Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

czwartek, 2 grudnia 2010

Grywalne komiksy (01): Batgames

Autor: Paweł Wojciechowicz
“This is my city”
Amerykańscy bohaterowie komiksowi od zawsze byli świetną licencją, nie dziwota więc, że od samych narodzin elektronicznej rozrywki gry o ich wiecznej walce ze złem cieszyły się sporą popularnością. Można zaryzykować stwierdzenie, ze nowo powstała gałąź rozrywki w pewien sposób przyczyniła się do zmniejszenia popularności trykociarskich komiksów. Możliwość wcielenia się w ulubionego bohatera i wymierzanie sprawiedliwości przy użyciu własnego pada jest dla nowych pokoleń o wiele ciekawszą alternatywą niż bierne obserwowanie ich przygód połączone z (zgroza) czytaniem!
To jednak nie czas i nie miejsce na zastanawianie się nad tym czy przemysł growy zrobił dla komiksu więcej złego czy dobrego. Nie to jest tematem tego działu. Jest nim natomiast przegląd i historia gier o najpopularniejszych bohaterach. Zacznijmy od najmroczniejszego z mrocznych (nie licząc Spawna), najbardziej mściwego z mściwych (nie licząc Punishera), najbardziej kwadratowoszczękiego z kwadratowoszczękich (nie licząc Supermana). Przed wami jedyny, niepowtarzalny Bruce „Batman” Wayne.

„At night it belongs to me”
Myśląc o grach o Batmanie nasuwa się od razu świetne „Arkham Asylum” z roku 2009, ale Gacek przygodę z ekranami telewizorów i monitorów zaczął już w roku 1986, kiedy to w grze (opartej na licencji serialu z Adamem Westem) dzielnie walczył z duszkami i nietoperzami (?). Nie było mnie jeszcze wtedy na świecie, a emulacja maszyn z wczesnych lat 80. nie leży w kręgu moich zainteresowań, więc więcej o tej pozycji powiedzieć nie potrafię, oprócz tego, ze na C-64 pojawiła się jej kontynuacja pod tytułem „Caped Crusader” i (ponoć) lepiej oddawała ducha komiksów.
Ciekawie w temacie gier z Mrocznym zrobiło się podczas panowania 8-bitowych maszyn. Każdy dumny posiadacz Pegasusa, czyli naszej polskiej podróbki NES-a powinien pamiętać grę „Batman” opartą na licencji filmu Tima Burtona. Posiadała ona animowane intro z jadącym batmobilem, co swego czasu robiło na mnie ogromne wrażenie. Produkcja nie trzymała się kurczowo fabuły filmu i sprawiała wrażenie, jakby producent gry - Sunsoft - w ostatniej chwili postanowił przerobić na Batmana jakiś swój niewydany, a prawie już skończony produkt.
Sam nigdy nie zaszedłem w niej za pierwszego bossa (chrzaniony robot z jetpackiem), ale to była naprawdę niezła pozycja, choć nieskończenie gorsza od „Batman Arcade”. Automatowy Batman, również oparty na filmie, polegał - jak większość ówczesnych gier akcji  - na poruszaniu się w prawo i załatwianiu wrogów. Całość miała dobrą grafikę i motyw przewodni z filmu! Wystarczająco, by można było przy niej spędzić miło czas. Nawet teraz, co dzięki emulatorowi M.A.M.E , nie powinno stanowić większego problemu.
“Gotham skylines recede into the distance”
Kolejny film to kolejne licencjonowane gry. „Batman Returns” pojawił się na konsole NES, SNES oraz po jakimś czasie na Mega Drive/Cd. Wersje na konsole Segi i Nintendo różniły się od siebie znacznie, ponieważ powstawały pod skrzydłami innych studiów.
Niezaprzeczalnie najlepsza jest wersja na Super Famicona wykonana przez Konami. Duże, wyraźne, dobrze animowane postaci, wierność fabule filmu i wprowadzenie masy niespotykanych wcześniej w chodzonych mordobiciach elementów sprawiają, że ta gra to konieczność dla fanów Gacka jak i emulacji w ogóle. Szczególnie miło wspominam możliwość rozbicia głów dwóm przeciwnikom za jednym razem oraz niszczenie witryn sklepowych napotkanymi zakapiorami.
Na SNES-ie pojawiła się również jeszcze jedna gra z Nietoperzem, tym razem na podstawie kultowego serialu animowanego. „Batman TNBA” wyszedł, gdy konsole 16-bitowe powoli odchodziły z tego świata, więc wyciskał z nich siódme poty. Z końcem grafiki 2D (umownym) dla Mrocznego Rycerza zaczynają się zdecydowanie chude lata jeśli chodzi o jego interaktywne przygody,

„Some things frighten even Batman” 
Playstation i jego napęd CD pozwalał na tworzenie bardziej złożonych pozycji. Trudno niestety za takie uznać dwie licencjonowane gry powstałe na bazie filmów Schumachera.
„Batman Forever” z 1995 i digitalizowany „Batman i Robin” z roku 1997 były klasycznymi przykładami zmarnowanej licencji. Brzydkie, archaiczne, męczące. Bardzo, bardzo meczące. Nic jednak nie przebije poziomem żenady gry bazującej na pełnometrażowym filmie animowanego „Batman Beyond: Return of the Joker”. Pojawiła się ona na rynku w czasie, gdy superbohaterski kolega po fachu, Spiderman, po latach posuchy doczekał się wreszcie przyzwoitego tytułu, niestety nijak nie wykorzystała dobrej prasy. Utrzymana w konwencji 2,5 D chodzona bijatyka straszyła koszmarną grafiką i sterowaniem będącym największym przeciwnikiem gracza. Brrr… Jedynie muzyka dawała tam radę.
Wszystkie powyższe tytułu łączy jedno: ich twórcy nie zauważyli, ze czasy się zmieniły i gracze od nowych pozycji wymagają dużo więcej niż kiedyś.

„Night is alive with Violence"
Po paru latach przerwy i okazjonalnych pojawieniach się Batmana na przenośnych konsolach, Mroczny Rycerz powraca w grze pod tytułem „Vengeance”, która mimo paru fajnych patentów - w tym bat-skoków z wieżowców i poziomów za sterami pojazdów - nie była produkcją, na jaką czekali fani. Nawet tak uwielbiana stylistyka wprost z Batman TAS, nie mogła uratować tej pozycji. W "Zemstę" zagrać można na PC i konsolach poprzedniej generacji.
Brak kolejnych filmów z naszym bohaterem zmusił twórców do ruszenia głową i własnoręcznego sklecenia fabuł bat-gier, co zaowocowało pojawieniem się ekskluzywnej gry na GameCuba. „Batman: Dark Tomorrow”, która mimo całkiem udanej fabuły i grafiki była totalnie niegrywaną produkcją. Każdy posiadacz Wii dzięki wstecznej kompatybilności może się o tym przekonać. Gra krąży na allegro za jakieś śmieszne pieniądze. Fani mogą ją sprawdzić ze względu na świetny dobór przeciwników i możliwość własnoręcznego zmierzenia się z R’as al Ghulem na miecze. Ale uprzedzam: to bardzo kiepska pozycja ze spartoloną mechaniką.
W roku 2005 na ekrany kin wchodzi „Batman Begins”, kolejny film i kolejna możliwość zarobienia pieniędzy na naszym mszczącym się za śmierć rodziców bohaterze. Stworzona przez EA gra, o dziwo, stała na całkiem wysokim poziomie. Criterion, wcielony do EA twórca świetnej serii „Burnout”, a ostatnio nowego „Need4Speed”, odpowiadał w niej za poziomy jeżdżone. Całe dwa poziomy. Dobra grafika, nieźle wykonane elementy skradankowe; prosty, ale efektowny system walki, na dodatek ciekawy pomysł ze wskaźnikiem strachu u złoczyńców, którzy dopiero poważnie przestraszeni stają się możliwi do pokonania, składają się na porządną, choć krótką grę akcji.
Posiadacze konsol poprzedniej generacji powinni zagrać koniecznie w tę pozycje. Choćby po to, by przekonać się ile pomysłów z niej pożyczyli sobie panowie z Rocksteady, twórcy „Batman AA”. Co do samego „Arkham Asylum”: napisano już o nim wystarczająco dużo, wszyscy grali, a teraz czekają na świetnie zapowiadającą się kontynuację.
Legend of the Dark Knight 
Na pewno nie udało mi się wymienić wszystkich gier z Gackiem, ale też niestety nie we wszystkie dane mi było zagrać. W kolejnym odcinku zajmiemy się kumplem Batmana, praworządnych fanem koloru niebieskiego: Supermanem.

3 komentarze:

robwajler pisze...

Pomysł na cykl fajny - sam się zbieram od dłuższego czasu, żeby na łamach Kolorowych napisać o takich grach jak "XIII" czy dylogii opartej na "Bone" Jeffa Smitha,

ale sam tekst słaby i pozostawia wiele do życzenia :/

Dziwi mnie, że "Arkham Asylum" zbyłeś stwierdzeniem, że "napisano już o nim wystarczająco dużo, wszyscy grali" - raczej w to wątpię, że wszyscy czytelnicy Ziniola grali w AA, a ta gra naprawdę zasługuje na oddzielny akapit. Dziwi mnie też, że zupełnie pominąłeś dość popularnego "LEGO Batmana". Te obrazki w tekście też nie za bardzo wiadomo do której gry się odnoszą, mamy za to randomowo wybrane anglojęzyczne śródtytuły, zresztą z bykami gramatycznymi ("it belong", "skylines recedes").

O różnych mieliznach oraz braku korekty zarówno w tekście polskim jak i wstawkach angielskim już nawet nie wspominam.

Dominik Szcześniak pisze...

Dzięki za czujność. Korekta i redakcja to moja wina (i blogspota, w pewnym sensie).

Paweł "Trreker" Wojciechowicz pisze...

Rob, postaram się bardziej przy drugiej edycji:P