Mucha Comics, po rezygnacji z wydawanych przez siebie serii Marvela (w związku z wkroczeniem na rynek Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela), przerzuciła się na inne wydawnictwa. Wśród zapowiedzianych przez nie wspaniałości ("Batman: The Long Halloween", Batman: The Dark Victory", "Kickass"), znalazł się również - i poszedł na pierwszy ogień - komiks Michaela Mendheima i Simona Bisleya, zatytułowany "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy". Elementem kuszącym w przypadku tej pozycji określić można zdecydowanie rysownika, który niejeden komiks w Polsce już opublikował, niejeden podziw u niejednego czytelnika wywołał, jak również zresztą niejeden raz do Polski zawitał. Gruby tom rysunków tego Pana to gwarant sukcesu, ale czy zarazem dobry komiks?
Momentami - zwłaszcza w pierwszym rozdziale - historia sprawia wrażenie napisanej idealnie pod Bisleya. Dość poważna treść zostaje zbijana przez kompletnie nie pasujące do niej rysunki, biorące tę powagę w ogromny nawias. Jednocześnie jest to treść bardzo przewidywalna, co pozwala przypuszczać, iż autorzy będą "się odwoływać", "działać w ramach konwencji", "puszczać oczko", a może nawet "powodować salwy śmiechu". Sam główny bohater - Adam Cahill - jest bohaterem kumulującym skrajności: nauczyciel w szkole hebrajskiej, bisleyowsko napompowany kulturysta, kochający mąż i ojciec, piekłonurek i najwyższy archont Zakonu Salomona. Nie za bardzo mieszcząc się przy stole zje sympatyczną kolację z rodziną, po czym wyrwie flaki wrogom, chcącym przejąć świat we władanie. Wrogami tymi są Nikolaici i uwięziony w ciele człowieka demon Belisarius, na usługach Szatana jedynego. Rozgrywka zaś tyczy się Armagedonu, co zresztą zdradza tytuł komiksu. Armagedon nadejdzie. A czterem jeźdźcom apokalipsy przeciwstawić ma się czwórka wybrańców. Poza Cahillem, są to: narkomanka, szaleniec i kłamca. Napięcie serwowane ma być przez wątek rodzinny oraz osobiste rozterki każdego z wybranej czwórki, jak również zachodzące między nimi relacje.
Autoironiczny klimat potęguje sam rysownik, który co chwila zdaje się cytować sam siebie: większość albumu utrzymana jest w stylistyce znanej z "Bodycount", ale są też nawiązania do "Sądu nad Gotham", czy "Lobo: Ostatni Czarnian". Cytuje również innych, np. Franka Millera. Raz jest Bisleyem z czasów bezbłędności, innym razem odpuszcza sobie planszę, wykorzystując jakieś niespotykane wcześniej u siebie techniki (fotografia, prosty, niemal cartoonowy obrys) czy też - po prostu - za dominantę planszy stawiając gołą babę. Przegląd możliwości? Owszem. Trochę fuszerka? Niestety również.
Bo jednak poza pierwszym rozdziałem i kilkoma momentami w kolejnych, ta ironia i puszczanie oczka do czytelnika zostaje przygaszona pompatycznymi kwestiami, do bólu stereotypowymi dialogami i papierowym potraktowaniem bohaterów. Autorzy z przedstawienia ogranych schematów typowej sensacji w krzywym zwierciadle, przesiadają się na traktowanie sprawy zupełnie serio. Nie wychodzi to komiksowi na dobre.
Wydaje mi się, że autorom zabrakło konsekwencji. Gdyby formę z pierwszego rozdziału przerzucili nie tylko na kilka momentów w środku i odpowiednio zaaranżowaną końcówkę, stworzyliby dzieło godne polecenia i znakomity pastisz. Jako komiks "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy" robią niespecjalne wrażenie. Natomiast, jako przegląd obrazków Simona Bisleya, mimo tej bardzo nierównej formy, jest to jednak wciąż uczta dla oczu. Wystarczy rzucić okiem na zamieszczone w albumie gościnne pin-upy, by wiedzieć że mistrz, nawet mimo braku formy, ma umiejętności znacznie przewyższające większość obecnie tworzących na rynku twórców.
Bo jednak poza pierwszym rozdziałem i kilkoma momentami w kolejnych, ta ironia i puszczanie oczka do czytelnika zostaje przygaszona pompatycznymi kwestiami, do bólu stereotypowymi dialogami i papierowym potraktowaniem bohaterów. Autorzy z przedstawienia ogranych schematów typowej sensacji w krzywym zwierciadle, przesiadają się na traktowanie sprawy zupełnie serio. Nie wychodzi to komiksowi na dobre.
Wydaje mi się, że autorom zabrakło konsekwencji. Gdyby formę z pierwszego rozdziału przerzucili nie tylko na kilka momentów w środku i odpowiednio zaaranżowaną końcówkę, stworzyliby dzieło godne polecenia i znakomity pastisz. Jako komiks "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy" robią niespecjalne wrażenie. Natomiast, jako przegląd obrazków Simona Bisleya, mimo tej bardzo nierównej formy, jest to jednak wciąż uczta dla oczu. Wystarczy rzucić okiem na zamieszczone w albumie gościnne pin-upy, by wiedzieć że mistrz, nawet mimo braku formy, ma umiejętności znacznie przewyższające większość obecnie tworzących na rynku twórców.
"Czterej Jeźdźcy Apokalipsy". Autor: Michael Mendheim. Rysunki: Simon Bisley. Scenariusz: Michael Mendheim, Mike Kennedy, Sean Jaffee. Kolory: Chad Fidler. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: Mucha Comics 2013.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep. Gildia.pl, BUM Projekt