Grupa mutantów, kryjąca się pod nazwą X-Force została totalnie przemeblowana przez Petera Milligana i Mike'a Allreda. W pierwszym zeszycie autorstwa tego duetu, Czytelnicy, przyzwyczajeni do znanych sobie postaci, zostali postawieni pod ścianą: zamiast piątki dowodzonej przez Cannonballa (gość epizodycznie pojawiał się także w wydawanych w Polsce "X-menach") ujrzeli siódemkę, której szefował Zeitgeist. W dodatku, większość nowych postaci o dziwnych ksywkach przetrwała jedynie do ostatnich stron pierwszego zeszytu serii. Bowiem Milligan postanowił ich wymordować. I zastąpić nowymi dziwakami. I bez skrupułów robił to jeszcze kilka razy później. Pozwoliła mu na to autorska koncepcja serii oraz - po raz pierwszy w jej historii - brak znaczka "approved by the comic code authority" na okładce.
Na spotkaniu w Łodzi, Milligan stwierdził, że jego wersja X-Force to postmodernistyczne spojrzenie na supergrupę herosów w trykotach. W tym jakże nowoczesnym ujęciu X-Force nie jest zbiorem szlachetnych, promujących mutacje wszelkiego rodzaju kontynuatorów myśli Profesora Xaviera, lecz bandą wyrostków, nie do końca radzących sobie z funkcją, jaką przyszło im sprawować, stawiających przede wszystkim na dobrą zabawę i możliwość ustawienia się w życiu. PR, na jakim zbudowane są wizerunki członków zespołu jest identyczny do tego, produkującego nowe gwiazdki telewizji czy sceny muzycznej. Każdy z członków X-Force posiada swój fanklub, otwierane są nowe filie "X-Force Cafe", a nastroje wielbicieli podjudzane są podczas konferencji prasowych, regularnie organizowanych przez szefostwo zespołu. Również wewnętrzne sprawy grupy zostały zreorganizowane - romantyczne związki i niewinne sprzeczki zostały wyparte przez ostry seks i ciągłe kłótnie (połączone z nawalanką) o duperele.
Skład X-Force, począwszy od numeru 117 to: Bloke (używający wcześniej pseudonimu "Rainbow", różowy, paskudny wielkolud), Vivisector (autor docenionego przez krytyków pamfletu na Walta Whitmana, a jednocześnie posiadacz bujnego owłosienia na całym ciele, ostrych szponów i zębów), Phat (ziom z osiedla, który zawsze wystąpi w obronie swego przyjaciela, jeśli tylko ten jest dissowany), Saint Anna (córka argentyńskiego księdza i irlandzkiej wolontariuszki, posiadająca dar uzdrawiania), Mr. Senstitive (przemianowany w pewnym momencie na The Orphan - przywódca grupy) oraz trójka weteranów (czyli bohaterów ze stażem minimum jednego odcinka) - Anarchist (którego magiczna superzdolność oparta jest o specyficzne właściwości jego potu), U-Go Girl (posiadająca moc teleportacji) i ulubieniec tłumów, nagrywający każdy krok zespołu - stworek Doop. Gwoli formalności, skład ten został uformowany naprędce przez szefa X-Force - Coacha oraz finansującego działalność zespołu Spike'a Freemana po tym, jak poprzedni zespół uległ unicestwieniu w starciu z łotrami przetrzymującymi popularny boysband Boyz R Us.
Boyz R Us powstali zresztą jako synonim grupy X-Force. Oba zespoły są tak samo kruche i podobnie zależy im na wskaźnikach popularności. Sytuacja, w której wspólnie biorą udział jest więc trampoliną dla jednych i drugich. Mutanci, na moment przed akcją ratunkową dostają bieżące informacje od Coacha: "Zdążyli już zabić nieśmiałego gościa, który pisze piosenki. Następny ma być koleżka z dreadami". Żadnych imion, jedynie krótkie naprowadzenie odnośnie wyglądu czy cech charakteru. Podobnie z X-grupą: postaci w niej występujące są niekiedy tak ulotne, że nawet koledzy mają problem z przypomnieniem sobie ich ksywki. Ta anonimowość stoi w opozycji ze strasznym parciem na szkło, jakie prędzej czy później dotyka każdego z bohaterów. Wystarczy zerknąć na zamieszczoną obok okładkę odcinka 119, na której grupa zajmuje się ratowaniem Paco Pereza, mutanta z Republiki Bastrony. Znajdująca się na niej Święta Anna pospiesza Orphana, mówiąc, że o piątej musi być w programie Jaya Leno.
Okładka, jak i cała szata graficzna runu Milligana i Allreda to zresztą ukłon w stronę komiksu superbohaterskiego z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych - popowe kolory, oldschoolowe logo, dialogi na okładce - wszystko przygotowane tak, by zgrywało się z owym postmodernizmem, serwowanym wewnątrz. Co prawda omawiam dziś odcinki 116-120 serii, lecz nie będzie tajemnicą, jeśli zdradzę, że po numerze 129 komiks został zamknięty, po czym odrodził się w serii "X-Statix", która również została zamknięta. I znowu powróciła - pod postacią "X-Statix Presents: Deadgirl". I została zamknięta. I, jak powiedział Milligan w Łodzi, jeszcze raz powróci - jako postmodernistyczne spojrzenie na postmodernistyczne spojrzenie na superbohaterów.
Kiedyś superbohaterowie w ferworze walki oddawali się produkcji pompatycznych monologów lub też podbijali w równie puste gadki z łotrami. Nic więc dziwnego, że, kiedy Vivisector na łamach "X-Force" atakował bastrońskich żołnierzy z okrzykiem "Do diabła z Hamletem! Do diabła z Wittgensteinem! Pragnę krwi!", część stałych Czytelników odwróciła się od tego tytułu. Wielbiciele ciężkich klimatów Roba Liefelda nie znaleźli zbyt wiele ciekawostek w milliganowskim podejściu do komiksu. Na stronach klubowych wrzało i było to wrzenie oparte na hardkorowych skrajnościach - odchodzili Ci, którzy wielbili stare, dochodzili Ci, których przyciągnęły nazwiska autorów i podejmowanie przez nich niebanalnej tematyki.
Abstrahując jednak od tych "postmodernistycznych wynurzeń", "X-Force" w ujęciu Milligana i Allreda wciąż jest jednak komiksem, w którym mutanci dają złoczyńcom po ryju, w którym sensacja goni sensację, akcja kipi z każdej ze stron, pogłębianie osobowości bohaterów odbywa się przy życzliwym współudziale retrospekcji, a w finale okazuje się, że owszem, Wolverine zawsze pomoże. Czytelnik więc dostawał to, co zwykle, ale podane w inny sposób. W sposób, który przedefiniował i zbudował od nowa postać superbohatera, ukazując go w blasku fleszy. Lekturę "X-Force" polecam każdemu. Omawiane odcinki zostały zebrane w tomie "X-Force: New Beginning".
"X-Force" #116-120. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunek: Mike Allred. Kolor: Laura Allred. Wydawca: Marvel Comics, maj - listopad 2001
Na spotkaniu w Łodzi, Milligan stwierdził, że jego wersja X-Force to postmodernistyczne spojrzenie na supergrupę herosów w trykotach. W tym jakże nowoczesnym ujęciu X-Force nie jest zbiorem szlachetnych, promujących mutacje wszelkiego rodzaju kontynuatorów myśli Profesora Xaviera, lecz bandą wyrostków, nie do końca radzących sobie z funkcją, jaką przyszło im sprawować, stawiających przede wszystkim na dobrą zabawę i możliwość ustawienia się w życiu. PR, na jakim zbudowane są wizerunki członków zespołu jest identyczny do tego, produkującego nowe gwiazdki telewizji czy sceny muzycznej. Każdy z członków X-Force posiada swój fanklub, otwierane są nowe filie "X-Force Cafe", a nastroje wielbicieli podjudzane są podczas konferencji prasowych, regularnie organizowanych przez szefostwo zespołu. Również wewnętrzne sprawy grupy zostały zreorganizowane - romantyczne związki i niewinne sprzeczki zostały wyparte przez ostry seks i ciągłe kłótnie (połączone z nawalanką) o duperele.
Skład X-Force, począwszy od numeru 117 to: Bloke (używający wcześniej pseudonimu "Rainbow", różowy, paskudny wielkolud), Vivisector (autor docenionego przez krytyków pamfletu na Walta Whitmana, a jednocześnie posiadacz bujnego owłosienia na całym ciele, ostrych szponów i zębów), Phat (ziom z osiedla, który zawsze wystąpi w obronie swego przyjaciela, jeśli tylko ten jest dissowany), Saint Anna (córka argentyńskiego księdza i irlandzkiej wolontariuszki, posiadająca dar uzdrawiania), Mr. Senstitive (przemianowany w pewnym momencie na The Orphan - przywódca grupy) oraz trójka weteranów (czyli bohaterów ze stażem minimum jednego odcinka) - Anarchist (którego magiczna superzdolność oparta jest o specyficzne właściwości jego potu), U-Go Girl (posiadająca moc teleportacji) i ulubieniec tłumów, nagrywający każdy krok zespołu - stworek Doop. Gwoli formalności, skład ten został uformowany naprędce przez szefa X-Force - Coacha oraz finansującego działalność zespołu Spike'a Freemana po tym, jak poprzedni zespół uległ unicestwieniu w starciu z łotrami przetrzymującymi popularny boysband Boyz R Us.
