wszystko. "Rozwalił w gruzy świat, jaki znamy" i sprawił, że "nic już nigdy nie będzie takie samo" nadając serialowi mroczny ton wyznaczony przez totalitarny Koncept, będący współczesną wersją wszystkich faszyzmów świata.  
Ta szokująca zmiana, metody jej wprowadzenia przez autora i uzyskany przez niego efekt finalny to precyzyjna, mistrzowska robota, która wstrząsa. Andreas w dosadny sposób podsumowuje  bezmyślny pęd człowieka za ideami i uzmysławia jak łatwo ów człowiek może stać się marionetką w rękach wymyślonych przez siebie bogów. Człowiek - to zdecydowanie nie brzmi dumnie, twierdzi autor.
Na "Fragment" stali czytelnicy przygód Koziorożca czekali z zapartym tchem - jak zapowiadano, album miał odpowiedzieć na kilka istotnych pytań: Czym jest Koncept? Jak naprawdę nazywa się Koziorożec? Kim są "Ci troje"? Odpowiadać na te pytania Andreas zaczyna w sposób dotychczas na łamach serii niespotykany - album otwiera bowiem ośmioplanszowa sekwencja retrospektywna, w całości zrealizowana w ołówku. Podjęty w niej wątek i sposób jego realizacji przywodzi nieco na myśl serial "Lost", co jednak nie jest zarzutem, a raczej sympatycznym nawiązaniem, podobnym do licznych tropów lynchowskich, obecnych na łamach serii od lat. Scena otwierająca album świetnie wprowadza w temat i delikatnie sugeruje czego można spodziewać się na kolejnych stronach historii.
Zdradzać cokolwiek z tej misternie zaplanowanej opowieści byłoby nie tyle spoilerem, co zbrodnią. Z tym zapadającym w pamięć i satysfakcjonującym finałem pewnego etapu serialu każdy fan Andreasa powinien zapoznać się osobiście. Co prawda autor nie ma tutaj okazji do graficznych eksperymentów i szaleństw, jak również niespecjalnie znajduje preteksty do udowodnienia (po raz kolejny), że jest "architektem onirycznym", lecz nadrabia to błyskotliwym scenariuszem. I - co warte ciągłego podkreślania - w bardzo brutalny sposób diagnozuje "kondycję człowieka"...

Lektura "Fragmentu" - podobnie zresztą jak tomów, które go poprzedziły i po nim nastąpiły - choć daje wiele odpowiedzi, to stawia również sporo nowych pytań. Tylko jedna kwestia pozostaje bez zmian - Andreas mistrzem komiksu jest i basta.    
"Koziorożec (10): Fragment". Scenariusz i rysunki: Andreas. Kolor: Isa Cochet. Tłumaczenie: Olga Zasępa-Bietti. Wydawca: Sideca, Warszawa 2014.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep. Gildia.pl, Incal

czwartek, 5 marca 2009

"ARQ" - Andreas Martens

Autor: Dominik Szcześniak
Andreas, autor niemalże kultowej w Polsce serii "Rork" oraz bardzo pozytywnie przyjętego cyklu "Koziorożec", przyzwyczaił swoich czytelników do pewnych stałych elementów, charakteryzujących jego twórczość. Sięgając po jego komiks odbiorca wiedział, że oto zaczyna podróż metafizyczną, bogatą w tajemnice, a przy tym wyrysowaną z benedyktyńską precyzją. "Arq" stanowi na tym tle spore zaskoczenie, ponieważ na jego kartach Andreas właściwie... nie zaskakuje. A przynajmniej nie tak, jak zwykle.

Zamiast metafizyki otrzymujemy komiks fantastyczno - przygodowy, którego trzon akcji opiera się na przejściu między światami i eksploracji nieznanego człowiekowi miejsca. Do celów badawczych Andreas wykorzystuje postaci pięciu osób - prostytutki, skłóconego małżeństwa, informatyka oraz zabójcy - których w dość niekonwencjonalny sposób wplątuje w jedną aferę, wysyłając do tajemniczego świata Arq. na łamach sześcioksięgu autor prowadzi fabułę na wielu płaszczyznach - z jednej strony w bardzo powolnym tempie śledzi zachowania i perypetie bohaterów po przeniesieniu do Arq, z drugiej natomiast korzysta z retrospekcji, ujawniając ich przeszłość i kreśląc portrety psychologiczne. Wspomniany brak zaskoczenia, tak niespodziewany w kontekście wcześniejszej twórczości Andreasa, pojawia się właśnie we flashbackach, które w większości są typowymi historyjkami obyczajowymi, bez głębszego przesłania, acz z przemożnym wpływem na zrozumienie sensu całej historii. Dodatkowo, wydają się one być wprowadzeniem do zrozumienia samego Arq - zarówno przez czytelnika, jak i bohaterów komiksu. Każdy z nich, podczas pobytu w tym miejscu, zmienia się: coś zyskuje, coś traci, bądź uświadamia sobie jakąś potrzebę. Dopełniające sie światy są więc przez Andreasa wykorzystane w celu dookreślenia bohaterów.

Ukazanie psychologii postaci, mimo iż rozwiązane przez autora w sposób niezwykle ciekawy, ma swoje minusy. Wielokrotnie podczas lektury można odnieść wrażenie, że Andreas pewne sprawy traktuje zbyt skrótowo, a o zasygnalizowaniu innych zdaje się nawet zapominać, lub kreśli je na tyle niewiarygodnie, że czytelnik uświadamia je sobie dopiero przeczytawszy streszczenie, umieszczone na początku następnego albumu (mówię tu głównie
o wątku "Tali, która jest zauroczona cudzoziemcem", czego raczej nie możemy się nawet domyślać po lekturze albumu pierwszego, a w drugim ten fakt zostaje nam podany przez autora jako pewnik). Wynurzenia dotyczące flory i fauny Arq, jak również teorie przedstawiane przez bohaterów w późniejszych tomach często graniczą z bełkotem, ciężkim do zinterpretowania po lekturze sześciu tomów opowieści. Na usprawiedliwienie autora można nadmienić, iż cykl pomyślany jest jako 18 albumów i autor prawdopodobnie ma skrupulatnie zaplanowane wszelkie rozwiązania niejasnych wątków w przyszłości. Tyle, że nie jest to ani tak wciągające, ani tak dręczące umysł i nie pozwalające zasnąć, jak było w przypadku "Rorka". Tam, niesklasyfikowana tajemnica była motorem napędowym lektury kolejnych tomów i pozwalała przymknąć oko na wszelkie niedociągnięcia. W "Arq" z kolei Andreas pozwala sobie na szereg nieprawdopodobieństw i nielogiczności. Daje tym samym do zrozumienia, że te wpadki są trupami na drodze do celu, jakim jest wypełnienie uprzednio zaplanowanego przeznaczenia wszystkich bohaterów opowieści.

Mimo wszelkich zarzutów o niejasne prowadzenie fabuły, należy oddać Andreasowi jedno: "Arq" skomponowane jest w iście mistrzowski sposób. Album pierwszy, zatytułowany "Gdzie indziej" rozpoczyna się fenomenalną akcją, rozgrywaną na czterech planach i mającą punkt kulminacyjny w tym samym momencie. Dwa kolejne, "Wspomnienia", to zawieszenie
akcji na Arq i ukazanie przeszłości bohaterów. Później Andreas prowadzi narracje równoległe: pierwsza skupia się na piątce bohaterów, druga na pracujących nad "projektem Arq" naukowcach. Zwraca uwagę również niekonwencjonalne kadrowanie, łączące dwie sąsiadujące ze sobą strony lub też - co do tej pory w twórczości Andreasa było raczej niespotykane - stosowanie pojedynczych, a nawet podwójnych splash - page'ów.

Graficznie komiks ten prezentuje się zresztą niestandardowo - z jednej strony
widać zaangażowanie i precyzję rysownika, z drugiej natomiast pośpiech. Kreska jest gruba, mięsista, pozbawiona dużej ilości szczegółów, do jakiej Andreas przyzwyczaił, lecz i tak robi ogromne wrażenie. Niewątpliwie Andreas narysował "Arq" na mniejszym niż zazwyczaj formacie, oddając hołd mainstreamowym produkcjom amerykańskim, a równocześnie pragnąc zyskać na czasie. W oryginale kolejne tomy "Arq" wychodziły bowiem w tempie jednego na rok. I w kontekście bardzo powolnego prowadzenia fabuły nawet rok wydaje się zbyt dużym odstępem dla żądnego rozwiązań i odpowiedzi czytelnika. Dlatego wybór Egmontu, by opublikować zbiorcze wydanie "Arq" jest jak najbardziej trafiony.

"Arq", pomimo wyłamania się ze schematów twórczości Andreasa (lub też właśnie dzięki temu) jest efektownie zrealizowanym komiksem przygodowo - fantastycznym, z lekkim elementem psychologicznym, wartym postawienia na półce. To przedsięwzię
cie na naprawdę szeroką skalę, zważywszy na fakt, iż pierwszy sześcioksiąg jest właściwie zawiązaniem akcji. Fani porządnej lektury nie będą zawiedzeni, choć patrząc na niewielką ilość odpowiedzi, jakie Andreas pozostawił wraz z końcem ostatniej strony cyklu, mogą odczuwać duży niedosyt.

Ale niedosyt i oczekiwanie na więcej to w przypadku komiksów Andreasa nic nowego...
"ARQ" (1-6). Scenariusz i rysunki: Andreas. Tłumaczenie: Elżbieta Żbik. Wydawca: Egmont Polska 2009. Komiks został wydany w ramach kolekcji "Plansze Europy".