Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

sobota, 8 listopada 2014

Wiedźmin: Dom ze szkła - Tobin/ Querio

Debiutujący na polskim rynku kilka dni temu "Dom ze szkła", pierwszy tom wydawanego przez Dark Horse "Wiedźmina", z prozy Andrzeja Sapkowskiego zapożycza konieczne minimum, a z komiksową adaptacją książek autorstwa Macieja Parowskiego i Bogusława Polcha nie ma nic wspólnego. Czym zatem jest ten "Witcher vol.1" stworzony przez Paula Tobina i Joe Querio? Otóż jest serią amerykańskich zeszytówek, bazujących na słynnych na całym świecie grach studia CD Projekt Red.
Zostawiając w tyle kanoniczne dla Wiedźmina utwory, "Dom ze szkła" nie wystartował jednak z czystą kartą, bowiem edytorzy z Dark Horse postanowili oprzeć strategię powstawania komiksu o znane z własnego podwórka patenty i w dość łopatologiczny sposób odwołali się do swojej najpopularniejszej serii. Tą łopatą jest oczywiście narysowany przez Mike'a Mignolę Hellboy, przebrany na okładce albumu za Geralta. Okładce, która - co warto podkreślić - nie odbiega kompozycyjnie od standardów Mignoli od lat uprawianych na okładkach kolejnych albumów "Hellboya".
Można powiedzieć, że trop z okładki jak najbardziej rzutuje na zawartość albumu. Oto bowiem mamy las, mrok, samotnego jeźdźca, napotkanego towarzysza podróży, utopce, zjawy i duchy maści wszelakiej. Natrętne wypominanie "Wiedźminowi" "hellboyowości" byłoby jednak nietaktem, bo choć podobieństw jest mnóstwo, to Paul Tobin stworzył kameralną, nastrojową, czytającą się lekko i przyjemnie opowieść grozy z elementami miłosnymi. Nie ustrzegł się popadania w schematy i powtarzania tego, co po wielokroć sprzedawane było w książkach, komiksach i na ekranie, lecz przyrządził te składniki tak, że ziewnięć nie ma.
Sedno fabuły tkwi w rozwiązaniu zagadki i poznaniu losów zamieszkującej w tytułowym domu ze szkła Marty, żony rybaka, która ponoć przekształcona została w wampira. Upstrzone mnóstwem witraży domostwo straszy na każdym kroku, a okalający je leśny labirynt, strzeżony przez cmentarną babę i leszych nie zachęca do wyjścia. Siedzą zatem ci bohaterowie w domu, rozmawiają, czasem pomachają mieczem lub powodzą się na pokuszenie.
Tobin pisze tak, że przy czytaniu zęby nie szczękają, ale Joe Querio momentami ten szczęk jednak wywołuje. Częste przebitki na mroczny las, bądź wyglądającą zza drzewa cmentarną babę lub otwierające się powoli drzwi prowadzące w nieznane mogą wywołać strach, ale z drugiej strony mogą zostać uznane za ograne chwyty. Są w "Domu ze szkła" kadry, na których widać talent rysownika, są też takie, które wykazują inspiracje późniejszym okresem twórczości Teda McKeevera ("Enginehead"), całość ma w sobie również ducha... "Hellboya", choćby przez wzgląd na to, że Querio nabierał doświadczenia w mignolowym uniwersum, rysując historyjkę z "Lobster Johnsona".
Dodatki do "Domu ze szkła", choć ubogie, to jednak dają dużo radości: znalazło się w nich miejsce zarówno dla galerii, w której swoje prace pokazali: Stan Sakai, Simon Bisley oraz znany z... "Hellboya" Duncan Fegredo, jak i szkicownika, w którym pokazano warianty niektórych plansz oraz etapy powstawania pin-upów. Zacna jest również oprawa albumu - efektowna twarda okładka ma wszelkie zadatki ku temu, by stać się katalizatorem zamieszek wywołanych przez polskich fanów... "Hellboya", który dotychczas doczekał się jedynie wersji miękkookładkowej.
Po nowym "Wiedźminie" nie pozostaje niesmak. Scenariusz nie jest odkrywczy, ale wciągający. W kwestii rysunków - jest lepiej, niż u Polcha, znacznie lepiej, niż u twórców z KKK i Mirosława Sadowskiego z KGB, ale już gorzej, niż u Arkadiusza Klimka, który zrealizował wydaną w 2011 roku "Rację stanu". Co prawda kolejna mini-seria ze świata Witchera, zatytułowana "Fox Children" wystartuje w kwietniu 2015 roku, a zrealizuje ją ten sam team, lecz jeśli będą miały nadejść kolejne, to hej, Dark Horse, hej, redaktorze Danielu Chabonie, w rodzinnym kraju Wiedźmina żyje sobie Arkadiusz Klimek, który ma niezłą parę w łapie. Zadzwońcie do niego.
"Wiedźmin: Dom ze szkła". Scenariusz: Paul Tobin. Rysunki: Joe Querio. Kolory: Carlos Badilla. Tekst polski: Karolina Stachyra, Karolina Niewęgłowska. Wydawca: Egmont Polska, Warszawa 2014.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy

3 komentarze:

Unknown pisze...

"W kwestii rysunków - jest lepiej niż u Polcha". Jeszcze nigdy nie nie napisałeś czegoś, z czym tak bardzo bym się nie zgadzał. To jakby porównywać poziom piłkarski Milanu z Jeziorakiem Iława (celowo wybrałem klub w kryzysie). Przepaść. Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Komentator powyżej uprzedził mnie.
Kiedy powstawał polchowski Wiedźmin, w latach 90-tych, cała rzesza fanów narzekała. Ale szczerze mówiąc, po 20-tu latach wróciłem do tamtych komiksów i uważam, że to najlepsze Wiedźminy (z tych, które powstały) - bardzo spójna pod względem stylistyki i treści seria. A rysunki Polcha (na które sam kiedyś kręciłem nosem) z albumu na album, były coraz lepsze.
Ten amerykański to rysunkowe dno - obrazki tandetne jak z jakiegoś digarta. Postacie robione na odwal, anatomia leży, brak dynamiki, słaba kompozycja i kadrowanie. Daleko tu do finezji i techniki naszego mistrza. Polch to kilkanaście poziomów wyżej - prawdziwa klasa. Trzeba nie mieć oczów, żeby tego nie widzieć.

Anonimowy pisze...

Przepraszam za tych "oczów". Oczywiście miało być :
"Trzeba nie mieć oczu, żeby tego nie widzieć."

Tak się zbulwersowałem, że aż mowa polska na tym ucierpiała.