Jakoś nam się udało, choć pisanie podsumowań komiksowych i wybieranie tylko dziesięciu najlepszych komiksów, które ukazały się w danym roku jest bardzo niewdzięcznym zadaniem. (Dominik Szcześniak)
Nie będę narzekał na to, że niewdzięcznym zadaniem jest pisanie podsumowań komiksowych i wybieranie tylko dziesięciu najlepszych komiksów, które ukazały się w danym roku. Teoretycznie można nad taką listą usiąść na kilka sposobów. Rzetelnie przejrzeć sobie opublikowane w interesującym nas okresie komiksy i drogą eliminacji skompletować listę szczęśliwców. Można też wypisać sobie z główki. Można przy tym niektóre tytuły przeczytać ponownie. Albo po raz pierwszy. Lista i tak będzie niekompletna. I tak się komuś nie spodoba. I tak czegoś będzie brakować. Według mnie rok 2016 to przede wszystkim rok serii komiksowych, co ma swoje odbicie w poniższych wyborach, choć na listę i tak nie trafiły Saga, Locke&Key, Chew, Sunstone, Żywe Trupy, Ralph Azham czy Lazarus, a mój top wygrał... komiks polski. Nie seria. Czytajcie dalej, aby dowiedzieć się kto i dlaczego. (Kuba Jankowski)
Nie będę narzekał na to, że niewdzięcznym zadaniem jest pisanie podsumowań komiksowych i wybieranie tylko dziesięciu najlepszych komiksów, które ukazały się w danym roku. Teoretycznie można nad taką listą usiąść na kilka sposobów. Rzetelnie przejrzeć sobie opublikowane w interesującym nas okresie komiksy i drogą eliminacji skompletować listę szczęśliwców. Można też wypisać sobie z główki. Można przy tym niektóre tytuły przeczytać ponownie. Albo po raz pierwszy. Lista i tak będzie niekompletna. I tak się komuś nie spodoba. I tak czegoś będzie brakować. Według mnie rok 2016 to przede wszystkim rok serii komiksowych, co ma swoje odbicie w poniższych wyborach, choć na listę i tak nie trafiły Saga, Locke&Key, Chew, Sunstone, Żywe Trupy, Ralph Azham czy Lazarus, a mój top wygrał... komiks polski. Nie seria. Czytajcie dalej, aby dowiedzieć się kto i dlaczego. (Kuba Jankowski)
10.
Dawni mistrzowie - Thomas Bernhard/ Nicolas Mahler
Mnogość spostrzeżeń, elegancki humor i znakomita wartość dodana w postaci rysunków Mahlera, niejednokrotnie znakomicie dopowiadających to, co ukryte w tekście to silne elementy tego komiksu. Dla miłośników sztuki, komiksu i humoru – rzecz niezbędna! CZYTAJ WIĘCEJ (dyszcz)
9.
Arab przyszłości - Riad Sattouf
Sattouf absurdami obecnymi w „Arabie przyszłości” bawi i zaciekawia. Wstrząsa również, ale tylko momentami i w rozsądnych dawkach, na pierwszy plan wysuwając ekscentryczne i przepełnione czarnym humorem losy pewnej zwykłej niezwykłej rodziny... CZYTAJ WIĘCEJ (dyszcz)
8.
Mooncop - Tom Gauld
W gruncie rzeczy komiks Gaulda o życiu na Księżycu pojawia się tutaj z podobnego powodu, co komiks Quintanilhii - bo jest długo o czymś prostym, o czym opowieść można by zamknąć w jednym zdaniu. Różnica jest jednak taka, że u Gaulda naprawdę nic się nie dzieje, a u Quintanilhii jest dynamika. Według mnie Gauld postanowił ironicznie wypowiedzieć się na temat marzeń człowieka o podboju kosmosu i nowych planet, co wcale nie musi się okazać takie pasjonujące. Ale komiks pasjonujący jest absolutnie (qba)To nie jest komiks tak genialny, jak "Goliat", w którym wszystkie plansze zostały stworzone z pomysłem, a pewne atrybuty postaci stawały się również atrybutami danego rysunku. Nie ma w "Mooncopie" takiego efektu wow, co dla wielu może być dużym zawodem. Wciąż jednak jest to album, który precyzyjnie mówi to, co ma do powiedzenia... CZYTAJ WIĘCEJ (dyszcz)
7.
Wolfram - Marcello Quintanilha
Kiedyś broniłem się przed wrzucaniem do podsumowań komiksów, które sam tłumaczę, ale co tam. Przynajmniej nie jestem tak bezczelny, żeby umieszczać pierwszy komiks brazylijski w Polsce na pierwszym miejscu TOP 2016. Dlaczego Wolfram tutaj? Bo Quintanilha zabójczo skutecznie rozciąga prostą opowieść na ponad 180 stron i pokazuje przy tym wirtuozerię operowania słowem i rysunkiem. I panowania nad poszatkowaną i skaczącą w czasie i przestrzeni akcją. Prosta historia, świetnie opowiedziana, która opiera się na bardzo ludzkiej próbie zrozumienia pobudek, które kierują człowiekiem. (qba)
"Wolfram" to komiks, który na początku może wprowadzić w konsternację - autor bardzo dosłownie spija słowa z ust bohaterów, rwąc zdania w połowie, zaczynając je od ostatnich słów lub po prostu wyrywając z kontekstu. Z pozoru wygląda to na chaotyczną serię błędów tłumacza i korektora, w rzeczywistości jest zabiegiem znakomicie urealniającym wizję autora... (dyszcz) CZYTAJ WIĘCEJ
6.
Patience - Daniel Clowes
Daniel Clowes o zabawach z czasem. Wolałbym, żeby polska publiczność poznała Ice Haven, ale darowanemu Clowesowi nie patrzy się między kadry. Patience to obiekt westchnień Jacka, za którym Jack będzie podróżował w czasie (niektórzy schodzili do Piekła, ha!), aby rozwiązać pewną bolesną zagadkę. Może i motywy, z których Clowes buduje ten komiks, to klisze, ale jednak opowiada on w sposób absolutnie niepodrabialny i przez dysonans na poziomie zgrane motywy/storytelling tworzy swój niezwykły komiksowy język. Opowiada o namiętnościach naszego życia w sposób beznamiętny i statyczny. Trzeba się w to wczuć. (qba)
5.
Gotham Central - Greg Rucka, Ed Brubaker, Michael Lark
W okresie rozliczeniowym ukazały się dwa tomy serii, w której Gotham należy do gliniarzy i świrów, a nie do Batmana i świrów. Pomysł prosty. Ale musiał się udać, skoro siedli do niego Brubaker i Rucka. Okazuje się, że gothamska policja pełna jest charakternych gliniarzy. Gordon, Bullock i Montoya to była tylko przygrywka. W Gotham Central poznamy wielu innych - każdy ze swoimi problemami i poczuciem humoru. Gotham Finest uparcie sami postanowili sobie radzić z najgorszymi świrami, choć nie zawsze mogą obyć się bez Batmana. Dużo tu smaczków - np. niepokazanie jak Batman wyręcza gliniarzy w superbohaterskiej walce z Freezem (to już było, u Arcza w Planecie uciętych kończyn! Heh...) - ale konsekwentnie autorzy piszą o zwykłych ludziach i ich czasami niezwykłej pracy. Co tak wciąga w tym komiksie? Mrok? Pokazanie innej twarzy walki ze świrami w Gotham? Gotham Central ląduje na piątym miejscu, a pomyśleć, że gdybym zdecydował się kiedyś zbierać tę serię w oryginale, to pewnie całkiem pominąłbym ją w tym podsumowaniu...(qba) CZYTAJ RECENZJĘ
4.
Wyspa kobiet - Zanzim
Na ogół mam problem z francuskim poczuciem humoru, ale ta uwaga dotyczy głównie idiotycznych, opartych na schematach „po łbie, na skórce od banana” serii komiksowych. Wyspa kobiet nie jest serią, ale współczesnym jednostrzałem, i szkoda, że główny bohater nie zostanie z nami dłużej. Zostać rozbitkiem na pięknej wyspie? Na której jak się okaże mieszkają same kobiety? Zanim zaczniecie się wyrywać z paluszkiem do góry, krzycząc przy tym „ja! ja!ˮ, przeczytajcie sobie ten komiks. Zanzim stworzył przewrotną przypowiastkę o niespełnionej miłości, w której nie brakuje humoru, erotyzmu i pomysłowości. Niby taki sobie lekki komiks, ale przecież nie w każdym trzeba wysadzać brytyjski parlament. Okazuje się, że uszczuplające się zasoby klasyków frankofońskich, którzy mogą zostać w Polsce opublikowane, można uzupełniać takimi wydawniczymi odkryciami (qba)
3.
Codzienna walka - Manu Larcenet
Kolejna zwykła opowieść, która wciąga dzięki uporowi i niezmienności głównego bohatera, który czasami dobrze się bawi z bratem, czasami ma napady lęku, a czasami pretensje do innych, choć w zasadzie może i nie powinien. Niewiele tu upiększeń, ale wyczuwam wiele szczerości i zauważam umiarkowaną dawkę głupiego humoru frankofońskiego. Bohater kupił mnie przede wszystkim niezłomnym stosunkiem do dzieci - nie chwali ich niepotrzebnie, tylko ostro ocenia i traktuje jak dorosłych. Codzienna walka to niebanalna opowieść o banalnym motywie poszukiwania na świecie swego miejsca. Żeby napełnić serce można przeczytać ten komiks albo iść się napić.
2.
Skalp - Jason Aaron, R.M.Guéra
W okresie rozliczeniowym ukazały się trzy zbiorcze woluminy tego komiksu, więc nie można się pomylić przy wyborze. Słabszym seriom komiksowym daje się na ogół i tak jeszcze jedną szansę, ale jeśli nie chwyci po drugim wydaniu zbiorczym, to nie ma co się w to dalej pchać (po cóż więc kupowałem do końca na przykład Lucyfera, nie jestem w stanie pojąć... Diabelskie sztuczki...). Skalp chwyta od pierwszych stron. Przygotujcie się na brutalny komiks, z którego brud wylewa się zewsząd, co znakomicie podkreśla rysunek (choć rysowników serii jest kilku, to najlepiej sprawdza się R.M. Guéra). Śledztwo, które prowadzi tajny agent FBI Dashiell Zły Koń ujawnia to, jak bardzo splątane są ze sobą ideologia, partykularne interesy, uczucia oraz przestępczość. Przypomina mi ta sytuacja tę, którą na czynniki pierwsze rozebrał Misha Glenny w reportażu Nemezis. O człowieku z faweli i bitwie o Rio. Tam chodziło o zaklęty krąg narkotykowej przemocy w brazylijskim społeczeństwie ogromnych nierówności społecznych. Tutaj chodzi o coś podobnego w kraju American Dream, w którym istnieją rezerwaty dla ludności. To piekło, które działa na zasadach określonych przez Jaxa w Sons of Anarchy - codziennie wstajesz i próbujesz naprawić rozwałkę z dnia poprzedniego, ale zamiast cokolwiek naprawić, tylko pogarszasz sprawę, brniesz w to dalej (wybaczcie niedokładny cytat, ale serial obejrzany już dawno temu). Mam jednak wrażenie, że świata w Skalpie być może nikt naprawić nie chce... (qba)„Skalp” świetnie pokazuje samotność i wyobcowanie. W czasach, gdy większość zeszytów komiksowych kończy się szokującymi zawieszeniami akcji, Aaron i Guera stosują niepopularny zabieg wyciszenia końcówki komiksu. Grają emocjami, zdawkowym słowem lub wręcz milczeniem zilustrowanym przez wymowny kadr.
Świat „Skalpu” to miejsce niezwykle brutalne, powodujące wibrowanie w żołądku, a jednocześnie tak sprawnie uchwycone przez autorów, że od lektury nie można się oderwać. Znakomita rzecz... (dyszcz) CZYTAJ WIĘCEJ
1.
Będziesz smażyć się w piekle - Krzysztof Owedyk
Jestem fanem Prosiaka od kiedy przeczytałem pierwszy raz Ósmą czarę, bo Prosiak świetnie opowiada i czuje opowiadanie komiksem jak mało który polski autor (bez zbędnego efekciarstwa, bez nadmiernego teoretyzowania, etc.). Całe szczęście, że Krzysztof Owedyk nie zrezygnował z robienia komiksów, bo stworzył opowieść pięknie wyolbrzymiającą (?) patologie biznesu muzycznego (w sposób dużo bardziej udany niż we wściekłym musicalu Polskie gówno, choć tam przecież teoretycznie muzyka mogła uderzać w nas wprost, a w komiksie tylko pośrednio), która tak naprawdę może być o czymś innym niż o biznesie muzycznym. Jak mówi nam skrzydełko, Prosiak „chciałby znowu malować obrazy, ale twierdzi, że ma jeszcze kilka komiksów do narysowaniaˮ. Dla mnie to najlepsza recenzja tego, że czasami to komiks najlepiej służy wyrażeniu tego, co leży komuś na wątrobie. Koncept tego albumu (obracająca się płyta), humor (dlaczego komuś może się nie udać samobójstwo? Gabi i kot - razem i osobno), umiejętność pokazania w komiksie muzyki (a to zadanie niełatwe; nie udało się Mawilowi w Bendzie, nie udało Gipiemu w Sali prób), śląska gwara i świetnie napisane postaci składają się na opowieść o życiu, jakiej jeszcze nie czytaliście. (qba)Tak wysmakowanego graficznie i mądrego treściowo komiksu nie było w Polsce od wielu lat. Absolutnie mistrzowski album. Obowiązkowa lektura dla koneserów polskiej sceny komiksowej. Zdecydowany komiks roku, a może i dekady... CZYTAJ WIĘCEJ (dyszcz)