Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

środa, 14 kwietnia 2010

"Osiedle Swoboda" - Michał Śledziński

Autor: Dominik Szcześniak

Aby słowo
"komiks" przestało się w Polsce kojarzyć jedynie z Kajkiem, Kokoszem, Tytusem, Romkiem i A'Tomkiem potrzeba było magazynu "Produkt", w którym w latach 1999 - 2004 ukazywały się bardzo dziś popularne seriale "Wilq" i omawiana "Swoboda". Wszystkim, którym te lata w jakiś sposób umknęły, kultura gniewu sprezentowała niedawno zbiorcze wydanie "Osiedla". Potężnych rozmiarów, w twardej oprawie, z obwolutą i dodatkami, ale przede wszystkim z kompletem odcinków serialu, opublikowanych w magazynie.

Nie sposób na komiks Śledzia patrzeć bez "produktowego" kontekstu. Obyczajowa historia o pięciu chłopakach z blokowiska, była elementem wybijającym się na tle innych drukowanych tam komiksów. Była flagową serią magazynu i powodem, dla którego setki gości w szerokich spodniach, niespecjalnie do tej pory zainteresowanych komiksem, zaczęły traktować go jak świetną rozrywkę, ale też "ich portret własny", czy też kopalnię cytatów. "Osiedle" ze swoim brudnym językiem, celnymi obserwacjami autora, używkami i ścieżką dźwiękową było fenomenem, który od momentu zakończenia publikacji serii aż do dzisiaj nie doczekał się powtórki.

Komiks Śledzińskiego był również novum na tle powstających w
tamtych latach polskich komiksów. Wśród autorów panowało zamiłowanie do opisywania smutnych, zrozumiałych tylko dla nich samych historii, które w ich zamierzeniu miały owym niezrozumieniem służyć nobilitacji komiksu. "Swoboda" wkroczyła w te klimaty z impetem i gracją, rozkładając bełkotliwe zapędy i dając nadzieję na pełnokrwisty komiks środka. I w pełni te nadzieje zrealizowała, choć tak naprawdę nikt nie poszedł jej w sukurs. Do tej pory Polska komiksowa nie doczekała się podobnego komiksu, jeśli chodzi o uniwersalność i wartości artystyczne. Zbiorcze wydanie "Osiedla Swoboda" pozwala powrócić do dawnych czasów, powspominać i poczytać historyjki komiksowe na poziomie światowym. A przy okazji sprowokować do uświadomienia sobie, jak od tego poziomu komiks polski w ciągu ostatnich lat się oddalił.

Książka podzielona jest na 16 rozdziałów. Obok wszystkich odcinków "Swobody" znajdują się wśród nich dorysowane dla potrzeb albumu wywiady z bohater
ami komiksu, galeria zaproszonych rysowników oraz fantastycznie korespondujące z komiksami dopiski Śledzia, produktowym zwyczajem umieszczone na dole każdej strony. Są to anegdoty, dykteryjki, spostrzeżenia i wspomnienia, spisane przez autora na emigracji, a dotyczące po prostu życia. Czytając te teksty można odnieść wrażenie, że Śledziu jest cichym szóstym członkiem paczki kumpli ze Swobody albo też osobą, która łączy w sobie cechy charakteru całej piątki. Niezależnie od tego, która z tych opcji jest prawdziwa, faktem jest, że komiks w części oparty jest na faktach i opowieściach, krążących po osiedlu.

Tematyka "Osiedla", nawet jeśli już nieco zdezaktualizowana, bez problemów znajdzie wspólny język ze współczesnym czytelnikiem. Potyczki z dresiarzami, imprezy, lekkie dragi oraz gadki o popkulturze i tyłku J.Lo - tym tętnią plansze komiksu i to przyciągało do niego odbiorców. I choć perypetie miłosne Smutnego, wyszukiwanie prac przez Niedźwiedzia czy pokręcone przygody Wiraża czyta się wciąż świetnie, najmocniejszą stroną serii Śledzia był kontekst społeczny. Sekwencja autobusowa, otwierająca "Włoską kapustę", czy też kościelna, zamykająca "Matkę Boską Ekstra Mocną", jak również szereg innych rozsianych po albumie to fenomenalne i znakomicie przedstawione w formie komiksu obserwacje, wypunktowujące wszystkie wady Polaków. W tej kwestii Śledziu się nie patyczkował i ze s
zczerością godną polskich twórców undergroundowych potrafił dopieprzyć społeczeństwu tak, by społeczeństwo już po tym dopieprzeniu wstać nie mogło.

Nie trzeba wyobrażać sobie "Osiedla Swoboda" w wersji kolorowej, ponieważ taka już istnieje. Sześcioodcinkowy, wydany w formie zeszytów sequel komiksu nie umywa się jednak do oryginalnej, czarno - białej kreski Śledzia, która począwszy od szczegółowej, "realistycznej" postaci ewoluuje w nieco bardziej cartoonową, by w ostatnim odcinku, "Polowanie na młodego gołębia" przejść w jednorazowy, swobodny eksperyment (podobny do tego, który zastosował Frank Miller w pewnym momencie serii "Sin City"). Graficznie jest to ekstraklasa. W erze "gadających głów" i "płaskiego tła" pełne dynamizmu kadry Śledzia, z żyjącym własnym życiem drugim planem oraz wkomponowanymi w budynki nazwami zespołów, które tworzyły soundtrack do komiksu, były rewolucją. A dzisiaj są świadectwem fantastycznie wykonanej roboty przez tego autora.

"Osiedle Swoboda" jest niezbędnikiem w każdej kolekcji. To komiks, którego siła oddziaływania była ogromna - zyskał wielu czytelników spoza "środowiska", a wśród rysowników wyrosło pokolenie twórców, którzy dość mocno się nim inspirowali. Późniejsze dokonania Śledzia - "Na szybko spisane", czy "Wartości rodzinne" nie mają już takiej siły rażenia, jak "życiowe" "Osiedle. Wydanie zbiorcze wszystkich odcinków serii jest pomnikiem, na który zdecydowanie zasłużyła. Bo to legenda, której wstyd nie znać.

"Osiedle Swoboda". Autor: Michał Śledziński. Wydawca: kultura gniewu 2010

Brak komentarzy: