Z krótkich rozmów z kupującymi przy stoisku wydawnictwa Mandioca podczas NŻK 2 można wnioskować, że Barras znaleźli swoją publiczność. Z apetytu autora, Emilio Utrery, można wnioskować, że polski przemarsz argentyńskich ultrasów jeszcze chwilę potrwa. Okazuje się bowiem, że oprócz sześciu zapowiedzianych na początku zeszytów, napisał się świeży, siódmy. I nie chodzi, jak domniemałem poprzednio, o ten z konkursu (odzew podobno był słaby), ale o całkiem nowy materiał.
Natomiast z tomu czwartego dowiadujemy się ostatecznie (już bez domysłów), w jakim celu znikła broń w mieście. Odbywa się wiec w sprawie przywrócenia na stołek trenerski (na Mundial 2014, gdzie jak wiemy w rzeczywistości pozakomiksowej kadra uległa Niemcom dopiero w finale) pewnego sławnego byłego argentyńskiego piłkarza. W czasie tego spotkania padają wzniosłe słowa o jedności kibicowskiej i wspólnej akcji wszystkich argentyńskich fanów „kopanej i stadionowej rozróby”, aby argentyński bóg futbolu poprowadził Albicelestes na mistrzostwach świata do sukcesu. Ta postać ma zjednoczyć wszystkich bez względu na kibicowskie barwy, czyli dokonać tego, czego władze nigdy nie będą w stanie. Jak mówi ulotka rozdawana na meczach – „nieważne, jaką masz koszulkę”. Problem w tym, że cała ta akcja jedności śmierdzi na kilometr politycznym podstępem i nie wszyscy kibice łykają haczyk. Najbardziej nieufni są Indiańce z Yupanqui. Kto będzie miał rację? O tym w kolejnych odsłonach. Trzeba przyznać, że Utrera wie, w którym momencie zawiesić akcję.
Barras w czwartej odsłonie ładnie i coraz wyraźniej odmalowują zakulisowe brudy futbolowe i kibicowski półświatek, który siedzi w burdelowych barach i dyskutuje przy użyciu pięści o tym, co dla niego najważniejsze: o futbolu. Dla zadymiarzy z Barras piłka nożna to rzecz święta, że nie chodzi tylko o rozróbę, ciemne interesy i picie piwa na meczu (o to też), ale i o pewne ideały i kodeks honorowy. Nie można oczywiście dać się nabrać i zacząć traktować kibiców jako jakiejś społeczno-politycznej elity. Należy jednak dostrzec organizacyjny potencjał tej grupy i pasję. I to bez względu na to, jak bardzo nie różniłby się napędzający ją światopogląd od naszego.
„Barras 4" Scenariusz i rysunki: Emilio Utrera. Tłumaczenie: Marek Cichy. Wyd. Wydawnictwo: Mandioca, Warszawa 2017.
Natomiast z tomu czwartego dowiadujemy się ostatecznie (już bez domysłów), w jakim celu znikła broń w mieście. Odbywa się wiec w sprawie przywrócenia na stołek trenerski (na Mundial 2014, gdzie jak wiemy w rzeczywistości pozakomiksowej kadra uległa Niemcom dopiero w finale) pewnego sławnego byłego argentyńskiego piłkarza. W czasie tego spotkania padają wzniosłe słowa o jedności kibicowskiej i wspólnej akcji wszystkich argentyńskich fanów „kopanej i stadionowej rozróby”, aby argentyński bóg futbolu poprowadził Albicelestes na mistrzostwach świata do sukcesu. Ta postać ma zjednoczyć wszystkich bez względu na kibicowskie barwy, czyli dokonać tego, czego władze nigdy nie będą w stanie. Jak mówi ulotka rozdawana na meczach – „nieważne, jaką masz koszulkę”. Problem w tym, że cała ta akcja jedności śmierdzi na kilometr politycznym podstępem i nie wszyscy kibice łykają haczyk. Najbardziej nieufni są Indiańce z Yupanqui. Kto będzie miał rację? O tym w kolejnych odsłonach. Trzeba przyznać, że Utrera wie, w którym momencie zawiesić akcję.
Barras w czwartej odsłonie ładnie i coraz wyraźniej odmalowują zakulisowe brudy futbolowe i kibicowski półświatek, który siedzi w burdelowych barach i dyskutuje przy użyciu pięści o tym, co dla niego najważniejsze: o futbolu. Dla zadymiarzy z Barras piłka nożna to rzecz święta, że nie chodzi tylko o rozróbę, ciemne interesy i picie piwa na meczu (o to też), ale i o pewne ideały i kodeks honorowy. Nie można oczywiście dać się nabrać i zacząć traktować kibiców jako jakiejś społeczno-politycznej elity. Należy jednak dostrzec organizacyjny potencjał tej grupy i pasję. I to bez względu na to, jak bardzo nie różniłby się napędzający ją światopogląd od naszego.
„Barras 4" Scenariusz i rysunki: Emilio Utrera. Tłumaczenie: Marek Cichy. Wyd. Wydawnictwo: Mandioca, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz