To już koniec przygody z kontrowersyjnym projektem dopisania prequeli do dzieła Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa. Cztery potężne tomy, zaserwowane przez wydawnictwo Egmont zaprezentowały różne podejścia scenarzystów, odmiennych stylistycznie rysowników i mniej lub bardziej udane pomysły. Do zdecydowanych plusów tych publikacji z perspektywy czasu można zaliczyć utwory Darwyna Cooke'a i Amandy Conner, czy też wywołującą łzę w oku kooperację ojca i syna Kubertów. Po stronie minusów należy z kolei wymienić nieudane próby Briana Azzarello. Istotną rolę w wymienianiu wad i zalet odgrywa najnowszy tom, stworzony przez starego wyjadacza - scenarzystę Lena Weina oraz trzech rysowników: znanego w Polsce z semicowych "X-Menów" oraz cyklu "Mroczna Wieża" Jae Lee, Johna Higginsa, który pokolorował oryginalnych "Strażników" oraz Steve'a Rude. Na pierwszy rzut oka nie są to nazwiska takiego formatu, jak ich poprzednicy, którzy wzięli na warsztat rozszerzanie wymyślonej przez Alana Moore'a historii, jednak zdecydowanie odradzałbym ich ignorowanie.
Już pierwsza historia, opowiadająca o Ozymandiaszu, to partia popisowa scenarzysty i rysownika oraz prawdopodobnie najlepsza opowieść z cyklu. Wein zdecydował się na autobiografię - oto więc mamy Adriana Veidta, najmądrzejszego człowieka na świecie, który na moment przed wtłoczeniem w życie znanego ze "Strażników" planu zaczyna opowiadać swoją historię. Od chłopca, który w związku ze swoją wiedzą, skazany jest na publiczne wykluczenie, po obrzydliwie bogatego boga - Wein ukazuje motywacje i religijno-filozoficzne inspiracje Ozymandiasza, jego wpływ na przebieg światowych wydarzeń i próby inwigilowania "przyjaciół w kostiumach" (i nie tylko). W ujęciu doświadczonego scenarzysty, garściami czerpiącego z Crowleya i serialu "Po tamtej stronie", Veidt wychodzi poza ramy szaleńca w dziwnych fatałaszkach, stając się człowiekiem z planem, kiełkującym w nim od dziecka. Wypruty z emocji, posiadający niemal nieskończoną wiedzę i mający świadomość wszystkiego, co się stanie - pisanie o takiej postaci to wyzwanie. Len Wein mu sprostał, tworząc płynną (i mądrą) narrację, dopełnioną krwistymi dialogami. Do boskiego poziomu głównego bohatera i scenarzysty dostosował się Jae Lee, który oparł wszystkie plansze na nietypowej kompozycji, polegającej na zastosowaniu na każdej z nich (nie licząc splashów) kolistych kadrów. W połączeniu z delikatną, niezwykle precyzyjną kreską, powstał efekt niezwykły.
Podobnie, jak wątek Veidta w "Strażnikach" dopełniał piracki komiks, zatytułowany "Opowieści o Czarnym Okręcie", tak i w "Początku" pewną, choć znacznie mniejszą rolę odegrał komiks marynistyczny. "Klątwa Karmazynowego Korsarza" pomyślana została jako seria dwuplanszowych epizodów, ukazujących się w niemal każdej z "początkowych" publikacji. Zajmujący się scenariuszem Len Wein, po kilku odcinkach przekazał pałeczkę pisarza rysownikowi, tym samym czyniąc Johna Higginsa jedyną postacią, która na przestrzeni lat brała udział zarówno w pierwotnej serii, jak i w jej prequelu udzielając się jako scenarzysta, rysownik i kolorysta. Co do poziomu komiksu - opowieść o losach Gordona McClachlana nie ma tak dużej siły rażenia, jak pierwowzór, ale za to jest typową piracką przygodówką, w której prawy marynarz trafia na Latającego Holendra, po czym wyrusza na podróż w nieznane w celu ocalenia swojej duszy przed tytułową klątwą.
Porządne czytadło, jakim jest "Klątwa" pod koniec albumu ustępuje miejsca krótkiej, tragikomicznej opowieści o Dolarówce. Utrzymany w klimacie "Kick-Assa" (choć bez lejącej się strumieniami krwi i latających w powietrzu bluzgów) komiks rzuca światło na hochsztaplerkę Gwardzistów, posiłkując się przykładem młodzieńca, który marząc o karierze filmowej, trafia w tryby bankowej reklamy, a zapamiętany zostaje jako ten, który zginął najbardziej groteskową śmiercią. Scenariusz Weina jest krótki i treściwy, rysunki Steve'a Rude - cartoonowe i trafiające w klimat.
Ostatni album cyklu to zaskakująco dobre nawiązanie czy też rozwinięcie pewnych pomysłów Alana Moore'a. Napisane przez Lena Weina historie nie są wymuszone, a wśród idealnie dobranych do fabuł rysowników zdecydowanie wybija się Jae Lee, po mistrzowsku radzący sobie z zadaniem. Gdybym spośród czetrech albumów cyklu "Strażnicy - Początek" miał wskazać jeden, najlepszy - bez wątpienia byłby to "Ozymandiasz/ Karmazynowy Korsarz". Kawał porządnej rozrywki i zerowa profanacja oryginału. Warto.
"Strażnicy - Początek: Ozymandiasz/ Karmazynowy Korsarz". Scenariusz: Len Wein, John Higgins. Rysunki: Jae Lee, John Higgins, Steve Rude. Kolory: June Chung, John Higgins, Glen Whitmore. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: Egmont Polska, Warszawa 2014.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl, Incal
1 komentarz:
plany się raczej wprowadza w życie niż wtłacza.
Prześlij komentarz