Który filmowiec nie pisał jeszcze komiksów? Ręka do góry, coś się dla Was znajdzie! Darren Aronofsky?! Serio? No dobra, dawaj, co tam masz, chłopie.
Ten komiks mógł był nie powstać, gdyby Hollywood nie skasował Aronofsky’emu pracy nad The Fountain. Skasował, więc Darren podobno powiedział „I knew it was a hard film to make and I said at least if Hollywood fucks me over, I'll make a comic book out of it”. No wydymali go, więc zrobił z Kentem Williamsem malowaną wersję filmu w postaci komiksu. A my czytamy. A potem Darren podobno i tak film, ze zmienionym scenarem zrobił.
No więc jest ten koleś, i ten koleś (pozornie?) przez czas podróżuje, szuka ukochanej. I najpierw z Majami ma do czynienia. Potem jest w kosmosie, a potem w czymś na kształt naszych czasów. I około połowy komiksu wątki zaczynają się kleić. Jest też książka, którą umierająca na nowotwór żona głównego bohatera napisała i nie dokończyła. Bohater czyta, a hiszpański rycerz szuka drzewa wiecznego życia. Po drodze będzie jeszcze kilka wątków i trochę majaczenia.
Wydaje mi się, że romans kina i komiksu, reżyserów filmowych z rysownikami komiksowymi, historii kinowych adaptowanych na komiksowe i vice versa, jest jednak na minus dla komiksu. Albo film jest spłaszczoną wersją komiksu (jak bardzo trzeba się starać, żeby V jak Vendetta, czy Strażnicy stali się celuloidową [tudzież cyfrową chyba nawet bardziej] kupą?), albo komiks kulawą komercyjną adaptacją filmu pod tym samym tytułem. Nie wiem, nie znam na tę zagadkę odpowiedzi, Sfinks mnie może poszastać. Odpowiedzi nie udzieli też lektura komiksu The Fountain. Już dawno nie robi na nie wrażenia komiks malowany, bo w komiksach dużo bardziej cenię storytelling, niż wyabstrahowaną z sekwencyjnego opowiadania samą grafikę. Ten komiks mógł był nie powstać…
Ten komiks mógł był nie powstać, gdyby Hollywood nie skasował Aronofsky’emu pracy nad The Fountain. Skasował, więc Darren podobno powiedział „I knew it was a hard film to make and I said at least if Hollywood fucks me over, I'll make a comic book out of it”. No wydymali go, więc zrobił z Kentem Williamsem malowaną wersję filmu w postaci komiksu. A my czytamy. A potem Darren podobno i tak film, ze zmienionym scenarem zrobił.
No więc jest ten koleś, i ten koleś (pozornie?) przez czas podróżuje, szuka ukochanej. I najpierw z Majami ma do czynienia. Potem jest w kosmosie, a potem w czymś na kształt naszych czasów. I około połowy komiksu wątki zaczynają się kleić. Jest też książka, którą umierająca na nowotwór żona głównego bohatera napisała i nie dokończyła. Bohater czyta, a hiszpański rycerz szuka drzewa wiecznego życia. Po drodze będzie jeszcze kilka wątków i trochę majaczenia.
Wydaje mi się, że romans kina i komiksu, reżyserów filmowych z rysownikami komiksowymi, historii kinowych adaptowanych na komiksowe i vice versa, jest jednak na minus dla komiksu. Albo film jest spłaszczoną wersją komiksu (jak bardzo trzeba się starać, żeby V jak Vendetta, czy Strażnicy stali się celuloidową [tudzież cyfrową chyba nawet bardziej] kupą?), albo komiks kulawą komercyjną adaptacją filmu pod tym samym tytułem. Nie wiem, nie znam na tę zagadkę odpowiedzi, Sfinks mnie może poszastać. Odpowiedzi nie udzieli też lektura komiksu The Fountain. Już dawno nie robi na nie wrażenia komiks malowany, bo w komiksach dużo bardziej cenię storytelling, niż wyabstrahowaną z sekwencyjnego opowiadania samą grafikę. Ten komiks mógł był nie powstać…
(Kuba Jankowski)
"The Fountain". Scenariusz: Darren Aronofsky. Rysunki: Kent Williams. Wydawca: DC Vertigo, styczeń 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz