Autor: Dominik Szcześniak
Stonowana, statyczna okładka oraz tytuł, który równie dobrze pasowałby do pełnometrażowego filmu na motywach serialu Moda na sukces, to dla czytelników serii o żywych trupach jasny komunikat, świadczący o tym, że w nieustannej przeplatance albumów przepełnionych akcją z takimi, w których nic się nie dzieje, autorzy tym razem zdecydowanie postawili na tę drugą opcję. I tym samym sprowokowali pytanie: ile razy można smęcić o tym samym? Jak długo ciągnąć temat "wnikania we wnętrza bohaterów" i "udowadniania, że w obliczu armagedonu to ludzie są żywymi trupami"? Innymi słowy: czy starej formule, którą witaliśmy z radością wraz z jej pierwszym pojawieniem się, ale z każdym kolejnym już niekoniecznie, można nadać jakiejkolwiek świeżości?
Okazuje się, że tak.
Przez minionych czternaście tomów Kirkman absolutnie nie sprawiał wrażenia scenarzysty, którego interesuje cokolwiek innego, niż ukazanie drogi do ostatecznego zezwierzęcenia ludzi. Ekipę Ricka Grimesa przetrzebił wielokrotnie, uśmiercał postaci mniej i bardziej istotne, czasem w tonie moralizatorskim, czasem dla efektu dobrej rozpierduchy. Nawet jeśli zaczynało już być dobrze, starał się, by w powietrzu wisiało poczucie nadchodzącego zagrożenia. Wieloma scenami stawał na krawędzi i powodował, że zastanawiałem się jak daleko może jeszcze posunąć się w swojej misji. Tymczasem w tomie Odnajdujemy siebie kompletnie zmienił kierunek i postawił na ponowne uczłowieczenie swoich bohaterów.
Odtworzenie cywilizacji stało się dla Ricka i spółki celem nadrzędnym. Rozmowa zastępuje chęć naciśnięcia za spust. Życie w zwartej wspólnocie zwycięża z opcją dbania o własny interes. Kirkman nadaje serialowi ton melodramatyczny, w związku z czym pełno w nim ckliwych gadek, rozmów na temat emocji, czy też dialogów mających na celu naprawę związków międzyludzkich i zbudowania pewnych uczuć od samych podstaw. Myślę, że bohaterom Kirkmana coś takiego się należało, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby scenarzysta szedł wyznaczoną przez siebie na samym początku ścieżką, to zamiast melodramatu mielibyśmy początek autentycznego horroru. A może to tylko zasłona dymna? Może Kirkman po prostu odracza wyrok?
Osią serii o zombich były zawsze elementy strategiczne. Ten komiks to raj dla wielbicieli planowania. Nie inaczej jest w omawianym tomie: bohaterowie rozmawiają o możliwościach umocnień, o tym, gdzie wykopać dół, a gdzie postawić sznur samochodów. Fakt, że Kirkman wykazuje się wciąż przytomnym umysłem przy tego typu sprawach, jest istotnym atutem Żywych trupów. Nie mówiąc o tym, że fantastycznie buduje przestrzeń w komiksie i pozwala czytelnikowi prowadzić rozważania wraz z bohaterami.
Mimo tego, że jest dość melodramatycznie, to jednak się dzieje. Asekuracyjnie planowałem wspomnieć o tym, że na kartach komiksu pojawiają się gdzieniegdzie żywe trupy i że wielbiciele flaków i rozwalanych głów również znajdą coś dla siebie, ale tak naprawdę ten odcinek takiej rekomendacji nie potrzebuje. Wystarczy, że skupimy się na emocjach i na odzyskaniu utraconego człowieczeństwa. To bardzo duży krok dla bohaterów komiksu, ale i dla całej serii. Takiego ożywienia Żywe trupy potrzebowały.
Żywe trupy. Tom 15. Odnajdujemy siebie. Scenariusz: Robert Kirkman. Rysunek: Charlie Adlard. Współpraca graficzna: Cliff Rathburn. Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawca: Taurus Media 2012.
Komiks możesz zakupić tutaj: Sklep Gildia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz