"Skradziony skarb" i "Hernan Cortes i podbój Meksyku" |
Jest duża szansa, że nazwisko Jerzego Wróblewskiego przywoła wiele wspomnień czytelnikom, których apogeum zainteresowania komiksem przypadło na lata 70. i 80. ubiegłego wieku. Właśnie wtedy niezwykle płodny artysta z Inowrocławia, który większość życia spędził w Bydgoszczy, obecny był na księgarskich półkach w ilościach wręcz hurtowych – publikowane w bardzo dużych nakładach albumy Krajowej Agencji Wydawniczej, takie jak „Hernan Cortes i podbój Meksyku”, „Skradziony skarb”, „Figurki z Tilos”, czy „Legendy wyspy labiryntu” czytane były bardzo chętnie, a ich największą siłą były właśnie rysunki Wróblewskiego.
Rysownik-orkiestra
Jerzy Wróblewski |
Jerzy Wróblewski zasłynął jako artysta radzący sobie z różnymi gatunkami komiksu - od klasycznego, tworzonego realistyczną kreską (jak wszystkie wyżej wymienione) po groteskowy, cartoonowy (przygody Binio Billa). Potwierdzeniem tezy o prawdziwej wszechstronności rysownika tak naprawdę są jednak te najmniej znane komiksy, które nie oblegały księgarskich półek i nie pojawiały się na witrynach kiosków. Trzeba było odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu, aby je odnalazł i przypomniał. I taki człowiek się znalazł.
- Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie album „Hernan Cortes i podbój Meksyku”. Jakieś 30 lat temu postanowiłem go nawet przerysować do zeszytu w kratkę formatu A4. Zajęło mi to całe zimowe ferie.
I chyba wtedy poczułem, że chciałbym robić w przyszłości komiksy – mówi Maciej Jasiński, scenarzysta i publicysta komiksowy, badacz tej formy sztuki, okazjonalnie rysownik, a od zawsze wielbiciel twórczości Wróblewskiego. „Hernan Cortes” to jego ulubiony komiks mistrza. Niedawno miał możliwość obejrzeć oryginalne plansze pochodzące z tego albumu. „Niesamowite doświadczenie” – napisał na swoim facebookowym profilu.
W 2013 roku Jasiński, z pomocą Leszka Kaczanowskiego z wydawnictwa Ongrys wystartował z serią, której tytuł mówi sam za siebie: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”. Obecnie pisze książkę „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych”, której premiera przewidziana jest na maj. Pracował nad nią kilka ładnych lat…
- Materiały zacząłem zbierać ponad 10 lat temu. Przyznam, że początkowo nie sądziłem, że aż tyle ich będzie. Córka Jerzego Wróblewskiego spakowała w kartony wszystkie rzeczy swojego ojca, które dziś stanowią kopalnię wiedzy o kulisach powstawania komiksów w okresie PRL-u oraz krótkim okresie transformacji ustrojowej. Dzięki temu zachowały się wszystkie umowy, rachunki, listy, które rysownik otrzymywał z redakcji, a także wiele brudnopisów z listami, które sam do niej wysyłał. Do tego scenariusze - w tym takie, które nie zostały zrealizowane, szkicowniki, setki ilustracji, grafik i szkiców. Samo skatalogowanie tego, zrobienie kopii i skanów zajęło strasznie dużo czasu. Drugie tyle spędziłem w bibliotece przekopując się przez roczniki gazet, z którymi współpracował Wróblewski – wspomina Jasiński.
Tropiąc prace mistrza, Jasiński wykazywał się uporem i konsekwencją. Kiedy poszukiwał pasków komiksowych Wróblewskiego, wydrukowanych w „Przeglądzie Robotniczym”, pani z bydgoskiej czytelni czasopism regionalnych zareagowała dość ekstatycznie, mówiąc: "Nie myślałam, że ktoś jeszcze kiedyś o to zapyta. Przez ponad 30 lat nikt nigdy tego nie wypożyczył. Nawet ostatnio patrzyłam na te roczniki i chciałam po urlopie wycofać je z magazynu czasopism do tego ogólnego w piwnicy. A tu taka niespodzianka!".
W czterech rocznikach „Przeglądu Robotniczego” Jasiński odnalazł około stu pasków komiksowych i ilustracji Jerzego Wróblewskiego.
