Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 5 stycznia 2010

Rok 2009: odsłona pierwsza

Autor: Dominik Szcześniak

Rok 2009 został oficjalnie zakończony, co nie oznacza, że od razu będzie zapomniany. Zanim na dobre zadomowimy się w nowych warunkach, jakie zaproponuje nam 2010, warto podsumować to, co wydarzyło się w komiksie w Polsce w przeciągu minionych dwunastu miesięcy.


In plus:
Po pierwsze: gigantyczna ilość wyśmienitych komiksów, z których wyłowienie tych 10 najlepszych (TOP 10 wg "Ziniola" już jutro) było niemożliwością, bo zawsze pozostawiało w roli przegranego szereg równie udanych pozycji. Co ciekawe, wyrównały się cele i dążenia wydawców. Swego czasu jeden konkretny edytor przypisany był publikowaniu komiksów mainstreamowych, a inny, równie konkretny - alternatywnych. Rok 2009 był przełomowy głównie dlatego, że Egmont wkroczył w rejony, zajmowane do tej pory przez timofa i Kulturę Gniewu (wydając choćby "Ibikusa", "Henri Desire Landru" czy "Wyspę Burbonów rok 1730"), ale też dlatego, że ostrą amunicję zastosowało Hanami, publikując tak znakomite dzieła, jak "Dziennik z zaginięcia" czy "Zoo zimą". Każdy z polskich wydawców zasłużył w minionym roku na szacunek ze strony Czytelników. I na zaufanie, co do dalszych kroków wydawniczych. Bo te, które podjęte zostały przez nich do tej pory, nawet jeśli nie było o nich głośno przed premierą, okazały się być dobrymi decyzjami.

Niezmiennym plusem od kilku lat jest wspaniała frekwencja twórców komiksu europejskiego, odwiedzających Polskę. W tym roku, poza standardowym pobytem gwiazd na największych imprezach komiksowych, pojawiali się oni w naszym kraju zupełnie znienacka (jak choćby Rutu Modan w Warszawie). Są to wizyty, mogące rozpropagować komiks jako cenny wytwór kultury, a w najgorszym wypadku - służyć jego akceptacji w społeczeństwie; akceptacji, której przecież wciąż jakby mało.


Bardzo ważnym wydarzeniem w kontekście kształtowania świadomości komiksowej był odbiór w Polsce filmów produkcji amerykańskiej, powstałych na kanwie komiksów, (chociażby "Strażnicy"). Za znakomite uznawali te filmy ludzie, którzy niejednokrotnie dwadzieścia lat temu szydzili z komiksów o superbohaterach (i komiksów w ogóle), twierdząc że są dla dzieci, dla bezmózgów i debili. A teraz, jedząc popcorn i siedząc wygodnie w fotelach, świetnie się przy tej samej "papce" bawili. Co prawda nie można raczej liczyć na to, że powyższe będzie równoznaczne ze zniesieniem granic między komiksem a książką, czy filmem jako podobnym sobie formom rozrywki, ale pewnym jest to, że "prześladowani" w latach dziewięćdziesiątych komiksiarze mogą sobie teraz nieco poużywać na swoich prześladowcach...


In minus:
Właściwie jedynym minusem było to, że choć komiksów polskich twórców zostało w minionym roku (wliczając magazyny i ziny) opublikowanych najwięcej w historii komiksu polskiego, godnymi zapamiętania zostało zaledwie kilka, a takich spośród nich, które mogły nieźle zamieszać było jeszcze mniej. Lepiej było chyba za czasów, gdy Polacy produkowali więcej dobra komiksowego, a ogólna ilość pozycji była mniejsza. Czyli: znana od dawna zależność jakości od ilości. Na osłodę pozostaje chyba tylko fakt, że większość twórców ma swoje konta na facebooku i twitterze i pielęgnuje kontakt z czytelnikiem.

Poza powyższymi, wydarzyło się jeszcze wiele innych spraw, jak chociażby zawiązanie Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego, czy rozległe plany Centrali dotyczące Ligatury - jako, że są to projekty jeszcze w sumie niezrealizowane, rozliczone zostaną w przyszłorocznym podsumowaniu. A tymczasem zapraszam jutro na prezentację zjawisk, które poruszały serca Czytelników bardziej niż konwenty i wizyty twórców razem wzięte: na listę dziesięciu najlepszych komiksów minionego roku. Bo to przecież o komiksy tak naprawdę chodzi.

Brak komentarzy: