Romans, czarna komedia: „Dziewczyna poznaje chłopaka. Dziewczyna zakochuje się w chłopaku. Chłopak zabiera ją na brutalną, szaleńczą wycieczkę po angielskich przedmieściach. Morderstwo, seks, narkotyki i anarchia” – mówi czwarta strona okładki. Oto jednostrzałowiec od Vertigo według pomysłu duetu Grant Morrison i Philip Bond.
Jeśli nie ruszy Was ani powyższy opis (w podręcznym tłumaczeniu), ani okładka z dziewoją w szkolnym mundurku uzupełnionym glanami, szlugiem w ustach, flaszką wódki w jednej dłoni i spluwą w drugiej (niekoniecznie w tej kolejności), to nieczułe z Was sukinsyny.
Tak, jest tu miłość i bunt przeciw szkole, która zamienia nas w roboty. Morrison w dialogach jest tak sugestywny, że można mu w to uwierzyć, i zapytać samego siebie „dlaczego dałem się w system edukacyjny wtłoczyć i pozwoliłem im zmienić mnie w robota?”. To coś w rodzaju pełnego złości ataku na establishmentowe mind games, którym poddaje się nas w szkolnej ławie, to ta same złość, którą wykrzykiwał Zack w wersach Take the power back („The teacher stands in front of the class/ But the lesson plan he can't recall / The student's eyes don't perceive the lies / Bouncing off every fucking wall / His composure is well kept / I guess he fears playing the fool / The complacent students sit and listen to some of that /Bullshit that he learned in school”). To ta sama, najprawdopodobniej smutna, a co najmniej nostalgiczna konstatacja, którą usłyszycie w piosence Little Boxes Malviny Reynolds („And the people in the houses all went to the university / Where they were put in boxes and they came out all the same, / And there's doctors and there's lawyers, and business executives / And they're all made out of ticky tacky and they all look just the same”). Można i tak, przecież “we don’t need no education”, co nie? Wszystko rozbija się o to, w którym momencie zdacie sobie sprawę z upupiającej Was szkoły i zaczniecie zdobywaną w niej wiedzę wykorzystywać, żeby myśleć za siebie, a nie wkuwać na pamięć.
Dalej mamy tłumienie seksualności i bla bla, że na to jeszcze za wcześnie. Nie ma co w tym temacie pouczać, ale przecież każda energia kumulująca się w naszym wnętrzu ma swoje własne ujście (hehe… ekhem). Nie ma się co powstrzymywać, trzeba rozsądnie próbować. I jeszcze dalej mamy o moralności pokolenia naszych rodziców, i pustych gestach buntu w sztuce… No i nie dziwne, że na koniec człowiek ma ochotę na frytki, napić się albo po prostu coś rozwalić. W życiu uczennicy pojawia się wtedy niegrzeczny przystojniak z butelką wódki i fajkami, wilk w owczej skórze, który twierdzi, że wszystko, czego nienawidzisz bierze się z tego, że się nudzisz. Jaka na to rada? „The only way to stop being bored is to do something interesting. Or criminal”. I wydaje mi się, że nie ma co więcej zachęcać do przeczytania tego jednostrzałowca, więc napiszę tylko: „czytajcie, bo będzie wystrzałowo!”. Z bombowym zakończeniem.
Jeśli nie ruszy Was ani powyższy opis (w podręcznym tłumaczeniu), ani okładka z dziewoją w szkolnym mundurku uzupełnionym glanami, szlugiem w ustach, flaszką wódki w jednej dłoni i spluwą w drugiej (niekoniecznie w tej kolejności), to nieczułe z Was sukinsyny.
Tak, jest tu miłość i bunt przeciw szkole, która zamienia nas w roboty. Morrison w dialogach jest tak sugestywny, że można mu w to uwierzyć, i zapytać samego siebie „dlaczego dałem się w system edukacyjny wtłoczyć i pozwoliłem im zmienić mnie w robota?”. To coś w rodzaju pełnego złości ataku na establishmentowe mind games, którym poddaje się nas w szkolnej ławie, to ta same złość, którą wykrzykiwał Zack w wersach Take the power back („The teacher stands in front of the class/ But the lesson plan he can't recall / The student's eyes don't perceive the lies / Bouncing off every fucking wall / His composure is well kept / I guess he fears playing the fool / The complacent students sit and listen to some of that /Bullshit that he learned in school”). To ta sama, najprawdopodobniej smutna, a co najmniej nostalgiczna konstatacja, którą usłyszycie w piosence Little Boxes Malviny Reynolds („And the people in the houses all went to the university / Where they were put in boxes and they came out all the same, / And there's doctors and there's lawyers, and business executives / And they're all made out of ticky tacky and they all look just the same”). Można i tak, przecież “we don’t need no education”, co nie? Wszystko rozbija się o to, w którym momencie zdacie sobie sprawę z upupiającej Was szkoły i zaczniecie zdobywaną w niej wiedzę wykorzystywać, żeby myśleć za siebie, a nie wkuwać na pamięć.
Dalej mamy tłumienie seksualności i bla bla, że na to jeszcze za wcześnie. Nie ma co w tym temacie pouczać, ale przecież każda energia kumulująca się w naszym wnętrzu ma swoje własne ujście (hehe… ekhem). Nie ma się co powstrzymywać, trzeba rozsądnie próbować. I jeszcze dalej mamy o moralności pokolenia naszych rodziców, i pustych gestach buntu w sztuce… No i nie dziwne, że na koniec człowiek ma ochotę na frytki, napić się albo po prostu coś rozwalić. W życiu uczennicy pojawia się wtedy niegrzeczny przystojniak z butelką wódki i fajkami, wilk w owczej skórze, który twierdzi, że wszystko, czego nienawidzisz bierze się z tego, że się nudzisz. Jaka na to rada? „The only way to stop being bored is to do something interesting. Or criminal”. I wydaje mi się, że nie ma co więcej zachęcać do przeczytania tego jednostrzałowca, więc napiszę tylko: „czytajcie, bo będzie wystrzałowo!”. Z bombowym zakończeniem.
(Kuba Jankowski)
"Kill Your Boyfriend". Scenariusz: Grant Morrison. Rysunki: Philip Bond. Kolor: Daniel Vozzo. Wydawca: DC Vertigo, czerwiec 1995
1 komentarz:
Chyba do kiedyś czytałem.
A może nie.
Już nie pamiętam.
Prześlij komentarz