Finansowy zastrzyk miasta
Zdobycie takich komiksowych rarytasów to jedno, natomiast doprowadzenie starych materiałów do stanu używalności to zupełnie odrębna kwestia. Obróbka graficzna materiałów do „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” zżerała Jasińskiemu mnóstwo czasu, ale motywacją do tego wyzwania była aprobata osób, które przyznają w Bydgoszczy stypendia na działalność artystyczną i upowszechnianie kultury. - W ramach tego projektu część nakładu zostanie rozesłana do bibliotek w całym kraju – komentował Jasiński na łamach ziniolowej rubryki „Kibicujemy komiksiarzom” we wrześniu 2013 roku.
I chyba wtedy poczułem, że chciałbym robić w przyszłości komiksy – mówi Maciej Jasiński, scenarzysta i publicysta komiksowy, badacz tej formy sztuki, okazjonalnie rysownik, a od zawsze wielbiciel twórczości Wróblewskiego. „Hernan Cortes” to jego ulubiony komiks mistrza. Niedawno miał możliwość obejrzeć oryginalne plansze pochodzące z tego albumu. „Niesamowite doświadczenie” – napisał na swoim facebookowym profilu.
Oryginalne plansze komiksu "Hernan Cortes i podbój Meksyku" |
Maciej Jasiński |
Tropiąc prace mistrza, Jasiński wykazywał się uporem i konsekwencją. Kiedy poszukiwał pasków komiksowych Wróblewskiego, wydrukowanych w „Przeglądzie Robotniczym”, pani z bydgoskiej czytelni czasopism regionalnych zareagowała dość ekstatycznie, mówiąc: "Nie myślałam, że ktoś jeszcze kiedyś o to zapyta. Przez ponad 30 lat nikt nigdy tego nie wypożyczył. Nawet ostatnio patrzyłam na te roczniki i chciałam po urlopie wycofać je z magazynu czasopism do tego ogólnego w piwnicy. A tu taka niespodzianka!".
W czterech rocznikach „Przeglądu Robotniczego” Jasiński odnalazł około stu pasków komiksowych i ilustracji Jerzego Wróblewskiego.
"Tajemnica Złotej Maczety" |
Zdobycie takich komiksowych rarytasów to jedno, natomiast doprowadzenie starych materiałów do stanu używalności to zupełnie odrębna kwestia. Obróbka graficzna materiałów do „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” zżerała Jasińskiemu mnóstwo czasu, ale motywacją do tego wyzwania była aprobata osób, które przyznają w Bydgoszczy stypendia na działalność artystyczną i upowszechnianie kultury. - W ramach tego projektu część nakładu zostanie rozesłana do bibliotek w całym kraju – komentował Jasiński na łamach ziniolowej rubryki „Kibicujemy komiksiarzom” we wrześniu 2013 roku.
"Legendy wyspy labiryntu" i "Figurki z Tilos" |
Wewnątrz książki znajdzie się 14 rozdziałów, na łamach których pojawią się ciekawostki dotyczące Wróblewskiego, czy kulisy jego warsztatu. Jasiński przyznaje, że przez lata konstrukcja książki zmieniała się wielokrotnie:
- Z wersji bardziej naukowej ewoluowała w bardziej popularno-naukową. Skupiam się na ciekawostkach, do których udało się dotrzeć, na rzeczach i wydarzeniach, które nie są znane nawet największym fanom Wróblewskiego. Będzie więc w książce historia pociętych komiksów z „Relaxu”, a także ich rekonstrukcja, będzie o tym dlaczego ocenzurowano komiksową „Biblię” i zasłonięto pośladki Ewie, a także o tym jak Maciej Parowski recenzował scenariusz Wróblewskiego i wiele, wiele innych historii. A także oczywiście unikatowych grafik, do których udało się dotrzeć.
Książka będzie miała około 130 stron formatu A4. Ostatni jej rozdział - dość obszerny - będzie potwierdzeniem tezy, że tytuł zobowiązuje. Do udziału w nim Maciej Jasiński zaprosił współczesnych twórców komiksu.
-Brakowało mi w tym wszystkim mocniejszego podkreślenia znaczenia twórczości Jerzego Wróblewskiego dla polskiego środowiska komiksowego. Dlatego udało mi się namówić wielu rysowników, którzy wychowali się na komiksach Wróblewskiego i na nich uczyli się rysować, do podzielenia się swoimi wspomnieniami, przeżyciami. Liczę, że to grono się jeszcze powiększy - mówi Jasiński.
Zaproszeni twórcy, poza wspominkami, zaprezentują swoje wersje dzieł Wróblewskiego. Okładkę do książki Jasińskiego przygotowuje Piotr Nowacki – rysownik komiksów, który współpracuje z Maciejem przy serii „Detektyw Miś Zbyś na tropie”. Specjalizujący się w stylu groteskowym Nowacki bardzo chętnie podjął się tego zadania.
Grafiki na okładkę książki - rys. Piotr Nowacki |
Zapowiedziany przez kulturę gniewu na 1 kwietnia „Binio Bill kręci western i …w kosmos” to komiks z serii bardzo dobrze kojarzonej przez wielu polskich rysowników komiksowych. Wśród nich jest m.in. Maciej Mazur, podobnie jak Wróblewski znany z rysowania w różnych stylistykach – od cartoonu („Rechot”) po rysunek realistyczny („Słynni polscy olimpijczycy”, „Przymierze pajęczej nici”).
- Jerzy Wróblewski? Dla mnie to przede wszystkim Binio Bill, publikowany w „Świecie Młodych”. Jako, że mój kontakt z komiksem zaczął się raczej późno i - początkowo – raczej pobieżnie, miałem styczność przede wszystkim z tym, co było publikowane na ostatniej stronie tej „harcerskiej gazety nastolatków”. I do dziś uważam, że ten absolutnie autorski komiks to jego najszczersze i najlepsze dzieło – wspomina Mazur.
Premiera „Binio Billa” jest również radosną informacją dla Macieja Jasińskiego.
- A nawet bardzo radosną, bo moje wycinki ze „Świata Młodych” są dość nieporęczne do czytania. W końcu jedne z moich ulubionych komiksów z dzieciństwa będą wydane w wersji albumowej – oznajmia Jasiński, który zresztą miał swój wkład w powstanie albumu.
- Pożyczałem swoje „Światy Młodych” do skanowania, a także napisałem obszerny tekst o historii Binio Billa, który będzie uzupełnieniem pierwszego albumu. Nie mogę się już doczekać i mam plan aby przeczytać wreszcie ten komiks z moim synem, który bardzo lubi historie z Dzikiego Zachodu – dodaje.
25 lat temu
A co z innymi komiksami mistrza Wróblewskiego? Wielu ludzi wychowanych w latach 80. uważa takie albumy jak "Skradziony skarb" czy "Legendy wyspy labiryntu" za wręcz kultowe. Czy dziś również byłyby popularne?
- Komiksy są przypisane czasom, w których powstały - mówi Jasiński. - W jakimś stopniu odpowiadają modom, trendom czy zapotrzebowaniom wydawców i czytelników. Na pewno nie były by kultowe, gdyby miały premierę obecnie. Może tylko niektóre. Choć wiele z nich to komiksy, które oparły się upływowi czasu, a ogromna w tym zasługa ilustracji Jerzego Wróblewskiego.
Podobne zdanie ma Maciej Mazur.
"Cena wolności", "Zesłańcy", "Kapitan Żbik" |
A co z innymi komiksami mistrza Wróblewskiego? Wielu ludzi wychowanych w latach 80. uważa takie albumy jak "Skradziony skarb" czy "Legendy wyspy labiryntu" za wręcz kultowe. Czy dziś również byłyby popularne?
"Figurki z Tilos" |
Podobne zdanie ma Maciej Mazur.
- Kiedy przyjrzeć się albumom robionym choćby do scenariuszy Stefana Weinfelda (a chyba najwięcej prac zrealizował Wróblewski do jego scenariuszy), widać upływ czasu i progres, jaki nastąpił od tamtej pory w sposobie (sposobach) robienia komiksów. Mam na myśli przede wszystkim sposób pisania scenariuszy, dziś chyba zupełnie archaiczny. Rysunek Wróblewskiego wciąż robi wrażenie. Cóż, los sprawił, ze nigdy już nie przekonamy się, w jaki sposób Wróblewski tworzyłby dziś (i co by tworzył) – mówi Mazur.
W tym roku mija 25 lat od śmierci Jerzego Wróblewskiego. Czy książka Macieja Jasińskiego i „Binio Bill” z kultury gniewu będą jedynymi publikacjami poświęconymi mistrzowi? Wszystko w rękach wydawców.
- Na pewno warto wznowić jego prace. Wartość - choćby tylko sentymentalna - dla pokolenia dzisiejszych 30-40-latków jest niewątpliwa. Czy ma jeszcze „potencjał rynkowy”? Nie umiem zupełnie na takie pytanie odpowiedzieć, nawet mocno spekulacyjnie. Na pewno zasłużył. Jest w końcu chyba ostatnim starym mistrzem, który zupełnie nie istnieje, poza rynkiem antykwarycznym – konkluduje Maciej Mazur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz