Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

czwartek, 5 listopada 2009

"Skarga utraconych ziem" - Dufaux, Rosiński

Autor: Dominik Szcześniak

Premierowy album kolekcji komiksów Grzegorza Rosińskiego, na tle pozostałych tytułów mających ukazać się w jej ramach ("Szninkiel", "Western", "Zemsta Hrabiego Skarbka") wypada dość blado. Czterotomowa "Skarga utraconych ziem" do scenariusza Jeana Dufaux to historia fantasy, pełna czarnej magii, intryg dworskich, szlachetnych rycerzy i paskudnych czarnych charakterów, wplątanych w losy księżniczki Sioban.

Komiks ten został narysowany przez Rosińskiego w ramach chęci odpoczynku od "Thorgala" i w momencie, gdy jego sztandarowa seria przeżywała spadek formy. W "Skardze" rysownik zaskoczył przede wszystkim inną kompozycją plansz oraz uproszczeniem kreski. Zarzut pójścia na łatwiznę nie odbiera jednak uroku jego grafikom - wciąż znać w nich rękę mistrza. Gorzej natomiast z dokonywanym przez niego doborem scenarzystów. Kiedy Dufaux zaproponował Rosińskiemu (a właściwie anonimowo podłożył mu na biurko skrypt) stworzenie rysunków do "Skargi utrac
onych ziem", miała to być seria dwuczęściowa. Dwa odcinki - "Sioban" i "Blackmore", bogate w grafomańskie teksty i upstrzone szeregiem kliszy, spotkały się jednak z aplauzem ze strony publiki. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że kolejne - "Pani Gerfaut" i "Kyle z Klanach" narysował Rosiński nie tylko z myślą o ugłaskaniu wiernych fanów, lecz również z chęci rehabilitacji. Bo druga dylogia jest od pierwszej znacznie lepsza pod każdym względem.

Dufaux odwraca w niej wszystko do góry nogami. Cukierkowe, osadzone w klimacie młodzieżowej fantasy perypetie Sioban i jej przodków przekształca w krwistą opowieść o władzy i szaleństwie. Podejmując decyzje, z których scenarzystom zawsze bardzo ciężko wyjść wiarygodnie (np. wymordowanie głównych bohaterów opowieści), udaje mu
się doprowadzić do spójnego i konkretnego finału.

Wspominałem, że "Skarga utraconych ziem" była dla Rosińskiego okazją urlopu od tworzonych corocznie kolejnych tomów "Thorgala". Oznaką tego, że z pewnych przyzwyczajeń ciężko się otrząsnąć lub tego, że rysownik lubi puszczać oczko do swoich Czytelników jest fakt, iż na kartach omawianego komiksu można natknąć się na postaci łudząco podobne do znanych z "Thorgala" Arguna Drewnianej Stopy czy Tjalla. Dla jednych będzie to smaczek, dla innych oznaka cytowania samego siebie.

Kolekcja komiksów Grzegorza Rosińskiego obejmuje przedruki p
ozycji, które już kiedyś ukazały się w naszym kraju i wciąż dostępne są na rynku w przeróżnych formach i wydaniach, a stworzone zostały we współpracy rysownika z różnymi scenarzystami. Usprawiedliwia to fakt takiej, a nie innej formy wydania. Projektem okładki, wspólnej dla wszystkich albumów cyklu zajął się Piotr Rosiński i pod względem konceptualnym jego projekt jest znakomity - jego trzon stanowi zajmujący większą powierzchnię okładki znak graficzny, złożony z inicjałów rysownika, natomiast rysunek, tytuł i scenarzysta są względem inicjałów podrzędne. Rosiński jest najpopularniejszym w Polsce rysownikiem komiksów. Ta kolekcja jest przede wszystkim zbiorem dzieł sygnowanych jego nazwiskiem, stąd też owe inicjały podziwiać możemy na okładce, zamiast jakiegoś ekskluzywnego, stworzonego specjalnie na potrzeby cyklu, rysunku.
Poza szatą graficzną i możliwością przeczytania integrala historii, wydawca zadbał o kilka ekskluzywnych dodatków - kilkadziesiąt stron szkiców rysownika (wzbogaconych tekstem na temat mitologii opowieści o Sioban), galerię oryginalnych okładek oraz dołączoną do albumu reprodukcję szkicu Rosińskiego. Wszystko to składa się na wyśmienitą rzecz dla fanów rysownika. I nawet mimo kiepskiego pod względem fabularnym początku, album ten jest tak zwanym "musiszmieciem".

"Skarga utraconych ziem". Scenariusz: Jean Dufaux. Rysunek: Grzegorz
Rosiński. Kolory: Graza. Projekt okładki: Piotr Rosiński. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: Egmont 2009. Album wydany w ramach kolekcji komiksów Grzegorza Rosińskiego.

2 komentarze:

Pan Latar pisze...

Wow! Ta recenzja jest zupełnym przeciwieństwem wszystkiego co już zostało powiedziane i napisane o integralu "Skargi Utraconych Ziem".
Wszyscy piszą, że tak duże inicjały "GR" na okładce, kosztem pomniejszenia rysunku to zły pomysł. Tymczasem w tym miejscu można przeczytać że to "znakomity projekt".
Ci sami "wszyscy" piszą że druga dylogia jest zrobiona jakby na odwal i że to popłuczyny (zarówno scenariuszowo jak i rysunkowo) po pierwszych dwóch tomach. Tymczasem właśnie mym oczom ukazał się tekst z zupełnie innym punktem widzenia na całą sprawę. Gratuluję oryginalnego spojrzenia na ten album:) Nie żebym się ze słowami zawartymi w recenzji zgadzał ale jest to z pewnością najciekawsza recenzja jaką czytałem od bardzo dawna.
Pozdrawiam autora.

Dominik Szcześniak pisze...

Dzięki za pozdrowienia.
W kwestii okładki - myślę, że recenzje, które czytałeś postrzegają ją przez pryzmat "wewnętrznego chłopca" (ew. "wewnętrznej dziewczynki"), który drzemie w każdym z fanów Rosińskiego i który chciałby widzieć na okładce hitów swojej młodości jakąś świetną grafikę. Tymczasem to jest kolekcja Rosińskiego. Być może powinna się zresztą nazywać "Rosiński" i na okładce mieć fotę pana Grzegorza. Inicjały wydają się być lepszym rozwiązaniem. I uważam że nie ma się tu czemu dziwić i na co psioczyć.
"Wewnętrzny chłopiec", jeśli będzie miał potrzebę, może sobie wygrzebać poszczególne tomy "Skargi", wydane jakiś czas temu i pooglądać sobie fajne grafiki na okładce.
"Wszyscy" nie zawsze mają rację. Zwłaszcza gdy bezrefleksyjnie określają czyjeś rysunki mianem niedokładnych czy niedbałych tylko dlatego, że np. krecha wychodzi poza kadr.
pozdrawiam,
Dominik Szcześniak