Oto bilet wstępu na drugą edycję imprezy, na której przeżycia komiksowe gwarantowane były. Znajdź pięć różnic w porównaniu do biletu z roku ubiegłego (link) (telefon do przyjaciela: na samym końcu relacji) (pytanie do publiczności: 5 x 0 = 5 PLN).
Pobliska budka (telefoniczna?) z zainteresowaniem odniosła się do zaistnienia tej jednodniowej imprezy w warszawskim pejzażu przedzimowym. O ile przychodzić będą ludzie (przyszli!), to nie mamy problemu z istnieniem nawet i 5 podobnych imprez w Warszawie (NŻK 2017 zbiegł się dniowo na przykład z drugim Warsaw Comic Con w podwarszawskim Nadarzynie, gdzie największą gwiazdą komiksową, w znaczeniu: przerysowaną, była Pamela Anderson; a, w Nadarzynie był jeszcze ten, jak mu tam… Simon Bisley! I podobno się nudził jak mops. Mógł wpaść na NŻK.)
W zeszłym roku NŻK odbyło się 3 grudnia, wtedy o „tydzień bardziej” myślało się o prezentach mikołajkowych i gwiazdkowych, mniej o marszach niepodległości. W tym roku Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie zaprosiło w swoje eleganckie progi 25 listopada. Kiedy spóźnieni reporterzy wchodzili, niektórzy już wychodzili…
…może z pierwszego spotkania, ze Śledziem? Zaczęło się o godzinie 12:00. To dobra godzina. Nie za wcześnie, nie za późno. W sam raz, żeby na szybko pogadać np. o Na szybko spisanym #3. Zdjęcie niewyraźne, ale niektórzy twierdzą, że ta trzecia część też niewyraźna…
…ale za to dostępna z dwoma poprzednimi w integralu. Chociaż nie byłem na całym spotkaniu, to mam wrażenie, że Śledziu zmienił ciut repertuar anegdotek. Pierwszy raz słyszałem o tym, że Michał Śledziński chciałby napisać i narysować Pogromcę. Też bym chciał to zobaczyć. Autor zwrócił uwagę, że Na szybko spisane kończy się przed Smoleńskiem, bo woli robienie fantastyki, a nie bycie psychologiem narodu (niecytat niedokładny).
A teraz mała retrospekcja: zanim dotarliśmy na Śledzika, była wizyta na giełdzie, gdzie wydawcy/sprzedawcy się bawili i śmiali (Bum Projekt po lewej rozśmiesza Mandiocę po prawej)…
…a mniej ludzi niż w zeszłym roku kupowało.
Wracamy do głównej linii narracyjnej: Szymon Holcman z przyciemnienia opowiada o komiksach, których nie wyda, bo coś. Fajny pomysł: nie, bo a) ktoś wydał b) wspólnicy c) nie ma jak d) nie ma dla kogo (uwaga! To test wielokrotnego wyboru, w którym poprawna może być jedna, dwie lub wszystkie odpowiedzi!). Eleganckie spotkanie, dużo ciepłych słów, pochwały w kierunku innych wydawców (np. za Codzienną walkę, Maniaka miłości czy Czary zjary). Mnie z w ogóle niewydanych najbardziej zainteresował My Fovorite Things Is Monsters (z segmentu „bo nie ma jak”).
Było też o polskiej ilustracji prasowej. Nie wiem, co mam napisać o spotkaniu, o którym sami prowadzący powiedzieli na wstępie, że wszyscy w kuluarach mówią, że to będzie najnudniejsze spotkanie. W sumie było. Nie bijcie, nie mam nic do dodania.
Nie zapomniano o warsztatach dla młodszych i starszych (prowadził Daniel Chmielewski). Toczyły się za zamkniętymi drzwiami, więc nie przeszkadzaliśmy. Dziwne tylko, że najmłodszych zepchnięto do podziemia. W zeszłym roku największą widownię miała rozmowa z Tomkiem Samojlikiem i Adamem Wajrakiem. W tym roku spotkań z autorami dla dzieci nie było.
Spotkanie z Mateuszem Subietą i projekcja jednego odcinka (o Wróblewskim) z reżyserowanego przez niego programu Komiks – superbohater PRL. Serial ma 10 odcinków, leci w kanale, do którego ma dostęp nieliczna elita, posiadająca telewizję pozaabonentową, i nie będzie miał wydania DVD. Przedstawiony odcinek pokazuje, że serial ma potencjał: akcja wartka jak w komiksie i z wykorzystaniem kadrów i dymków. Może jednak gdzieś uda się szerzej pokazać to dzieło?
Na tym, i na kolejnym spotkaniu z minimalistami polskiego komiksu (Jankiem Mazurem, Jakubem Dębskim i Jackiem Świdzińskim), sala chyba była pełna. Wiadomo, seks się sprzedaje (ale że minimaliści też?), na co liczyły rozmówczynie Olgi Wróbel w panelu „Kobieca strona erotyki” - Aleksandra Hirszfeld, Magdalena Lankosz, Joanna Karpowicz, Maria Lengren i Katarzyna Witerscheim-– czyli autorki i wydawczynie. Ciekawie, z humorem i podtekstami. Ponieważ ten łikend z NŻK 2017 był koncertowy (i w piątek, i w niedzielę), to skojarzenie mam z taką piosenką i jednym z niej wersem, w którym Eugene zawsze zmienia słowo „kissing” na „fucking”. Też ładnie.
A tu na zakończenie nasi minimaliści. Rozmowa krążyła wokół tego, że w komiksie nie tyle chodzi o superduper rysunek, ale o opowiadanie pewnym językiem. Tym językiem Mazur, Dębski i Świdziński po prostu myślą i piszą swoje komiksy. Każdy w taki sposób, że ich patyczaki różnią się znacząco. Ja najbardziej kupuję Świdzińskiego.
Uwagi końcowe:
• Szkoda, że tylko pierwszy rząd w sali spotkaniowej ma takie wygodne kanapki :)
• Kolejka po rysografy do Śledzia wchodziła na salę spotkaniową. Skandal.
• Obsługa sali tak się wciągnęła w komiksowo, że po projekcji odcinka „Komiks – superbohater PRLu” nie było komu zapalić światła.
• Niech komiks żyje też za rok.
(Kuba Jankowski)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz