Polscy wielbiciele twórczości Hermanna ponownie mogą poczuć się rozpieszczani – piętnastotomowa seria, którą od 1972 roku współtworzył wspólnie ze scenarzystą Gregiem wpadła w wir wydawniczy, który – z tego co piszczy w trawie – powinien zakończyć się do przyszłorocznych wakacji.
Już po pierwszym tomie można powiedzieć, że warto zainteresować się „Comanche”. Nawet mimo obecności na okładce Jeana-Paula Belmondo, który był przecież wzorem dla innej westernowej serii – realizowanego przez Jeana Girauda i Jean-Michel Charliera "Blueberry'ego". I nawet mimo momentami dość pokracznych ilustracji artysty, którego pełnia formy miała nadejść dopiero za kilka lat.
Wbrew pozorom, „Comanche” to nie ramotka, a pełnokrwisty western, bardzo dobrze napisany i wciągający od samego początku. Choć nazwa serii wzięła się od właścicielki rancza „Trzy szóstki”, jej głównym bohaterem jest strzelec wyborowy imieniem Red Dust, znajdujący zatrudnienie na wspomnianym ranczu i stający się jego formalnym obrońcą. Wspólnie z ekipą przyjaciół będzie musiał poradzić sobie z zakusami bogatych przedsiębiorców, łasych na ziemie pięknej właścicielki. I choć rzucane im będą kłody pod nogi – a to w postaci trefnego stada wychudzonych krów, a to podstawionego weterynarza, czy amatorskich zaganiaczy bydła – poradzą sobie, bo muszą przecież stawić czoła wyzwaniom, zaplanowanym dla nich przez autorów na kolejnych czternaście tomów.
Choć rysunkowo widać jeszcze u Hermanna braki, to ciężko uwierzyć, że scenariusz tego komiksu powstał w latach 70., kiedy to ogólny trend w pisarstwie komiksowym był nieco inny. Warsztatu Gregowi może pozazdrościć niejeden współczesny twórca. Pierwszy tom "Comanche" fanom westernów powinien przysporzyć sporo radości. Klasyka!
"Comanche, tom 1: Red Dust". Scenariusz: Michel Greg. Rysunki: Hermann. Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe/ Prószyński i s-ka, Warszawa 2016. Komiks można kupić tutaj: Sklep Gildia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz