Ten festiwal po wizycie w 2009, na jego dwudziestej odsłonie, porównywałem do eMeFKi. Na Amadorze nie byłem kolejnych 7 edycji, na eMeFKa na kolejnych dwóch. Co na Amadorze się zmieniło, sprawdziłem w tym roku. Co się zmieniło pod moją nieobecność w Łodzi - mam nadzieję sprawdzić w 2018.
Festiwal cały czas odbywa się w miasteczku Amadora pod Lizboną. W 2009 można było tutaj dotrzeć z ostatniej stacji niebieskiej linii metra Amadora Este. Teraz linia ta doczekała się przedłużenia, ale to w sumie mało ważne, bo szykownie jednoosobowa redakcja Ziniola zajechała na miejsce festiwalu dyplomatycznym transportem. Dziękujemy uczynnemu kierowcy Pawłowi. Żeby było poetycko dodam, że kiedy w Polsce 28-29 października panowała ligowa szarzyzna i mrok, w Portugalii było 30 stopni i pełne słońce, więc odbyliśmy podróż z mroku ku światłu. Ekhem.
Festiwal nadal zajmuje też ten sam budynek, który jest z zewnątrz obskurnym, betonowym klocem, przypominającym parking. W środku wrażenia artystyczne poprawia nieco aranżacja wnętrz.
Największy festiwal portugalski też jest biletowany (3 euro - 5 PLN). Autografy można brać bez zapisów i bez płacenia, ale na robienie zdjęć trzeba było mieć w tym roku specjalne pozwolenie (nie mieliśmy! A narobiliśmy! - Fotek, nie bigosu!).
Tak jak powyżej wygląda hol wejściowy z efektownym neonem BD, czyli „banda desenhada” (czyli komiks).
Naprzeciwko neonu rozpiska programowa. I tutaj problem, bo choć wśród gości festiwalu wymienieni byli Brazylijczycy Marcello Quintanilha (w Polsce Wolfram i wkrótce Modlitewnik Narodowy, a może kiedyś Fealdade de Fabiano Gorila i Ateneu) i Felipe Nunes (w Polsce Dodo), Jan Bauer prosto z Niemiec (wydano przy okazji festiwalu po portugalsku jego komiks drogi O Rio Salgado) czy John Layman (w Polsce Chew), to uświadczyć ich w jeden festiwalowy weekend nie można. Niestety, dla przyjezdnego to problem, bo nagle okazuje się, że akurat przyjechaliśmy w najmniej ciekawe ze wszystkich dni Amadory. I co zrobić, znowu marnacja publicznych pieniędzy na wożenie się po ciepłych krajach. Bierzemy przykład z najlepszych!
W strefie autografów André Diniz podpisuje swoją komiksową adaptację Idioty Dostojewskiego (narysowaną w stylu „wycinankowym”, takim jak w dodatku do komiksu, o którym po kropce tego zdania). André wraz z fotografem, Maurício Hora, stworzyli Favelę w kadrze (wyd. Mandioca - wielkie podziękowania dla André za wizytę w Warszawie na FKW i Marka Cichego z wydawnictwa Mandioca za podjęcie rozmów, które doprowadziły w końcu do wydania tego tytułu), która miała premierę na NŻK 2. (i równolegle na Comic Con Nadarzyn 2). W Amadorze w kolejny festiwalowy weekend zapowiedziano promocję kolejnego jego albumu - tym razem z Laudo Ferreirą - Olimpo Tropical. Album w drodze (pocztą…), więc zapewne notka o nim, wraz z notką o Idiocie, wejdą w skład większego tekstu o komiksie brazylijskim, który przed końcem roku powinien zostać ukończony. W Portugalii na autorów brazylijskich zrobiła się prawdziwa moda. Trzeba przyznać, że rysownicy i scenarzyści z Brazylii warsztatowo przebijają wielu autorów portugalskich, a do tego tworzą przystępniejsze opowieści. A skoro język nie jest ograniczeniem, skoro istnieje rządowy program brazylijski, wspierający wydania krajowych artystów za granicą… To dlaczego nie wydawać? Wkrótce wywiad z André w Ziniolu!
Autografy rozdawane były w przestrzeni pośrodku giełdy, którą możecie podziwiać na trzech fotkach powyżej. Giełda mała, ale jak na warunki portugalskie zawierająca naprawdę dużo publikacji. Zaopatrzyliśmy się i kiedy napiszemy coś, będzie wiadomo w co. Sza. Powyższe fotki pochodzą z wystawy zatytułowanej O teto da biblioteca (Dach biblioteki) i pokazują rysunki Rui Pimentela (karykaturzysty), którymi postanowił ozdobić dach swojej prywatnej, domowej biblioteki. Jeśli ktoś kiedyś zamierza dorobić się własnego gabinetu i biblioteki, to pomysł godny rozważenia.
