Autor: Dominik Szcześniak Kibicujcie komiksiarzom! W każdy dzień roboczy, o godzinie ósmej zero zero my to robimy na stronie "Ziniola"! Dziś przyszła kolej na Przemysława Surmę, który w kolejnym liście z Honolulu Club opowie wam m.in. o tym, co łączy jego bohatera - detektywa Hmmarlowe'a z Łaumą!
Witajcie!
W poprzednim liście wspomniałem o ukończeniu (prawie) pierwszego rozdziału "Honolulu Club". Zdradziłem tym samym niechcący, że w porównaniu z "Niedolami Julitty" pojawiło się coś nowego. Rozdziały właśnie. Jak to się stało? Dlaczego postanowiłem majstrować przy sprawdzonym, wydawałoby się, schemacie? Już tłumaczę.
Otóż powodów było kilka:
Po pierwsze: Wygoda Czytelnika. Przegladając wstępny, jednoczęściowy jeszcze scenariusz, zdałem sobie sprawę, że w paru momentach wskazany będzie oddech - chwila na odpoczynek po przeżytych emocjach i nabranie powietrza przed zanurzeniem się w ciąg dalszy. Mówiąc obrazowo, trzeba było zamienić strzałkę na bezdechu w scenariuszowy kraul. A te parę sekund na oddech ułatwiający przepłynięcie całej długości basenu bez wysiłku, zapewniło kilka stron tytułowych kolejnych rozdziałów.
Po drugie: Mądrość przysłów. Nie wiem jak Wy, ale ja czuję dziwny dyskomfort, musząc przerwać lekturę ksiązki w przypadkowym miejscu, bo jej autor zapomniał o miejscu na moją zakładkę, lub go po prostu w swojej nieskończonej złośliwości nie przewidział. Dlatego też, nie chcąc czynić drugiemu, co mi niemiłe zastosowałem wspomniany wcześniej sprytny system z podziałem fabuły na mniejsze fragmenty także w mojej powstającej książeczce.
Po trzecie: Tajniki Ars Amandi. Dzięki zabiegowi z rozdziałami będziecie mogli przeczytać "Honolulu Club" nie stresując się niepotrzebnie, że akcja wciągnie Was tak bardzo, że nie zdoławszy się oderwać połkniecie ksiązkę w kwadrans i cała przyjemność skończy się zbyt wcześnie. A tego przecież nikt z nas nie lubi. (Tu też mam sprytną analogię, której z uwagi na to, że niektórzy z Was moga nie mieć 18 lat, nie przedstawię).
Po czwarte: Preciwdziałanie alkoholizmowi wśród młodzieży. Wydłużenie lektury zniweluje też stres wynikajacy z uświadomienia sobie okrutnej prawdy, którą można wyrazić przykładowym okrzykiem sfrustrowanego czytelnika na komiksowym forum: "Jak to!? Wydałem taką masę pieniędzy na tak krótką przyjemność! Piwo ma lepszy przelicznik!!!" A stąd krótka droga do przysłowiowej budki z trunkami i zapaści rynku komiksowego w Polsce.
Po piąte: Powód egoistyczny, hedonistyczny, a nawet dionizyjski. Podział pracy komiksowej na etapy pozwala na częstsze świętowanie zamykania kolejnych zakończonych części. Osłodzona zostaje zatem nieskończoność, w ktorą ciągnie się praca.
Po szóste: Schlebianie tytułomanii. Większa ilość rozdziałów daje większe pole do popisu w temacie wymyślania tytułów. A nie ukrywam, że dla mnie jest to jeden z ulubionych elementów pracy twórczej. W tym miejscu mogę chyba zdradzić, że czwarty rozdział zatytułowałem "Przygoda w pończosznym rozgardiaszu". I tak jak Wy strasznie jestem ciekawy, co też się w nim będzie działo.
Po siódme: "Łauma". Komiks KaeReLa jest podzielony na rozdziały i wygrał w plebiscycie czytelników na tegorocznym MFK w Łodzi z "Niedolami Julitty", które rozdziałow nie mają. To musi o czymś świadczyć!
Sami rozumiecie, że mając tyle argumentów nie mogłem postąpić inaczej. Rozczarowanych z góry przepraszam.
pozdrawiam serdecznie z Honolulu Club
Wasz Surpiko
ps.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.
Witajcie!
W poprzednim liście wspomniałem o ukończeniu (prawie) pierwszego rozdziału "Honolulu Club". Zdradziłem tym samym niechcący, że w porównaniu z "Niedolami Julitty" pojawiło się coś nowego. Rozdziały właśnie. Jak to się stało? Dlaczego postanowiłem majstrować przy sprawdzonym, wydawałoby się, schemacie? Już tłumaczę.
Otóż powodów było kilka:
Po pierwsze: Wygoda Czytelnika. Przegladając wstępny, jednoczęściowy jeszcze scenariusz, zdałem sobie sprawę, że w paru momentach wskazany będzie oddech - chwila na odpoczynek po przeżytych emocjach i nabranie powietrza przed zanurzeniem się w ciąg dalszy. Mówiąc obrazowo, trzeba było zamienić strzałkę na bezdechu w scenariuszowy kraul. A te parę sekund na oddech ułatwiający przepłynięcie całej długości basenu bez wysiłku, zapewniło kilka stron tytułowych kolejnych rozdziałów.
Po drugie: Mądrość przysłów. Nie wiem jak Wy, ale ja czuję dziwny dyskomfort, musząc przerwać lekturę ksiązki w przypadkowym miejscu, bo jej autor zapomniał o miejscu na moją zakładkę, lub go po prostu w swojej nieskończonej złośliwości nie przewidział. Dlatego też, nie chcąc czynić drugiemu, co mi niemiłe zastosowałem wspomniany wcześniej sprytny system z podziałem fabuły na mniejsze fragmenty także w mojej powstającej książeczce.
Po trzecie: Tajniki Ars Amandi. Dzięki zabiegowi z rozdziałami będziecie mogli przeczytać "Honolulu Club" nie stresując się niepotrzebnie, że akcja wciągnie Was tak bardzo, że nie zdoławszy się oderwać połkniecie ksiązkę w kwadrans i cała przyjemność skończy się zbyt wcześnie. A tego przecież nikt z nas nie lubi. (Tu też mam sprytną analogię, której z uwagi na to, że niektórzy z Was moga nie mieć 18 lat, nie przedstawię).
Po czwarte: Preciwdziałanie alkoholizmowi wśród młodzieży. Wydłużenie lektury zniweluje też stres wynikajacy z uświadomienia sobie okrutnej prawdy, którą można wyrazić przykładowym okrzykiem sfrustrowanego czytelnika na komiksowym forum: "Jak to!? Wydałem taką masę pieniędzy na tak krótką przyjemność! Piwo ma lepszy przelicznik!!!" A stąd krótka droga do przysłowiowej budki z trunkami i zapaści rynku komiksowego w Polsce.
Po piąte: Powód egoistyczny, hedonistyczny, a nawet dionizyjski. Podział pracy komiksowej na etapy pozwala na częstsze świętowanie zamykania kolejnych zakończonych części. Osłodzona zostaje zatem nieskończoność, w ktorą ciągnie się praca.
Po szóste: Schlebianie tytułomanii. Większa ilość rozdziałów daje większe pole do popisu w temacie wymyślania tytułów. A nie ukrywam, że dla mnie jest to jeden z ulubionych elementów pracy twórczej. W tym miejscu mogę chyba zdradzić, że czwarty rozdział zatytułowałem "Przygoda w pończosznym rozgardiaszu". I tak jak Wy strasznie jestem ciekawy, co też się w nim będzie działo.
Po siódme: "Łauma". Komiks KaeReLa jest podzielony na rozdziały i wygrał w plebiscycie czytelników na tegorocznym MFK w Łodzi z "Niedolami Julitty", które rozdziałow nie mają. To musi o czymś świadczyć!
Sami rozumiecie, że mając tyle argumentów nie mogłem postąpić inaczej. Rozczarowanych z góry przepraszam.
pozdrawiam serdecznie z Honolulu Club
Wasz Surpiko
ps.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.
5 komentarzy:
Mocarz!
Haha!
:)
Lucku, wiem, że trochę zbyt późno zgłaszam tę propozycję, ale może któregoś dnia Ci się zechce:
Fajnie by było, gdyby w cyklu "Kibicujemy" oprócz etykiety "Kibicujemy" była też etykieta np. "Honolulu Club" - żebym mógł sobie jednym klikiem wrócić do wszystkich kibicowskich wpisów dot. danego tytułu. Niby można skorzystać z wyszukiwarki, ale w niektórych przypadkach tytuły są odmienione we wpisie, więc jak się wpisze frazę w mianowniku, to nie wyskoczy w wynikach itd.
pjp: to jest dobry plan. Jak tylko znajdę wolną chwilę, wezmę się za niego.
Prześlij komentarz