
Ale też - powiedzmy sobie szczerze - zmiana i oryginalność nie była ani zamysłem rysownika i scenarzysty, ani też czymś, czego oczekiwałby Czytelnik komiksu. Serial Leo bazuje na tym, co przyciągnęło odbiorcę do "Aldebarana" i - by uwagę czytelnika pozostawić na niezmienionym poziomie - posiłkuje się elementami charakterystycznymi dla soap - opery. Pozwala nam śledzić rozwój emocjonalny oraz fizyczny bohaterów, jak również relacje między nimi. Najprościej rzecz ujmując - ci wszyscy, którym "Aldebaran" przypadł do gustu, nie powinni być zawiedzeni "Betelgezą". Z kolei ci, którzy po "Aldebaranie" mieli wątpliwości, po lekturze "Betelgezy" prawdopodobnie się w nich utwierdzą.
Leo operuje stylem na wskroś klasycznym - zarówno w sensie prowadzenia fabuły, konstruowania dialogów, jak też i w kwestiach związanych stricte z rysunkiem - kompozycją plansz, kadrowaniem, czy kolorystyką. Barwy (tutaj, ze względu na charakter odwiedzanej planety dominuje zieleń, w odróżnieniu od aldebarańskiego błękitu) są znacznie żywsze, lecz nie tyle jest to element doskonalenia warsztatu, co raczej próba przykrycia drewnianych dialogów, jakie autor wkłada w usta bohaterów. Ta tendencja nie może być jednak rozpatrywana jako kategoryczny minus. Jest to raczej ukłon w stronę klasycznych komiksów, z podobnie prowadzoną linią fabularną.
Poza aspektem sentymentalnym, tym, co może przyciągnąć Czytelnika do komiksu jest wyobraźnia Leo. Można by rzec - ponownie. Bo choć można odnieść wrażenie, że po arsenale możliwości, jakie zaprezentował autor w pierwszym tomie cyklu, ciężko mu będzie raz jeszcze kogokolwiek zaskoczyć, to jednak ta sztuka się udała. Leo buduje klimat niedopowiedzeń i tajemnicy w sposób bardzo ciekawy. Oto na Betelgezę przybywa misja rozpoznawcza, mająca na celu ustalenie tego, czy przeprowadzona jakiś czas temu kolonizacja planety się powiodła oraz próbująca dociec, dlaczego kontakt z nią został zerwany. Na miejscu okazuje się, że przybyli na Betelgezę ludzie podzielili się na dwa, zwalczające się obozy, a pieczę nad wszystkim sprawuje znana z "Aldebarana" Mantrissa... dodajmy do tego wątki miłosne (pojawiające się niezwykle często), szczyptę erotyki, s-f, niesamowite stworzenia i czyhające na bohaterów zagrożenia, a otrzymamy solidną dawkę rozrywki na wolne popołudnie.
Historia Leo, ze swoimi minusami i plusami, przede wszystkim wciąga. Nie jest komiksem odkrywczym formalnie, czy poruszającym ważkie tematy w niekonwencjonalny sposób. Jest po prostu świetnym, rozrywkowym, młodzieżowym czytadłem, gwarantującym kilka godzin dobrej zabawy.

2 komentarze:
Nie czytałem Aldebarana , ale przeczytałem Betelgeze. Styl prosty naiwny ale piękny. Prosty w czytaniu i pobudzający wyobraźnię. Lubię wyrazisą linię i kolorystykę w obrazkach. Dlatego mi się podobał.
I tak oto mamy rok 2014 i trzecia serie Antares Leo powiela te same pomysly(ponizanie kobiet,katastrofy i uszkodzenia maszyn,itd) Tym razem zamiast Mantrissy mamy Kosmitow i zamiast 5 czesci przygotowane sa 6!
Prześlij komentarz