Autor: Dominik Szcześniak
Biały Orzeł to bodaj pierwszy komiks o polskim superbohaterze, nie będący parodią amerykańskiego odpowiednika. Sam pseudonim głównego bohatera jest równie pompatyczny, co np. Kapitana Ameryki, ale - co cenne - w polskiej wersji nie bazuje na tanim nawiązaniu do herosa zza Wielkiej Wody. Wizualnie bardziej przypomina Batmana (w myśl przysłowia "Gdzie Batman nie może, tam Orzeł pomoże"). Biały Orzeł to zarazem kolejny pisk zeszytówki, która wciąż jeszcze na dobre nie wyszła z gniazda, mimo kilku ambitnych prób, podejmowanych w ostatnich czasach. Czy to będzie bardziej efektywne podejście?
Całkiem możliwe. Adam i Maciej Kmiołek podeszli do sprawy bardzo solidnie i zrobili komiks amerykański w Polsce. Bez silenia się na głębsze fabuły i w formie bezpośrednio nawiązującej do zeszytów z USA. Czuć tu oczywiście sentyment do czasów Tm-Semic, a lista rysowników, którzy stanowili inspirację dla autorów znana jest każdemu, kto interesował się komiksem w Polsce od czerwca 1990 roku. Rysownik, Adam Kmiołek, nawiązuje do tego, co dobre: Erika Larsena, Todda McFarlane'a, Franka Millera, Jima Lee. Najprościej byłoby napisać, że wpływy tych autorów widoczne są na niemal każdej stronie, ale przecież rynek amerykański tak się zunifikował, że wszyscy teraz rysują w niemal identycznym stylu. Dominuje produkcja taśmowa i solidne rzemiosło. Na tym samym założeniu bazuje Biały Orzeł - rzemiosło jest tu bardzo solidne i plansze ogląda się z przyjemnością znacznie większą, niż wertując większość amerykańskich zeszytów. Wracając do inspiracji - w stopce do pierwszego zeszytu, obok wymienionych powyżej nazwisk, nie pojawia się Rob Liefeld. To dobry znak. Znak, że Adam Kmiołek radzi sobie z proporcjami i nie popełnia anatomicznych gaf.
Graficznie jest naprawdę dobrze. Poza rysunkami, komiks jest idealnie przygotowany pod względem edytorskim, kompozycyjnym i kolorystycznym. Są kadry eksponujące głównego bohatera w kozackich pozach, są ujęcia "telewizyjne" znane z komiksów Millera, czy też sympatyczne drobnostki, w rodzaju kolorowego tła w ramkach narracyjnych. Autorzy bardzo dobrze odrobili pracę domową.
Fabularnie również jest bardzo typowo. Tytułowy bohater ma pomocnika, Hudiniego oraz wrogów - Wiktora, Czarną Śmierć, czy też przypominającego Vermina z deMatteisowskich Ostatnich Łowów Kravena kanalarza Nura. Scenarzysta bazuje na retrospekcjach, powoli składając puzzle w jeden duży obraz.
Przyznam, że miło zaskoczył mnie brak być może niesłusznie spodziewanego nachalnego patriotyzmu. Poza ksywką głównego bohatera i jego prawdziwym nazwiskiem oraz lokacjami nic takiego na szczęście się nie pojawia. A przecież tak łatwo autorzy mogli nawiązać chociażby do narodowej pulpy promowanej niegdyś przez Kapitana Amerykę. Widać można inaczej. Zamiast tego mamy więc wyluzowaną historię, która ma swoje momenty. Bywa zabawnie, czasem trzyma w napięciu, a przede wszystkim - chce się więcej.
Biały Orzeł jest bardzo konsekwentnie przygotowanym produktem, który - jeśli autorzy nie spoczną na laurach - może okazać się dużym wydarzeniem. Może nie na tyle dużym, by przedefiniować obecnie panujący na rynku mainstream, ale takim, który bez wstydu pozwoli nam spoglądać na dokonania polskich autorów w kategorii superhero i zeszytówka.
Zapowiedź drugiego numeru przywodzi na myśl Subcity Todda McFarlane'a i wspomniane już przeze mnie Ostatnie Łowy Kravena DeMatteisa i Zecka. Ciekawe, czy autorzy wyjdą cało z tych porównań? A może zaskoczą czymś zupełnie innym? Warto dać im szansę.
Biały Orzeł, numer 1. Scenariusz: Maciej Kmiołek. Rysunki: Adam Kmiołek. Kolor: Daria Widermańska-Spala. Wydawca: Wizuale S.C. 2011
Komiks możesz zakupić tutaj.
2 komentarze:
Zgadzam się. Ostatnio przeczytałem całość Kaydana i Białego Orła, i ten drugi przewyższa w każdym aspekcie "polskiego Bonda". Chylę czoła przed pracowitością Martewicza, ale Kaydana czyta się jak Essentiale z lat 70-tych a rysunki robią lepsze wrażenie na oryginalnych planszach, niż w wersji finalnej w zeszytach. Orzeł to dobre czytadło, które można sobie łyknąć w drodze do pracy. Dobra robota.
mam wątpliwości, wciąż się zastanawiam, ale pewnie się skuszę i choć #1 numer kupię i przeczytam.
Prześlij komentarz