"Przeczytane"
to rubryka, która powstała na łamach xerowanego "Ziniola" kilkanaście
lat temu. Wówczas twierdzono, że "walimy w niej we wszystko, co się
rusza". Dział na krótko powrócił do drukowanej wersji magazynu, a od niedawna kontynuowany jest w jego mutacji internetowej. Zapraszamy na przegląd komiksów w
subiektywnych, niekoniecznie krótkich niekoniecznie-recenzjach.
Jako, że śledzę na bieżąco polską edycję "Żywych trupów", zarówno w wersji komiksowej, jak i serialowej, przed lekturą "Najpierw słychać grzmoty" obawiałem się o bezproblemowe wśliźnięcie w fabułę. Negan? Nie, to nie tu. Terminus? Też nie to. Polska wieś? O, tak, udało się, jesteśmy w domu! Mając do dyspozycji tyle podobnych do siebie dóbr, odsianie tego, co należy do "Postapo" okazało się być zadaniem dość prostym. Marcin Tramowski nie jest już polskim Rickiem Grimesem. Podobieństwo
"Postapo" do "Żywych trupów", jeśli kiedykolwiek istniało, zakończyło
się wraz z kirkmanowskim zawieszeniem akcji pod koniec "Nienormalnej
normalności". Daniel Gizicki przeskoczył te porównania i po lekturze
"Najpierw słychać grzmoty" można stwierdzić, że po prostu robi swoje.
Po zacumowaniu na gospodarce u swojego kuzyna, Tramowski dość szybko oznajmił, że należy opuścić to miejsce, znaleźć inną grupę i trzymać się razem - tak zakończyła się pierwsza odsłona serii. Naturalnym jest, że w drugiej właśnie ten wątek stanowi clue fabuły. Postaci debatują nad odejściem, tworzą się obozy, a nad głowami bohaterów krąży widmo tytułowego grzmotu i tego, co po nim nastąpi. Gizicki wplątuje w fabułę kilka nowych postaci i tym samym otwiera sobie furtkę do kolejnych wątków, a jednocześnie urozmaica fabułę retrospekcją. Cały rozdział "Jak widzisz swoją przyszłość, synu?" to jeden wielki wgląd w przeszłość, w którym scenarzysta ukazuje życie głównego bohatera na studiach, sugestywnie kreśląc jego charakter. To również w tym rozdziale jak ryba w wodzie czuje się Krzysztof Małecki, efektownie rysując zwierzęta, samochody, wnętrza barów. Małecki bryluje zresztą nie tylko w tym rozdziale, ale i w całym albumie, przez bite 80 stron nie mając właściwie słabych momentów.
Warto nadmienić, że zarówno scenarzysta, jak i rysownik pozwalają sobie na mniej lub bardziej ukryte żarciki - w jednej ze scen Gizicki zabawnie odnosi się do porównań z "Żywymi trupami", z kolei w innej Małecki miesza dwie płaszczyzny czasowe, umieszczając w jednym kadrze młodszą i starszą wersję głównego bohatera. Mam nadzieję, że takich smaczków jest więcej.
Daniel Gizicki odnalazł swoje miejsce w komiksie. "Postapo" to jego najbardziej udany scenariusz - przemyślany, poukładany, nie przegadany, z dobrymi dialogami i przestrzenią daną rysownikowi. Krzysztof Małecki wykorzystuje tę przestrzeń idealnie, pokazując się jako rysownik wszechstronny, z lekkością oddający zarówno emocje bohaterów, jak i przysłowiowe "plecy konia". "Najpierw słychać grzmoty" to przykład współpracy idealnej. Oby trwała jak najdłużej.
A na koniec, żeby nie wyjść na tandetnego pochlebcę, przyczepię się do czegoś. Do korekty, której nie ma, a być powinna. Kulejąca interpunkcja to jedyny minus "Postapo", cała reszta to fachowa robota. Autorom gratuluję konsekwencji i wytrwałości. Kolejny tom regularnej serii ujrzy światło dzienne w październiku 2015 roku, ale jeszcze w maju, podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa swą premierę będzie miała 40-stronicowa spin-offowa antologia ze świata "Postapo", do której zaproszenie otrzymali tacy rysownicy, jak Grzegorz Pawlak (z pracą wyróżnioną w konkursie na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi), Mateusz Skutnik, Joanna Karpowicz, Małgorzata Szymańska, Marcin Ponomarew i Mikołaj Ratka. I dobrze, niech ten świat się rozwija!
Udało się duetowi Gizicki/Małecki, udało się również Sławkowi Lewandowskiemu. Zrobił chłop w końcu ten najgorszy komiks roku! Poważnie! "Pancerni" mają wszystko co trzeba: beznadziejną okładkę, fatalny skład i pikselozę na każdej stronie, bluzgi w co drugim słowie, bohaterów drących się tak bardzo, że aż głowa boli, najgorszą na świecie tylną okładkę, debilne pomysły, przyciemnione rysunki, na których niewiele widać...
Lecz są również i jasne strony "Pancernych", chociażby scena randki Janka z Marusią, epizod z mordoklejkami, czy też fantastyczna - a tym samym kłócąca się mocno z beznadziejnością komiksu - scena rozprawy z Hitlerem, wspaniale napisana i angażująca czytelnika. Prawdę mówiąc, te kilka stron to majstersztyk undegroundu, usprawiedliwiający wszystkie niby bezzasadne bluzgi, które padły na poprzednich stronach. Rozliczenie ze zbrodniami hitlerowskimi i wygenerowany z tej okazji przez Lewandowskiego dowcip, jest zabawny i wzruszający zarazem. Kompilując swój najnowszy produkt z wielu niepowiązanych ze sobą scen, Lewandowski przede wszystkim dobrze się bawi (momentami aż za dobrze), ale również - prawdopodobnie nieświadomie - do czegoś dąży. Niechlujnej grafice, w której odnaleźć można inspiracje i Robertem Crumbem i Dariuszem Palinowskim, ta pikseloza zdaje się sprzyjać. No i jeszcze ten krzyk. Bohaterowie komiksu nie rozmawiają. Oni drą się wniebogłosy. Kiedy odkładałem komiks na półkę, bolała mnie głowa. Takie cuda tylko u Lewandowskiego.
Mimo mojego entuzjazmu z pierwszego akapitu, "Pancerni" mają jednak jakąś wartość, choć trzeba przyznać, że to wciąż najgor... Przepraszam, właśnie otrzymałem wiadomość od naszego korespondenta z Albuquerque, który twierdzi, że pojawiło się coś znacznie gorszego, niż "Pancerni"! Oddaję mu klawiaturę - oto relacja Klausa Baimslinga:
Klaus (z Albuquerque): Pojawiło się coś znacznie gorszego, niż "Pancerni". Mimo lektury po obfitym posiłku i po godzinie 23:15 (czyli tak, jak zaleca wydawca, podający się za Ministra Kultury i Dziewictwa Narodowego), "Las Marakas" okazało się być żenującym spektaklem kilku znanych polskich komiksiarzy, którzy - być może zdając sobie sprawę z żenady, jaką popełnili - nie podpisali się pod pracami swoimi nazwiskami, lecz wykorzystali amerykańskobrzmiące pseudonimy.
Gdyby dresiarze potrafili robić komiksy, zrobiliby właśnie takie. Pierdzenie, penisy, piczka - nie, to nie kolejny tom polskiej edycji serii "Sin City", to "Las Marakas". Autorzy, wśród których łatwo zidentyfikować popularnego twórcę komiksów dla dzieci, popularnego twórcę komiksów dla wszystkich, kolejnego popularnego twórcę komiksów dla dzieci, popularnego scenarzystę, popularnego nawet zagranicą undergroundowca, popularnego eksperymentatora i paru innych, rozmieniają się na drobne pisząc i rysując o pierdzeniu i ruchaniu. "Las Marakas" to antologia prac z popularnych w Polsce after-party komiksowych, gdzie autorzy ujawniają swoje fascynacje, rysując wzwiedzione penisy, penetrujące wszystko. Wspaniale, że strony tej publikacji zostały ponumerowane. Dzięki temu wiemy, że jest to 68 stron wstydu. Robiąc research do tej szybkiej relacji, napotkałem na - o dziwo! - pozytywne recenzje tegoż tytułu, porównujące "Las Marakas" do Sławomira Mrożka. No cóż, nie wszystko co składa się z kilku kresek to Mrożek. Czasem to po prostu zwykłe rzygowiny.
Lektura "Las Marakas" pozostawia po sobie kilka pytań. Po co? Dlaczego? Naprawdę? Durnowaty wstępniak do tego komiksu strzela jego autorowi i samemu komiksowi w stopę, brzuch i łeb i wszystko. Bo abstrahując od ironii, od przaśnego "ha! ha! ha!" ludzi, którzy ten komiks popełnili, nie ulega wątpliwości, że zrobili żenadę, której powinni się wstydzić. Każda kreska tutaj postawiona jest żenująca, a za każdy dialog powinni się wstydzić. pozostaje tylko nadzieja, że nakład był niewielki, choć nawet przy tym niewielkim twórcy powinni się wstydzić, wstydzić, wsty...
Ok, dzięki, Klaus! Naprawdę dzięki! Wystarczy, wiemy o co chodzi. Relacja naszego korespondenta z Albuquerque rzuca nowe światło na komiks Sławka Lewandowskiego. Wychodzi na to, że znowu mu się nie udało. Lubiąc jego twórczość, kibicujemy, by jego kolejny projekt - "O psie, który bał się kiełbasy" okazał się kompletnym niewypałem.
"Postapo: Najpierw słychać grzmoty". Scenariusz: Daniel Gizicki. Rysunki: Krzysztof Małecki. Wydawca: Dolna Półka, Warszawa 2014. Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl, Incal
"Pancerni". Scenariusz i rysunki: Sławomir Lewandowski, wydał autor własnym sumptem. Kontakt: czarnykopaczpodziemniowy@tlen.pl
"Las Marakas". Autorzy: Max Atlanta, Dave Utah i cała reszta. Wydawca: ATY, Warszawa 2014. Komiks można nabyć tutaj: Sklep Gildia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz