Wojciech Stefaniec zadebiutował w "Znakomiksie" nr 5 (komiksem "Zrozumieć bohatera" do scenariusza Pawła Kumpiniewskiego, w którym autorzy postanowili przybrać pseudonimy: Kazimierz Kulka i Patryk Sprzączka), po czym publikował w internecie, aż wreszcie doczekał się pierwszego albumowego wejścia w rynek komiksowy. Zeszyt "Alveum", będący adaptacją opowiadania Radosława Poniewierzy, spotkał się z różnorodnymi opiniami. Później Stefaniec stworzył trzeci odcinek "Domu żałoby", "Szanownego", kilka szortów do "Ziniola", a aktualnie pracuje nad "Szelkami" do scenariusza Jerzego Szyłaka. Z uzależnionym od muzyki autorem spotkałem się interaktywnie na trasie Słupsk - Lublin. Oto, co od niego usłyszałem:
Dominik Szcześniak: Zadebiutowałeś komiksem "Alveum", po którym wylały się na Ciebie posądzenia o zżynanie z Dave'a McKeana. Jak ustosunkujesz się do tych zarzutów?
Wojciech Stefaniec: Wiedziałem, że zaczniesz od tego. No cóż. Jestem samoukiem. Nigdy nie miałem do czynienia z praktyczna stroną sztuk wizualnych. Nie chodziłem do liceum plastycznego, ani na ASP. To ma dobre i złe strony. Dobre to te, że nikt mi nie na narzucał mistrzów. Odkrywałem i poznawałem ich sam, co daje większą satysfakcję. Nikt mi nie kazał rysować, czy malować w danym stylu, czy technice. Złe to te, że czasami możemy się zapędzić w tym co robimy i zapomnieć, że mistrzów w pewnym momencie trzeba porzucić. Nie wstydzę się "Alveum" absolutnie. Ten komiks to bardziej ukłon w stronę sztuki Dave McKeana, aniżeli jego stricte kopiowanie. To na jego sztuce uczyłem się myśleć kolorami. Dlatego takie podobieństwo. Każdy student miał za zadanie odtworzenie jednego dzieła. Malarze uczą się na obrazach, muzycy na dziełach klasycznych. Moja sytuacja spowodowała, że nie miałem możliwości nauki w szkołach ku temu przeznaczonych. Musiałem sam znaleźć sobie mistrza i sam się od niego uczyć. A że mnie zafascynował Dave, to "Alveum" wygląda jak świat Davea. Przyjąłem krytykę, słuszną i niesłuszną. Konstruktywna krytyka inspiruje i uczy. Czas iść dalej.
Ale czy posądzenie o kopiowanie kogoś innego nie ustawiło w jakiś negatywny sposób Twojej "kariery komiksowej"? Czytelnicy nie patrzą przypadkiem na komiksy Stefańca, mając w głowie jedynie ten osąd?
Jeśli miałbym robić komiksy tylko po to, żeby zmienić ludzki osąd, to bym robił to, czego oni oczekują ode mnie, a nie to, czego oczekuję od siebie. To się mija z pojęciem twórczości. Nikt nie chce robić pod dyktando, gdyż brak w tym kreatywności. Zabija umysł i duszę. Po "Alveum" było już parę innych historii. Mogą je porównać z tą jedną. Pierwszą. Ja im nie narzucam oceny. Szanuję ich zdanie.
Nie przeczę, krytyka na temat "Alveum" wpłynęła na mnie depresyjnie, Ale było kilka osób, które mi zaufały i aż tak nie przyglądały się temu, co było. Oni mnie troszkę podbudowali. Dlatego robię komiksy dalej.
Abstrahując od "Alveum", Twoje komiksy cechuje przecież dość spora różnorodność - prace które znaleźć można w internecie (np. "Zdążyć przed północą" do scenariusza Łukasza Bogacza) to totalnie inny styl niż to, co prezentujesz dzisiaj. Regularne kadrowanie, bisleyowate postaci - kręciły Cię kiedyś takie klimaty?
"Zdążyć przed północą" było jeszcze wcześniej niż "Alveum". Jak dobrze pamiętam, robiłem go chyba ze cztery lata. To była czysta amatorka, jeśli chodzi o moją pracę. Łukasz podesłał mi świetnie napisany scenariusz, Byłem na początku czytania, gdy już wiedziałem, że chcę to narysować. Lecz ja nie do końca uznaję tę historię za udaną. Za długo ją robiłem. Chyba nie byłem świadomy tego, co robię. Co do kadrowania... Wiesz, to wszystko zależy od historii. Od tamtej pory nie robiłem komiksu o podobnej tematyce. Ogólnie uciekam od podobnych tematów. Lubię różnorodność, dlatego chyba nigdy nie podejmę się rysowania seriali, gdyż to by mnie zabiło twórczo. Dlatego te ciągłe zmiany. Ciągłe poszukiwania. To nie znaczy, że klasyczne kadrowanie mnie nie obchodzi. Wręcz je uwielbiam. To dla mnie jak dur, moll w muzyce. Nieskończone możliwości w najczystszej formie. Jeśli dodać do tego troszkę eksperymentów... Świetna zabawa.
Komiksy, które tworzysz z różnymi scenarzystami mają mocno odciśnięte Twoje piętno: potrafisz zrobić z 5-planszówki zeszyt, z zeszytu - album. I wkładasz w tę pracę bardzo dużo od siebie. Czy tak wg Ciebie wygląda idealna współpraca na linii rysownik - scenarzysta?
Ty, jako twórca, pewnie masz nie raz uczucie zazdrości. Chciałbyś przeczytać "Dom Żałoby", tak jak to czyta czytelnik. Może gdy rozwlekam scenariusze, jest to właśnie to przeżycie. To jest pewna forma doznania własnej historii. A tak poważnie... Póki scenarzyści nie mają nic przeciwko, to chyba im się podoba. Nie rozwlekam historii, bo mi się tak podoba. Wszystko wcześniej konsultuję z drugim autorem. Ja po prostu pokazuję więcej szczegółów. Ludzkie zachowania są na tyle bujne, że czasami zamiast jednego kadru, trzeba użyć dwóch stron. Pamiętam jak dziś współpracę z Bartkiem Sztyborem, gdy czasami rozmawialiśmy o drugiej, trzeciej w nocy o tym, jakby "Szanowny" wyglądał tak, a nie jak założyliśmy wcześniej. Dlatego z kilku stron scenariusza zrobił się mini album. To historia się tego domagała. Idealna współpraca jest wtedy, gdy autorzy ze sobą dyskutują na temat historii. Mogą się kłócić, byle to było na temat. Nie ma siły, zawsze dojdą do porozumienia. To jest dla mnie idealny układ. Proces twórczy trwa do samego końca. Nie ma czegoś takiego, że scenarzysta napisał i jego rola się kończy. Dla mnie to jest nie do przyjęcia.
Właśnie: W "Szanownym" widać tę znakomitą współpracę i zrozumienie między Wami a jednocześnie wkład, jaki każdy z Was indywidualnie wniósł do tego albumu. Jesteś zadowolony z efektu?
Można powiedzieć, że "Szanowny" powoli do mnie dociera. Myślę, że zrobiliśmy komiks o nieskończonej studni interpretacji, i nawet tego nie jesteśmy świadomi. Ostatnio sam przyłapałem się na tym, że "Szanowny" może być historią o końcu świata, a wcale tej kwestii z Bartkiem nie poruszaliśmy. Dlatego ten komiks do mnie cały czas dociera. Na pewno jest lepszy od "Alveum".
Nie wstydzę się powiedzieć, że "Szanowny" jest moim i Sztybora dzieckiem.
O dziwo, "Szanownego" dość szybko zilustrowałem, chyba 4-5 miesięcy. Pochłonęła mnie ta historia całkowicie.
Czy śledzisz to, co dzieje się na polskim rynku komiksowym? Co Ci się podoba a co nie?
Dobre pytanie. W sumie śledzę tylko to, jakie komiksy się ukazują u nas na rynku. Jeśli chodzi o osobowości, to nie obchodzi mnie to zbytnio. Ja muszę poznać osobę na żywo, żeby wiedzieć o kim mowa. Porozmawiać z nią o przysłowiowej pogodzie. Dopiero wtedy wiem kim on jest i jaki jest przede wszystkim. Nie mogę też wiele wiedzieć o świecie komiksowym w Polsce, gdyż mieszkam nad samym morzem, a tu kontakt z komiksem, jeśli jest, to znikomy, np. poprzez witryny internetowe, które bardziej zajmują się filmami na podstawie komiksów, niż stricte komiksami i ich analizą. Jest zbyt duża odległość od najbliższego miasta związanego z komiksem, żeby żyć światem komiksiarzy. Nawet mnie to cieszy, gdyż mam więcej czasu na robienie komiksów. Tak, są Gdańskie spotkania z komiksem, ale nie oszukujmy się, ta impreza jak dotąd przyciągała mało ludzi, głównie dlatego, że jest to zbyt duża odległość od właśnie np. Warszawy. Może w tym roku? Mało też czytam recenzji komiksowych, czy wiadomości na serwisach. Brak im podłoża prawdziwej analizy dzieła. Czasami mam wrażenie, że niektórzy dostają w łapę, żeby ładnie zbluzgać komis. Dlatego wolę przeczytać komiks osobiście. Co mi się podoba? Dobre komiksy zawsze mi się będą podobać. No i dobre pytania.
Większość informacji na temat tego, co się dzieje w świecie komiksu otrzymuję od ludzi których znam właśnie w centralnej Polsce. I to moje całe śledzenie...
Słuchasz muzyki podczas rysowania?
Ja słucham muzyki non stop. Możesz spytać kogo chcesz. Jeśli spotkasz jakąś osobę, która mnie pamięta, każdy ci opisze mnie jako gościa ze słuchawkami na uszach. Jestem pewny, że nie oddycham powietrzem, tylko muzyką. Jak kładę się spać, słucham muzyki. Jak się myję, nucę. Słucham praktycznie wszystkiego co jest wartościowe muzycznie. Od klasyki po eksperymentalną elektronikę. Od folku po progresywnego rocka. Od disco polo (bo kto nie lubi "Jesteś Szalona"), po funk i jazz... ja już nawet nie wiem czego słucham.
A co masz teraz na słuchawkach?
Od 4 dni non stop słucham Oresund Space Collective. Rockowa formacja z Danii. Absolutna psychodela. Kutiman, Izraelczyk grający funkująco baunsujące melodie, z melancholijnymi klimatami. Zawsze i wszędzie będę uwielbiał The Mars Volta. Za to ich szaleństwo. Friendly Fires, Soulwax. Ostatnio zaciekawiła mnie taka grupa jak School of Seven Bells z USA. Zajebiście np. mi się podoba nowy kawałek Dizzy Rascala.Ogólnie jest tak, że zarzucam sobie kapele z danej wytwórni. Ileś tam płyt, ileś tam kapel, i katuję przez tydzień. Raz Warp i ich eksperymenty, później np. Kranky i ich ambienty. Raz Conspirancy z eksperymetalnym rockiem itd. a następny tydzień non stop Chopin. Tak to u mnie wygląda.
Mam wiecej płyt niż komiksów.
Soundtrack do "Szanownego"?
Najważniejszy utwór to: Murcof - Cuerpo Celeste z płyty Cosmos. Bartkowi nawet go przesłałem. Moim zdaniem to właśnie ten utwór odzwierciedla klimat i stan umysłu "Szanownego". Później np.
Squarepusher - Orient orange, z płyty Hello Everything, Clark - Beg z płyty Turning Dragon, Tool - Rosetta Stoned z płyty 10000 days, Eivind Aarset- SelfDefence z płyty Light Extracts. Można by tak długo... Na pewno Murcof wtedy katowałem.
Wracając do komiksów: Twój, brat, Stefan, również je robi. Czasem nawet współpracujecie. Jak to jest w podziale obowiązków rysowniczych?
On robi sceny, hmmm... te bardziej zwariowane. Jego stan ducha idealnie nadawał się do "Zawału" z Bogaczem, czy "Spróbuj to sobie wyobrazić" ze Sztyborem. Czytając te historie czuć, że nie są do końca normalne. "Zawał" jest abstrakcyjnym bełkotem alkoholowym, a akcja "Spróbuj..." rozgrywa się nie wiadomo tak do końca gdzie. Do takich momentów, do takich historii zabiera się Stefan. Do komiksów, które mogą wydawać się nie do zrealizowania. No ale przez to trudniej się z nim współpracuje. Dużo dyskutuje. Więcej ode mnie.
Nad czym teraz pracujesz i kiedy będziemy mogli zobaczyć jakiś Twój nowy komiks?
Ogólnie to cały czas robię jakieś szorciaki. W Ziniolu #5 ma się ukazać 4 stronicowy dowcip, który zrobiłem z Pawłem Kumpiniewskim i już mamy w planach następny komiks, lecz utrzymany w poważnych tonach. A tak poza tym, chyba już od 3 lat ilustruję scenariusz Jerzego Szyłaka pt. "Szelki". Jest to kontynuacja legendarnej "Szminki" Joanny Karpowicz i właśnie Szyłaka. Poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko, aby dorównać tej historii, mam nadzieję, ze choć trochę się zbliżę do tego komiksu. Poza tym różne okładki do wydawnictwa książkowego, jak i ilustracje do gazety.
A jak wygląda twój proces twórczy?
W sumie od lat wygląda tak samo. Niewiele się zmieniło. Nigdy nie robiłem szkiców wstępnych. Nigdy nie szkicowałem stron, ani kadrów. Lecę od razu, od pierwszego do ostatniego kadru po kolei. Tak było aż do "Szanownego". Dopiero przy "Szelkach" zmienił się format kadrów. Każdą ilustrację robię osobno na A3.
Wiesz, proces twórczy, to poważna sprawa. Jeśli nie pozwolisz sobie na irracjonalne myślenie, nie wyjdziesz poza sferę standardów. Nie mówię tu o usilnym szukaniu oryginalności, ale o tym, że jeśli chcesz coś stworzyć, musisz zamknąć się w sobie. A to nie jest normalne. Scenariusz pisze się szybciej niż robi się ilustracje. Pisać można praktycznie wszędzie. Ze stroną wizualną jest zupełnie inaczej. Potrzeba na to czasu. Skupienia. To jest droga, którą kroczy tylko rysownik w samotności.
Masz zabałaganione biurko? Chodzisz w ekstazie po pokoju, czekając aż spłynie pomysł?
Zazwyczaj mam zagracone biurko. Pędzelki, paleta z farbami, farby, ścierki (choć nie wiem po co, i tak wszystko wycieram o ciuchy). Bardzo dużo rozmyślam nad kadrami. Nie spieszę się z nimi. Czasami jest tak, że robię jeden tydzień, a czasami 2 godziny. Wszystko zależy od stanu ducha. Do tych wszystkich rzeczy dochodzi kubek z herbatą, kubek z kawą i kubek z wodą.
Nie raz maczałem pędzelki z farbą w herbacie, albo kawie. I tak to wypijałem.
Prawdą też jest, że chodzę podczas rysowania czy ilustrowania - to pomaga. Patrzysz na ilustracje z różnych kątów. To pomaga dostrzec błędy.
Tak, często chodzę.
Chodzenie pomaga myśleć.
Prawdą też jest, że próbuje farby. Najgorsze w skutkach są akwarele. Straszna chemia.
Próbuję w sensie, że troszeczkę zjadam...
Dominik Szcześniak: Zadebiutowałeś komiksem "Alveum", po którym wylały się na Ciebie posądzenia o zżynanie z Dave'a McKeana. Jak ustosunkujesz się do tych zarzutów?
Wojciech Stefaniec: Wiedziałem, że zaczniesz od tego. No cóż. Jestem samoukiem. Nigdy nie miałem do czynienia z praktyczna stroną sztuk wizualnych. Nie chodziłem do liceum plastycznego, ani na ASP. To ma dobre i złe strony. Dobre to te, że nikt mi nie na narzucał mistrzów. Odkrywałem i poznawałem ich sam, co daje większą satysfakcję. Nikt mi nie kazał rysować, czy malować w danym stylu, czy technice. Złe to te, że czasami możemy się zapędzić w tym co robimy i zapomnieć, że mistrzów w pewnym momencie trzeba porzucić. Nie wstydzę się "Alveum" absolutnie. Ten komiks to bardziej ukłon w stronę sztuki Dave McKeana, aniżeli jego stricte kopiowanie. To na jego sztuce uczyłem się myśleć kolorami. Dlatego takie podobieństwo. Każdy student miał za zadanie odtworzenie jednego dzieła. Malarze uczą się na obrazach, muzycy na dziełach klasycznych. Moja sytuacja spowodowała, że nie miałem możliwości nauki w szkołach ku temu przeznaczonych. Musiałem sam znaleźć sobie mistrza i sam się od niego uczyć. A że mnie zafascynował Dave, to "Alveum" wygląda jak świat Davea. Przyjąłem krytykę, słuszną i niesłuszną. Konstruktywna krytyka inspiruje i uczy. Czas iść dalej.
Ale czy posądzenie o kopiowanie kogoś innego nie ustawiło w jakiś negatywny sposób Twojej "kariery komiksowej"? Czytelnicy nie patrzą przypadkiem na komiksy Stefańca, mając w głowie jedynie ten osąd?
Jeśli miałbym robić komiksy tylko po to, żeby zmienić ludzki osąd, to bym robił to, czego oni oczekują ode mnie, a nie to, czego oczekuję od siebie. To się mija z pojęciem twórczości. Nikt nie chce robić pod dyktando, gdyż brak w tym kreatywności. Zabija umysł i duszę. Po "Alveum" było już parę innych historii. Mogą je porównać z tą jedną. Pierwszą. Ja im nie narzucam oceny. Szanuję ich zdanie.
Nie przeczę, krytyka na temat "Alveum" wpłynęła na mnie depresyjnie, Ale było kilka osób, które mi zaufały i aż tak nie przyglądały się temu, co było. Oni mnie troszkę podbudowali. Dlatego robię komiksy dalej.
Abstrahując od "Alveum", Twoje komiksy cechuje przecież dość spora różnorodność - prace które znaleźć można w internecie (np. "Zdążyć przed północą" do scenariusza Łukasza Bogacza) to totalnie inny styl niż to, co prezentujesz dzisiaj. Regularne kadrowanie, bisleyowate postaci - kręciły Cię kiedyś takie klimaty?
"Zdążyć przed północą" było jeszcze wcześniej niż "Alveum". Jak dobrze pamiętam, robiłem go chyba ze cztery lata. To była czysta amatorka, jeśli chodzi o moją pracę. Łukasz podesłał mi świetnie napisany scenariusz, Byłem na początku czytania, gdy już wiedziałem, że chcę to narysować. Lecz ja nie do końca uznaję tę historię za udaną. Za długo ją robiłem. Chyba nie byłem świadomy tego, co robię. Co do kadrowania... Wiesz, to wszystko zależy od historii. Od tamtej pory nie robiłem komiksu o podobnej tematyce. Ogólnie uciekam od podobnych tematów. Lubię różnorodność, dlatego chyba nigdy nie podejmę się rysowania seriali, gdyż to by mnie zabiło twórczo. Dlatego te ciągłe zmiany. Ciągłe poszukiwania. To nie znaczy, że klasyczne kadrowanie mnie nie obchodzi. Wręcz je uwielbiam. To dla mnie jak dur, moll w muzyce. Nieskończone możliwości w najczystszej formie. Jeśli dodać do tego troszkę eksperymentów... Świetna zabawa.
Komiksy, które tworzysz z różnymi scenarzystami mają mocno odciśnięte Twoje piętno: potrafisz zrobić z 5-planszówki zeszyt, z zeszytu - album. I wkładasz w tę pracę bardzo dużo od siebie. Czy tak wg Ciebie wygląda idealna współpraca na linii rysownik - scenarzysta?
Ty, jako twórca, pewnie masz nie raz uczucie zazdrości. Chciałbyś przeczytać "Dom Żałoby", tak jak to czyta czytelnik. Może gdy rozwlekam scenariusze, jest to właśnie to przeżycie. To jest pewna forma doznania własnej historii. A tak poważnie... Póki scenarzyści nie mają nic przeciwko, to chyba im się podoba. Nie rozwlekam historii, bo mi się tak podoba. Wszystko wcześniej konsultuję z drugim autorem. Ja po prostu pokazuję więcej szczegółów. Ludzkie zachowania są na tyle bujne, że czasami zamiast jednego kadru, trzeba użyć dwóch stron. Pamiętam jak dziś współpracę z Bartkiem Sztyborem, gdy czasami rozmawialiśmy o drugiej, trzeciej w nocy o tym, jakby "Szanowny" wyglądał tak, a nie jak założyliśmy wcześniej. Dlatego z kilku stron scenariusza zrobił się mini album. To historia się tego domagała. Idealna współpraca jest wtedy, gdy autorzy ze sobą dyskutują na temat historii. Mogą się kłócić, byle to było na temat. Nie ma siły, zawsze dojdą do porozumienia. To jest dla mnie idealny układ. Proces twórczy trwa do samego końca. Nie ma czegoś takiego, że scenarzysta napisał i jego rola się kończy. Dla mnie to jest nie do przyjęcia.
Właśnie: W "Szanownym" widać tę znakomitą współpracę i zrozumienie między Wami a jednocześnie wkład, jaki każdy z Was indywidualnie wniósł do tego albumu. Jesteś zadowolony z efektu?
Można powiedzieć, że "Szanowny" powoli do mnie dociera. Myślę, że zrobiliśmy komiks o nieskończonej studni interpretacji, i nawet tego nie jesteśmy świadomi. Ostatnio sam przyłapałem się na tym, że "Szanowny" może być historią o końcu świata, a wcale tej kwestii z Bartkiem nie poruszaliśmy. Dlatego ten komiks do mnie cały czas dociera. Na pewno jest lepszy od "Alveum".
Nie wstydzę się powiedzieć, że "Szanowny" jest moim i Sztybora dzieckiem.
O dziwo, "Szanownego" dość szybko zilustrowałem, chyba 4-5 miesięcy. Pochłonęła mnie ta historia całkowicie.
Czy śledzisz to, co dzieje się na polskim rynku komiksowym? Co Ci się podoba a co nie?
Dobre pytanie. W sumie śledzę tylko to, jakie komiksy się ukazują u nas na rynku. Jeśli chodzi o osobowości, to nie obchodzi mnie to zbytnio. Ja muszę poznać osobę na żywo, żeby wiedzieć o kim mowa. Porozmawiać z nią o przysłowiowej pogodzie. Dopiero wtedy wiem kim on jest i jaki jest przede wszystkim. Nie mogę też wiele wiedzieć o świecie komiksowym w Polsce, gdyż mieszkam nad samym morzem, a tu kontakt z komiksem, jeśli jest, to znikomy, np. poprzez witryny internetowe, które bardziej zajmują się filmami na podstawie komiksów, niż stricte komiksami i ich analizą. Jest zbyt duża odległość od najbliższego miasta związanego z komiksem, żeby żyć światem komiksiarzy. Nawet mnie to cieszy, gdyż mam więcej czasu na robienie komiksów. Tak, są Gdańskie spotkania z komiksem, ale nie oszukujmy się, ta impreza jak dotąd przyciągała mało ludzi, głównie dlatego, że jest to zbyt duża odległość od właśnie np. Warszawy. Może w tym roku? Mało też czytam recenzji komiksowych, czy wiadomości na serwisach. Brak im podłoża prawdziwej analizy dzieła. Czasami mam wrażenie, że niektórzy dostają w łapę, żeby ładnie zbluzgać komis. Dlatego wolę przeczytać komiks osobiście. Co mi się podoba? Dobre komiksy zawsze mi się będą podobać. No i dobre pytania.
Większość informacji na temat tego, co się dzieje w świecie komiksu otrzymuję od ludzi których znam właśnie w centralnej Polsce. I to moje całe śledzenie...
Słuchasz muzyki podczas rysowania?
Ja słucham muzyki non stop. Możesz spytać kogo chcesz. Jeśli spotkasz jakąś osobę, która mnie pamięta, każdy ci opisze mnie jako gościa ze słuchawkami na uszach. Jestem pewny, że nie oddycham powietrzem, tylko muzyką. Jak kładę się spać, słucham muzyki. Jak się myję, nucę. Słucham praktycznie wszystkiego co jest wartościowe muzycznie. Od klasyki po eksperymentalną elektronikę. Od folku po progresywnego rocka. Od disco polo (bo kto nie lubi "Jesteś Szalona"), po funk i jazz... ja już nawet nie wiem czego słucham.
A co masz teraz na słuchawkach?
Od 4 dni non stop słucham Oresund Space Collective. Rockowa formacja z Danii. Absolutna psychodela. Kutiman, Izraelczyk grający funkująco baunsujące melodie, z melancholijnymi klimatami. Zawsze i wszędzie będę uwielbiał The Mars Volta. Za to ich szaleństwo. Friendly Fires, Soulwax. Ostatnio zaciekawiła mnie taka grupa jak School of Seven Bells z USA. Zajebiście np. mi się podoba nowy kawałek Dizzy Rascala.Ogólnie jest tak, że zarzucam sobie kapele z danej wytwórni. Ileś tam płyt, ileś tam kapel, i katuję przez tydzień. Raz Warp i ich eksperymenty, później np. Kranky i ich ambienty. Raz Conspirancy z eksperymetalnym rockiem itd. a następny tydzień non stop Chopin. Tak to u mnie wygląda.
Mam wiecej płyt niż komiksów.
Soundtrack do "Szanownego"?
Najważniejszy utwór to: Murcof - Cuerpo Celeste z płyty Cosmos. Bartkowi nawet go przesłałem. Moim zdaniem to właśnie ten utwór odzwierciedla klimat i stan umysłu "Szanownego". Później np.
Squarepusher - Orient orange, z płyty Hello Everything, Clark - Beg z płyty Turning Dragon, Tool - Rosetta Stoned z płyty 10000 days, Eivind Aarset- SelfDefence z płyty Light Extracts. Można by tak długo... Na pewno Murcof wtedy katowałem.
Wracając do komiksów: Twój, brat, Stefan, również je robi. Czasem nawet współpracujecie. Jak to jest w podziale obowiązków rysowniczych?
On robi sceny, hmmm... te bardziej zwariowane. Jego stan ducha idealnie nadawał się do "Zawału" z Bogaczem, czy "Spróbuj to sobie wyobrazić" ze Sztyborem. Czytając te historie czuć, że nie są do końca normalne. "Zawał" jest abstrakcyjnym bełkotem alkoholowym, a akcja "Spróbuj..." rozgrywa się nie wiadomo tak do końca gdzie. Do takich momentów, do takich historii zabiera się Stefan. Do komiksów, które mogą wydawać się nie do zrealizowania. No ale przez to trudniej się z nim współpracuje. Dużo dyskutuje. Więcej ode mnie.
Nad czym teraz pracujesz i kiedy będziemy mogli zobaczyć jakiś Twój nowy komiks?
Ogólnie to cały czas robię jakieś szorciaki. W Ziniolu #5 ma się ukazać 4 stronicowy dowcip, który zrobiłem z Pawłem Kumpiniewskim i już mamy w planach następny komiks, lecz utrzymany w poważnych tonach. A tak poza tym, chyba już od 3 lat ilustruję scenariusz Jerzego Szyłaka pt. "Szelki". Jest to kontynuacja legendarnej "Szminki" Joanny Karpowicz i właśnie Szyłaka. Poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko, aby dorównać tej historii, mam nadzieję, ze choć trochę się zbliżę do tego komiksu. Poza tym różne okładki do wydawnictwa książkowego, jak i ilustracje do gazety.
A jak wygląda twój proces twórczy?
W sumie od lat wygląda tak samo. Niewiele się zmieniło. Nigdy nie robiłem szkiców wstępnych. Nigdy nie szkicowałem stron, ani kadrów. Lecę od razu, od pierwszego do ostatniego kadru po kolei. Tak było aż do "Szanownego". Dopiero przy "Szelkach" zmienił się format kadrów. Każdą ilustrację robię osobno na A3.
Wiesz, proces twórczy, to poważna sprawa. Jeśli nie pozwolisz sobie na irracjonalne myślenie, nie wyjdziesz poza sferę standardów. Nie mówię tu o usilnym szukaniu oryginalności, ale o tym, że jeśli chcesz coś stworzyć, musisz zamknąć się w sobie. A to nie jest normalne. Scenariusz pisze się szybciej niż robi się ilustracje. Pisać można praktycznie wszędzie. Ze stroną wizualną jest zupełnie inaczej. Potrzeba na to czasu. Skupienia. To jest droga, którą kroczy tylko rysownik w samotności.
Masz zabałaganione biurko? Chodzisz w ekstazie po pokoju, czekając aż spłynie pomysł?
Zazwyczaj mam zagracone biurko. Pędzelki, paleta z farbami, farby, ścierki (choć nie wiem po co, i tak wszystko wycieram o ciuchy). Bardzo dużo rozmyślam nad kadrami. Nie spieszę się z nimi. Czasami jest tak, że robię jeden tydzień, a czasami 2 godziny. Wszystko zależy od stanu ducha. Do tych wszystkich rzeczy dochodzi kubek z herbatą, kubek z kawą i kubek z wodą.
Nie raz maczałem pędzelki z farbą w herbacie, albo kawie. I tak to wypijałem.
Prawdą też jest, że chodzę podczas rysowania czy ilustrowania - to pomaga. Patrzysz na ilustracje z różnych kątów. To pomaga dostrzec błędy.
Tak, często chodzę.
Chodzenie pomaga myśleć.
Prawdą też jest, że próbuje farby. Najgorsze w skutkach są akwarele. Straszna chemia.
Próbuję w sensie, że troszeczkę zjadam...