Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

poniedziałek, 1 listopada 2010

Na krawędzi (09): Rok 1993

Autor: Dominik Szcześniak
W ciągu ostatnich tygodni poznaliście  najważniejsze komiksy Vertigo, które zostały opublikowane w roku powstania wydawnictwa. Komiksy, o których zazwyczaj wspomina się przez pryzmat świetnie zarysowanych postaci, znakomitych rysunków i scenariuszy pisarzy o ponadprzeciętnych zdolnościach. Pod tymi fajerwerkami, o czym już tak często się nie wspomina, skryła się grupa ludzi, których konsekwencja i zaradność sprawiła, że uruchomienie linii wydawniczej dla dorosłych czytelników była w ogóle możliwa. The Berger Books - tak o tej grupie mówiono. Nie składała się ona z grupy superbohaterów, lecz redaktorów, nadzorujących działanie wszystkich vertigowskich trybików.
Karen Berger, dobry duch redaktorski, o której zresztą była już mowa w cyklu "Na krawędzi", zgromadziła sobie całkiem mocny skład. Art Young, niegdyś pracujący przy pierwszym "Lobo", po czym wynajęty przez Disneya do stworzenia linii komiksów dla dorosłych czytelników, po upadku tego ostatniego pomysłu, trafił do Vertigo i stał się brytyjskim łącznikiem, trzymającym w garści wszystkich tamtejszych rysowników i scenarzystów. Alisa Kwitney, która pracę redaktorską właściwie od samego początku połączyła z pisaniem scenariuszy ("Phantom Stranger"), po 18 miesiącach pracy opuściła redakcję i zajęła się pisaniem swej drugiej powieści. Stuart Moore - jak donosi Berger w comiesięcznej kolumnie "On The Ledge" - odrzucił możliwość redagowania prawdziwych książek i związał się z Vertigo, redagując takie tytuły, jak "Hellblazer" i "Swamp Thing". Tom Peyer, zostawszy asystentem Berger po napisaniu krótkiej parodii "Swamp Thinga", zajął się m.in. "Animal Manem" i "Doom Patrolem", a najnowszy z nich wszystkich nabytek - Shelly Roeberg - związała się z firmą po odejściu z innej, również zajmującej się komiksami. Niezwykle istotnym uzupełnieniem zespołu był Richard Bruning - autor logo Vertigo, designu okładek i wnętrza komiksów oraz wszelkich obecnych tam elementów graficznych. A prywatnie - mąż Karen Berger.
Priorytetem działań zespołu było rzecz jasna dotarcie do dojrzałego czytelnika, co zresztą udało się w stu procentach. Droga ku temu była jednak kręta i wiodła w trzech różnych kierunkach. Pierwszym z nich było wchłonięcie serii, pierwotnie należących do uniwersum DC. Czysta formalność, po dokonaniu której komiksy dla dorosłych zostały odpowiednio sklasyfikowane i nie pałętały się bez sensu pośród superbohaterskich zeszytówek. Drugim kierunkiem było uderzenie w czytelnika, pragnącego poznania prawdziwej prawdy/tajemnic wszechświata/bolączek ludzkości (niepotrzebne skreślić), co zaowocowało serią komiksów z odautorskimi przemyśleniami, bardzo ciężkich gatunkowo, lecz zazwyczaj wspartych wykwintną i artystowską formą graficzną - najlepiej malowaną. Trzecim było postawienie na szaleństwo, absurd, niesamowite fabuły, łamiące wszelkie bariery i wysadzające mosty.
"Shade the Changing Man", "Hellblazer" i "Sandman" były seriami przodującymi. Choć dwa tygodnie temu określiłem tę pierwszą mianem posiadającej najlepszą (bo tożsamą z tekstem) grafikę, to podobnie precyzyjnie chwytające ducha scenariusza rysunki znalazły się przecież w przygodach Johna Constantine'a. Nieco większy chaos panował w "Sandmanie", którego Vertigo przygarnęło wraz z numerem 47, rysowanym przez Jill Thompson, lecz tu również należy oddać sprawiedliwość tezie, że przecież "takie było założenie". Nieco gorzej radziły sobie pozostałe seriale - "Animal Man", pisany przez Jamiego Delano i "Doom Patrol" autorstwa Rachel Pollack.
Na froncie mini-serii niepodzielnie królował Peter Milligan. Rok 1993 to nie tylko jego świetna forma z "Shade'a", ale również niesamowite kooperacje z Tedem McKeeverem (The Extremist") i Duncanem Fegredo ("Enigma"). Jego komiksy pojawiały się ramię w ramię z zeszytami innego bardzo znanego w Polsce autora - J.M.DeMatteisa. Ukazujący "bardziej złożone, psychologiczne oblicze" Spider-Mana i odpowiedzialny za fenomenalne "Ostatnie łowy Kravena", na łamach Vertigo w większości przypadków jednak zawiódł. Ani "The Last One", ani "Mercy" nie stały się hitami. W pulpowym "Spider-manie" scenarzysta świetnie zrównoważył komercyjność postaci ze swoją ulubioną psychologią. W komiksie dla dorosłego czytelnika stało się to bardziej grafomanią, niż zabawą komiksem.

W ciągu ostatnich tygodni w sposób przekrojowy przedstawiłem najciekawsze momenty z funkcjonowania wydawnictwa Vertigo. Twórców, redaktorów oraz czyste komiksowe mięcho. Póki co, cykl zostaje zawieszony. Jeśli udało się wam dotrzeć do końca tego tekstu i chcielibyście więcej - dajcie znać, a powrócimy do tematu w przyszłości.   

4 komentarze:

MJ pisze...

Chcemy więcej! Vertigo nigdy za dużo! :]

Anonimowy pisze...

Jasne, ze wiecej !

Michał Misztal pisze...

WIĘCEEEEEEEJ!

Anonimowy pisze...

Jest może zamysł kontynuowania tego cyklu, coś cicho pod tym tagiem.