Debiutował w "KKK", gdzie pisał artykuły o amerykańskim mainstreamie, po czym stał się redaktorem graficznym magazynu. Zredagował i napisał antologię komiksową "Piekielne wizje" na podstawie opowiadań Grahama Mastertona. Nauczyciel rysunku, manager, założyciel pART studio, scenarzysta komiksowy. Na jego koncie, poza już wymienionymi, znajdują się komiksy "Alma" (rys. Mariusz Zabdyr, wyd. Atropos 2007), "Deduktor" (rys. Marcin Nowakowski, wyd. Atropos 2007). Jako scenarzysta współtworzył antologie "Copyright", "Człowiek w probówce", "Wrzesień" i "11/11 = Niepodległość". Jest autorem podręcznika "Podstawy rysunku architektonicznego". Obecnie zajmuje się pisaniem scenariuszy do serii "Epizody z Auschwitz". O tym projekcie, jak również o przeszłości i kondycji polskiego rynku komiksowego, rozmawiam z Michałem Gałkiem.
Dominik Szcześniak: Najpierw pisałeś w "KKK" o superbohaterach, później adaptowałeś "Piekielne wizje" Mastertona na komiks, a teraz napisałeś serię komiksów historycznych o Auschwitz. Przyznasz, że rozstrzał bardzo duży. Jak to się stało, że zająłeś się tematyką Auschwitz?
Michał Gałek: A pamiętasz "Wrzesień"? Tam była historia obozowa (ta bez kosmitów), którą zrobiliśmy z Marcinem Nowakowskim (i Wojtkiem Franzblau jako współscenarzystą). A całkiem niedawno była druga, tym razem z Arkiem Klimkiem do antologii "11/11 = Niepodległość". Jest to klimat bardzo mi bliski i piekielnie interesujący. O którym wcześniej wiele czytałem i który jakoś tam mnie inspirował, więc z mojej perspektywy jest to coś, co zawsze chciałem zrobić.
"Epizody" to projekt zakrojony na szeroką skalę. Mógłbyś coś o tym opowiedzieć?
Szeroka skala i polski rynek komiksowy są to dwie rzeczy wykluczające się nawzajem. Planując z wydawcą tę serię pytałem go, czy zdaje sobie sprawę, że w Polsce jej nie sprzeda. To znaczy – nie sprzeda fanom komiksów. On to wie i guzik go to obchodzi. Nie jest to produkt, którego być albo nie być zależy od gustów polskich czytelników. Jest ich po prostu za mało. A plany są ogromne. Mogę śmiało powiedzieć, bo znam to nasze małe getto od podszewki, że jest to największe przedsięwzięcie komiksowe w Polsce. Ever. Seria robiona przez polskich twórców, w kolorze, w dziewięciu językach! Z kosmicznymi planami ekspansyjnymi na inne rynki. I dzięki temu, że jest to temat trudny, bardzo medialny i edukacyjny, w założeniu przygotowany został na szerszy rynek. Jaki inny polski komiks miał 10 minut w głównym wydaniu "Wiadomości"?! Nie mogę na razie zdradzić więcej, ale powiem, że plany K&L Press są baaardzo ambitne.
Mimo tych rozległych planów, seria nie spotkała się ze zbyt dużym zainteresowaniem ze strony polskiej krytyki komiksowej...
Bo też my sami niespecjalnie się o to staramy. Z doświadczenia wiem, że recenzje komiksowe w Polsce nijak mają się do wyników sprzedaży. Więc po co? Poza tym tzw. branża, obawiam się, projekt ten oleje, choćbyśmy dostarczyli produkt na niewiadomo jakim poziomie. Oni nawet nie wiedzą, że Arek Klimek narysował najlepszy album realistyczny od czasów "Achtung Zelig", jeśli nie najlepszy w ogóle! I zamiast stać w kolejce do niego po autograf, wolą zabijać się o trzydziesty autograf Rosińskiego. Wynika to częściowo z tego, że komiks historyczny, tfu, edukacyjny wręcz, źle się kojarzy. Niestety, źle kojarzy się głównie przez kolegów z branży, którzy tego typu zlecenia traktują po macoszemu, wykonując je często na żenującym poziomie. My chcemy ustanowić nową jakość graficzną w tego typu produkcjach. A ja nie chcę pisać podręcznika do historii z zajebistymi obrazkami, ale żywe, sensacyjne historie, które fajnie się czyta.
Poza tym, chłopie – jakiej krytyki? Jeden błazen w recenzji "Epizodów z Auschwitz"#1 napisał, że Holocaust potraktowany jest tu zdawkowo, że za mało cukru w cukrze! Koleś nie tylko nie przeczytał wstępu, ale nawet tytułu serii! "Epizody", ofiaro, album numer jeden! To jest temat, który nie sposób ogarnąć one-shotem!
Jak wygląda praca nad jednym albumem serii? Wyobrażam sobie, że musisz bazować na ogromnej ilości materiałów źródłowych...
Tak, do każdego albumu jadę kilka ładnych tomów opracowań historycznych, wspomnień, relacji, itp. Przez ostatni rok nie przeczytałem właściwie nic nie o Auschwitz. Ale mi to nie przeszkadza, bo temat jest świetny, a poza tym mogę na bieżąco różne moje głupie pytania i pomysły konsultować z historykami. Dla każdego, kto pracuje nad komiksem osadzonym w realiach historycznych, taka pomoc merytoryczna to jest dream job. Jeśli zaś chodzi o sam sposób pracy, to w zasadzie nic odkrywczego – dostaję temat, robię research, rzucam pomysł na linię fabularną, potem streszczenie i jak mi klepną, jadę scenar. Z grubsza 2-3 miechy mam na album. Teraz jak siedzę w temacie, to jest błyskawica.
Ludzie odpowiedzialni za wydawanie "Epizodów" zadbali również o fachową opiekę historyków i specjalistów. Czy nie ogranicza to Twojej swobody w pisaniu scenariusza?
Wręcz przeciwnie. Czasem się nie mogę nadziwić, ile wydawca puszcza płazem. A konkretnie to bywa różnie. Prace nad epizodem czwartym – "Nosiciele tajemnicy" prowadziłem standardowo, a tu nagle pojawił się Igor Bartosik (który jest konsultantem historycznym tego odcinka) i dość brutalnie potraktował moje streszczenie. Zagotowałem się trochę, ale jak się spotkaliśmy i omówiliśmy jego uwagi, okazało się, że doskonale się rozumiemy. Część uwag wynikała po prostu z niezrozumienia samego sposobu opowiedzenia historii w sposób komiksowy. Parę rzeczy wybroniłem bez problemu, a parę zmian przyjąłem z ogromną radością, bo świetnie wpisywały się w fabułę.
Z wywiadów, zamieszczonych na www "Epizodów" można odnieść wrażenie, że jest to przede wszystkim sposób na dotarcie do młodzieży. Czy tylko taki jest target tej pozycji? Jakie stawiacie sobie cele?
Wydawca i historycy mają swoje priorytety, a my swoje. My chcemy zrobić dobre komiksy, oni chcą edukować. Całe szczęście, nasze cele się nie wykluczają. Bo to elastyczny wydawca jest. Ale nie oszukujmy się, głównym punktem sprzedaży serii jest i zawsze będzie, muzeum w Oświęcimiu. Tam jest rok rocznie ponad milion zwiedzających, głównie młodzieży - potencjalnie gigantyczny rynek zbytu. To właśnie dla nich powstają te wszystkie wersje językowe. Ten polski nakładzik, to jest kropla w morzu. Wydawca stawia na edukację, więc te wywiady są spreparowane pod konkretny target.
Dla mnie "Epizody z Auschwitz"#1 to miał być taki "Prison Break", a okazało się, że, chcąc nie chcąc, napchałem tam tyle faktów, że bez trudu udało im się stworzyć program nauczania na jego podstawie. Jest to o tyle ciekawe, że nikt mi się nie wpieprzał, że za mało dymków, za dużo akcji. Oni bardzo dobrze wiedzą, co to jest komiks i od początku chcieli zrobić najpierw coś fajnego, a potem dopiero edukacyjnego. Między innymi dlatego mamy tylko 4 strony tekstów historycznych. Przy ogromnej sympatii do komiksu o Łupaszce (szczególnie dla Krzyśka, respekt) – 40 stron tekstu jako bonus, to jest bzdura. Żaden młody czytelnik tego nie przeczyta.
Wróćmy na moment do przeszłości - swego czasu aktywnie działałeś w środowisku komiksowym jako publicysta, rysownik i scenarzysta. W pewnym momencie nieco się "schowałeś". Czy powodem tego było założenie pART studio?
Z perspektywy osoby z zewnątrz, tak to chyba wygląda. Ja jednak cały czas robiłem ogromne ilości rzeczy komiksowych. Ale to prawda, że w międzyczasie powstała grupa i zaczęliśmy szukać sposobu na przeżycie. Załatwianie zleceń, pozyskiwanie klientów, budowanie marki. Udało się utrzymać ekipę z czasów "KKK" razem, a nawet rozbudować ją. Dzięki temu zawsze mogę zadzwonić do Marcina i powiedzieć: "W przyszłym tygodniu zaczynasz robić komiks – 32 strony w pół roku". I on nie pyta dla kogo i o czym. Pyta: "Za ile?", bo jesteśmy zawodowcami. Jakoś tak równocześnie z pART Studio, założyłem z kolegami pracownię rysunku, gdzie już dziewiąty rok przygotowujemy młodych ludzi do egzaminów z rysunku na architekturę. Nawet podręcznik napisaliśmy w zeszłym roku – Atropos go wydał. Bestseller zresztą, że się pochwalę.
"Piekielne wizje" zostały piekielnie źle przyjęte przez publikę. Czy nie czujesz, że po tym komiksie została Ci przypięta jakaś negatywna łatka?
Mówisz o publice, czy krytyce? Bo ja nie widziałem złych recenzji "Wizji", a publika wypowiada się chyba za pomocą portfeli. Nie wiem, czy słyszałeś, ale to też był w pewnym sensie bestseller. Nakład wyczerpał się już chyba po roku. I to nie nakład rzędu 300 sztuk, ale solidne 2500 egzemplarzy. A jeśli pijesz do tych kilku hejterów na forum, to mówiąc delikatnie, leję na ich opinie. Oprócz mieszanki zazdrości, kompleksów i wielkiej potrzeby zwrócenia na siebie uwagi wiele w tych postach nie było. "Gałek dogadał się Mastertonem na komiksy i ściągnął zajebistą ekipę rysowników, a Mandragora mu to wydaje – dojebmy mu, bo sami na to nie wpadliśmy". Przyzwyczaiłem się już do tego typu gówniarskich ataków. Być może część z nich jest efektem mojej pracy w "KKK", gdzie czasem musiałem wypowiedzieć się na tematem czyjejś twórczości. I wyszło, że szczerość nie zawsze jest w cenie.
Z drugiej strony – tak jak mówiłem – jakiekolwiek słowa krytyki, lub zachwytu, nigdy nie miały przełożenia na sprzedaż moich komiksów. Mówisz, że "Wizje" zostały przyjęte źle, a sprzedały się zajebiście. A co powiesz o zajebistych recenzjach "Deduktora" i bardzo ciepłych "Almy"? Ktoś się przejął? Komiksy z założenia mainstreamowe potraktowano jako autorskie pitu-pitu dla grupki kolegów z myspace. A sprzedaż wyszła średnio. Bo tu, panie kolego, w Polsce, jest pyta, a nie mainstream. Być może w tym kraju analfabetów, gdzie żadne Marvele czy Soleile się nie przyjmują, właśnie komiks edukacyjny, jak za czasów PRL-u, będzie budował główny nurt. Bo o to, czy "Epizody" będą się dobrze sprzedawać, to ja się nie martwię. Skończyły się czasy, kiedy robiliśmy takie rzeczy ideowo.
Co z "Almą" i "Deduktorem"? I w ogóle jak prezentują się plany pART studio. Czy odnalazłeś się w komiksach historycznych, czy może pragniesz wrócić do trykotów?
Sequele się robią. Ale raczej dla jaj, bo ja osobiście nie wierzę, że się u nas dobrze sprzedadzą. Trzeba by je zrobić na twardo, w 50 egzemplarzach, w skórze, najlepiej z jakimś dildo do samogwałtu jako insertem. Na takie rzeczy jest rynek. "Epizody" będę trzaskał, póki mi, albo wydawcy się nie znudzi. Nie oszukuję się – wiem, że to nie jest temat, który można robić w nieskończoność. Prawo serii. Co z tego, że wychodzi 17 z kolei "Wilq"? Zawsze się znajdzie malkontent, który pieprzy, że to już nie to samo co na początku. A poprzednie pewnie przeczytał na stojąco w Emipku.
Mam parę grubszych planów, mam najlepszą ekipę w Polsce, którą aktualnie testuję na "Epizodach" – na pewno jeszcze o nas usłyszysz. Ale może już w innym języku.
A trykoty - no cóż, na tym się wychowałem. Mutanci nadal rządzą, choć nie jestem już na bieżąco z ich przygodami. Chcąc zarabiać na robieniu komiksów trzeba się dopasować do rynku, zmutować. Zabrzmiało to trochę przesadnie patetycznie, ale to prawda. Evolve or die muthafucka.
Co sądzisz o obecnym stanie rynku komiksowego w Polsce?
No, pokrótce to ja już się wypowiedziałem. Kiedyś byłem na bieżąco z rynkiem, z branżą. A teraz, bracie, praca, tylko praca. Ja nie ma czasu na czytanie, ja piszę. Na imprezy jeżdżę, żeby się z moim squadem zobaczyć w realu dla odmiany. I Nikodema mogę spotkać (pozdro dla całej ekipy!), ale czuję, że to już trochę nie moja bajka. Nie zależy mi, czy mnie ktoś poklepie po plecach, czy nie. A jeśli chciałbym się pobawić w typowo branżowe mierzenie pytonga, to powiem tak: "To, co dla innych jest całym nakładem, dla mnie jest jednorazowym zamówieniem z Empiku".
Ilustracje:
1. Michał Gałek we własnej osobie,
2. plansza z "Epizodów z Auschwitz" #3, rys. Łukasz Poller,
3. projekt postaci do "Epizodów z Auschwitz" # 4, rys. Michał Pyteraf,
4. plansza z "Epizodów z Auschwitz" #3, rys. Łukasz Poller,
5. projekt postaci do "Epizodów z Auschwitz" # 4, rys. Michał Pyteraf,
6. szkic okładki "Epizody z Auschwitz" #4, rys. Tomek Jędrzejowski
7. Okładki komiksów "Alma", "Piekielne wizje", "Deduktor".
16 komentarzy:
o jezus...galek i jego kompleks malego fiuta
Podręcznik do rysunku jest bardzo bardzo.
Ja tam po lekturze wywiadu jestem skłonny przyjąć, że Michał Gałek ma największego pytonga w całym uniwersum
marvela
A ja miałem więcej kobiet niż Wy wszyscy razem wzięci jedliście ciepłych posiłków. Że tak się pochwalę.
Badum-pszpsz.
Nie lubię gdy ktoś podczas wywiadów używa wulgaryzmów. Wiem, ze podkreślają one wypowiedzi, ale kurczę, to jest wywiad który czytają różni ludzie. Można to było przynajmniej deko ocenzurować Dominiku :/
Sam jestem ogromnym miłośnikiem polskiego komiksu historycznego. I o samym komiksie nie wypowiem się dopóki go nie kupię.
Ale faktycznie buńczuczność scenarzysty jest mocno porażająca :/
Dla mnie "Epizody z Auschwitz"#1 to miał być taki "Prison Break", - bez komentarza.
A czy ja mógłbym jakiegoś linka do tych 10 minut w głównych "wiadomościach"? Bo według mojej wiedzy o tym medium to 10 minut nie miała tam nawet śmierć Jana Pawła II.
Michał jeśli tyle miałeś naprawdę i udowodnisz to od tej pory będę się do niego zawsze zwracał per "Boże Wszechmogący".
Bo na razie brzmisz jak wędkarz chwalący się przy piwie.
ee tam, facet się stara się rozwija. Zmieniłem do niego swoje nastawienie z racji konkretnych działań które podejmuje. "Chwal się bo inni na pewno cię nie pochwalą" - tym akurat za bardzo się przejmuje, a nie powinien ale jego sprawa. Nie ma w tej branży ludzi bez kompleksów, bo komiks w polsce to jeden wielki kompleks, albo inaczej dymiący czyrak.
Przypominam, ze gadanie o wielkich pytongach to akurat nie wytwór Gałka. najwięcej o pytongach zazwyczaj mają do powiedzenia goście, którzy z trudem potrafią dostrzec swojego.
Żenujące posty poleciały. Autorów odsyłam na onet, a wszystkich proszę o nie nadużywanie mojej tolerancji dla anonimów.
Żenujące to są wypowiedzi Pana Gałka. A tekst
Blogger karolkonw pisze...
o jezus...galek i jego kompleks malego fiuta
15 październik 2009 20:32
nie jest żenujący?
Anonimie: wypowiedzi Gałka może i są żenujące, tak samo jak i komentarz karolkonwa i wiele innych komentarzy powyżej, ale ich autorzy podpisali się pod nimi i to w jakiś sposób o nich świadczy. Komentarze, które poleciały były bezwartościowym, anonimowym pitoleniem.
Ok Ziniol - Fred wielka pała jestem i jakość moich dzieł jest miarą mojej wprawy rysunkowej oraz inteligencji mojego scenarzysty, a nie wielkiego pytonga czy małego fiuta, jak to Pan Gałek określa w zakresie swego ubogiego słownictwa.
Prześlij komentarz