Piotr Nowacki, znany również pod pseudonimem Jaszczu, w ciągu kilku lat wypracował sobie solidną markę twórcy komiksowego. Zaczynał jeszcze w czasach kserowanych zinów, a obecnie ma na koncie kilka albumów oraz szereg publikacji w magazynach. Znany jest przede wszystkim ze współpracy z Bartoszem Sztyborem (ich wspólny komiks "Szóstego dnia" zajął trzecie miejsce w kategorii profesjonalistów podczas ubiegłorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi), Piotrem Szreniawskim ("Kwaziu i turystki"), Danielem Gizickim ("Kwaziu 2") i Ireneuszem Mazurkiem ("Mutująca teczka"). Najlepiej czuje się w stylistyce komiksu cartoonowego, w związku z czym najnowszy projekt, którego jest współtwórcą, nosił będzie tytuł "Karton". Zapraszam do przeczytania wywiadu z tym sympatycznym i niezwykle płodnym komiksiarzem.
Dominik Szcześniak: Nie wkroczyłeś w świat komiksu polskiego nagle. Wypracowałeś to wejście krok po kroku. Możesz opowiedzieć o samych początkach swojego rysowania?
Piotr Nowacki: Początki są bardzo zamierzchłe. Pierwsze komiksy powstawały w zeszytach w kratkę, kiedy jeszcze dobrze nie umiałem pisać. Miałem takie 60-kartkowe zeszyty i zarysowywałem je od deski do deski. Niektóre z tych pierwszych komiksów można znaleźć na moim blogu. Moim ulubionym moim komiksem z tamtych czasów jest Afer Bladwer, który jest pochodną "Tajfuna" Raczkiewicza. Komiksy ze "Świata Młodych" były moją pierwszą inspiracją.
W Twojej obecnej twórczości widzę więcej z "Blubeksa" niż Raczkiewicza! Śledziłeś tę serię na łamach "ŚM"?
O nie, "Blubeksa" nie kojarzę. Pamiętam za to taki szalony komiks ze stworkami, które wychodziły ze snów. Pensjonat snów, czy coś w ten deseń.
Tak. Klimaty cartoonowe. Z tego co widzę, są Ci bliskie? Dlaczego?
Ta stylistyka zawsze silniej przyciągała mój wzrok. Kiedy wychodziły komiksy z Orbity, to seria "Hugo" bardziej mnie pacała niż "Tetfol" czy nawet "Thorgal", i to właśnie w dużej mierze ze względu na rysunek. Uwielbiam też oglądać kreskówki. Kiedy w Polsce pojawił się Cartoon Network, zwariowałem na punkcie seriali z tej stacji.
W tej kwestii (cartoonu) pod swe skrzydła przygarnęli Cię patroni: Śledziu i KRL. I widać, że ciągle szkolisz warsztat. Pochlebne opinie z ich strony były dla Ciebie zapewne mobilizujące.
Tak, pochlebne opinie ze strony chłopaków były dla mnie potwornie mobilizujące, ale przede wszystkim było to dla mnie ogromne zaskoczenie. Zdaje sobie sprawę, że to było właśnie takie poklepanie po plecach na zachęte i zapewniam, że sodówka do głowy mi nie uderzyła. Potrafię na chłodno ocenić swoje umiejętności i widzę całą masę kozaków, którzy mnie przebijają w temacie rysunek.
Prace patronów zapewne Cię inspirują. Czyje jeszcze?
Na pewno ekipa Produktywnych odcisnęła ogromne piętno na tym co dziś robię. KRL, Marek Lachowicz, Śledziu. W ogóle dzięki "Produktowi" wróciłem do rysowania i zainteresowania komiksem po wielu latach przerwy. Ale takie pierwsze pierwsze inspiracje to na pewno Szarlota Pawel, Baranowski, Skrzydlewski, Butenko no i niedościgniony Christa.
Przemycałeś te inspiracje w swoim pierwszym znanym komiksie, "Mutującej teczce"?
Starałem się. "Mutująca teczka" to był mój pierwszy "poważniejszy" poligon doświadczalny. Czas ostrych poszukiwań, podpatrywania właśnie różnych patentów u innych i próby przenoszenia ich na mój grunt. Dla mnie się wtedy nawet niespecjalnie liczyło to, czy scenariusz jest dobry czy nie. Chciałem po prostu rysować komiksy a sam nie miałem żadnych pomysłów.
Dzisiaj, mając już sporo doświadczenia na karku, skrupulatniej dobierasz sobie scenariusze?
Dzisiaj to już praktycznie współpracuję tylko z jednym scenarzystą - Bartkiem Sztyborem. Do tej pory nie zrealizowałem chyba tylko jednego scenariusza, który dla mnie napisał. Ale to też nie dlatego, że nie podobała mi się historia, którą wymyślił. Po prostu nie potrafiłem jej w zadowalający dla mnie sposób narysować. A poza tym to biorę wszystko co Bartek napisze niemal w ciemno. Cholernie zdolny i pracowity typ.
A inni, z którymi współpracowałeś?
Doceniam współpracę ze wszystkimi scenarzystami, których spotkałem na swojej drodze. Każdy z nich ma niejedną ciekawą historię do opowiedzenia. Jednak zdecydowanie najbardziej jestem zadowolony z tych komiksów, które zrobiłem z Bartkiem.
Kwaziu to postać, nad którą pracowałeś z kilkoma róznymi scenarzystami. Różnice w podejściu, inny system tworzenia komiksu, inne myślenie,,, jak to wpłynęło na Twoją pracę?
Pierwszy "Kwaziu" zrobiony z Piotrem Szreniawskim to był zbiór 64 pasków, które ułożyły się w jedną historię. Piotr napisał te paski chyba w jeden dzień. Moje tempo rysowania było również szaleńcze. I to niestety widać. Wtedy rysowałem jeszcze bardzo sztywno. Postaci są jak rysowane przy linijce. Masakra. Do drugiego "Kwazia", napisanego przez Daniela Gizickiego, byłem już lepiej przygotowany. Dużo szkicowałem i kombinowałem z projektami postaci (Daniel też sugerował tu pewne zmiany, kiedy pokazywałem mu szkice, co było fajne). Jednak tu również nie jestem zadowolony z efektu końcowego. Wiele kadrów puściłem, olałem drugi plan. Myślę, że Daniel też pewnie dziś sporo by poprawił w samym scenariuszu, bo historyjce czegoś brakuje.
Wróćmy nieco do czasów, kiedy debiutowałeś. Pojawiłeś się w zinie "KGB", który był jednym z ważniejszych zinów na scenie. Jak do tego doszło i jak w ogóle wspominasz te kserowane czasy?
Pierwszym zinem jaki wpadł w moje ręce był "Ziniol". Chciałem się przekonać co to jest w ogóle takiego ten zin komiksowy i zamówiłem u Ciebie kilka numerów. Pamiętam, że zostałem wtedy zastrzelony kilkoma komiksami z "Ziniola" a najbardziej zdzielił mnie po głowie "Mocz w zupie". Strasznie fajnie wspominam kolejne zamówienia składana na "Ziniole" i wyczekiwanie na listonosza. A na "KGB" trafiłem na jednych z pierwszych WSK i jeśli dobrze pamiętam, to właśnie tam przekazałem Hubertowi Ronkowi teczkę z "Mutującą teczką". No i Hubert zgodził się ją publikować na łamach swojego zina. Pamiętam, że przesyłałem mu pocztą kserówki kolejnych odcinków. Kurde, nie pamiętam dlaczego nie wysyłałem tych plansz przez internet. Jakaś dziwna akcja.
Kiedyś tak było - długopis, papier, koperta. To miało swój urok. Załapałeś się na końcówkę tych czasów...
Dokładnie tak. I bardzo się cieszę, że chociaż na tę końcoweczkę się załapałem. Kiedy mieszkałem w Olsztynie w czasie studiów, to nie miałem pojęcia, że są jakieś ziny, konwenty. Kupowałem tylko "Produkt". Jednak w którąś niedzielę wypatrzyłem na słupie ogłoszeniowym, że niedaleko chaty którą wynajmowałem odbywa się jakaś impera komiksowa. To był pierwszy Implant.
Przeszedłem się tam i wróciłem do domu z jednym numerem "Azbestu", który kupiłem od Śledzia.
Pamiętam, że Śledziu rozmieniał mi wtedy kasę, żebym miał dwa zety na wjazd.
Dzisiaj niejako przejmujesz pałeczkę wydawniczą, bo wśród Twoich projektów jest magazyn komiksowy. Skąd w ogóle taki pomysł? I co będzie można tam poczytać?
Słyszałem, że z Bartkiem Sztyborem pracujecie nad komiksem, którego główną postacią jest Flitlicz (obrazek obok - postać z prawej). Mógłbyś przybliżyć historię powstania tej postaci?
Dominik Szcześniak: Nie wkroczyłeś w świat komiksu polskiego nagle. Wypracowałeś to wejście krok po kroku. Możesz opowiedzieć o samych początkach swojego rysowania?
Piotr Nowacki: Początki są bardzo zamierzchłe. Pierwsze komiksy powstawały w zeszytach w kratkę, kiedy jeszcze dobrze nie umiałem pisać. Miałem takie 60-kartkowe zeszyty i zarysowywałem je od deski do deski. Niektóre z tych pierwszych komiksów można znaleźć na moim blogu. Moim ulubionym moim komiksem z tamtych czasów jest Afer Bladwer, który jest pochodną "Tajfuna" Raczkiewicza. Komiksy ze "Świata Młodych" były moją pierwszą inspiracją.
W Twojej obecnej twórczości widzę więcej z "Blubeksa" niż Raczkiewicza! Śledziłeś tę serię na łamach "ŚM"?
O nie, "Blubeksa" nie kojarzę. Pamiętam za to taki szalony komiks ze stworkami, które wychodziły ze snów. Pensjonat snów, czy coś w ten deseń.
Tak. Klimaty cartoonowe. Z tego co widzę, są Ci bliskie? Dlaczego?
Ta stylistyka zawsze silniej przyciągała mój wzrok. Kiedy wychodziły komiksy z Orbity, to seria "Hugo" bardziej mnie pacała niż "Tetfol" czy nawet "Thorgal", i to właśnie w dużej mierze ze względu na rysunek. Uwielbiam też oglądać kreskówki. Kiedy w Polsce pojawił się Cartoon Network, zwariowałem na punkcie seriali z tej stacji.
W tej kwestii (cartoonu) pod swe skrzydła przygarnęli Cię patroni: Śledziu i KRL. I widać, że ciągle szkolisz warsztat. Pochlebne opinie z ich strony były dla Ciebie zapewne mobilizujące.
Tak, pochlebne opinie ze strony chłopaków były dla mnie potwornie mobilizujące, ale przede wszystkim było to dla mnie ogromne zaskoczenie. Zdaje sobie sprawę, że to było właśnie takie poklepanie po plecach na zachęte i zapewniam, że sodówka do głowy mi nie uderzyła. Potrafię na chłodno ocenić swoje umiejętności i widzę całą masę kozaków, którzy mnie przebijają w temacie rysunek.
Prace patronów zapewne Cię inspirują. Czyje jeszcze?
Na pewno ekipa Produktywnych odcisnęła ogromne piętno na tym co dziś robię. KRL, Marek Lachowicz, Śledziu. W ogóle dzięki "Produktowi" wróciłem do rysowania i zainteresowania komiksem po wielu latach przerwy. Ale takie pierwsze pierwsze inspiracje to na pewno Szarlota Pawel, Baranowski, Skrzydlewski, Butenko no i niedościgniony Christa.
Przemycałeś te inspiracje w swoim pierwszym znanym komiksie, "Mutującej teczce"?
Starałem się. "Mutująca teczka" to był mój pierwszy "poważniejszy" poligon doświadczalny. Czas ostrych poszukiwań, podpatrywania właśnie różnych patentów u innych i próby przenoszenia ich na mój grunt. Dla mnie się wtedy nawet niespecjalnie liczyło to, czy scenariusz jest dobry czy nie. Chciałem po prostu rysować komiksy a sam nie miałem żadnych pomysłów.
Dzisiaj, mając już sporo doświadczenia na karku, skrupulatniej dobierasz sobie scenariusze?
Dzisiaj to już praktycznie współpracuję tylko z jednym scenarzystą - Bartkiem Sztyborem. Do tej pory nie zrealizowałem chyba tylko jednego scenariusza, który dla mnie napisał. Ale to też nie dlatego, że nie podobała mi się historia, którą wymyślił. Po prostu nie potrafiłem jej w zadowalający dla mnie sposób narysować. A poza tym to biorę wszystko co Bartek napisze niemal w ciemno. Cholernie zdolny i pracowity typ.
A inni, z którymi współpracowałeś?
Doceniam współpracę ze wszystkimi scenarzystami, których spotkałem na swojej drodze. Każdy z nich ma niejedną ciekawą historię do opowiedzenia. Jednak zdecydowanie najbardziej jestem zadowolony z tych komiksów, które zrobiłem z Bartkiem.
Kwaziu to postać, nad którą pracowałeś z kilkoma róznymi scenarzystami. Różnice w podejściu, inny system tworzenia komiksu, inne myślenie,,, jak to wpłynęło na Twoją pracę?
Pierwszy "Kwaziu" zrobiony z Piotrem Szreniawskim to był zbiór 64 pasków, które ułożyły się w jedną historię. Piotr napisał te paski chyba w jeden dzień. Moje tempo rysowania było również szaleńcze. I to niestety widać. Wtedy rysowałem jeszcze bardzo sztywno. Postaci są jak rysowane przy linijce. Masakra. Do drugiego "Kwazia", napisanego przez Daniela Gizickiego, byłem już lepiej przygotowany. Dużo szkicowałem i kombinowałem z projektami postaci (Daniel też sugerował tu pewne zmiany, kiedy pokazywałem mu szkice, co było fajne). Jednak tu również nie jestem zadowolony z efektu końcowego. Wiele kadrów puściłem, olałem drugi plan. Myślę, że Daniel też pewnie dziś sporo by poprawił w samym scenariuszu, bo historyjce czegoś brakuje.
Wróćmy nieco do czasów, kiedy debiutowałeś. Pojawiłeś się w zinie "KGB", który był jednym z ważniejszych zinów na scenie. Jak do tego doszło i jak w ogóle wspominasz te kserowane czasy?
Pierwszym zinem jaki wpadł w moje ręce był "Ziniol". Chciałem się przekonać co to jest w ogóle takiego ten zin komiksowy i zamówiłem u Ciebie kilka numerów. Pamiętam, że zostałem wtedy zastrzelony kilkoma komiksami z "Ziniola" a najbardziej zdzielił mnie po głowie "Mocz w zupie". Strasznie fajnie wspominam kolejne zamówienia składana na "Ziniole" i wyczekiwanie na listonosza. A na "KGB" trafiłem na jednych z pierwszych WSK i jeśli dobrze pamiętam, to właśnie tam przekazałem Hubertowi Ronkowi teczkę z "Mutującą teczką". No i Hubert zgodził się ją publikować na łamach swojego zina. Pamiętam, że przesyłałem mu pocztą kserówki kolejnych odcinków. Kurde, nie pamiętam dlaczego nie wysyłałem tych plansz przez internet. Jakaś dziwna akcja.
Kiedyś tak było - długopis, papier, koperta. To miało swój urok. Załapałeś się na końcówkę tych czasów...
Dokładnie tak. I bardzo się cieszę, że chociaż na tę końcoweczkę się załapałem. Kiedy mieszkałem w Olsztynie w czasie studiów, to nie miałem pojęcia, że są jakieś ziny, konwenty. Kupowałem tylko "Produkt". Jednak w którąś niedzielę wypatrzyłem na słupie ogłoszeniowym, że niedaleko chaty którą wynajmowałem odbywa się jakaś impera komiksowa. To był pierwszy Implant.
Przeszedłem się tam i wróciłem do domu z jednym numerem "Azbestu", który kupiłem od Śledzia.
Pamiętam, że Śledziu rozmieniał mi wtedy kasę, żebym miał dwa zety na wjazd.
Dzisiaj niejako przejmujesz pałeczkę wydawniczą, bo wśród Twoich projektów jest magazyn komiksowy. Skąd w ogóle taki pomysł? I co będzie można tam poczytać?
Jeśli chodzi o "Karton" to mózgiem całej operacji jest zdecydowanie Asu. Choć ode mnie wyszedł jakby zalążek pomysłu, kiedy byliśmy z Tomkiem na warsztatach komiksowych w Muzeum Powstania Warszawskiego. Opowiedziałem mu o moim pomyśle zrobienia magazynu, który skupiałby komiksy rysowane właśnie w stylistyce cartoonowej, która obu nam jest bliska. Asu podchwycił ten pomysł w mig i zaczęliśmy kombinować dalej. Stała ekipa, stałe serie, gość specjalny w każdym numerze, jeden rysownik odpowiedzialny za okładki. Na etapie tego kombinowania dołączył do nas Bartek Sztybor. Spotykaliśmy się poniedziałki po pracy na piwku i dyskutowaliśmy. W wyniku tych spotkań wyklarowała się ekipa, którą widzielibyśmy na stałe w tym projekcie. Poszły maile z propozycjami, wszyscy się zgodzili i działamy. Do przedstawianej już tu i ówdzie drużyny dołączył ostatnio KRL, który będzie na łamach "Kartona" publikował serię stripów, z czego ogromnie się cieszymy.
Poza KRL’em w "Kartonie" będzie można spotkać Marka Lachowicza i jego sztandarowych bohaterów, Asu z serią o sąsiedzie suberbohatera, Asu we współpracy z piekielnie zdolną i ciekawą rysowniczką Ewą Juszczuk będą publikować serial o dziewczynkach z cyrku, Bartek Szymkiewicz i Maciek Łazowski przedstawią sagę kosmiczną oraz bracia Marcin i Przemek Surma w doskonale zapowiadających się komiksach (widziałem już pierwsze, intrygujące odcinki). No i tak jak wspomniałem w każdym numerze chcemy przedstawić komiks jakiegoś gościa specjalnego. Za okładki odpowiada Jakub "roody" Tschierse.Słyszałem, że z Bartkiem Sztyborem pracujecie nad komiksem, którego główną postacią jest Flitlicz (obrazek obok - postać z prawej). Mógłbyś przybliżyć historię powstania tej postaci?
Flitlicz jest jednym z bohaterów naszej serii, która będzie publikowana w "Kartonie", a nosi ona tytuł "Oby do piątku trzynastego". Bartek wpadł na pomysł odcinkowca o seryjnych mordercach zamieszkujących w jednym domu, który pokazywałby co tacy kolesie porabiają, kiedy nie ma piątku trzynastego, czyli kiedy nie mordują. Flitlicz jest demonem z dziurą w brzuchu, z której zwisają wnętrzności. Swoje oryginalne imię zawdzięcza twórcom komiksu "Monte Cassino", którzy w tym komiksie użyli onomatopei "FLITLICZ" jako dźwięku wdepnięcia w trupa. Jest to według nas najfajniejsza onomatopeja w historii komiksu i w ten sposób oddajemy jej specjalny hołd.
Ilustracje:
1. Jaszczu w otoczeniu swoich pomysłów,
2. Fotografia naszego dzisiejszego bohatera,
3. kadr z "Kapitan Mineta: Klątwa Kakaowego Oka" (publikacja: "Hardkorporacja" 4),
4. okładka komiksu "Mutująca teczka" (scenariusz: Ireneusz Mazurek, wyd. timof i cisi wspólnicy),
5. fragment komiksu "Ciepło, zimno", kolor: Radek Czyż,
6. okładka komiksu "Kwaziu i turystki" (scenariusz: Piotr Szreniawski)
7. okładka komiksu "Kwaziu 2" (scenariusz: Daniel Gizicki, wyd. Dolna Półka),
8. fragment pierwszego odcinka "Oby do piątku trzynastego" (publikacja: "Karton" nr 1),
9. Kwaziu z antologii - hołdu dla Tadeusza Baranowskiego, mającej się ukazać w październiku.
Ilustracje:
1. Jaszczu w otoczeniu swoich pomysłów,
2. Fotografia naszego dzisiejszego bohatera,
3. kadr z "Kapitan Mineta: Klątwa Kakaowego Oka" (publikacja: "Hardkorporacja" 4),
4. okładka komiksu "Mutująca teczka" (scenariusz: Ireneusz Mazurek, wyd. timof i cisi wspólnicy),
5. fragment komiksu "Ciepło, zimno", kolor: Radek Czyż,
6. okładka komiksu "Kwaziu i turystki" (scenariusz: Piotr Szreniawski)
7. okładka komiksu "Kwaziu 2" (scenariusz: Daniel Gizicki, wyd. Dolna Półka),
8. fragment pierwszego odcinka "Oby do piątku trzynastego" (publikacja: "Karton" nr 1),
9. Kwaziu z antologii - hołdu dla Tadeusza Baranowskiego, mającej się ukazać w październiku.
5 komentarzy:
Ciekawy wywiad, ale czuje lekki niedosyt. Zbyt krótko :) Jak się rozczytałem to doszedłem do spisu ilustracji...
No i oczywiście Afer Bladwer Rulez !
bardzo fajne te wywiady!
no a Jaszczu jest super, bardzo dobrze wpływają Jego słowa na uspokojenie. mistrz wyrozumiałości i kreski.
no proszę, a myślałem, że Flitlicz ma jakieś ruskie korzenie :) wywiad rzeczywiście mógłby być dłuższy, fajnie się czytało
jest dużo historii do obgadania z Jaszczem, tak więc jeszcze na pewno wrócimy do wywiadowych akcji, cobyście swój głód zaspokoili
pomyłka wkradła się w wywiad - Flitlicz to koleżka z prawej, nie z lewej. Wcześniej w tekście było, że z lewej, bo patrzyliśmy od jego strony:D
Prześlij komentarz