Pop przesiąknięty jest motywem istot nieśmiertelnych. Takich, które stąpają po ziemi od wieków, których doświadczenie przerasta możliwości zwykłego człowieka i których obecność na kolejnych etapach cywilizacyjnego rozwoju powoduje, iż są skrytymi komentatorami historii. Jest taki motyw w tym wszechobecnym kulcie nieśmiertelności, który mnie zastanawia. Motyw, ukazujący postać nieśmiertelnego jako istoty, która mimo swej mądrości w pewnym momencie staje się niedostępna i strzela focha w postaci zlepku zdań skierowanych w stronę śmiertelników. Zdań, w rodzaju: "Ty nic nie rozumiesz. Nie wiesz, jak to jest być mną i doświadczać tego, co ja przez te wszystkie wieki". Ta obowiązkowa w ustach istoty wiecznie żywej kwestia w kontekście owej nieskończoności brzmi co najmniej śmiesznie i bywa tanim chwytem, mającym wzbogacić fabułę. A przy okazji obnaża pozornie wszechstronną wiedzę ludzi, którzy te chwyty w swojej pisaninie stosują.
Myrwann, stworzenie postury Marlona Brando z końca jego kariery filmowej, to postać, której życiorys streszczalibyśmy w wiekach, nie latach. Kim jest? Upadłym aniołem, wampirem, szatanem, bogiem czy po prostu majaczącym Człowiekiem - Słoniem? Odpowiedzi na to pytanie udzielają zarówno bohaterowie drugoplanowi, jak i - może nawet zbyt łopatologicznie - autorzy komiksu "The Last One". Postrzegany raz jako kobieta, innym razem jako mężczyzna filantrop zajmuje się przede wszystkim przyjmowaniem pod dach swojej rezydencji zbłąkanych dusz. Leczeniem ich, pomaganiem, wrzucaniem na odpowiednie tory ich parszywego życia. Komiks jest właśnie o nich, ale i o Myrwann. O wzajemnym oddziaływaniu śmiertelników i istoty boskiej i wiedzy, jaką każde z nich z tego związku wynosi.
Sześcioodcinkowa mini-seria, pisana charakterystycznym dla DeMatteisa bardzo wylewnym stylem, zahacza o ulubioną tematykę tego scenarzysty. Oscylując wokół wiary, nadziei, miłosierdzia, autor nie unika niestety banału, momentami popadającego w bełkot. Sposób, w jaki opowiada swoją historię oparty jest o nużące powtórzenia i przydługie narracje. Najciekawsze momenty to te, w których Myrwann wspomina przeszłość - znajdzie się tu miejsce i dla błyskotliwej historii o wielkim kinie z Hollywood w 1925 roku, i dla indyjskiej przypowieści. Akcja wrzuci nas w czasy średniowiecza, po czym przeniesie w realia XVII-wiecznej Francji. Wisienką na torcie dla tych, którzy lubią skakać po epokach będą ekscentryczne cliffhangery w postaci cytatów z wielkich pisarzy. Takie cytaty - co w komiksach DeMatteisa powszechne - kończą każdy z epizodów komiksu.
Nie tyle grafiki, co same rozwiązania koncepcyjne przywołują na myśl prace Wojtka Stefańca. Już mając ten trop na uwadze, można sobie w pewnym stopniu wyobrazić rysunkową stronę komiksu. Dan Sweetman operuje w "The Last One" wieloma stylami, z każdym z nich radząc sobie tak, jakby poradził sobie porządny rzemieślnik.
"The Last One", choć ma swoje momenty, które niewątpliwie potrafią sprawić radość czytającemu, nie jest wielkim osiągnięciem vertigowskiego komiksu. Nie przeszkodziło to jednak w wyprzedaniu całego nakładu komiksu, który dopiero niedawno został zebrany w jeden album przez inne wydawnictwo (Boom Studios, 2008). Podobnie jak "Mercy" jest to pozycja jedynie dla ciekawskich.
Sześcioodcinkowa mini-seria, pisana charakterystycznym dla DeMatteisa bardzo wylewnym stylem, zahacza o ulubioną tematykę tego scenarzysty. Oscylując wokół wiary, nadziei, miłosierdzia, autor nie unika niestety banału, momentami popadającego w bełkot. Sposób, w jaki opowiada swoją historię oparty jest o nużące powtórzenia i przydługie narracje. Najciekawsze momenty to te, w których Myrwann wspomina przeszłość - znajdzie się tu miejsce i dla błyskotliwej historii o wielkim kinie z Hollywood w 1925 roku, i dla indyjskiej przypowieści. Akcja wrzuci nas w czasy średniowiecza, po czym przeniesie w realia XVII-wiecznej Francji. Wisienką na torcie dla tych, którzy lubią skakać po epokach będą ekscentryczne cliffhangery w postaci cytatów z wielkich pisarzy. Takie cytaty - co w komiksach DeMatteisa powszechne - kończą każdy z epizodów komiksu.
Nie tyle grafiki, co same rozwiązania koncepcyjne przywołują na myśl prace Wojtka Stefańca. Już mając ten trop na uwadze, można sobie w pewnym stopniu wyobrazić rysunkową stronę komiksu. Dan Sweetman operuje w "The Last One" wieloma stylami, z każdym z nich radząc sobie tak, jakby poradził sobie porządny rzemieślnik.
"The Last One", choć ma swoje momenty, które niewątpliwie potrafią sprawić radość czytającemu, nie jest wielkim osiągnięciem vertigowskiego komiksu. Nie przeszkodziło to jednak w wyprzedaniu całego nakładu komiksu, który dopiero niedawno został zebrany w jeden album przez inne wydawnictwo (Boom Studios, 2008). Podobnie jak "Mercy" jest to pozycja jedynie dla ciekawskich.
"The Last One". Scenariusz: J.M.DeMatteis. Rysunek: Dan Sweetman. Wydawca: DC Vertigo, lipiec - grudzień 1993 r.
6 komentarzy:
Ciekawa sprawa z tą reedycją przez Boom.
Bardzo ciekawa. Właśnie zajrzałem na ich stronę i jest tam sporo interesujących rzeczy, a "The Last One" w wersji TP jak się okazuje - również wyprzedany. W ogóle dużo rzeczy mają "sold out". Tylko komiksy ze scenarem Samuela L. Jacksona jeszcze są. I "Die Hard".
Lucek, rozumiem że się po prostu kropnąłeś przy pisaniu? :)
"The Last One". Scenariusz: Dominik Szcześniak. Rysunek: Dan Sweetman. Wydawca: DC Vertigo, lipiec - grudzień 1993 r.
Iron: ha ha, dzięki. Kropnięcie roku. Już zmieniam:D
To w takim razie nie sprawdzam hehe.
Spoko, nie ma sprawy :)
Prześlij komentarz