Autor: Łukasz Kowalczuk
Stworzony przez legendarnego wynalazcę Nikolę Teslę Atomowy Robot nie jest bezduszną maszyną, zgadza się zresztą na współpracę z amerykańskim rządem pod warunkiem, że ten uzna go za istotę ludzką i pełnoprawnego obywatela. Główny bohater staje na czele grupy walczącej z zagrożeniami uważanymi przez zwykłego człowieka za nietypowe. Gigantyczne owady, wędrujące piramidy oraz, oczywiście, demoniczny niemiecki naukowiec.
Wszystko to już było? Klisze? Jasne, ale wykorzystane przez scenarzystę z pełną świadomością, rozwagą i polotem. Jest tu wszystko to, czego potrzebuje solidna przygodowa produkcja s/f. Historia i rysunki przywodzą na myśl dokonania Mignoli i Walkera (po trochu), ale jest tu mniej mroku – kolory naprawdę cieszą oko!
Robo jest postacią wzbudzającą sympatię, a to niełatwe do osiągnięcia wrażenie – czytelnik ma w końcu do czynienia z humanoidem, którego „twarz” wyposażono jedynie w „oczy”. Jego długowieczność z kolei daje pole do popisu twórcom. Przygody Atomowego dzieją się więc w różnych dekadach XX wieku.
Znowu podobieństwo do Hellboya, ale jak zrzynać, to od najlepszych.
I chyba na tym polega urok komiksu spółki Clevinger/Wegener/Pattison – wykorzystują sprawdzone recepty a czytelnik dostaje to, czego chce.
Atomic Robo to lektura lekka i przyjemna. Taki mainstream indie comics*. Nie jest kamieniem milowym w dziejach historyjek obrazkowych, nieco brakuje do takich tytułów jak wspomniany Hellboy czy Invincible i Eisnera nie dostanie. Autorzy stworzyli jednak miksturę na tyle dobrą, że zostali nominowani w 2008 roku w dwóch kategoriach: „best limited series” oraz „best colorist”**. Polecam i czuję, że sprawdzę kolejne 4 tomy (szósty na razie ukazał się w druku) jak tylko pozwolą na to fundusze.
Atomic Robo to lektura lekka i przyjemna. Taki mainstream indie comics*. Nie jest kamieniem milowym w dziejach historyjek obrazkowych, nieco brakuje do takich tytułów jak wspomniany Hellboy czy Invincible i Eisnera nie dostanie. Autorzy stworzyli jednak miksturę na tyle dobrą, że zostali nominowani w 2008 roku w dwóch kategoriach: „best limited series” oraz „best colorist”**. Polecam i czuję, że sprawdzę kolejne 4 tomy (szósty na razie ukazał się w druku) jak tylko pozwolą na to fundusze.
*Brzmi to pokracznie, ale pasuje jak ulał!
** Nominowani za recenzowany powyżej tom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz