Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 4 listopada 2014

Przybij piątkę komiksowi

Aleja Komiksu jakiś czas temu wystartowała z akcją "Przybij piątkę komiksowi", w której należy "wskazać pięć komiksów, które poleciłoby się osobom nieczytających ich na co dzień i nominować pięć osób, by zrobiły to samo". Ziniol (w postaci redaktora prowadzącego) został nominowany. Nie ma sprawy. Oto jednoosobowe, redakcyjne pięć typów:
1. "Autostrada Słońca" (Baru).
"Autostrada słońca" to komiks drogi, komiks o inicjacji, o wchodzeniu w dorosłość, o gangsterskich porachunkach, sfiksowanych narodowcach, zdradzie, przyjaźni, ucieczce, miłości, narkotykach, samochodach, hippisach, dużych cyckach, złamanych sercach, barierkach i rękach. Aranżacja albumu, jego punkt wyjścia i przeplatanka wydarzeń, rozgrywających się na ponad 400 stronach to szalona jazda, której nie powstydziłby się Quentin Tarantino, ale też piękne plenery, wypożyczone od Bernardo Bertolucciego. To grafika, łącząca w jedno Regisa Loisela, Hugo Pratta i Johna Romitę Juniora. To kompozycja i kadrowanie klepnięte przez Franka Millera. To... Dobra, wystarczy, to Baru. Po prostu Baru. Czyli Herve Barulea - francuski komiksiarz, który za tę profesję wziął się dość późno, lecz kiedy już zaczął, nie przestawano go nagradzać. "Autostrada słońca" w roku 1996 zgarnęła nagrodę Alph-Art i nagrodę księgarni komiksowych - to możemy wyczytać w biografii autora zamieszonej w polskiej edycji komiksu. Dwie nagrody. Ile czytelniczych serc podbiła? Sądzę, że mnóstwo." Pełna recenzja tutaj.
2. "Pięć tysięcy kilometrów na sekundę" (Fiore)  
"Banały, czy nie banały - komiks włoskiego artysty pokazuje epizody z życia zakochanych ludzi (oraz ludzi, którym wydaje się, że są zakochani). Narysowane przez Fiora sytuacje mogły wydarzyć, wydarzają i będą się wydarzały zawsze i wszędzie, a czytając je, każdy będzie mógł odnieść je w jakiś sposób do własnego życia. Ta uniwersalność niewątpliwie pomaga w lekturze, czyniąc ją jeszcze bardziej przyjemną, niż można by wnosić po samych rysunkach i komiksowych możliwościach autora." Pełna recenzja tutaj.
3. "Prosto z piekła" (Alan Moore i Eddie Campbell) - najlepszy komiks Alana Moore'a, o którym w papierowym Ziniolu 3/2008 pisaliśmy tak: 
Historia Kuby Rozpruwacza, rzeźnika z White Chapel, obrosła już wieloma mitami i hipotezami. Jedną z nich wyłuskał Alan Moore i poświęcił się trudowi przerobienia owej hipotezy na scenariusz komiksowy, angażując się w tę pracę w sposób zaiste kompletny i godny podziwu. Pieczołowicie przygotowana historia, opracowana na historycznych źródłach w najmniejszych niemal detalach, poza swoim epicentrum - czyli samym komiksem - doczekała się również szczegółowych przypisów scenarzysty, zamieszczonych na końcu zbioru oraz dodatkowego komiksu, skupiającego się na dotychczasowych badaniach nad Kubą Rozpruwaczem, dokonanych przez tzw. "ripperologów".
Obecność przypisów, będących zarazem analizą i objaśnieniem pewnych scen komiksu, pozwala na czytanie "Prosto z piekła" na kilka różnych sposobów, spośród których osobiście poleciłbym metodę "rozdział-przypisy", która wydaje się być najbardziej kompletną metodą poznania dzieła. Przypisy te wiele mówią o ich autorze i o tym, jak daleko posunął się w researchu do tego komiksu. Z posłowia tłumaczy dowiadujemy się, że Moore nie ustrzegł się jednak błędów, które mimo wszystko zostały przetłumaczone w duchu oryginału, jako integralna część autorskiej wizji scenarzysty.
Alan Moore do faktów, które przedstawia czytelnikom na łamach "prosto z piekła" podszedł metodycznie. Kubę Rozpruwacza ukazał z czterech różnych stron: jako człowieka, sługę, szaleńca i mit. Stereotypowe potraktowanie historii morderstw na East Endzie go nie interesowało - celem powstania "From hell" było jak najbardziej wiarygodne urealnienie hipotezy. I to też Moore'owi udało się znakomicie - mimo tego, że prawdziwy Kuba Rozpruwacz nigdy nie został zdemaskowany, a badacze wskazują na kilkadziesiąt możliwych opcji co do jego tożsamości, po lekturze "Prosto z piekła" jesteśmy w stanie uwierzyć, że to właśnie osoba ukazana na kartach komiksu jest mordercą prostytutek. Błędem byłoby jednak przypisywanie intencjom Moore'a tylko takiego zabarwienia. Co ważne w tej powieści graficznej, to ukazanie degeneracji jednostki, małości człowieka w sidłach systemu, jak również skrupulatny wgląd w wiktoriańskie ulice Londynu. Dokumentacja, jaką Moore i Campbell skompletowali przed rozpoczęciem prac nad komiksem została wykorzystana w pełni i z kompletną dbałością o szczegóły historyczne i obyczajowe. Nawet język, slangowo potraktowany w oryginale umiejętnie oddany jest również w polskim przekładzie (który - nawiasem mówiąc - został przygotowany ze starannością równą tej, z jaką Moore opracował ten album).
Rysunek Eddiego Campbell'a nie robi wielkiego wrażenia, gdy ten album jedynie się kartkuje. Dopiero podczas lektury widać, że każda kreska ma tutaj swoje miejsce na planszy. A propos kresek - zauważalna jest tendencja zniżkowa co do ich ilości na kolejnych kadrach wraz z następującymi po sobie stronicami. Początkowo Campbell rysuje szybko, ekspresyjnie. Pod koniec albumu jego kreska jest bardziej prezycyjna. Ulubionym zabiegiem rysownika jest tutaj rozciąganie jednej akcji na kilka stron i skupianie się na centralnym punkcie danego kadru (proszę spojrzeć np. na miejsce pierwszego morderstwa). Kilka pomysłów Campbella zostało zresztą żywcem przeniesionych do adaptacji filmowej, od której zresztą Moore się odciął (co zauważyć można np. w przypisach, kiedy wspomina o wyglądzie prostytutek, zwracając uwagę na ich przeciętny wygląd - co jest zapewne aluzją do urodziwych aktorek, występujących w filmie).
"Prosto z piekła" to komiks tak potężny, że nie uchodzi mówić o nim inaczej, jak o arcydziele gatunku. I jak na arcydzieło przystało, został odpowiednio przygotowany przez polskiego edytora. Zdecydowany "misiszmieć" na półce każdego fana dobrej historii, dobrej literatury i dobrego komiksu.
4. "Fotograf" (Guibert/ Lefevre/ Lemercier)
"Fotograf" jest dziełem imponującym. Nie tylko dzięki idealnemu wręcz połączeniu rysunku ze zdjęciami, ale przede wszystkim poprzez nakreślony obraz Afganistanu - okrutny, piękny, powodujący, że mimo wszelkich niedogodności, różnic kulturowych i religijnych bohaterowie chcą tam wracać. To dzieło oddziałujące na zmysły, wzruszające i zadziwiające. Dające dreszcz emocji, szczere salwy śmiechu i wielokrotny ścisk w gardle. I pozostawiające w głowie wiele świetnych zdjęć. Kilka z nich zostanie wam tam na zawsze. " Pełna recenzja tutaj.
5. "Pinki" Szawła Płóciennika - komiks o "ostatnim polskim hippisie i pierwszym polskim hipsterze" zrealizowany przez człowieka-orkiestrę, czyli Szawła Płóciennika.  Zdecydowanie najlepsza polska produkcja mijającego roku, jak również najciekawszy komiks biograficzny , historyczny i eksplorujący polską scenę muzyczną zrealizowany w ostatnich latach. Dla fanów muzyki, prawdziwych historii oraz pozytywnych ludzi. Pełna recenzja - wkrótce.
Jako, że prawdopodobnie wszyscy zostali już do tej zabawy nominowani, lecz pewnie o nie nie wiedzą (sam dowiedziałem się przy okazji trzeciej nominacji), do podania swoich typów wyznaczam Mickeya Rourke, Diane Lane, Roba Liefelda, Davida Lyncha i Lewisa Trondheima, sugerując jednocześnie organizatorom zabawy ogarnięcie jej w aspekcie informacyjnym.

1 komentarz:

Agnes pisze...

Dzięki, zapisałam sobie dwa tytuły.