Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

sobota, 14 sierpnia 2010

"Sandman: Pora Mgieł" - Gaiman

Autor: Dominik Szcześniak

"Sandman" au
torstwa Neila Gaimana i szeregu rysowników, wśród których znaleźć można zarówno rzemieślników, jak i artystów pierwszej klasy, to bezdyskusyjny klasyk komiksu. Zamknięta, zaplanowana na konkretną ilość zeszytów historia, doczekała się licznych nagród, zasłużonego uznania wśród publiki, jak również serii odpryskowych, które nie zawsze trzymały poziom oryginału i bardziej niż jej dopełnieniem, okazywały się być próbą zarobienia na uznanej marce.
"Pora mgieł", czwarty z kolei album "Sandmana" był pretekstem do stworzenia jednej z takich serii. Na bazie opowieści Neila Gaimana o opuszczeniu przez Lucyfera piekła, Mike Carey zbudował wieloodcinkowy serial o Gwieździe Zarannej. Czy porównywanie tych dwóch serii ma w ogóle jakikolwiek sens, a warsztat pisarzy różni się od siebie w stopniu znaczącym - swój pogląd na tę sprawę postaram się wyjawić w dwóch kolejnych recenzjach na łamach cyfrowego "Ziniola".

Lucyfer rezygnuje. Odchodzi z piekła - o tym i o konsekwencjach tego wydarzenia dla Władcy Snów pisze Gaiman. Klasyczną fabułę, rozpoczynającą się wydarzeniem cichym, wręcz rodzinnym, podbarwia zapowiedzią czegoś niepokojącego, po czym zarzuca czytelnika rewelacjami, by pod koniec ustabilizować swoją wyobraźnię ponownie spokojnym momentem. Wielu pisarzy tak robi. Niewielu jednak w sposób tak dojrzały, jak Gaiman. Intertekstualność, jako element stały w wykonaniu Gaimana, znajduje zastosowanie również i w "Porze Mgieł". Autor w jeden wir zależności pozwala sobie wrzucić istoty niebiańskie, bogów Asgardu, postaci biblijne, żonglując również motywami literackimi. Od tego nagromadzenia głowa czytelnika na szczęście jednak nie spuchnie. Gaiman zna umiar i wszystkie elementy składowe swojej historii wrzuca tylko po to, by tę historię opowiedzieć. Już nawet nie ubarwić, czy podkoloryzować, a tylk
o opowiedzieć. I ten cel osiąga, wywołując odpowiednie emocje w odpowiednich momentach - scena pojawienia się Lucyfera posiada odpowiednie dla niej napięcie; ta, w której oznajmia swoją decyzję jest należycie zaskakująca, a wszystko, co następuje pomiędzy ma znamiona albo porządnego horroru, albo zgrabnej obyczajówki.

O komiksie Gaimana zwykło się mówić w samych superlatywach, w kategoriach "dzieła sztuki" czy "wybitnej powieści fantastycznej". I jakkolwiek są to pochwały i terminy zupełnie zasłużone, warto wspomnieć również o tym, że pod płaszczykiem intertekstualności i poważnie brzmiących nawiązań, znajduje się w "Sandmanie" czysta rozrywka. W sposób odpowiedni dla rozrywkowego komiksu zilustrowana.

"Pora mgieł" w wersji zeszytowej została wydana na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to Vertigo, zamiast na dzisiejsze uproszczenia i cartoon, stawiało na kreskę z wyższej półki. Kelley Jones, Matt Wagner czy George Pratt zapewnili sadze o Władcy Snów świetną oprawę graficzną. Amerykański przemysł komiksowy zazwyczaj polega na kojarzeniu ze sobą twórców przez edytorów, a nie przez nich samych, stąd pochlebstwa scenarzystów kierowane w stronę anonimowych dlań rysowników, wydawały się częstokroć skrojone na wyrost, nie ulega jednak wątpliwości, że w "Sandmanie" wszystko gra, a scenariusz każdego odcinka sprawia wrażenie pisanego pod konkretnego rysownika.

Neil Gaiman, choć pisarzem jest znanym na całym świecie, swoimi komiksami udowadnia, że bardziej niż na sławie zależy mu na opowiadaniu historii, które chce opowiedzieć. Robi to za pomocą metod, które wywołują dyskusje wśród czytelników. Najważniejsze jest to, że postmodernistyczny koktajl nie przysłonił mu tego, co w komiksie najważniejsze. Wspomniałem na wstępie, że "Sandman" to klasyk komiksu. Powinien zatem znaleźć się na półce każdego fana dobrej rozrywki (lub dobrej sztuki). Zaręczam, że będzie się prezentował znakomicie, zwłaszcza przez wzgląd na wysoką jakość edytorską drugiego już wydania "Pory mgieł".


"Sandman: Pora Mgieł". Scenariusz: Neil Gaiman. Rysunki: Kelley Jones, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Matt Wagner, Dick Giordano, George Pratt, P. Craig Russell. Kolory: Steve Oliff, Daniel Vozzo. Okładka: Dave McKean. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Wydawca: Egmont 2010

Brak komentarzy: