Autor: Łukasz Kowalczuk
Brytyjski magazyn 2000AD to prawdziwa instytucja. Na jego łamach debiutowały i szlifowały warsztat takie sławy jak Alan Moore, Neil Gaiman, Simon Bisley, Grant Morrison i... długo jeszcze można wymieniać. Zdolnych Anglików, Walijczyków i Szkotów, którzy wcześniej czy później robią karierę za oceanem, jest tak wielu, że od lat trudno używać pojęcia „komiks amerykański” kiedy mowa o DC, Marvelu i innych wydawcach ze Stanów.*
2000AD ukazuje się co tydzień (najnowszy zeszyt ma numer 1779!), do tego doliczmy Judge Dredd Megazine, annuale, wydania specjalne... Liczba twórców oraz komiksów robi wrażenie. Nie wszyscy autorzy są talentami na miarę nazwisk wymienionych wyżej, ale to chyba oczywiste.** Na szczęście historie uznane przez redaktorów i czytelników za najlepsze są wydawane w formie paperbacków nieznacznie różniącej się formatem od trejdów amerykańskich (są nieco szersze).
Leatherjack został stworzony przez weteranów wydawnictwa i opisuje „konflikt intergalaktycznych proporcji”. W środku wojny pomiędzy imperiami znajduje świat-biblioteka Shibboleth, na którą trafia pewien zabójca z misją znalezienia ważnej książki. Zapowiada się epicko i tak, w istocie, jest. Kosmiczne armie walczą, planety eksplodują, artefakt o wielkiej mocy musi być zdobyty a uniwersum stoi na skraju przepaści.
Urzekła mnie w tym komiksie galeria oryginalnych złych charakterów. Czuć tu inspiracje Diuną i w ogóle „wysokobudżetowym” science fiction. Pomysł na opowieść i dobrze napisany scenariusz powodują, że nie jest to kolejna bezsensowna rozwałka na kosmiczną skalę. W trakcie czytania zadałem sobie kilka razy pytanie czy aby Smith nie przekombinował? Z drugiej strony w przypadku opowieści podzielonych na krótkie cotygodniowe epizody w dużym magazynie, autorzy muszą dołożyć wszelkich starań żeby zwrócić uwagę czytelnika na ich dzieło. Wątki (a trochę ich jest) są sprawnie doprowadzone do końca i czytelnik, po 120 stronach wypełnionych akcją, otrzymuje wszystkie odpowiedzi.
Co sprawia, że mimo opisanych zalet, Leatherjack jest komiksem jedynie dobrym?
Tytułowy bohater i warstwa graficzna. Ubrany w czerń asasyn nie wzbudził we mnie ani negatywnych ani pozytywnych odczuć. Nie jest to typ postaci, którą pamięta się po zakończeniu lektury. Nijaki do bólu.
Z rysunkami autorstwa Paula Marshalla nie jest aż tak źle. Byłbym nieuczciwy stwierdzając, że to słaby zawodnik. Jego kreska nie pasuje mi po prostu do kosmicznej skali przedstawianych wydarzeń. Jest poprawnie, ale bez fajerwerków. W przypadku Leatherjacka trochę efekciarstwa (wyjątkowo) by nie zaszkodziło. Wystarczy zresztą rzucić okiem na okładkę autorstwa Clinta Langleya. Są w 2000AD artyści potrafiący sprawić, że pamiętamy dłużej o przeczytanym komiksie. Nawet jeśli ogranicza ich cotygodniowy termin.
Podsumowując, Leatherjack to wciągająca lektura. Solidna dawka rozrywki, lecz nie tytuł do którego będziemy wracać po latach. Jeśli zobaczycie gdzieś na przecenie (cena mojego egzemplarza była obniżona z 12 na... 2 funty) to kupcie.
*Raczej „komiks przeznaczony pierwotnie na rynek amerykański”.
** U nas cząstkę tego ogromnego dorobku przedstawił chyba tylko Egmont wydając Slaine'a i publikując kilka historyjek w Świecie Komiksu.
1 komentarz:
Amber w swojej ofercie komiksowej też sięgał po 2000AD.
Prześlij komentarz