A to wspomniany Jan Bauer. Jego debiutancki komiks (wcześniej specjalizował się w malowaniu pejzaży i filmach animowanych) O Rio Salgado wydano w czerni i bieli, ale na małej wystawie można było zobaczyć grafiki w kolorze i większym formacie. Sam komiks jest opowieścią o pieszej wędrówce po australijskim Larapinta Trail.
A tutaj duża wystawa prac Nuno Saraivy, który w zeszłym roku wygrał w Amadorze w konkursie na najlepszy portugalski komiks roku i zgodnie z tradycją w roku następnym otrzymał zadanie stworzenia identyfikacji wizualnej kolejnej edycji imprezy. Wystawa pokazuje jaką drogę pokonał ku tej nagrodzie - od czerni i bieli, zleceń na grafiki (będąc w Lizbonie zwróćcie uwagę na etykietki win i nalewek, sardynki papierowe i inne elementy graficzne w przestrzeni miejskiej - możliwe, że ich autorem okaże się właśnie Saraiva) po nagrodzony komiks Tudo isto é fado (A wszystko to fado – tłumaczenie gotowe, rozmawiamy z Biedronką na temat wydania – szukajcie w 2018 na sklepowych półkach koło portugalskich sardynek w puszce!).
Zdjęcie z ukrycia – w takich warunkach reporterzy bez granic (i bez pozwolenia na fotografowanie) musieli pracować…
To chyba największa wystawa (obok ekspozycji o komiksie reporterskim) na tegorocznej Amadorze. Jack Kirby - nic dodać, nic ująć. Jeśli przy zalewie komiksu superbohaterskiego jeszcze jesteście w stanie na trykoty patrzeć, to coś dla Was. Obiektywnie jednak trzeba przyznać, że wystawa naprawdę fajna, z oryginalnymi planszami, chronologicznie ułożona i oferująca (jak wszystkie wystawy na tegorocznej Amadorze) możliwość zwiedzania z komentarzem jej kuratora (Mário Freitas, Kingpin Comics). W czasie takiej wizyty można dowiedzieć się masy ciekawostek i podyskutować. Polecam.
Na piętrze -1 (festiwal odbywa się na dwóch poziomach “parkingu”) między wystawami, w kilku wnękach jest czytelnia - żeby komiksy nie dostały nóg, uwiązano je na smyczy.
Za tym przepierzeniem odbywają się spotkania z autorami i innymi gośćmi festiwalu. Podobnie jak osiem lat temu jest zbyt głośno dookoła, żeby w spokoju spotkań wysłuchać (mimo nagłośnienia) i czasami za ciemno, żeby coś dojrzeć. To najgorszy element Amadory w tym roku – całkowicie do poprawki.
Wystawa komiksu (plansze) i wokół komiksu (fragment scenariusza, szkice) Tormenta (Burza) João Sequeiry (gościa FKW 2017) i André Oliveiry. Podziwiajcie scenografię tej wystawy - to mnie urzekło w 2009: przemyślana aranżacja przestrzeni. W tym roku wg. mnie było gorzej, ale akurat zakątek z Burzą robił wrażenie odpowiednie.
Detale z wystawy Marcello Quintanilhii - zwraca uwagę zestawienie seledynów z portugalskiej okładki Wolframu i różu z okładki brazylijskiej - zmyślne koncepcyjne połączenie transatlantyckie. Poza tym przekrojowa prezentacja plansz z różnych albumów autora.
Na spotkaniach psa z kulawą nogą nie było, była za to noga.
Pozdrowienia z Amadory przesyłają Kuba Jankowski (zgolił brodę) i Garfield (nie zgolił futra). Tym razem niestety Garfield był jedynym elementem cosplayu, który wyjątkowo spodobał mi się w 2009… Ale być może przebieranki powróciły w któryś kolejny weekend imprezowy? Tego nie wiem. Wiem jednak, że Amadora zmieniła się na niekorzyść: mniej ludzi (to zapewne po równo wina świetnej pogody i akurat weekendu bez gwiazd), mniejsza dbałość o przestrzenie wystawowe, fatalna organizacja spotkań… Plus za oprowadzanie po wystawach. Ale za rok raczej już się nie skuszę.
(Kuba Jankowski)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz