Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

środa, 10 października 2018

Pożegnanie

Drodzy Czytelnicy Ziniola, bardzo Wam dziękuję za czas spędzony na lekturze magazynu w każdej postaci, w jakiej się ukazywał. We wrześniu obchodziliśmy ciche 20-lecie, wydając dwa chyba całkiem niezłe ziny, stworzone na matrycy z 1998 roku. Mam nadzieję, że sprawiły Wam nieco radości. A dzisiaj stuknęła nam dyszka w cybersferze.

Dziękuję wszystkim współpracownikom, których na przestrzeni tych 20 lat udało mi się namówić na "zrobienie czegoś do Ziniola", wszystkim artystom, pisarzom, publicystom, wydawcom, składaczom, ludziom, którzy od lat budują scenę komiksową w Polsce. To dla mnie zaszczyt, że wszystkich Was poznałem - na żywo, mejlowo, przez gg, fejsa, cokolwiek. 

Żegnam się z jednej prostej przyczyny: uważam, że nie ma już miejsca na coś takiego, jak Ziniol. Jest wiele innych fajniejszych miejsc w sieci, którym niezmiennie kibicuję. Róbcie swoje, rysujcie komiksy, piszcie je i piszcie o nich, a przede wszystkim je czytajcie! 

A jako, że już nigdy nie napiszę niczego w stylu "nowy numer Ziniola już za...", zostawiam Was z wygrzebanymi z archiwum starymi numerami. Na odchodne Ziniol wietrzy szuflady i można go sobie kupić w całkiem rozsądnych cenach.

Trzymajcie się! Strzałka!

Kup sobie Ziniole

Ziniol wietrzy magazyny. Do wyczerpania zapasów sprzedajemy następujące cuda:
Ziniol #53 (w środku komiksy m.in. Petera Milligana i Daniela Chmielewskiego oraz Scotta Lobdella i Macieja Pałki) - 15 zł

Ziniol #54 (Prosiak, Skutnik, Rustecki, Stefaniec, Lewandowski) - ostatni numer! - 15 zł


Rag&Bones #1 i #2 - postapokaliptyczna seria duetu Dominik Szcześniak/ Katarzyna Babis - 15 zł za sztukę/ 25 za komplet


Dolores - album z rysunkami Marcina Rusteckiego, 80 stron w twardej oprawie - 45 zł


The Very Best Off The Ziniols #1 i #2 - cegiełka z najlepszymi kawałkami z xerowanych Zinioli - 25 za sztukę/ 40 zł za komplet.

34 Zera #1 i #2 - antywojenny komiks Rusta i Szczezza - 15 zł za sztukę/ 25 za komplet


Miasto narysowane - obyczajowy komiks o mieście i mieszkańcach. Autor: Dominik Szcześniak. Gościnnie: Wojciech Stefaniec, Marcin Rustecki, Katarzyna Babis, Rafał Trejnis, Daniel Grzeszkiewicz - 20 zł.
Koszt wysyłki ustalamy indywidualnie. Zainteresowanych proszę o kontakt: ziniolzine@gmail.com

Rozmagnes (0000000020)

I oto proszę Państwa, ostatni tutaj rozmagnesowany rysunek!
Więcej w przeglądarce internetowej pod hasłem "Rozmagnes".
Dziękujemy za uwagę!
Autor: Otoczak

Podróże kształcą… komiksowo! (3): Buenos Aires i Paseo de la historieta

Gdziekolwiek nie będzie publikowany ten cykl w pozostałych mi jeszcze latach dziennikarskiej działalności komiksowej, gdzieś się zapoznacie w jego ramach z kolejnym podróżami bliskimi i dalekimi, podczas których napotykamy komiks, ilustrację, czy rysunki satyryczne. Pamiętajcie zawsze, że wszystko zaczęło się na Cyfrowym Ziniolu!

W historycznym San Telmo, dzielnicy Buenos Aires, znajdziecie niezwykły pasaż poświęcony klasycznym postaciom komiksu argentyńskiego. Jest ich piętnaście pod postacią rzeźb (chyba winylowych? Nie wiem, nie znam się, jakiś plastik), ale podziwiać podczas tego spaceru można też murale komiksowe. Jeśli planujecie się zmęczyć, to zaplanujcie przejście tak, żeby na koniec zostawić sobie obowiązkowe zdjęcie na ławeczce z Mafaldą, Susanitą i Manolo. Tam przysiądziecie, odpoczniecie… ale tylko chwilę, bo każdy chce mieć tu fotkę. Obok ławeczki macie sklep, zaopatrzony w absolutnie wszystko z Mafaldą Kiedy piszę „wszystko”, naprawdę mam na myśli „wszystko”. I naprawdę trzeba uważać, żeby nie dać się ponieść z zakupami. Nam się udało, a kubeczki na kawę z Mafaldą dają codzienną porcję porannej radości już od prawie dwóch lat.

Sama dzielnica w zasadzie nie jest zbyt czysta, jak całe Buenos (metropolie południowoamerykańskie, które zobaczyłem, raczej zawodzą i odpychają w krótkim kontakcie, ale zdecydowanie mają charakterek, który można na pewno polubić przy dłuższym pobycie, bo to pozwala „poczuć” dane miejsce), ale tego miejsca przegapić nie można, będąc czytelnikiem komiksów i turystą w Boskim. Potem zakupy w Entelequia, a ja kiedyś Wam napiszę coś o komiksie argentyńskim, bo sobie taką fajną książkę kupiłem… w Rio :)

wtorek, 9 października 2018

Tomasz Samojlik – kolejny wywiad dla Ziniola

Kuba: Rozmawialiśmy już wielokrotnie (na łamach Poltera, na Cyfrowym Ziniolu i w realu). Zawsze zwracałem się w formie pisanej do pana Tomasza per „pan” właśnie. Myślę, że moglibyśmy przejść w końcu na „ty”. Kuba, miło mi.

Pan Tomasz: Żółwik, Tomek jestem.

Kuba: Powodem tego wywiadu miała być publikacja Zguby Zębiełków (wydana w maju 2018), czwartej części sagi o ryjówkach. Przyznaję, że tegorocznego lata zapadłem w sen nocy letniej i wywiad ten jest bardzo spóźniony. Zatem nie będę już marnował czasu i nadwerężał Twej cierpliwości dopytując o wszystkie Twoje projekty, o których tu i tam czytałem, i naciskał w sprawie deklaracji co do ich publikacji. Porozmawiajmy najpierw o samej Zgubie… Pytanie techniczne: czy lata doświadczenia w prowadzeniu sagi o ryjówkach sprawiają, że kolejne albumy tworzy się szybciej, czy też coraz bardziej rozbudowany świat powoduje, że dbałość o spójność wymaga więcej i więcej sprawdzania, a co za tym idzie czas tworzenia się wydłuża? Bo wydaje mi się, że ten uważny i sprytny mały czytelnik bezwzględnie wytropi wszystko, co mu nie będzie pasować. A wtedy zrzucenie winy na zmęczone, stare głowy Fiodora i Sorka nie pomoże…

Tomasz: Nie ma lekko, nie tworzy się wcale szybciej, a bagaż fabularny poprzednich trzech tomów bardziej przeszkadza, niż pomaga. Starałem się wszystko sobie porozpisywać i zaplanować, by było spójne z tym, co czytelnik wyniósł z trylogii i wydaje mi się, że większych wpadek tam nie ma. Co prawda teraz widzę, że mogłem od początku wszystko sobie ładnie zaplanować na dłuższą serię, ale kto by się sześć lat temu spodziewał, że tak to się ułoży...

Kuba: Tak zahaczam o te szczegóły, bo przed Zgubą czytałem taką jedną historyjkę, w której Dobrzyk jednak zgubił swój czerwony kapturek.

Tomasz: Zgubił, ale potem znalazł, spokojna głowa.

Kuba: Podziwiam Twoje zmagania z materią słów dźwiękonaśladowczych. Wielu polskich autorów poddało się i albo ograniczyło w zasadzie do uznanych onomatopei, albo nie korzysta z nich prawie wcale. A u Ciebie jest i „rozsupłu”, i „bamsik”. I dzięki temu robi się jeszcze zabawniej. To wrodzony słuch, masz ucho? Czy nagrywasz dźwięki, np. upadających na ziemię ryjówek, a potem za pomocą skomplikowanej maszynerii dokonujesz ich transkrypcji?

Tomasz: No jasne. I jeszcze dźwięk policzkujących się ciem, ubaw po pachy, mówię Ci.
Kuba: W Zgubie głównie pokazujesz przygotowania leśnych zwierzaków do zimy, ale nie mogło zabraknąć też kwestii ekologicznych, wszak „mordercza mgła” to wcale nie jest problem teoretyczny, prawda?

Tomasz: Bardzo bolesny, namacalny i duszący problem nie tylko dla ryjówek i innych mieszkańców lasu, ale i dla nas, ludzi. Trochę zarzuciłem czytelnika tymi problemami w czwartym tomie, ale chciałem zakończyć serię z przytupem. Poza tym pamiętaj, że te komiksy mają zwrócić naszą uwagę na prosty, acz przeoczony przez większość ludzkiej populacji fakt, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Dlatego przedstawienie problemu, który nas samych bardzo boli uznałem za narzędzie potencjalnie skuteczniejsze od omawiania kwestii wpływu norki amerykańskiej na kolonie lęgowe ptaków wodnych. Poza tym mordercza mgła brzmi nieźle, co?

Kuba: Oj, brzmi groźnie. I prawdziwie. Tym razem w przypisach do komiksu wspominasz o ciekawych ryjówkach ze świata. Czyżby ryjówki z Doliny wybierały się w jakąś daleką podróż, żeby poznać inne „plemiona”?

Tomasz: Nie, nie, na razie nigdzie się nie wybierają. Przede mną nowe wyzwania, nowi bohaterowie do pokazania światu. A ryjówki pokażą się niebawem w innym medium.

Kuba: Ha, ale cliffhanger! SZA w tym temacie i szuramy dalej z pytaniami: lepiej mieć w domu ryjówki, czy myszki polne? Bo do mnie na wsi wprowadziły się już myszki. Spać nie można, tak hałasują w nocy, jak turyści z Hiszpanii. Pomyślałem sobie, że ryjówki to jednak się ciszej może zachowują…

Tomasz: Ryjówki Ci się nie wprowadzą do domu, co najwyżej zębiełki białawe. I nie do domu, a raczej do chlewika czy nieogrzewanej szopy.

Kuba: A właśnie, jeszcze z tym „nienaciskaniem” i „deklaracjami”,  o jedną rzecz jednak dopytam. Jak idzie kumulacja historyjek o „leśnych ziomalach” do następcy To nie jest las dla starych wilków? Na przykład w Bicepsie #9, gdzie kiedyś część tych historii miała swoje czarno-białe premiery (ale też w Echach Leśnych), tym razem „leśnych ziomali” nie ma. Za dużo pracy, żeby się wyrobić? Obostrzenia umowy z wydawcą? Za mały biceps?

Tomasz: Niewyróbka po prostu. Historie zbierają się bardzo powoli, bo nie jest to dla mnie priorytetowa sprawa – priorytetem są większe fabuły, które domagają się wydobycia na światło dzienne ze stosu notatników i szkicowników.
Kuba: Przypomnę tylko, z miłości do rysia, nie z upierdliwości, że miał on tam mieć swoich „pięć stron”.

Tomasz: O rysiu szykuje się całkiem spora nowość, o której nie mogę nic powiedzieć, bo potem latami będziesz mi wypominał. To przekleństwo nadmiaru pomysłów i ograniczonych mocy produkcyjnych – więcej rzeczy rocznie nie wycisnę, choćbym pękł.

Kuba: W naszej pierwszej rozmowie „ever” spytałem o to, co sprawiło, że zacząłeś tworzyć komiksy ze zwierzętami. Odpowiedziałeś tak: „Przede wszystkim impulsem była smutna konstatacja, że niewiele jest na rynku adresowanych do młodszego czytelnika książek i komiksów, które w ciekawy, ale i naukowo rzetelny sposób informowałyby o przyrodzie. Zirytowałem się strasznie czytając najróżniejsze książki o zwierzętach mojej córce i postanowiłem, że sam spróbuję zrobić to lepiej”. Widziałeś książeczkę o Gangu Słodziaków w popularnej sieci sklepów? Z ilustracjami Wojciecha Stachyry? Widziałeś, jaki ogon ma ryś?

Tomasz: Hmmm... „Zirytowałem się strasznie” kiedyś? To sam sobie dopowiedz, jakie uczucia towarzyszą mi dziś, kiedy widzę rysia z ogonem tygrysa czy bobra beztrosko wtryniającego się na szczyt drzewa.

Kuba: Mi się to nie mieści w głowie, ten krótki ogon (napisałem do wydawnictwa grzecznego, acz stanowczego maila, w którym powiedziałem, co o tym myślę), żeby skierowane do dzieci pozycje zawierały takie błędy. Nie chodzi mi o to klasyczne ilustracyjne przerysowanie zamiast rysunku realistycznego, ale o tego typu szczegóły, o to, że rodzice czasami pokazują rysia dziecku i mówią „zobacz, kotek!”. Dlatego też, między innymi, wpadłem na pomysł wspólnej akcji PSK-WWF (w fazie koncepcyjnej, ale postaram się ruszyć z konkretami już wkrótce! Dziękuję przy okazji Tobie za słowa zachęty i pomysły).

Tomasz:  „Zobacz, kotek”, a to dobre... Nie!
Kuba: A czy jesteś już gotowy do rysowania komiksów do czyjegoś scenariusza? Mam taki pomysł, żeby napisać paski komiksowe z… (niespodzianka!) rysiami.

Tomasz: I Ty, Kubo, przeciwko mnie? Szczerze mówiąc, spróbowałem w tym roku i bardzo mi się to doświadczenie nie spodobało. Więc, sorencja, nie.

Kuba: We wspomnianym powyżej numerze „bica” jest świetny wywiad z Piotrkiem Nowackim, który opowiada między innymi o tym, że aktualnie pracuje jako freelancer i utrzymuje się z różnych zleceń. Za przekazanie jednego z nich (dla parku rozrywki Rabkoland), dziękuje Tobie. Dużo takich prac musisz przekazywać kolegom z komiksowa?

Tomasz: Ja tam nie muszę ;-) Po prostu sam nie jestem w stanie zająć się wszystkimi ciekawymi propozycjami, które dostaję. Inna rzecz, że mnie najbardziej w tym wszystkim interesuje opowiedzenie mojej historii, nie czuję się wcale dobrym ilustratorem czy grafikdizajnerem, więc takie rzeczy wolę zostawić moim bardziej doświadczonym kolegom.

Kuba: Czy to prace dla dzieci Piotrka przekonały cię, że jest odpowiednią osobą do tego zlecenia?

Tomasz: No ba!

Kuba: Temat zleceń poruszyłem, bo wydaje mi się, że wszędzie Ciebie pełno, a jako fan Twojej twórczości nie lubię przegapiać tego, co tworzysz. Czy takich prac komiksowych ze zleceń nazbierało Ci się już może na… antologię w twardej oprawie na kredzie? 

Tomasz: Ej weź przestań. Marnować tyle kredy?

Kuba: Pytanie bardzo praktyczne ze wstępem: syn znajomych (prawie 3 latka) uwielbia album O rety! Przyroda świata. Tak bardzo, że aż się ślini przy jego oglądaniu. Pal sześć, że obślinił mi ostatnio ubranie przy oglądaniu, bo wyschnie i się upierze, ale obślinił też książkę, a ona się nie upierze. Może trzeba jednak laminować strony?

Tomasz: Ha! Odkryłeś sprytny zabieg wydawniczy, otóż książki z tej serii drukowane są na papierze świetnie wchłaniającym ślinę. Można się nad nimi ślinić bez konsekwencji. Niestety papier wchłania też łzy, więc można łkać rzewnie, jak się natrafi na jakiegoś mojego przyrodniczego babola.
Kuba: Póki co jest to pytanie enigmatyczne, ale czy podjąłbyś się redakcji merytorycznej zadaniariusza (leksykon+abecedariusz) o kosmosie? Żeby się podlizać (który to już raz!), dodam, że Misja kosmos zabrała mnie we wspaniałą podróż międzygwiezdną.

Tomasz: Tak teraz widzę już jasno, żeś Ty, Kubo, przeciwko mnie. Chcesz mej zguby?

Kuba: Wziąłeś w tym roku udział w akcji PSK „Polski Komiks na 26. finale WOŚP". Ja nie wyobrażam sobie nie wspomagać tej akcji rok w rok. Jak było z Twojej perspektywy?

Tomasz: Było super. Jak dostanę powołanie do kadry w przyszłym roku, to na pewno się stawię na zgrupowaniu, trenerze!

Kuba: Podobno Twoja kariera koszykarska rozkwitła. Zdradzisz przepis na sportowy sukces?

Tomasz: O tak, kwitnie od momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że szybkie bieganie, wysokie skakanie i celne rzucanie do kosza to kwestia czysto subiektywna. I choć z perspektywy widza biegam w tempie posuwającego się lądolodu, skaczę wysoko jak zapchana prześcieradłami pralka, a procent skuteczności rzutów mam taki, jak średnia temperatura Bałtyku wiosną, to czerpię z tego masę radości. I oby kontuzje mnie omijały!

Kuba: Tym razem nie lecę na piłkę, jak ostatnio, ale na kolejny odcinek Przystanku Alaska przed snem. Dziękuję ślicznie za rozmowę!

Tomasz: Dzięki, stary! Do zobaczenia!
 
(plansze ilustrujące wywiad pochodzą z albumu Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków. Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu, 2018)
 

Podróże kształcą… komiksowo! (2): El Chaltén

Gdziekolwiek nie będzie publikowany ten cykl w pozostałych mi jeszcze latach dziennikarskiej działalności komiksowej, gdzieś się zapoznacie w jego ramach z kolejnym podróżami bliskimi i dalekimi, podczas których napotykamy komiks, ilustrację, czy rysunki satyryczne. Pamiętajcie zawsze, że wszystko zaczęło się na Cyfrowym Ziniolu!

Wielka wyprawa do Argentyny nie mogła się obyć bez komiksów, ale nie spodziewałem się tego, że w absolutnej dziurze w interiorze Patagonii, w El Chaltén przy granicy z Chile, spotkam… Mafaldę! To, jak bardzo Mafaldę w Argentynie się kocha i zna przerosło moje oczekiwania. Nie dość, że w El Chaltén jest „składzik Manola”, który w paskach Mafaldowych pracuje w sklepie ojca, to jeszcze ten sklepik wypełniono malunkami postaci z komiksu Quino i ich złotymi myślami. Miło było zrobić tam zakupy i zobaczyć uśmiechniętą Mafalditę. Kiedy zobaczymy ją w pięknym, opasłym polskim wydaniu i usłyszymy po polsku? Póki to nie nastąpi, pozostaje czytać fb Mafalda po polsku. Kawał dobrej roboty – myślę, że wraz z ludźmi za ten profil odpowiedzialnymi moglibyśmy spokojnie sobie poradzić z tą trudną, acz wdzięczną materią tłumaczeniową. Kiedyś już w ramach Panelu Tłumaczeniowego na FKW pokazywaliśmy paski i przybliżaliśmy postaci oraz sam komiks. Mafalda po prostu zasługuje na to, żeby spotkać się z polskim czytelnikiem. W lepszym, bardziej reprezentatywnym wydaniu, niż to stare, malutkie, przerobione i wykrzywiające prawdziwy charakter komiksu, który dla mnie bije na głowę genialne Fistaszki.

A wiecie, co na wystawie jedynej „księgarni” (no powiedzmy, że to księgarnia…) w tym miasteczku można było zobaczyć? Hołd Liniersa z Macanudos dla… Mafaldy – patrz: ostatnie zdjęcie („To szczęście, że zaczęło się przygodę z książkami od takiej pozycji…”). 

Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków – Samojlik

Czwarta odsłona sagi o ryjówce jest jakby poważniejsza. Co prawda na scenie występuje większość znanych nam postaci – Sorek, Fiodor, Dobrzyk, Śmiłka, Żywia, Korina, Labhallan, Kosmacz, Odylec, Mordreda, leśniczy, ludź wraz z babką i inni, pojawiają się też nowi – Karkosław, Przymiłek i plemię zębiełków, norniki oraz wielu innych, ale wszyscy oni stają przed bardzo realnie odrysowanym problemem przetrwania nadchodzącej zimy. Z tego też powodu obserwujemy zaciętą rywalizację zwierzątek, które wiedzione instynktem, posuną się do wszystkiego, aby to właśnie sobie zagwarantować potrzebne do przeżycia zapasy. Tym razem mniej jest legend i bajania Sorka i Fiodora, co łagodziły wymiar realnych problemów w poprzednich tomach, a więcej prawdziwej leśnej krzątaniny, która umilknie pod białą kołderką. No, a może przynajmniej przycichnie na czas jakiś.

Drugą kwestią, która spowija kadry tego odcinka sagi, jest „mordercza mgła”. Pod taką nazwą mieszkańcy Doliny Ryjówek i całego lasu znają smog. Nie jest to dla nich problem teoretyczny, a namacalny, ale też Tomasz Samojlik nie czyni z niego głównego zagrożenia dla leśnego życia (jak np. wcześniej jesiennego wypalania traw w Powrocie Rzęsorka), spychając ten wątek w zasadzie na drugi plan. Ale na tym drugim planie, dotyczącym obecnych w ryjówkowym lesie (lub na jego skraju) ludzi, jest równie ciekawie i pouczająco.

Zima w Zgubie Zębiełków zaskakuje, mimo gorączkowych przygotowań, ryjówki, jak ma  to w zwyczaju wobec naszych drogowców. A czy zaskakuje nas Tomasz Samojlik? I tak, i nie. Autor zmienił troszeczkę schemat opowieści: tym razem wyzwaniem jest pora roku, zima, jej nieuniknione nadejście z nieodwołalnymi konsekwencjami dla żywych stworzeń. Z zapowiadającego się na nudną pogadankę pomysłu Autor tworzy niezwykłą przygodę z ciekawymi wątkami pobocznymi (poznajemy prawdziwą historię Koriny). Więcej uwagi poświęcono też ludzkim mieszkańcom tego świata, którzy, jak się okazuje, też się czegoś uczą z czasem. Więcej też (na oko, bo nie liczyłem) absurdalnych żarcików (np. taniec i piosenka zmniejszania ryjówek). Więcej zaskoczeń, kiedy Dobrzyk i Labhallan pokazują jak humorem, a nie pięściami, pokonać przeciwnika, albo kiedy Żywia, Śmiłka i Korina ruszają z odsieczą w stylu „girl power”.

Samojlik nadal uczy, nadal bawi, nadal zaskakuje.
(Jakub Jankowski)
"Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków". Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu, 2018

poniedziałek, 8 października 2018

Kraken - Pagani/ Cannucciari

Kraken to owiany legendą stwór morski, który pochłonął życie niejednego marynarza. W nazwanym od jego imienia komiksie, ta bezwzględna bestia staje się uosobieniem ludzkich lęków, pragnień i potrzeb.

Emiliano Pagani i Bruno Cannucciari wykorzystują krakeński mit do ukazania pradawnej prawdy, że zło czai się w ludzkich umysłach i że każda epoka ma swoje własne, szyte na miarę potwory.

Ten ukazany przez nich jest bestią nękającą współczesność. A ściślej mówiąc – małą rybacką wioskę, którą swego czasu dotknęła straszna tragedia – wielu mężczyzn na wielu kutrach w morskie odmęty wciągnął czający się w nich potwór. Ocalał tylko jeden mały chłopiec, który teraz pragnie zemsty na Krakenie i wie, jak jej dokonać. Ale czy wygra z lokalną społecznością, która działa według własnych zasad i obwinia go o morską katastrofę? A może z pomocą przyjdzie mu prezenter telewizyjny o aparycji Indiany Jonesa?

Nie jest to zbyt oryginalna historia, ale spełnia swoją rolę całkiem nieźle. Kraken to porządnie narysowany traktat o tym, że czasy się zmieniają, a potwory dostosowują.
"Kraken" Scenariusz: Emiliano Pagani. Rysunki: Bruno Cannucciari. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: timof comics, 2018

Rozmagnes: Znikond pomocy - Otoczak

O artyście ukrywającym się pod pseudonimem Otoczak niektórzy mówią, że jest profesorem komiksowej grypsery, szalonym poetą kadru i absurdalnym poskramiaczem dymków.

Nie wiem, nie znam się, ale uważam, że drugi numer Rozmagnesu, zatytułowany Znikond pomocy powinien zaspokoić najbardziej ekstremalne gusta undergroundowych podjadaczy.

W numerze znalazło się miejsce dla czasoprzestrzennego galimatiasu, jednej powtórki uzupełnionej dalszą częścią wzbogaconą powidokiem, kilku rysunków i eksperymentów.

Na tegorocznym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi ten zin żywo zainteresował samego Petera Milligana, znanego scenarzystę, który jeden egzemplarz zabrał ze sobą do Londynu.
Tak.

"Rozmagnes (2): Znikond pomocy". Scenariusz i reżyseria: Otoczak. Wydawca: Pan.Prkoski 2018

Dozorca: Nie wszystko złoto - Sztybor/ Shavrin

Pierwszy (?) tom Dozorcy, zatytułowany Nie wszystko złoto wart jest uwagi chociażby przez wzgląd na fakt, że scenariusz do niego napisał znany i ceniony w Polsce Bartosz Sztybor. Pierwotnie wydany za granicą, Dozorca trafił również do Polski. W naszych okolicznościach przyrody powinien spodobać się przede wszystkim fanom Osiedla Swoboda, którzy jednocześnie lubią szczyptę horroru.

Sztybor stawia tu na krwiste dialogi, trochę niepotrzebnie zanieczyszczone angielskimi wstawkami, oraz na pierwszoosobową narrację. Tak naprawdę jest to historia o trzech ziomkach spod bloku, którzy w miejskiej dżungli muszą stawić czoła drapieżcy. Nie żaden tęgi kulturysta ani doświadczony policjant. Trzech gości. Których na co dzień mijamy w drodze do sklepu. Po bułki. I walczą ze średniowiecznym stworem, nie tracąc przy tym drygu do luzackich dialogów. Dość istotna sprawa – pomaga im dozorczyni, widoczna zresztą na okładce.

Takich historii było wiele. I wiele będzie. Ta opowiedziana jest sprawnie, ale bez odkrywczych momentów, a narysowana bardzo ekspresyjnie, ale momentami na granicy czytelności. To taka niezobowiązująca rozrywka, jakich człowiek czasem potrzebuje, by odetchnąć od zaangażowanych dzieł. 
"Dozorca: Nie wszystko złoto". Scenariusz: Bartosz Sztybor. Rysunki: Ivan Shavrin. Wydawca: Non Stop Comics, 2018.

niedziela, 7 października 2018

Podróże kształcą… komiksowo! (1): Porto

Gdziekolwiek nie będzie publikowany ten cykl w pozostałych mi jeszcze latach dziennikarskiej działalności komiksowej, gdzieś się zapoznacie w jego ramach z kolejnym podróżami bliskimi i dalekimi, podczas których napotykamy komiks, ilustrację, czy rysunki satyryczne. Pamiętajcie zawsze, że wszystko zaczęło się na Cyfrowym Ziniolu!

Na początek Porto Cartoon w holu lotniska im. Francisco Sá Carneiro. Wystawę obejrzałem udając się (a może wracając „z”? Kurczę, już nie pamiętam :)) do cudownej Galicji (celowo nie piszę, że do Hiszpanii :)), w oczekiwaniu na towarzysza podróży (no i w sumie życia też), z którym porannym autobusem z Porto mieliśmy udać się do Vigo (to najbrzydsza część Galicji, jaką zobaczyłem). Wycieczkę tego typu polecam, Porto Cartoon również.

Pierwsza edycja prac z tego festiwalu, którą widziałem, a która była chronologicznie dziewiątą, zobaczyłem w roku 2007. Potem jeszcze jedenastą w 2010 (o obu pisałem na pRzYpAdKiEm) i miałem przerwę do tej jubileuszowej, dwudziestej pt. „Posprzątać planetę”, której część rozstawiono w holu lotniska.

Porto nazywane jest stolicą cartoonu, bo festiwal zadomowił się w tym ślicznym mieście na dobre. Główna wystawa zawsze organizowana jest w Muzeum Prasy (Museu da Imprensa), na którego zwiedzanie akurat nie miałem czasu tym razem, więc dobrze się złożyło, że spotkaliśmy się na lotnisku. Poniżej zdjęcia bez opisów, bo te rysunki mówią same za siebie. A tutaj link do głosowania internetowego – klik w Wirtualne Muzeum Rysunku Satyrycznego - warto zagłosować, bo temat zacny, ważny, a prace porażająco pomysłowe.