Autor: Dominik Szcześniak
W kilku ostatnich tomach Thorgala głównym bohaterem serii był jego syn, Jolan. Aegirsson zaliczał jedynie krótkie epizody, dając tym samym przestrzeń do rozwijania wątku dziecięcej fantasy, której kulminację stanowiła wielka bitwa o Asgard. Scenarzystę odsądzano od czci i wiary. Z ust recenzentów padały zdania o zamachu na ich młodość i zbezczeszczeniu idealnego komiksu. Rok po premierze Bitwy o Asgard dostajemy kolejny tom serii, zatytułowany Statek miecz. I okazuje się, że wystarczy odwrócić proporcje, by serial wrócił do formy i dostarczył wrażeń, porównywalnych do tych z czasów swojej świetności.
Aegirsson powraca w wielkim stylu. Yves Sente zdaje się kompletnie rewidować tezę o dostosowaniu sagi do młodszego odbiorcy, co jednocześnie otwiera mu furtkę do ukazania swego talentu pisarskiego. Stworzenie nowej jakości, opartej o przygody młodego Jolana, okazało się błędem - przykłady Louve czy Kriss de Valnor pokazują, że odpowiednim do tego miejscem mogłyby być "światy Thorgala", czyli serie odpryskowe, opisujące postaci z dalszego planu i zazębiające się z główną w niektórych momentach. Błąd ten wyraźnie związał ręce scenarzyście na dorobku i nie pozwolił mu się wykazać.
Statek miecz to zaledwie kilka plansz przygód Jolana i o wiele więcej perypetii starego, dobrego Thorgala. Wątek z udziałem Jolana napisany jest bardzo zwięźle - nie rozwlekając niepotrzebnie akcji, scenarzysta zaznacza kolejny quest, przed którym stanie ekipa młodzieńca i daje kilka wskazówek co do tego, w którą stronę podąży ta linia fabularna. Całkiem możliwe, że w jednej ze scen dostajemy również informację co do potencjalnego zakończenia serii, która ma dokonać żywota na tomie numer 36, splatającym losy większości postaci z serii odpryskowych.
Na tych kilku stronach równie widoczne co zaangażowanie scenarzysty jest znużenie rysownika. Rosińskiemu najwidoczniej nie do końca spodobało się uczynienie z Jolana głównego bohatera jego najpopularniejszego komiksu, wobec czego wątek z jego udziałem zupełnie sobie odpuścił, całą parę poświęcając na resztę albumu, który osadzony jest w zimowej scenerii.
Graficznie jest to perełka, stworzona z pełną świadomością języka komiksu. Zaufanie, jakim darzyli się nawzajem Rosiński i van Hamme procentowało w pełni zespołowymi albumami, w których każda scena przygotowana była znakomicie. W przypadku Yvesa Sente ta współpraca również wygląda imponująco, ale z zupełnie innego powodu - jest w Statku mieczu kilka scen, wyraźnie pokazujących, że Rosiński to mistrz, który po profesorsku potrafi zatuszować niedociągnięcia scenariusza (nie uratował jedynie naciąganego zakończenia).
Komiks ten jest nie tyle powrotem do dobrej formy serii, co zupełnie inną "dobrą formą". Thorgal zostaje wrzucony w zupełnie nowe rejony i - płynąc szlakiem handlowym Wikingów - niebawem dotrze zapewne do Bag Dadhu, będzie miał na głowie kakhazańskich przestępców i stanie twarzą twarz z sułtanem Ibn Aiszą. Akcja omawianego tomu dzieje się w tak egzotycznych miejscach jak Nowogorew czy Brojewo. Ekspansja uniwersum thorgalowskiego trwa w najlepsze, jednak dopiero po dotknięciu przez Sente nabrała kolorów (przypomnijmy sobie np. okropne epizody greckie za kadencji Jeana van Hamme). I nabierze jeszcze większych, bo scenarzysta zapowiada wojny religijne.
Statek miecz usatysfakcjonuje starszych fanów serii, którzy z rozrzewnieniem wspominają wszystko, co wydarzyło się w światach Thorgala do momentu opublikowania albumu Władca gór. Nie jest to ten sam Thorgal, ale wreszcie ktoś znalazł receptę na to, by ten nowy wyglądał co najmniej przyzwoicie.
Statek miecz to zaledwie kilka plansz przygód Jolana i o wiele więcej perypetii starego, dobrego Thorgala. Wątek z udziałem Jolana napisany jest bardzo zwięźle - nie rozwlekając niepotrzebnie akcji, scenarzysta zaznacza kolejny quest, przed którym stanie ekipa młodzieńca i daje kilka wskazówek co do tego, w którą stronę podąży ta linia fabularna. Całkiem możliwe, że w jednej ze scen dostajemy również informację co do potencjalnego zakończenia serii, która ma dokonać żywota na tomie numer 36, splatającym losy większości postaci z serii odpryskowych.
Na tych kilku stronach równie widoczne co zaangażowanie scenarzysty jest znużenie rysownika. Rosińskiemu najwidoczniej nie do końca spodobało się uczynienie z Jolana głównego bohatera jego najpopularniejszego komiksu, wobec czego wątek z jego udziałem zupełnie sobie odpuścił, całą parę poświęcając na resztę albumu, który osadzony jest w zimowej scenerii.
Graficznie jest to perełka, stworzona z pełną świadomością języka komiksu. Zaufanie, jakim darzyli się nawzajem Rosiński i van Hamme procentowało w pełni zespołowymi albumami, w których każda scena przygotowana była znakomicie. W przypadku Yvesa Sente ta współpraca również wygląda imponująco, ale z zupełnie innego powodu - jest w Statku mieczu kilka scen, wyraźnie pokazujących, że Rosiński to mistrz, który po profesorsku potrafi zatuszować niedociągnięcia scenariusza (nie uratował jedynie naciąganego zakończenia).
Komiks ten jest nie tyle powrotem do dobrej formy serii, co zupełnie inną "dobrą formą". Thorgal zostaje wrzucony w zupełnie nowe rejony i - płynąc szlakiem handlowym Wikingów - niebawem dotrze zapewne do Bag Dadhu, będzie miał na głowie kakhazańskich przestępców i stanie twarzą twarz z sułtanem Ibn Aiszą. Akcja omawianego tomu dzieje się w tak egzotycznych miejscach jak Nowogorew czy Brojewo. Ekspansja uniwersum thorgalowskiego trwa w najlepsze, jednak dopiero po dotknięciu przez Sente nabrała kolorów (przypomnijmy sobie np. okropne epizody greckie za kadencji Jeana van Hamme). I nabierze jeszcze większych, bo scenarzysta zapowiada wojny religijne.
Statek miecz usatysfakcjonuje starszych fanów serii, którzy z rozrzewnieniem wspominają wszystko, co wydarzyło się w światach Thorgala do momentu opublikowania albumu Władca gór. Nie jest to ten sam Thorgal, ale wreszcie ktoś znalazł receptę na to, by ten nowy wyglądał co najmniej przyzwoicie.
4 komentarze:
ach ten Thorgal... czy to znaczy, że odkopujemy trupa?
Krajobrazy może i są pięknie malowane, ale nie mogę zrozumieć tego, co Rosiński robi z twarzami postaci.
Problem z twarzami pojawił się już dość dawno temu i trwa sobie w najlepsze. Marudziłem na ten temat przy Kriss de Valnor i kilku wcześniejszych albumach. Teraz - przywykłem.
powrót do rysunku po okresie malarskim - może kolejne tomy będą ukazywać się nieco częściej? Lotar
Prześlij komentarz