Redakcja Ziniola przedstawia 10 najlepszych albumów komiksowych wydanych w 2017 roku w Polsce:
Kuba: To klasyk komiksu, jedno z największych osiągnięć medium na przestrzeni lat. George Herriman bawił się językiem, formą komiksową, rozważał problemy tożsamościowe związane z rasą i orientacją seksualną, a także realiami USA z pierwszej połowy XX w. Pod przykrywką pasków komiksowych schował bardzo dużo ze swojego życia. Jego Kot żyje do dziś dzięki takim właśnie publikacjom zbiorczym, wyborom, antologiom. Niech żyje.
Kuba: Opowieść z życia śmieciarza bywa jak życie: w kupie nic nieznaczących śmieci znajdą się jakieś perełki. Derf Backderf stworzył zapis świata, o którym wolimy nie myśleć. No bo kiedy zapakujemy już śmierdzące śmieci w worki i wyrzucimy je do zsypu albo pojemnika z odpowiednią segregacją, to o sprawie zapominamy. Racja, przecież nie ma czym się zadręczać. Ale czy na pewno? Czy kiedy wchodzicie do waszego osiedlowego śmietnika i natykacie się na przepełnione kontenery z pomieszaną segregacją, to ani przez chwilę nie myślicie, że śmieci Was kiedyś zjedzą? Śmieci to: bezpretensjonalna przestroga dla tych, którzy się nie uczą i liczą w pośredniaku na dobrą posadę z klimatyzacją; wgląd w specyficzny humor ludzi, którzy grzebią w czyichś śmieciach; oraz rysunkowa metafora smrodu. Nie bójcie się, podczas i po lekturze nie będzie Wam śmierdziało, ale za to przez długi czas dźwięki pracującej śmieciarki będą wam dzwonić w uszach.
Kuba: Przyznajcie: ilu z Was ma w najbliższym otoczeniu kogoś, kto z wyrachowaniem korzysta z aplikacji randkowych? Albo korzysta z nich, żeby po prostu kogoś poznać? Jeśli sami ich nie używacie i nie rozumiecie tego fenomenu, koniecznie przeczytajcie Maniaka. Ten komiks daje wgląd w plusy i minusy, ale też przygotuje na to, co może i dla Was stanie się kiedyś opcją działania na miłosnej giełdzie. Różnie bywa. Chester Brown w Na własny koszt z premedytacją przerzucił się ze stałych związków na prostytutki, co jest wizją zdecydowanie bardziej ostateczną niż poszukiwania partnera w sieci. Wszystko jest dla ludzi, zdaje się mówić Koren Shadmi. Wyrzuty sumienia i zagubienie też. Nie dajcie się zwieść: elektroniczny posłaniec miłości nie rozwiąże za Was problemów.
Dominik: W elegancko wydanym albumie Jean-Michel Dupont i Mezzo uciekają jak najdalej od potulnego schematu, że oto biedny artysta z wielką ambicją na rozstajach dróg podpisuje cyrograf, a następnie żyje długo i szczęśliwie śpiewając śliczne piosenki aż do momentu, gdy szatan w oparach dymu i płomieniach ognia przychodzi po swoje, merdając ogonem. Rozwalają ten system począwszy od ukazania tła społecznego i nieidealizowanego obrazu życia muzyków w Missisipi w pierwszych dekadach XX wieku, aż po celne i niebanalne obsadzenie narratora opowieści. Ta koloryzowana biograficzna historia może wydawać się prosta i mało efektowna, ale warsztatowo zrealizowana jest po mistrzowsku. Ma odpowiednio rozłożone akcenty, bardzo przemyślaną kompozycję, a objętościowo nie jest rozbuchana ponad miarę.
Kuba: Czasami w podsumowaniach pomija się komiksy, które czytało się w oryginale. O Joe Sacco jednak zapomnieć nie można. Być może w jego dorobku nie jest to najbardziej porywający tytuł, ale i tak na głowę pobije każdy jeden inny reportaż komiksowy. Sacco pokazał w tym komiksie jak ważne są wydarzenia małe, jak relatywna jest „wielkość” czegoś, co się komuś przytrafia. Dwa wydarzenia, dla wielu zasługujące na przypis dolny, ironicznie wzmocnił tytułem i nadał im twarz. Zarysował kolejne setki stron, żeby nie zapomnieć. Ważne jednak jest też to, że tematem tego komiksu uczynił w równej mierze sam proces tworzenia reportażu. Więcej o tym będzie w zaplanowanym na ten rok Journalism, czyli murowanym kandydacie do Top 2018.
Dominik: André Diniz, bazując na historii Mauricio Hory, stworzył dzieło wyjątkowe. To komiks potrzebny. Komiks z sensem. Jedna z najbardziej poruszających lektur minionego roku.
Kuba: Tę niepozorną publikację można było otrzymać za „0 złotych” podczas FKW 2017 w ramach Dnia Darmowego Komiksu. Realna wartość tego zbioru pasków i rysunków satyrycznych jest jednak nieoceniona, bo wywołuje rodzaj inteligentnego śmiechu, który niesie się powtarzalnie i donośnie jak Polska długa i szeroka. To znaczy śmiech ten niósłby się jak Polska długa i szeroka, gdyby część Polaków nie była całkowicie pozbawiona poczucia humoru. Satyryczny talent duetu Leśniak/Skarżycki osiąga poziom - zdawałoby się nieosiągalny - Mleczki czy Raczkowskiego. Polska mistrzem Polski kontynuuje wspaniałe obserwacje polskiej rzeczywistości rodem z Dnia świra i dobrze, że szykuje się duże, albumowe wydanie tych historyjek. Zdaje się, że przez format opisywanej tutaj publikacji nie pojawi się ona w większości podsumowań roku 2017, ale może wydanie albumowe zawojuje topy 2018? Zobaczymy, dla mnie musowe miejsce w najlepszej dziesiątce.
Kuba: Ten komiks na pewno nie zmieści się w wielu głowach, ale za to w większości podsumowań 2017 już tak. Przy pierwszych pracach Świdzińskiego można było mieć wątpliwości, czy Autor nie robi sobie jaj ze wszystkich, łącznie z czytelnikami. Kolejny komiks z gadającymi patyczakami nie rozwiewa tych wątpliwości w 100%, ale na pewno pokazuje, że Świdziński w takiej właśnie formie potrafi przekazywać poważne treści. Powstanie film narodowy pod osłoną historii kręcenia filmu narodowego opowiada o maniakalnej próbie zaklinania rzeczywistości słowem, naginania jej do tego, że jak się coś jakoś powie, to tak się właśnie stanie. Jeśli to prawdziwe, to nawet nie jest śmieszne, a raczej tragiczne (pamiętaj, nie jesteś bogiem!). Ekipa filmowa z komiksu Jacka Świdzińskiego próbowała nakręcić polski film o sile rażenia (i odrażenia) Transformerów. Świdziński napisał historię, która pokazuje potencjał rażenia komiksem.
Dominik: Syrena z Mongaguá to żart rozciągnięty do formy albumu. Znakomicie narysowana satyra na media, artystów, hochsztaplerów i cały świat. Surrealistyczna przejażdżka, gdzieś na skraju Tuska Kevina Smitha i improwizacji Piwowskiego czy Barei. To krzykliwy nius z brukowca rozbuchany do granic możliwości i wnikający w jego powierzchowność.
Kuba: Świat po katastrofie jest przerażająco pusty, a Klawy Bóg to samozwaniec. Z jeziora wypływają trupy, a dwóch chłopców musi sobie radzić we wrogiej rzeczywistości. Mają być silniejsi od psów, taką naukę przekazał im ojciec. Co jednak, jeśli surowy ojciec umrze? Tutaj zaczyna się prawdziwa opowieść o pierwotnej naturze i droga, która ma nauczyć na nowo, jak żyć i czuć. Wędrówka i odruchy, aby po prostu przeżyć, zarysowują nowy kodeks moralny. A Gipi tak zarysowuje plansze nerwowymi liniami, aby bynajmniej nie dodać nam otuchy. Dopiero mały gest na końcu okazuje się wątłym przebłyskiem optymizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz