Joann Sfar w wieku 15 lat rozpoczął akcję wysyłania różnym wydawcom swoich propozycji albumowych. Wysyłał po jednym albumie rocznie. Po dość długim okresie oczekiwania na swój debiut (1994 r.), nie zwolnił tempa i wciąż produkuje niezliczoną ilość komiksów. Dostrzegli to również wydawcy polscy - po "Kocie Rabina" (wyd. Post) prace francuskiego twórcy zaczęli drukować m.in. Mroja Press ("Mały świat Golema"), Hanami ("Japonia") oraz Kultura Gniewu, która kilka miesięcy temu wprowadziła na rynek "Klezmerów". Urodzaj Sfara to świetna wiadomość dla wielbicieli opowieści magicznych, osadzonych w klimacie żydowskiego folkloru.
Część pierwsza, zatytułowana "Podbój wschodu" to właściwie preludium do występów klezmerskiej ekipy. Akcja zawiązuje się powoli, poznajemy kolejnych bohaterów opowieści, których losy łączą się dopiero pod koniec odcinka. Galeria postaci to niekiepska: Noe Davidovitch to jedyny ocalały z dziesiątki żydowskich muzyków, załatwionych przez konkurencyjny zespół. Noe jest przy okazji Baronem (a czego? Otóż: Tyłka Swego). Hava jest dziewczyną, która zadurzona w Noe wyrusza za nim w klezmerską tułaczkę, opuszczając swą wioskę. Yaakov, zachowaniem i wyglądem przypominający kota Rabina, to wyrzucony z jesziwy najlepszy uczeń rabina, który obecnie bluźni Bogu i gdzieś ma wszystkie jego prawa. Skład zespołu dopełniają: Tchokola, Cygan, którego poznajemy, gdy wisi na drzewie po kozackim samosądzie oraz Vincenzo, wyrzucony z jesziwy z powodu kradzieży jabłka.
Sfar wszystkich bohaterów, podzielonych na grupki, prowadzi do Odessy celem zgarnięcia jak największej kasy (lub choćby kawałka chleba) za występy. Po drodze poznamy historię każdego z nich oraz będziemy świadkami spotkań grajków z innymi ludźmi. Sfar urządził ten komiks na zasadzie zbioru krótkich historii, opowiedzianych tak płynnie, że podczas lektury możemy nie zdać sobie sprawy z ich istnienia. Autor czerpie z żydowskich podań, wtrąca przemyślenia w formie snu, czy też swobodnie operuje starymi przypowieściami. Przeplata to zabiegiem, który może być oceniany różnorako. Moim zdaniem jest to zabieg udany. Chodzi mianowicie o fragmenty, w których klezmerzy robią to, co umieją najlepiej, czyli grają. Sfar nie ma najmniejszych oporów w rozciąganiu tego typu scen na kilka stron, skutkiem czego powstają tak wspaniałe fragmenty, jak zemsta Davidovitcha dokonana na zabójcach jego kompanów za pomocą harmonijki (3 pełne muzyki i energii strony), czy nauka śpiewania Havy. Żywe barwy towarzyszące tym występom, sprawiają, że mają one jeszcze większą siłę przebicia.
Wychodzi więc na to, że wielką zaletą "Klezmerów" jest ścieżka dźwiękowa tego komiksu. Nie tylko. Czytelnicy jakiegokolwiek komiksu Sfara wiedzą, że constans jego pracy stanowi fenomenalne wręcz wyczucie komiksowej materii oraz umiejętność prowadzenia fabuły. "Podbój wschodu" aż kipi od emocji, humoru i refleksji. Przedstawiane na jego kartach wydarzenia nie są komentowane przez autora. Po prostu się dzieją, skutkiem czego smutek miesza się tu z radością, a bryzgająca krew i okrutne walki tonowane są przez spacery przy świecącym księżycu.
Po lekturze "Klezmerów" nie sposób oprzeć się tezie, że podstawą komiksów Sfara jest również mądrość. Jest to komiks, który mówi o czymś w sposób, pozwalający na wzbogacenie swej wiedzy i dobrą zabawę jednocześnie. Świetnym dodatkiem są "notatki do Klezmerów", w których Sfar pisze zarówno o kulisach pracy nad albumem, jak również przedstawia swoje rozległe przemyślenia na temat muzyki, judaizmu i Boga.
"Podbój wschodu" to co prawda dopiero wprowadzenie w serię o przygodach zespołu grajków, ale wprowadzenie funkcjonujące fantastycznie jako odrębny album. Komiks Sfara odznacza się wysoką kulturą opowiadania i szacunkiem do tego medium. Obowiązkowo do postawienia na półce zaraz obok każdej innej publikacji tego autora.
"Klezmerzy, część pierwsza: Podbój wschodu". Autor: Joann Sfar. Tłumaczenie: Katarzyna Koła. Wydawca: Kultura Gniewu 2009
Część pierwsza, zatytułowana "Podbój wschodu" to właściwie preludium do występów klezmerskiej ekipy. Akcja zawiązuje się powoli, poznajemy kolejnych bohaterów opowieści, których losy łączą się dopiero pod koniec odcinka. Galeria postaci to niekiepska: Noe Davidovitch to jedyny ocalały z dziesiątki żydowskich muzyków, załatwionych przez konkurencyjny zespół. Noe jest przy okazji Baronem (a czego? Otóż: Tyłka Swego). Hava jest dziewczyną, która zadurzona w Noe wyrusza za nim w klezmerską tułaczkę, opuszczając swą wioskę. Yaakov, zachowaniem i wyglądem przypominający kota Rabina, to wyrzucony z jesziwy najlepszy uczeń rabina, który obecnie bluźni Bogu i gdzieś ma wszystkie jego prawa. Skład zespołu dopełniają: Tchokola, Cygan, którego poznajemy, gdy wisi na drzewie po kozackim samosądzie oraz Vincenzo, wyrzucony z jesziwy z powodu kradzieży jabłka.
Sfar wszystkich bohaterów, podzielonych na grupki, prowadzi do Odessy celem zgarnięcia jak największej kasy (lub choćby kawałka chleba) za występy. Po drodze poznamy historię każdego z nich oraz będziemy świadkami spotkań grajków z innymi ludźmi. Sfar urządził ten komiks na zasadzie zbioru krótkich historii, opowiedzianych tak płynnie, że podczas lektury możemy nie zdać sobie sprawy z ich istnienia. Autor czerpie z żydowskich podań, wtrąca przemyślenia w formie snu, czy też swobodnie operuje starymi przypowieściami. Przeplata to zabiegiem, który może być oceniany różnorako. Moim zdaniem jest to zabieg udany. Chodzi mianowicie o fragmenty, w których klezmerzy robią to, co umieją najlepiej, czyli grają. Sfar nie ma najmniejszych oporów w rozciąganiu tego typu scen na kilka stron, skutkiem czego powstają tak wspaniałe fragmenty, jak zemsta Davidovitcha dokonana na zabójcach jego kompanów za pomocą harmonijki (3 pełne muzyki i energii strony), czy nauka śpiewania Havy. Żywe barwy towarzyszące tym występom, sprawiają, że mają one jeszcze większą siłę przebicia.
Wychodzi więc na to, że wielką zaletą "Klezmerów" jest ścieżka dźwiękowa tego komiksu. Nie tylko. Czytelnicy jakiegokolwiek komiksu Sfara wiedzą, że constans jego pracy stanowi fenomenalne wręcz wyczucie komiksowej materii oraz umiejętność prowadzenia fabuły. "Podbój wschodu" aż kipi od emocji, humoru i refleksji. Przedstawiane na jego kartach wydarzenia nie są komentowane przez autora. Po prostu się dzieją, skutkiem czego smutek miesza się tu z radością, a bryzgająca krew i okrutne walki tonowane są przez spacery przy świecącym księżycu.
Po lekturze "Klezmerów" nie sposób oprzeć się tezie, że podstawą komiksów Sfara jest również mądrość. Jest to komiks, który mówi o czymś w sposób, pozwalający na wzbogacenie swej wiedzy i dobrą zabawę jednocześnie. Świetnym dodatkiem są "notatki do Klezmerów", w których Sfar pisze zarówno o kulisach pracy nad albumem, jak również przedstawia swoje rozległe przemyślenia na temat muzyki, judaizmu i Boga.
"Podbój wschodu" to co prawda dopiero wprowadzenie w serię o przygodach zespołu grajków, ale wprowadzenie funkcjonujące fantastycznie jako odrębny album. Komiks Sfara odznacza się wysoką kulturą opowiadania i szacunkiem do tego medium. Obowiązkowo do postawienia na półce zaraz obok każdej innej publikacji tego autora.
"Klezmerzy, część pierwsza: Podbój wschodu". Autor: Joann Sfar. Tłumaczenie: Katarzyna Koła. Wydawca: Kultura Gniewu 2009
1 komentarz:
przepiękny graficznie komiks :-) Znakomicie się czyta i tak jak piszesz- można wzbogacić swoją wiedzę.
Prześlij komentarz