Boyz R Us powstali zresztą jako synonim grupy X-Force. Oba zespoły są tak samo kruche i podobnie zależy im na wskaźnikach popularności. Sytuacja, w której wspólnie biorą udział jest więc trampoliną dla jednych i drugich. Mutanci, na moment przed akcją ratunkową dostają bieżące informacje od Coacha: "Zdążyli już zabić nieśmiałego gościa, który pisze piosenki. Następny ma być koleżka z dreadami". Żadnych imion, jedynie krótkie naprowadzenie odnośnie wyglądu czy cech charakteru. Podobnie z X-grupą: postaci w niej występujące są niekiedy tak ulotne, że nawet koledzy mają problem z przypomnieniem sobie ich ksywki. Ta anonimowość stoi w opozycji ze strasznym parciem na szkło, jakie prędzej czy później dotyka każdego z bohaterów. Wystarczy zerknąć na zamieszczoną obok okładkę odcinka 119, na której grupa zajmuje się ratowaniem Paco Pereza, mutanta z Republiki Bastrony. Znajdująca się na niej Święta Anna pospiesza Orphana, mówiąc, że o piątej musi być w programie Jaya Leno.
Okładka, jak i cała szata graficzna runu Milligana i Allreda to zresztą ukłon w stronę komiksu superbohaterskiego z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych - popowe kolory, oldschoolowe logo, dialogi na okładce - wszystko przygotowane tak, by zgrywało się z owym postmodernizmem, serwowanym wewnątrz. Co prawda omawiam dziś odcinki 116-120 serii, lecz nie będzie tajemnicą, jeśli zdradzę, że po numerze 129 komiks został zamknięty, po czym odrodził się w serii "X-Statix", która również została zamknięta. I znowu powróciła - pod postacią "X-Statix Presents: Deadgirl". I została zamknięta. I, jak powiedział Milligan w Łodzi, jeszcze raz powróci - jako postmodernistyczne spojrzenie na postmodernistyczne spojrzenie na superbohaterów.
Kiedyś superbohaterowie w ferworze walki oddawali się produkcji pompatycznych monologów lub też podbijali w równie puste gadki z łotrami. Nic więc dziwnego, że, kiedy Vivisector na łamach "X-Force" atakował bastrońskich żołnierzy z okrzykiem "Do diabła z Hamletem! Do diabła z Wittgensteinem! Pragnę krwi!", część stałych Czytelników odwróciła się od tego tytułu. Wielbiciele ciężkich klimatów Roba Liefelda nie znaleźli zbyt wiele ciekawostek w milliganowskim podejściu do komiksu. Na stronach klubowych wrzało i było to wrzenie oparte na hardkorowych skrajnościach - odchodzili Ci, którzy wielbili stare, dochodzili Ci, których przyciągnęły nazwiska autorów i podejmowanie przez nich niebanalnej tematyki.
Abstrahując jednak od tych "postmodernistycznych wynurzeń", "X-Force" w ujęciu Milligana i Allreda wciąż jest jednak komiksem, w którym mutanci dają złoczyńcom po ryju, w którym sensacja goni sensację, akcja kipi z każdej ze stron, pogłębianie osobowości bohaterów odbywa się przy życzliwym współudziale retrospekcji, a w finale okazuje się, że owszem, Wolverine zawsze pomoże. Czytelnik więc dostawał to, co zwykle, ale podane w inny sposób. W sposób, który przedefiniował i zbudował od nowa postać superbohatera, ukazując go w blasku fleszy. Lekturę "X-Force" polecam każdemu. Omawiane odcinki zostały zebrane w tomie "X-Force: New Beginning".
"X-Force" #116-120. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunek: Mike Allred. Kolor: Laura Allred. Wydawca: Marvel Comics, maj - listopad 2001
1 komentarz:
x-force za milligana byl swietny:), druzyna przypominala raczej gwiazdy rocka niz zwykly superhero team. Swietne czytadlo.
Prześlij komentarz