Ósma wybiła! Jak w każdy roboczy dzień tygodnia, zapraszam do kibicowania komiksiarzom! Mobilizowania ich do pracy, wspierania w trudzie rysowania, wymyślania pomysłów, czy pisania scenariuszy! Badania wykazały, że najlepszy dzień mają ci, którzy zawsze z rańca kibicują komiksiarzom. Kibicuj i Ty!
Na początek kontynuujemy wątek rozważań nad albumem Olgi Wróbel, który jest aktualnie w fazie koncepcyjnej. Dzisiaj Olga podzieli się z nami tematyką niezatytułowanego jeszcze komiksu...
Postanowiłam skoncentrować się na najtrudniejszym roku mojego życia, czyli okresie od stycznia 2008 do mniej więcej lipca 2009. Wiem, że technicznie nie jest to rok, ale roboczo przyjęłam, że jednak jest, nie pod względem liczby miesięcy, ale procesów, które się w tym czasie odbyły. Tematem przewodnim są wiążące się z ostatecznym końcem etapu pierwszej młodości zmiany, których się boję, ale bez których nie jestem się w stanie rozwijać, przez co grozi mi utknięcie na nieokreślony czas w fazie "dorosła pracująca kobieta mieszkająca z rodzicami ze strachu przed odpowiedzialnością". Ten motyw wiąże cały album – pojawiające się z biegiem czasu przekonanie, że im bardziej nie chcę czegoś robić, tym bardziej powinnam, bo prawdopodobnie jest to dla mnie dobre, a tylko rozpaczliwe pragnienie zachowania istniejącego względnie bezpiecznego status quo każe mi nie podejmować wysiłku. Dookoła tego będą układały się inne bloki wydarzeń: początek depresji, faza ostrej choroby, powolne wydobywanie się z niej, ale i nawroty, koniec długotrwałego związku, który wydawał mi się na zawsze, a który moja choroba bardzo szybko rozłożyła na czynniki pierwsze, radzenie sobie po rozstaniu i budowanie na nowo swojej tożsamości, samooceny, poczucia wartości. Odbudowanie sieci własnych kontaktów, skoro wspólni znajomi są spaleni. Koniec studiów. Samotne wakacje. Szukanie stałej pracy. Decyzja o wyprowadzeniu się od rodziców. Samodzielne mieszkanie i wiążące się z nim wyzwania. Adopcja psa. Straszliwy świat internetowych serwisów randkowych. Układanie na nowo relacji z rodzicami. Życie nie-tak-już-młodej singielki. Romanse. Szukanie nowego partnera. Robienie komiksów. Jak widać, jest z czego wybierać, a na każdy z tych tematów mam wiele do powiedzenia, jako że między innymi ww. depresja skłania mnie do nieustannego, męczącego analizowania swoich postępków i nastrojów i do międlenia ich maniakalnie w głowie na wszystkie strony. Liczę więc też trochę na to, że po zrobieniu albumu będę mogła uznać to za w pełni przerobiony i zamknięty rozdział.
Minusem robienia albumu opartego na własnych doświadczeniach jest oczywiście odsłonięcie się w dużym stopniu na widok publiczny. Wolałabym, żeby świat myślał, że perfekcyjnie radzę sobie z życiem, gotuję obiad z trzech dań, jednocześnie działając społecznie, ćwicząc lineart i czytając Bachtina w oryginale bez rozmazania sobie pomadki, ale niestety! Moje życie to głównie narzekanie i codzienna walka o to, żeby wstać z pościeli. Innym problemem jest przedstawianie relacji z rodziną i bliskimi znajomymi: "Cześć córeczko, jak tam praca nad albumem?" "Cześć mamo, właśnie opisuję, jak kłóciłyśmy się całymi tygodniami wiosną 2008!". "Cześć Justyna, pamiętasz, jak powiedziałam, że nie mogę wpaść, bo idę do lekarza? Otóż wtedy wcale nigdzie nie szłam! Siedziałam w domu i grałam w Championship Manager, brudna i zapyziała!". Trudno. Trzeba wywlec ciemną stronę księżyca na światło dzienne. Tak jak pisałam w poprzednim odcinku "Kibicowania" nie dlatego, że to takie wyjątkowe, ale dlatego, że takie zwykłe. W pierwszych miesiącach depresji z radością przeczytałabym wiarygodną historię o tym, że jest ciężko, ale można z tym żyć i przez większość roku mieć się całkiem dobrze. Rozpaczając ponad miarę po zakończeniu poprzedniego związku chętnie zobaczyłabym, co się dzieje, jeżeli dwoje niedopasowanych ludzi postanawia męczyć się dalej razem, bo jest to mniej przerażające niż samotność i konieczność ponownego rozejrzenia się po świecie. Co ciekawe, wgląd w taką sytuację daje mi "Zapętlenie" Daniela Chmielewskiego, które częściowo rozgrywa się w tym samym czasie (2008) i już w prologu pokazuje uroki takich powrotów po ostatecznym zerwaniu. Kiedy oboje ukończymy swoje albumy, będą się one w pewien sposób uzupełniały, mówiąc o podobnych życiowych problemach, wyborach i drogach, ale w zupełnie inny sposób, zarówno pod względem formy jak i treści. Już w tej chwili ciekawie jest patrzeć, jak zupełnie inaczej radziliśmy sobie z depresją czy chociażby samotnym wyjazdem za granicę.
Tymczasem tak rozwlekłam tę notatkę, że narzucony sobie samodzielnie limit jednej strony właśnie się wyczerpał. Tym samym na rozważania o tytule zapraszam za tydzień.
Postanowiłam skoncentrować się na najtrudniejszym roku mojego życia, czyli okresie od stycznia 2008 do mniej więcej lipca 2009. Wiem, że technicznie nie jest to rok, ale roboczo przyjęłam, że jednak jest, nie pod względem liczby miesięcy, ale procesów, które się w tym czasie odbyły. Tematem przewodnim są wiążące się z ostatecznym końcem etapu pierwszej młodości zmiany, których się boję, ale bez których nie jestem się w stanie rozwijać, przez co grozi mi utknięcie na nieokreślony czas w fazie "dorosła pracująca kobieta mieszkająca z rodzicami ze strachu przed odpowiedzialnością". Ten motyw wiąże cały album – pojawiające się z biegiem czasu przekonanie, że im bardziej nie chcę czegoś robić, tym bardziej powinnam, bo prawdopodobnie jest to dla mnie dobre, a tylko rozpaczliwe pragnienie zachowania istniejącego względnie bezpiecznego status quo każe mi nie podejmować wysiłku. Dookoła tego będą układały się inne bloki wydarzeń: początek depresji, faza ostrej choroby, powolne wydobywanie się z niej, ale i nawroty, koniec długotrwałego związku, który wydawał mi się na zawsze, a który moja choroba bardzo szybko rozłożyła na czynniki pierwsze, radzenie sobie po rozstaniu i budowanie na nowo swojej tożsamości, samooceny, poczucia wartości. Odbudowanie sieci własnych kontaktów, skoro wspólni znajomi są spaleni. Koniec studiów. Samotne wakacje. Szukanie stałej pracy. Decyzja o wyprowadzeniu się od rodziców. Samodzielne mieszkanie i wiążące się z nim wyzwania. Adopcja psa. Straszliwy świat internetowych serwisów randkowych. Układanie na nowo relacji z rodzicami. Życie nie-tak-już-młodej singielki. Romanse. Szukanie nowego partnera. Robienie komiksów. Jak widać, jest z czego wybierać, a na każdy z tych tematów mam wiele do powiedzenia, jako że między innymi ww. depresja skłania mnie do nieustannego, męczącego analizowania swoich postępków i nastrojów i do międlenia ich maniakalnie w głowie na wszystkie strony. Liczę więc też trochę na to, że po zrobieniu albumu będę mogła uznać to za w pełni przerobiony i zamknięty rozdział.
Minusem robienia albumu opartego na własnych doświadczeniach jest oczywiście odsłonięcie się w dużym stopniu na widok publiczny. Wolałabym, żeby świat myślał, że perfekcyjnie radzę sobie z życiem, gotuję obiad z trzech dań, jednocześnie działając społecznie, ćwicząc lineart i czytając Bachtina w oryginale bez rozmazania sobie pomadki, ale niestety! Moje życie to głównie narzekanie i codzienna walka o to, żeby wstać z pościeli. Innym problemem jest przedstawianie relacji z rodziną i bliskimi znajomymi: "Cześć córeczko, jak tam praca nad albumem?" "Cześć mamo, właśnie opisuję, jak kłóciłyśmy się całymi tygodniami wiosną 2008!". "Cześć Justyna, pamiętasz, jak powiedziałam, że nie mogę wpaść, bo idę do lekarza? Otóż wtedy wcale nigdzie nie szłam! Siedziałam w domu i grałam w Championship Manager, brudna i zapyziała!". Trudno. Trzeba wywlec ciemną stronę księżyca na światło dzienne. Tak jak pisałam w poprzednim odcinku "Kibicowania" nie dlatego, że to takie wyjątkowe, ale dlatego, że takie zwykłe. W pierwszych miesiącach depresji z radością przeczytałabym wiarygodną historię o tym, że jest ciężko, ale można z tym żyć i przez większość roku mieć się całkiem dobrze. Rozpaczając ponad miarę po zakończeniu poprzedniego związku chętnie zobaczyłabym, co się dzieje, jeżeli dwoje niedopasowanych ludzi postanawia męczyć się dalej razem, bo jest to mniej przerażające niż samotność i konieczność ponownego rozejrzenia się po świecie. Co ciekawe, wgląd w taką sytuację daje mi "Zapętlenie" Daniela Chmielewskiego, które częściowo rozgrywa się w tym samym czasie (2008) i już w prologu pokazuje uroki takich powrotów po ostatecznym zerwaniu. Kiedy oboje ukończymy swoje albumy, będą się one w pewien sposób uzupełniały, mówiąc o podobnych życiowych problemach, wyborach i drogach, ale w zupełnie inny sposób, zarówno pod względem formy jak i treści. Już w tej chwili ciekawie jest patrzeć, jak zupełnie inaczej radziliśmy sobie z depresją czy chociażby samotnym wyjazdem za granicę.
Tymczasem tak rozwlekłam tę notatkę, że narzucony sobie samodzielnie limit jednej strony właśnie się wyczerpał. Tym samym na rozważania o tytule zapraszam za tydzień.
Ilustracją, nadesłaną przez Olgę jako ekskluzywny materiał do niniejszej odsłony cyklu jest fragment komiksu opublikowanego w zinie "Nansze" i prezentowanego na wystawie komiksu kobiecego w Poznaniu w lutym 2010.
Tak, jak prace nad albumowym debiutem Olgi trwają, Berenika Kołomycka , autorka rysunków do komiksu "Wykolejeniec", po skończonej pracy może spokojnie oddać się wspomnieniom z placu boju i opowieściom o kooperacji ze scenarzystą - Grzegorzem Januszem...
Współpraca była spokojna: żadnych spięć i złości. Oboje z Grzegorzem wiedzieliśmy, że projekt jest bardzo wizualny. Drzemie w nim duży potencjał. Scenariusz jest rozwinięciem opowiadania, które Grzesiek napisał dawno temu. Szkoda żeby taki tekst się zmarnował. Grzesiek rozpisał go na strony, co oczywiście ułatwiło mi pracę. Na szczęście tekst nie miał formy scenopisu. To niestety potrafi czasem skomplikować a nie ułatwić pracę rysownikowi. Podczas tworzenia storyboardu zauważyłam jednak, że nie mogę się kurczowo trzymać tych grześkowych podziałów i oczywiście gdy zaszła potrzeba to rozbijałam jedną stronę na dwie lub odwrotnie - sklejałam. Co w sumie doprowadziło mnie do 60 stron komiksu z pierwotnych 46. Grzegorzowi to nie przeszkadzało. Właściwie nic mu nie przeszkadzało. Zdaje się, że obdarzył mnie sporym zaufaniem. Gdy nie byłam pewna jakiegoś rozwiązania, konsultowałam to z Grześkiem za pośrednictwem internetu. Było to całkowicie wystarczające.
Zdarzyło się też, że wprowadziłam parę razy cenzurę do scenariusza, omijając dużo brutalnych scen i liczne seksualne wybryki bohaterów. Może następnym razem będę bardziej odważna. Myślę, że scenarzysta był odrobinę zawiedziony; Grzesiek to wymarzony współpracownik. Nie ingerował w moja pracę, czyli nie odzywał się do mnie przez kilka miesięcy. Ale przypuszczam, że to sprawa wrodzonej nieśmiałości do kobiet. Chyba taki ma styl. I za to wszyscy go lubimy.
Dreszczyk emocji, towarzyszący kulisom powstawania "Wykolejeńca" nie opuści nas również za tydzień - zapraszamy!
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.
Tak, jak prace nad albumowym debiutem Olgi trwają, Berenika Kołomycka , autorka rysunków do komiksu "Wykolejeniec", po skończonej pracy może spokojnie oddać się wspomnieniom z placu boju i opowieściom o kooperacji ze scenarzystą - Grzegorzem Januszem...
Współpraca była spokojna: żadnych spięć i złości. Oboje z Grzegorzem wiedzieliśmy, że projekt jest bardzo wizualny. Drzemie w nim duży potencjał. Scenariusz jest rozwinięciem opowiadania, które Grzesiek napisał dawno temu. Szkoda żeby taki tekst się zmarnował. Grzesiek rozpisał go na strony, co oczywiście ułatwiło mi pracę. Na szczęście tekst nie miał formy scenopisu. To niestety potrafi czasem skomplikować a nie ułatwić pracę rysownikowi. Podczas tworzenia storyboardu zauważyłam jednak, że nie mogę się kurczowo trzymać tych grześkowych podziałów i oczywiście gdy zaszła potrzeba to rozbijałam jedną stronę na dwie lub odwrotnie - sklejałam. Co w sumie doprowadziło mnie do 60 stron komiksu z pierwotnych 46. Grzegorzowi to nie przeszkadzało. Właściwie nic mu nie przeszkadzało. Zdaje się, że obdarzył mnie sporym zaufaniem. Gdy nie byłam pewna jakiegoś rozwiązania, konsultowałam to z Grześkiem za pośrednictwem internetu. Było to całkowicie wystarczające.
Zdarzyło się też, że wprowadziłam parę razy cenzurę do scenariusza, omijając dużo brutalnych scen i liczne seksualne wybryki bohaterów. Może następnym razem będę bardziej odważna. Myślę, że scenarzysta był odrobinę zawiedziony; Grzesiek to wymarzony współpracownik. Nie ingerował w moja pracę, czyli nie odzywał się do mnie przez kilka miesięcy. Ale przypuszczam, że to sprawa wrodzonej nieśmiałości do kobiet. Chyba taki ma styl. I za to wszyscy go lubimy.
Dreszczyk emocji, towarzyszący kulisom powstawania "Wykolejeńca" nie opuści nas również za tydzień - zapraszamy!
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.
1 komentarz:
Czekam na inne jeszcze komiksy.
Prześlij komentarz