Tytułowa grupa superbohaterów, mająca bogate tradycje na Zachodzie, w Polsce nigdy nie była ulubieńcem wydawców, toteż czytelnicy niespecjalnie mieli sposobność zapoznania się z jej komiksowymi przygodami. Kilka występów gościnnych, albumy w "Mega Marvel" oraz garść informacji spisanych przez TM-Semicowskiego Marvel Arka na stronach klubowych komiksów Marvela - tym dysponuje przeciętny polski czytelnik przed lekturą "Avengers: Disassembled". I jest to zdecydowanie za mało, by cieszyć się przewracaniem kartek tego komiksu.
Chwała wydawcy, że nieco informacji na temat historii serialu wprowadza we wstępie do albumu. Najważniejsze słowa, jakie tam padają, brzmią następująco: "(...) A finał tej historii będzie początkiem czegoś znacznie, znacznie większego... Olbrzymiej sagi opisanej przez niezwykle utalentowanego Briana Michaela Bendisa, a zilustrowanej przez Davida Fincha". Te dwa zdania zdradzają nam cały sens omawianej publikacji - sens, który będzie dla czytelnika dostępny prawdopodobnie dopiero po lekturze całej sagi, do której wydawca się przymierza. Póki co, "Avengers: Disassembled" jest jedynie pokazem tanich sztuczek rzemieślniczych scenarzysty oraz całkiem zgrabnych, nawiązujących do stylistyki Jima Lee, Andy'ego Kuberta i najlepszych twórców lat dziewięćdziesiątych, ilustracji rysownika.
Na album składają się zeszyty serialu, zgromadzone wokół wydania pięćsetnego. Okrągłe rocznice i pełne numery świętowane są zazwyczaj w komiksie superbohaterskim efektownymi wydarzeniami; eventami, po których nic już nie będzie takie samo w życiu głównych postaci. Nie inaczej jest w tym przypadku. Siedziba Avengers zostaje zrównana z ziemią, a powrót uznanego za zmarłego członka zespołu, prowadzi do śmierci kilku innych. Grupa jest w rozsypce. Na pomoc idą wszyscy, którzy kiedykolwiek wchodzili w skład grupy. Ich przeciwnik, początkowo anonimowy, z czasem odkrywa swoją tożsamość. I jest ona dla bohaterów serii tak zaskakująca, jak dla czytelnika strony, które kończą album.
Brian Michael Bendis wykreował dla Avengersów armageddon dość kameralny. Pomimo olbrzymiej ilości gościnnych występów znanych marvelowskich superbohaterów, cała intryga i sedno dramatu rozgrywa się wewnątrz grupy - w rozmowach między członkami, w retrospekcjach, we wnikaniu przez nich do źródła konfliktu. Podstawowym błędem, jaki scenarzysta popełnił jest brak dystansu i patos, obowiązkowy dla komiksów, których głównym bohaterem jest Kapitan Ameryka. Dialogi i przebieg fabuły sprawiają wrażenie, jakby Bendis poszedł po najmniejszej linii oporu i wykorzystując kilka znanych sobie chwytów, spreparował na szybko komiks, mający wzruszać, składać hołd tradycji i stawiać pomnik herosom. I może rzeczywiście wyzwala takie emocje w czytelniku, mającym dostęp do zeszytów regularnej serii. W polskim odbiorcy, pozbawionym kontekstu, obawiam się, że nie wywoła nic i pozostanie emocjonalną wydmuszką, która potrafiłaby porządnie wynudzić.
Potrafiłaby, gdyby nie rysunki, które w pewnym stopniu ratują ten komiks. David Finch w swoich grafikach łączy wszystko to, co najlepsze w komiksach publikowanych w Polsce przez Tm-Semic. Dodatkowo, album wspomógł zespół rysowników, zajmujących się oprawą graficzną serii na przestrzeni wszystkich lat jej istnienia (Byrne, Perez, Kirby, Davis) oraz ekipa młodych, utalentowanych twórców (Maleev, Powell, Mack). Świetnie przegląda się zastosowane w montażach grafiki mistrzów, równie dobrze prezentują się prace młodych. Graficznie - pierwsza klasa superbohaterskiego komiksu amerykańskiego. Scenariuszowo - rozpacz.
"Avengers: Disassembled" jest najgorszą póki co publikacją Muchy. W pełni usatysfakcjonowani będą wielbiciele komiksu superbohaterskiego, umiarkowanie - fani fajerwerkowych rysunków, a w ogóle - zwolennicy krwistych, soczyście napisanych historii. Mam jednak nadzieję, że kolejne części "Avengers" pojawią się na polskim rynku i będą znacznie lepsze. W końcu to dopiero preludium przed czymś "znacznie, znacznie większym"...
"Avengers: Disassembled". Scenariusz: Brian Michael Bendis. Rysunek: David Finch. Kolor: Frank D'Armata. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawca: Mucha Comics 2010
7 komentarzy:
Wczoraj kupiłam i nie żałuję ! Graficzna bomba jak dla mnie ,a fabuła po prostu jest i tyle.
Maleev nie jest amerykańskim twórcą.
poprawione
Dzięki :) Bardzo cenię tego rysownika.
A tak w ogóle to zgadzam się z recenzją...
Avengers to moja ulubiona seria komiksów, które zbieram od bardzo dawna. Oprócz komiksów kolekcjonuję też gadżety z filmów. Ostatnio dostałem na gwiazdkę od siostry kubek z motywem z Avengers - https://4gift.pl/gadzety/gadzety-filmowe/avengers-infinity-war-gadzety-z-filmu/. Na pewno w przyszłości będę chciał powiększać moją kolekcję o nowe rzeczy.
Prześlij komentarz